Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gość. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 maja 2025

naduŻycie Warszawy

Zawsze sądziłem, że w latach 70. mało kto w Warszawie słyszał o paskach z "Wieczoru Wybrzeża". Stołeczna prasa, w tym tygodnik "Stolica", poranne "Życie Warszawy" i popołudniowy "Express Wieczorny" nigdy nie były zainteresowane przedrukami historyjek Christy. "Kajko i Kokosz" dotarł do warszawskich dzieci dopiero w roku 1975, po migracji serii na łamy "Świata Młodych", a potem "Relaxu". Jednak nawet wtedy czytelnicy nie dowiedzieli się, że w latach 1958-1975 w Gdańsku ukazało się ponad 4700 "nieznanych" odcinków. Pierwsza informacja na ten temat pojawiła się w prasie ogólnopolskiej w roku 1978, dzięki tygodnikowi "Czas".

A jednak okazuje się, że "Życie Warszawy" od dawna wiedziało o trójmiejskim fenomenie, a nawet o nim pisało, tylko trochę inaczej, niż byśmy oczekiwali. Dowodem są dwa poniższe wycinki z roku 1970, znalazione przez niestrudzonego Arka z Gdańska (oczywiście podczas zupełnie innego researchu). Notki ukazały się w prześmiewczej rubryce ŻW "Na marginesie dnia", zbierającej rozmaite słowne lapsusy z prasy lokalnej. Co ciekawe, redakcja "Życia" w obu przypadkach zareagowała na gorąco, mniej więcej na drugi dzień po publikacji pasków w "Wieczorze Wybrzeża". Nie wiadomo w jaki sposób ciekawostki trafiały do warszawskiej redakcji - czy przysyłali je terenowi korespondenci albo współpracownicy, czy też tajemniczy redaktor ZET-ES osobiście przeglądał nadesłane z kraju gazety w poszukiwaniu potknięć.

"Życie Warszawy" z 25 marca 1970 (odc. 552)"Życie Warszawy" z 22 maja 1970 (odc. 599)

Z notkami o "Kajtku i Koku w kosmosie" mamy jeszcze jeden problem - otóż nie bardzo wiemy w którym miejscu się śmiać. Albo kontekst się zdezaktualizował, albo żarty są suche jak szampon, albo przeciwnie - zbyt finezyjne na nasze możliwości. Mamy więc do Was ogromną prośbę: spróbujcie rozgryźć te dwa żarciki, zwłaszcza ten z kopialami, bo nam wydaje się zupełnie abstrakcyjny. Poniżej wrzucam trochę większą próbkę stylu redaktora ZET-ESa. Pomożecie?

środa, 10 sierpnia 2022

Ilustrowana bibliografia

Oj, udała nam się pięćdziesiątka Kajka i Kokosza. Rocznicowe atrakcje sypały się od samego rana: Fundacja "Kreska" opublikowała okolicznościowy artykuł, wydawnictwo Egmont obniżyło ceny albumów, a Staszek Orłowski podzielił się wspomnieniami (że nie wspomnę o własnym tekście). Jakby tego było mało, pod wieczór kolega nori z bloga 8studs wrzucił do sieci gigantyczną infografikę z bibliografią Christy. Jest ona tak długa, że musiałem podzielić ją na dwa kawałki, żeby jakoś się w tym wpisie zmieściła. Nori ciężko nad nią pracował przez ostatnie dwa miesiące, o czym dobrze wiem, bo trochę mu w tej robocie pomagałem jako tzw. społeczny konsultant. Dzięki temu jeszcze dziś mogę to niesamowite opracowanie umieścić "Na plasterkach", i to w takiej rozdzielczości, że możecie już pochować te swoje lupy. Wchodźcie w zakładkę "Infografika", klikajcie w obrazek i delektujcie się ogromem zgromadzonych tam informacji. Życzę owocnej lektury. Ku chwale Janusza Christy!

wtorek, 30 listopada 2021

Nieodgadniona Christo-zagadka

No niestety, tym razem zadanie okazało się zbyt ambitne. We wczorajszej Christo-zagadce wpłynęła tylko jedna odpowiedź i to niepełna. Nagrody zostają więc na półce, zaś rozwiązanie wygląda następująco:

Nie dziwota, że nie rozpoznaliście Bohdana Butenki w nietypowym dla niego wydaniu. Natomiast z Jackiem Fedorowiczem i Zbigniewem Jujką, czyli dwoma stałymi rezydentami "Dziennika Bałtyckiego", nie powinniście mieć problemów. Zresztą o "Aktualnościach" Fedorowicza pisaliśmy już na blogu, przy okazji wcześniejszych występów gościnnych Christy (i Kajtka) na łamach tej gazety.

