Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gość. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 sierpnia 2022

Ilustrowana bibliografia

Oj, udała nam się pięćdziesiątka Kajka i Kokosza. Rocznicowe atrakcje sypały się od samego rana: Fundacja "Kreska" opublikowała okolicznościowy artykuł, wydawnictwo Egmont obniżyło ceny albumów, a Staszek Orłowski podzielił się wspomnieniami (że nie wspomnę o własnym tekście). Jakby tego było mało, pod wieczór kolega nori z bloga 8studs wrzucił do sieci gigantyczną infografikę z bibliografią Christy. Jest ona tak długa, że musiałem podzielić ją na dwa kawałki, żeby jakoś się w tym wpisie zmieściła. Nori ciężko nad nią pracował przez ostatnie dwa miesiące, o czym dobrze wiem, bo trochę mu w tej robocie pomagałem jako tzw. społeczny konsultant. Dzięki temu jeszcze dziś mogę to niesamowite opracowanie umieścić "Na plasterkach", i to w takiej rozdzielczości, że możecie już pochować te swoje lupy. Wchodźcie w zakładkę "Infografika", klikajcie w obrazek i delektujcie się ogromem zgromadzonych tam informacji. Życzę owocnej lektury. Ku chwale Janusza Christy!

wtorek, 30 listopada 2021

Nieodgadniona Christo-zagadka

No niestety, tym razem zadanie okazało się zbyt ambitne. We wczorajszej Christo-zagadce wpłynęła tylko jedna odpowiedź i to niepełna. Nagrody zostają więc na półce, zaś rozwiązanie wygląda następująco:

Nie dziwota, że nie rozpoznaliście Bohdana Butenki w nietypowym dla niego wydaniu. Natomiast z Jackiem Fedorowiczem i Zbigniewem Jujką, czyli dwoma stałymi rezydentami "Dziennika Bałtyckiego", nie powinniście mieć problemów. Zresztą o "Aktualnościach" Fedorowicza pisaliśmy już na blogu, przy okazji wcześniejszych występów gościnnych Christy (i Kajtka) na łamach tej gazety.

Poniżej możecie zobaczyć wszystkie konkursowe rysunki w ich środowisku naturalnym. Dwie pierwsze strony to "Dziennik Bałtycki" z 12 marca 1961, a ostatnia - z 21 maja 1961.

A teraz przechodzimy do konkretów, czyli do odkrytych przez Arka z Gdańska rysunków Janusza Christy. Wydawać by się mogło, że o twórczości Mistrza wiemy już wszystko, tymczasem co kilka lat z prywatnych kolekcji i państwowych archiwów wypływają jego nieznane prace: a to okładka niewydanego albumu, a to fascynująca ilustracja albo kawał rysunkowy. Tym razem są to trzy miniaturki, opublikowane w niedzielnym dodatku DB "Rejsy", jako ilustracje do fraszek Józefa Dzirby. Z przeprowadzonego przez Arka researchu wynika, że Dzirba jeszcze w latach 60. wyemigrował do Australii, gdzie m.in. współpracował z polonijnym kwartalnikiem literackim "Margines". Poeta zmarł prawdopodobnie w 2016 r.

Rysunki Christy utrzymane są w podobnej stylistyce, jak pochodzące z tego samego okresu dowcipy z "Tygodnika Morskiego" i nieco późniejsze mikro-ilustracje z "Wieczoru Wybrzeża" (1962-64, niepublikowane na blogu). Rysownik dorabiał wówczas gdzie mógł, jako że w 1959 r. urodził mu się syn.

Jeśli ktoś z Was także chciałby zostać komiksowym odkrywcą, proponujemy zacząć od przejrzenia trójmiejskiej prasy właśnie z początku lat 60., czyli okresu wyjątkowej aktywności zawodowej Christy. Bałtycka Biblioteka Cyfrowa, z której pochodzą wszystkie publikowane powyżej skany, znakomicie się do takich poszukiwań nadaje. Czekamy na Wasze znaleziska i obiecujemy miejsce w historii.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Christo-zagadka z nagrodami

Niedawna kwerenda Arka z Gdańska (kiedyś z Gdyni) okazała się nadzwyczaj owocna. Nasz niestrudzony prasowy archeolog tym razem natknął się na nieznane rysunki Janusza Christy, opublikowane w dwóch numerach "Dziennika Bałtyckiego" z 1961 roku. Co więcej, po sąsiedzku (tzn. na tej samej albo kolejnej stronie) DB zamieścił ilustracje trzech innych znakomitych rysowników, nie tylko z Trójmiasta. Styl tych miniaturek jest tak osobliwy, że gdyby nie podpisy, mielibyśmy spore problemy z identyfikacją autorów. A Wy?