Poniżej możecie zobaczyć wszystkie konkursowe rysunki w ich środowisku naturalnym. Dwie pierwsze strony to "Dziennik Bałtycki" z 12 marca 1961, a ostatnia - z 21 maja 1961.

A teraz przechodzimy do konkretów, czyli do odkrytych przez Arka z Gdańska rysunków Janusza Christy. Wydawać by się mogło, że o twórczości Mistrza wiemy już wszystko, tymczasem co kilka lat z prywatnych kolekcji i państwowych archiwów wypływają jego nieznane prace: a to okładka niewydanego albumu, a to fascynująca ilustracja albo kawał rysunkowy. Tym razem są to trzy miniaturki, opublikowane w niedzielnym dodatku DB "Rejsy", jako ilustracje do fraszek Józefa Dzirby. Z przeprowadzonego przez Arka researchu wynika, że Dzirba jeszcze w latach 60. wyemigrował do Australii, gdzie m.in. współpracował z polonijnym kwartalnikiem literackim "Margines". Poeta zmarł prawdopodobnie w 2016 r.

Rysunki Christy utrzymane są w podobnej stylistyce, jak pochodzące z tego samego okresu dowcipy z "Tygodnika Morskiego" i nieco późniejsze mikro-ilustracje z "Wieczoru Wybrzeża" (1962-64, niepublikowane na blogu). Rysownik dorabiał wówczas gdzie mógł, jako że w 1959 r. urodził mu się syn.

Jeśli ktoś z Was także chciałby zostać komiksowym odkrywcą, proponujemy zacząć od przejrzenia trójmiejskiej prasy właśnie z początku lat 60., czyli okresu wyjątkowej aktywności zawodowej Christy. Bałtycka Biblioteka Cyfrowa, z której pochodzą wszystkie publikowane powyżej skany, znakomicie się do takich poszukiwań nadaje. Czekamy na Wasze znaleziska i obiecujemy miejsce w historii.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Christo-zagadka z nagrodami

Niedawna kwerenda Arka z Gdańska (kiedyś z Gdyni) okazała się nadzwyczaj owocna. Nasz niestrudzony prasowy archeolog tym razem natknął się na nieznane rysunki Janusza Christy, opublikowane w dwóch numerach "Dziennika Bałtyckiego" z 1961 roku. Co więcej, po sąsiedzku (tzn. na tej samej albo kolejnej stronie) DB zamieścił ilustracje trzech innych znakomitych rysowników, nie tylko z Trójmiasta. Styl tych miniaturek jest tak osobliwy, że gdyby nie podpisy, mielibyśmy spore problemy z identyfikacją autorów. A Wy?

Spróbujcie odgadnąć kto stworzył poniższe ilustracje. Nazwiska wszystkich autorów są bardzo znane i tylko jeden z nich nie był rasowym komiksiarzem. Od razu uprzedzam, że sygnaturki wykasowałem, za to dla ułatwienia podkręciłem nieco czerń, bo jakość druku w DB to jakaś katastrofa. A teraz klikajcie w obrazek, żeby go powiększyć i wpisujcie swoje typy w komentarzach pod niniejszym postem.

Kto pierwszy prawidłowo odgadnie autorów wszystkich 10 obrazków, otrzyma następujący zestaw kolekcjonerskich białych kruków:

  1. cudownie ocalały egzemplarz komiksu "Kayko and Kokosh: Flying School" (Fiute Edition),
  2. plakat "Postaciologia v. 1.3" wydany przez festiwal DwuTakt (kolor, format A3),
  3. unikalna pocztówkę z jazzowo-świątecznym rysunkiem Janusza Christy,
  4. pocztówkę z równoległego świata, w którym hucznie obchodzono 20-lecie "Wieczoru Wybrzeża", a Christa był gwiazdą jubileuszu.

Bardzo Was proszę: podpisujcie się jakoś w komentarzach (nie ma obowiązku logowania), żebym mógł Was odróżnić i wysłać nagrodę właściwej osobie. Nie wykluczam, że będę podpowiadał, jeśli zajdzie taka potrzeba. Powodzenia!

PODPOWIEDŹ NR 1
Autorem ilustracji H, I, J jest rysownik spoza Trójmiasta, mający na koncie co najmniej 20 wesołych zeszytów komiksowych.

PODPOWIEDŹ NR 2
Obrazek E narysował stały współpracownik "Dziennika Bałtyckiego", znany satyryk, ale nie komiksiarz. Pozostałych 6 rysunków wykonali dwaj autorzy (w tym Christa), po 3 na głowę.

PODPOWIEDŹ NR 3
Autor 1 - rysunki A, C, F
Autor 2 - rysunki B, D, G
Autor 3 - rysunek E
Autor 4 - rysunki H, I, J

wtorek, 9 listopada 2021

Recenzent uprzedza (się)

W tym roku odeszły dwie osoby, dzięki którym w 1986 roku "Kajko i Kokosz" po raz pierwszy trafił na deski teatru. W sierpniu zmarła Bogusława Czosnowska, autorka i reżyserka widowiska, a w ubiegły czwartek Ryszard Jaśniewicz, ówczesny dyrektor Słupskiego Teatru Dramatycznego i odtwórca roli Hegemona. Na przełomie lat 70/80. oboje artyści występowali w gdańskim Teatrze Wybrzeże, dla którego w roku 1983 Czosnowska zrealizowała sztukę "O dwóch takich co ukradli księżyc" z komiksowym programem Janusza Christy (do obsady w ostatniej chwili dołączył Jaśniewicz). Warto przypomnieć, że Christa znał się z Czosnowską co najmniej od 1959 r., o czym pisaliśmy w artykule "Dobry 'Wieczór'?".

Większość tych informacji zawdzięczamy niestrudzonemu tropicielowi prasowych ciekawostek, Arkowi z Gdańska (dawniej z Gdyni), który tym razem znalazł w "Głosie Pomorza" interesującą recenzję słupskiego spektaklu. "Nie znam tego komiksu i - szczerze przyznaję - nie lubię tego gatunku" uprzedza na wstępie recenzentka, a za chwilę dodaje: "wolałabym cieszyć się dobrą literaturą w teatrze, a nie widowiskiem inspirowanym komiksami". Dostało się i Chriście i Czosnowskiej, jedynie Jaśniewicz został potraktowany łaskawie. Ech, dziś już nie ma takich recenzji... ale może to i lepiej.

wtorek, 23 lutego 2021

Polski Vaillant o polskim Roswell

W ubiegłym tygodniu Internet obiegła wiadomość, że Janusz Christa wylądował na Marsie. Za tym niezwykłym i wzruszającym wydarzeniem stoi Sławomir Malinowski (dziennikarz, podróżnik, autor filmu dokumentalnego "Christa"), który postanowił zrobić nieżyjącemu przyjacielowi prezent i załatwił mu w NASA symboliczny bilet na kosmiczny lot z łazikiem Perseverance.

Przypomniało mi to poprzednią wyprawę Christy na Marsa i zmobilizowało do dokończenia artykułu, który razem z Arkiem z Gdańska (dawniej znanym jako Arek z Gdyni) szykowaliśmy od niemal pół roku. Najnowsze odkrycie Arka jest efektem kwerendy, którą prowadził w Bibliotece Gdańskiej PAN w związku z zupełnie innym tematem.

* * *
Wiele razy pokazywaliśmy na blogu jak Janusz Christa podpatrywał u innych autorów rozmaite elementy graficzne i twórczo adaptował je na potrzeby swoich historyjek. Robił to zwłaszcza na początku kariery, kiedy wciąż bardziej chciał rysować komiksy, niż umiał to robić. Również jako scenarzysta czerpał inspiracje skąd się dało, nie tylko z kultury masowej. Dziś opowiemy o przełomowym momencie, w którym rzeczywistość za oknem pchnęła go ku nowej opowieści, pełnej tak fantastycznych pomysłów, że ledwie dało się je upchnąć w czterech kadrach gazetowego paska.

Rok 1959 obfitował w ważne dla Christy wydarzenia. W styczniu Janusz i jego żona Renia zostali rodzicami syna Marka, w czerwcu rysownik wystąpił na estradzie, a w październiku odbył ćwiczenia wojskowe (o tym opowiemy innym razem). Ale na czwartej stronie "Wieczoru Wybrzeża" rok zaczął się zupełnym marazmem, a fabuła drugiej serii "Niezwykłych przygód Kajtka Majtka" dreptała w kółko. Na przykład w pasku z 23 stycznia (data wybrana nieprzypadkowo) łotr Makary po raz kolejny uciekał przed Kajtkiem, rzucał w niego śnieżkami i chował się przed buldogiem na drzewo. Ten głupiutki gag może i pozwalał Chriście poćwiczyć warsztat rysownika, ale na pewno nie scenarzysty. Autor dramatycznie wręcz potrzebował POMYSŁU i nagle znalazł go... na czołówce tego właśnie numeru "Wieczoru". A był to pomysł nie z tej Ziemi!

"Wieczór Wybrzeża" z 23 stycznia 1959 r.

"Latający talerz" nad Gdynią? – trochę informował, a trochę pytał niepozorny tekst w lewym górnym rogu pierwszej strony. Korzystając z przywilejów prasy bulwarowej, gazeta mogła pozwolić sobie na zamieszczanie tego typu niusów. Ten konkretny mówił o Niezidentyfikowanym Obiekcie Latającym (w skrócie NOL) "koloru pomarańczowego o brzegach zabarwionych na różowo", dostrzeżonym tego samego dnia rano* przez dwójkę pracowników wytwórni herbaty paczkowanej Posti. Spodek pojawił się na niebie około godziny szóstej (a więc w kompletnych ciemnościach, zważywszy na porę roku) i zniknął. Notka nie brzmiała specjalnie mądrze, w dodatku sąsiadowała z zapowiedzią cyklu artykułów pt. Latające spodki nad Polską, co pozwalało przypuszczać, że redakcja "Wieczoru Wybrzeża" na siłę szuka sensacji.

W następnych dniach ani poważny "Dziennik Bałtycki", ani partyjny "Głos Wybrzeża" w ogóle nie napisały o tej sprawie. Nie oznacza to jednak, że tematyka kosmiczna była zbyt abstrakcyjna dla oficjalnej propagandy. Wręcz przeciwnie. Dokładnie w tym samym czasie "Dziennik" często i wręcz entuzjastycznie informował o gigantycznych postępach kosmonautyki radzieckiej.

"Dziennik Bałtycki" z 29 stycznia i 3 lutego 1959 r. ZSRR rzeczywiście posadziło rakietę na Księżycu o dwa miesiące wcześniej niż USA, ale dopiero 7 lat później i bez załogi.

Tymczasem "Wieczór" dalej podgrzewał atmosferę wokół gdyńskiego incydentu, z niesłychanym jak na PRL końca lat 50. zaangażowaniem. Do tematu oddelegowano red. Wandę Odyę (1930–1977) i wkrótce na łamach gazety pojawili się kolejni naoczni świadkowie, z imionami, nazwiskami i zdjęciami. Oni również opowiadali o UFO, które ich zdaniem wcale nie zniknęło, tylko wpadło do portowego basenu. To dopiero była sensacja! Czegoś takiego popołudniówka po prostu nie mogła odpuścić.

"Wieczór Wybrzeża" z 28 stycznia 1959 r.

Do poszukiwań zatopionego w basenie spodka "Wieczór" przystąpił całkiem serio i z wielkim rozmachem. Od Marynarki Wojennej udało się załatwić okręt wraz z zespołem płetwonurków - niewykluczone, że dzięki silnym związkom "Wieczoru" z partyjnym (a więc bezpośrednio podlegającym władzy) "Głosem Wybrzeża". Popołudniówka skrupulatnie relacjonowała przebieg operacji: a to zejście specjalistów pod wodę, a to nietypowe reakcje psa tropiącego, który też zjawił się na Nabrzeżu Polskim gdyńskiego portu. Niezauważalnie z historii typu "dwugłowe cielę", UFO w Gdyni stało się sprawą poważną. Z dna basenu portowego wydobywano nawet jakieś próbki, które następnie trafiały do analizy.

Nagłówki z prasy trójmiejskiej z początku 1959 r.

Medialnego impetu nie wystarczyło "Wieczorowi" na długo. Wobec braku efektów poszukiwań, napięcie dość szybko opadało, co widać było w tytułach niusów:
- Czerwone czy różowe? Duże czy małe? Podłużne czy okrągłe?,
- Gdzie jest tajemnicze "coś"?,
- "Gość z nieba" wciąż jeszcze spoczywa na dnie basenu,
- Ekipa nurków MW poszukuje dziś tajemniczego przedmiotu,
- Nieznane "coś" zabłysło na dnie,
- Ciągle jeszcze szukamy,
- Nasze "coś" w rękach naukowców,
- Będziemy kontynuować poszukiwania.
Ta ostatnia obietnica nie została spełniona. Po kilkunastu artykułach, publikowanych regularnie do końca lutego, gazeta musiała wywiesić białą flagę. Nie pomogło zaangażowanie Marynarki Wojennej, Kapitanatu Portu, Polskiego Ratownictwa Okrętowego, Baltony ani spółdzielni Nurek. "Wieczór" wrócił do sprawy jeszcze tylko raz**, w Prima Aprilis 1959, pisząc trochę autoironicznie, że znów widziano UFO, tym razem nad Długim Targiem w Gdańsku. Sceptyczny "Dziennik Bałtycki" triumfował, najpierw jawnie kpiąc z sensacyjnych doniesień konkurencji, a później złośliwie forsując tezę o meteorze.

"Dziennik Bałtycki" z 30 stycznia 1959"Dziennik Bałtycki" z 29 czerwca 1960

Historia ta nigdy nie została wyjaśniona i przez lata obrosła legendą. Mówiło się nawet o nieudanej próbie z nazistowską bronią, która to opowieść funkcjonowała na równi z fantastyczną historią o niemieckich żołnierzach ukrywających się na lotnisku wojskowym jeszcze wiele lat po wojnie. Upływ czasu sprzyjał doklejaniu do niej nowych elementów. Sam "Wieczór" próbował temat racjonalizować za pomocą hipotezy, jakoby do basenu spadły szczątki pocisku balistycznego Atlas, który umieścił na orbicie sztucznego satelitę.

Prawdopodobnie część z Was puka się teraz w głowę, podejrzewając, że chcemy zrobić z "Na plasterków" blog o UFO. Nic podobnego! Piszemy o tej sprawie tak obszernie, ponieważ do interpretacji gdyńskiego incydentu Janusz Christa też dołożył swoje trzy grosze - w komiksie "Profesor Kosmosik i Marsjanie" (napomknęliśmy o nim na samym początku artykułu). Opowiastka ta ukazywała się w "Wieczorze Wybrzeża" od 24 grudnia 1958 do 31 lipca 1959 pod standardowym, nic nie mówiącym szyldem "Niezwykłe przygody Kajtka-Majtka". Wbrew tytułowi, przez pierwszy miesiąc przygody Kajtka były całkiem zwykłe - ot, taka sobie chaotyczna obyczajówka o rodzince, remontach, rozrywkach i śniegu. I nagle, w odcinku nr 31 (a właściwie 32, bo omyłkowo dwa paski miały nr 30) Christa przestawił zwrotnicę. Jeszcze we wtorek 10 lutego na siłę ciągnął gag o nartach, a już w środę wysłał Kajtka do prof. Kapka Kosmosika, co "rozpoczęło nową serię astronomicznych przygód". Przejście było tak ostre, że w "Kurierze Lubelskim" w ogóle usunięto pierwszych 31 pasków, nota bene z korzyścią dla fabuły.

To tutaj jedyny raz padło imię prof. Kosmosika. Znamienne, że wizyta u uczonego była wynikiem slapstickowego gagu. Później Kosmosik sam dzwonił, pisał, albo wysyłał kruka z wiadomością.

A teraz policzmy... Pierwszą informację o UFO "Wieczór" podał w piątek 23 stycznia. Christa dostarczał redakcji paski w tygodniowych transzach, czyli przełomowy odcinek z Kosmosikiem musiał narysować gdzieś pomiędzy 2 i 6 lutego. Miał więc niecałe dwa tygodnie, żeby kosmiczną inspirację przetrawić i wymyślić jak ją wykorzystać w komiksie o Kajtku-Majtku. Widać, że bardzo się przy tym spieszył i nawet nie starał się podomykać wątków z ciotką Agatą, wujem Ursusem i zbójem Makarym. Nic w tym dziwnego, bo temat był gorący, a jego żywotność mogła okazać się bardzo krótka, co (jak już wiemy) miało miejsce.

Autor od razu jasno wyłożył czytelnikom w jakim kierunku zmierza nowy wątek. Już w swoim drugim dymku Profesor krzyczy: "Wynalazłem rewelacyjne paliwo do rakiet międzyplanetarnych! Kosmos stoi otworem!" Zaraz potem bohaterowie, niczym Adam Słodowy, budują na podwórku rakietę, zamierzając dolecieć nią na Marsa. Na drodze stają im jednak marsjańscy dywersanci. Po nocnej awanturze z Marsjanami, Kajtek i Profesor trafiają na komisariat MO, gdzie muszą dmuchać w baloniki. Dmuchają tak zawzięcie, że balony wynoszą ich w kosmos, a tam zostają przedziurawione przez radziecki sputnik z psem Łajką na pokładzie. W czwartek 12 marca bohaterowie spadają na Ziemię i lądują w... basenie gdyńskiego portu, dokładnie w tym samym miejscu, co słynne UFO. "Gościom z kosmosu bardzo służy kąpiel w naszych wodach" komentuje Christa ustami jednego z komiksowych dokerów.

W kolejnych odcinkach Kajtkowi i Profesorowi udaje się w końcu odpalić rakietę-samoróbkę, dolecieć nią na Marsa, potem latającym talerzem na Wenus, a wreszcie na kawałku skały szczęśliwie wrócić na Ziemię. W ten sposób ze wzmianki o portowym UFO Chrita ukręcił epicką historię science fiction, z naciskiem na "fiction".

Teksty z "Wieczoru" dostarczały również Chriście inspiracji na pojedyncze gagi. Oto przykład: w listopadzie 1958 otwarto w Gdyni izbę wytrzeźwień. Razem z podobną placówką, działającą od roku w Gdańsku, stała się ona niewyczerpanym źródłem atrakcji dla prasy lokalnej. Na ich temat publikowano całe fotoreportaże ze zdjęciami nagich "klientów", zlewanych strugami lodowatej wody. Dziennikarze nie wahali się ujawniać personaliów owych nieszczęśników. Przedwojenna tradycja prasy bulwarowej idealnie sprzęgła się tu z PRL-owską tendencją do wychowywania społeczeństwa przez zawstydzanie.

Zapewne stąd Christa zaczerpnął pomysł na odcinek ze środy 25 marca, w którym milicja po kolejnej burdzie odwozi Kajtka i Profesora do "sanatorium", wprost pod zimny prysznic. Sytuacja wypisz-wymaluj jak z reportażu o alkoholikach, wystarczyło tylko zmienić izbę wytrzeźwień na szpital psychiatryczny, bo przecież bohaterowie historyjki dla dzieci nie mogliby się upić.

Ciekawe czy Christa sam wpadł na pomysł z Marsjanami i wplataniem do komiksu rozmaitch michałków z "Wieczoru", czy podpowiedziała mu to redakcja? Wydaje się, że sam, bo w późniejszych latach narzekał, że ze strony gazety nie było zainteresowania jego pracą, tylko mechaniczne zapełnianie komiksowym paskiem miejsca na ostatniej stronie.

W tym momencie moglibyśmy skończyć artykuł, ale został nam jeszcze jeden punkt programu zasygnalizowany w tytule, a mianowicie "Vaillant". Nie bójcie się, tym razem kontekst jest zupełnie niewinny. Wiele lat temu pokazywaliśmy skąd Christa wytrzasnął kapitalny projekt marsjańskiego latającego talerza. Odpowiedź brzmi: z "Vailanta" wydanego zaledwie dwa miesiące wcześniej. W takim razie skąd "Vaillant" go wytrzasnął? I tu niespodzianka - ze zdjęcia wykonanego przez niejakiego George'a Adamskiego, urodzonego w Bydgoszczy polonusa, który w 1953 r. zrobił sporą furorę w Ameryce.

"Wieczór Wybrzeża" z 7 marca 1959"Vaillant" z 21 grudnia 1958
George Adamski ze swoim słynnym zdjęciem oraz lampa a la UFO (źródła: Medium, Napa Valley Register)

Adamski przez lata dorabiał się na ludzkiej fascynacji sprawami niewyjaśnionymi (parał się ezoteryką, mistyką, nauczał słowiańskiej quasi-filozofii), a na fali popularności Roswell przerzucił się na latające talerze. Niestworzone opowieści o swoich obserwacjach UFO i kontaktach z kosmitami postanowił poprzeć dokumentacją fotograficzną. 13 grudnia 1952 miał wykonać zdjęcie - dzisiaj już ikoniczne – statku z planety Wenus (niedowiarki twierdziły, że to klosz od lampy z wylęgarni kurczaków). Wizerunek ten powielano na całym świecie, przerysowano go np. na okładce pierwszej książki Adamskiego pt. "Flying Saucers Have Landed". I w końcu, via "Vaillant", spodek trafił do "Kajtka-Majtka".

Historia gdyńskiego UFO nie odegrała w polskim komiksie takiej roli jak spotkanie w Emilcinie, unieśmiertelnione przez Grzegorza Rosińskiego w "Relaksie" i Tadeusza Baranowskiego w "Razem". Ma jednak tak samo mocne papiery w świecie ufoentuzjastów. I wiecie co? Wróble ćwierkają, że to jeszcze nie koniec związków Janusza Christy z historią o UFO w basenie portowym. Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte...

Arek & Kapral

Tył wykonanej przez Arka pocztówki, nawiązującej do opisanych tu wydarzeń. Do kompletu bloczek zaprojektowanych przez Arka znaczków pocztowych (MójZNACZEK). Front pocztówki znajdziecie tutaj.

____________
* Dopiero w następnych tekstach, po kolejnych rozmowach ze świadkami, dziennikarze ustalili spójną wersję, że wypadki miały miejsce 21 stycznia.

** No, może półtora raza. W obszernym omówieniu artykułu radzieckich uczonych o spotkaniach z UFO (nie w ZSRR, ma się rozumieć, bo Marsjanie lądowali wszędzie, tylko nie tam) redakcja dodała od siebie wzmiankę o zdarzeniu w Gdyni.

wtorek, 21 kwietnia 2020

Kajtek-Majtek śląsko-lubelski

Zanim Janusz Christa trafił do "Świata Młodych", a potem do "Relaxu", przez wiele lat znany był jedynie lokalnie... co nie znaczy, że wyłącznie na Pomorzu. Jego paski z "Wieczoru Wybrzeża" były chętnie publikowane przez popołudniówki z innych miast. Pełna lista przedKAWowskich przedruków wygląda następująco:
  1. "Kurier Lubelski" 1959 - "Profesor Kosmosik i Marsjanie"
  2. "Express Ilustrowany" (Łódź) 1973-1974 - "Złoty puchar"
  3. "Express Poznański" 1973-1974 - "Szranki i konkury"
  4. "Express Ilustrowany" 1974-1977, 1983 - "Kajtek i Koko w kosmosie"
  5. "Express Poznański" 1974-1976 - "Woje Mirmiła"
  6. "Kurier Podlaski" 1983-1984 - "Kajtek i Koko w krainie baśni"
  7. "Express Ilustrowany" 1983-1984 - "Zwariowana wyspa"
  8. "Kurier Szczeciński" 1983-1984 - "Zwariowana wyspa"
Jak widać, te zamiejscowe występy gościnne układały się w wyraźne fale: 1959, 1973, 1983. Pierwsza fala była raczej skromna, ograniczyła się bowiem do jednej historyjki w "Kurierze Lubelskim". Christa był wtedy jeszcze nowicjuszem, zaś "Profesor Kosmosik i Marsjanie" to zaledwie druga opowiastka o Kajtku-Majtku, bardzo jeszcze surowa. A jednak z jakiegoś powodu przyciągnęła uwagę redaktorów z Lublina. Przedruku dokonano nadzwyczaj sprawnie. Już 8 dni po zakończeniu publikacji przez "Wieczór Wybrzeża", w "Kurierze Lubelskim" z 8 sierpnia 1959 r. ukazał się zwiastun komiksu, a następnego dnia pierwszy odcinek.


A właściwie niezupełnie pierwszy. Z oryginalnej historyjki usunięto bowiem 31 początkowych odcinków, w których Kajtek użerał się z Makarym i ciotką Agatą. Było to bardzo słusznie posunięcie. Dzięki temu wersja lubelska zaczęła się z grubej rury - w chwili, gdy Kajtek poznaje profesora Kosmosika. Potem "zgubiono" jeszcze 18 odcinków (nie wiem których), co łatwo obliczyć porównując ilość pasków z Gdańska (148) i Lublina (99).


Co prawda lubelska publikacja nie miała ciągu dalszego, ale - jak niedawno odkrył nasz niestrudzony Arek z Gdyni - odbiła się echem na odległym Śląsku... choć nie do końca w sposób, jakiego byśmy sobie życzyli. Otóż katowicki dziennik partyjny "Trybuna Robotnicza" z 29 sierpnia 1959 r. wspomniał o Kajtku w prześmiewczej rubryce "Wyżymaczka tygodnia", wyłapującej lapsusy językowe i inne śmiesznostki z polskiej prasy lokalnej. Przy okazji śląska gazeta sama zrobiła błąd w nazwisku Janusza Christy.


Cytowany tekst "Te towarzystwo wygląda mi mocno podejrzanie!" (obrazek poniżej) padł ledwo tydzień wcześniej, w "Kurierze Lubelskim" z 19 sierpnia 1959 r. Jeśli chcielibyście odnaleźć go w albumie, odsyłamy na str. 67 zbiorku "Poszukiwany Zyg-Zak" (2009). Tu jednak czeka Was niespodzianka, ponieważ korekta Egmontu w końcu zmieniła koślawe "Te" na "To". Nawet fajnie, że pół wieku wcześniej redakcje "Wieczoru" i "Kuriera" przepuściły takiego byka, bo inaczej o czym byśmy dzisiaj pisali?


Źródła skanów:
"Kurier Lubelski" - Biblioteka Multimedialna, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"
"Trybuna Robotnicza" - Śląska Biblioteka Cyfrowa

sobota, 11 kwietnia 2020

PRL-owski komiks w RFN

Arek z Gdyni nie próżnuje nawet w czasie pandemii. Jego najnowszym znaleziskiem jest katalog wystawy "Polnische Kinderbücher" (Polska Książka Dziecięca) z 1987 r., wygrzebany w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej. Prawdopodobnie na tej właśnie wystawie komiks Janusza Christy został po raz pierwszy oficjalnie zaprezentowany publiczności zza żelaznej kurtyny. Impreza odbyła się w zachodnioniemieckim mieście Oldenburg, w ramach targów Oldenburger Kinder- und Jugendbuchmesse, w skrócie KIBUM. Samą zaś ekspozycję przygotował Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.


O tym jak doszło do tej niecodziennej inicjatywy dowiadujemy się z przedmowy, napisanej przez dyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej w Oldenburgu:
Wystawa polskich książek dla dzieci i młodzieży ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu stanowi wynik wielokierunkowej kooperacji: z jednej strony jest wyrazem współpracy uniwersytetów w Oldenburgu i Toruniu, która - poprzez dotychczasową wymianę międzybiblioteczną dzieł oraz wzajemne wizyty - oddziaływa także publicznie. Z drugiej zaś strony jest częścią składową 13-tych Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży, organizowanych wspólnie przez miasto Oldenburg, Uniwersytet Ludowy oraz Uniwersytet Oldenburski.

Kilka słów o zaprezentowanych Niemcom zbiorach napisał we wstępie do katalogu Stefan Czaja, dyrektor toruńskiej biblioteki:
Przedstawiamy Państwu polskie książki dla dzieci wydane lub wznowione w okresie powojennym. Na Wystawie prezentujemy zaledwie 150 pozycji z ogromnej ilości wydawnictw dla dzieci ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu. Jest to procent (ułamek) tak niewielki, że nie mamy pewności czy udało nam się wybrać i przedstawić choćby najbardziej charakterystyczne przykłady tej ciekawej, pożytecznej i niezwykle pięknej literatury.

Wśród 150 tytułów znalazło się osiem komiksów (lista poniżej). Dumą napawa fakt, że "Szkołę latania" Janusza Christy umieszczono na trzecim miejscu, zaraz po przedwojennych klasykach, a przed Szarlotą Pawel, Papciem Chmielem, Markiem Szyszko i Tadeuszem Baranowskim.


Komiksowi poświęcony został również krótki fragment w liczącym 10 stron artykule Kamili Maj pt. "Polska Książka Dziecięca". Dwa akapity to oczywiście niewiele, ale pamiętajmy, że komiksy w tamtych czasach (mimo stosunkowo wysokich nakładów) stanowiły wydawniczy margines. Tym bardziej należy docenić pomysł UMK, by pochwalić się nimi za granicą.


Niezamierzenie komicznie brzmi ostatnie zdanie. Autorka nie mogła przewidzieć, z jaką tęsknotą te czasy "rozwoju" będą wspominane podczas komiksowej smuty lat 90. Poniżej ten sam fragment w wersji niemieckiej:


A tak mogła wyglądać reprezentacja polskiego komiksu w RFN. To oczywiście tylko rekonstrukcja, bo żadną fotografią z prawdziwej ekspozycji nie dysponujemy.


Nie udało się również znaleźć zdjęcia niemieckich dzieci czytających "Kajka i Kokosza". Musimy zadowolić się fotografią ze "Smerfami" z KIBUM 1983 (źródło: Nordwest Zeitung).


Spokojnych, ZDROWYCH i stacjonarnych Świąt, kochani!