Spróbujcie odgadnąć kto stworzył poniższe ilustracje. Nazwiska wszystkich autorów są bardzo znane i tylko jeden z nich nie był rasowym komiksiarzem. Od razu uprzedzam, że sygnaturki wykasowałem, za to dla ułatwienia podkręciłem nieco czerń, bo jakość druku w DB to jakaś katastrofa. A teraz klikajcie w obrazek, żeby go powiększyć i wpisujcie swoje typy w komentarzach pod niniejszym postem.

Kto pierwszy prawidłowo odgadnie autorów wszystkich 10 obrazków, otrzyma następujący zestaw kolekcjonerskich białych kruków:

  1. cudownie ocalały egzemplarz komiksu "Kayko and Kokosh: Flying School" (Fiute Edition),
  2. plakat "Postaciologia v. 1.3" wydany przez festiwal DwuTakt (kolor, format A3),
  3. unikalna pocztówkę z jazzowo-świątecznym rysunkiem Janusza Christy,
  4. pocztówkę z równoległego świata, w którym hucznie obchodzono 20-lecie "Wieczoru Wybrzeża", a Christa był gwiazdą jubileuszu.

Bardzo Was proszę: podpisujcie się jakoś w komentarzach (nie ma obowiązku logowania), żebym mógł Was odróżnić i wysłać nagrodę właściwej osobie. Nie wykluczam, że będę podpowiadał, jeśli zajdzie taka potrzeba. Powodzenia!

PODPOWIEDŹ NR 1
Autorem ilustracji H, I, J jest rysownik spoza Trójmiasta, mający na koncie co najmniej 20 wesołych zeszytów komiksowych.

PODPOWIEDŹ NR 2
Obrazek E narysował stały współpracownik "Dziennika Bałtyckiego", znany satyryk, ale nie komiksiarz. Pozostałych 6 rysunków wykonali dwaj autorzy (w tym Christa), po 3 na głowę.

PODPOWIEDŹ NR 3
Autor 1 - rysunki A, C, F
Autor 2 - rysunki B, D, G
Autor 3 - rysunek E
Autor 4 - rysunki H, I, J

wtorek, 9 listopada 2021

Recenzent uprzedza (się)

W tym roku odeszły dwie osoby, dzięki którym w 1986 roku "Kajko i Kokosz" po raz pierwszy trafił na deski teatru. W sierpniu zmarła Bogusława Czosnowska, autorka i reżyserka widowiska, a w ubiegły czwartek Ryszard Jaśniewicz, ówczesny dyrektor Słupskiego Teatru Dramatycznego i odtwórca roli Hegemona. Na przełomie lat 70/80. oboje artyści występowali w gdańskim Teatrze Wybrzeże, dla którego w roku 1983 Czosnowska zrealizowała sztukę "O dwóch takich co ukradli księżyc" z komiksowym programem Janusza Christy (do obsady w ostatniej chwili dołączył Jaśniewicz). Warto przypomnieć, że Christa znał się z Czosnowską co najmniej od 1959 r., o czym pisaliśmy w artykule "Dobry 'Wieczór'?".

Większość tych informacji zawdzięczamy niestrudzonemu tropicielowi prasowych ciekawostek, Arkowi z Gdańska (dawniej z Gdyni), który tym razem znalazł w "Głosie Pomorza" interesującą recenzję słupskiego spektaklu. "Nie znam tego komiksu i - szczerze przyznaję - nie lubię tego gatunku" uprzedza na wstępie recenzentka, a za chwilę dodaje: "wolałabym cieszyć się dobrą literaturą w teatrze, a nie widowiskiem inspirowanym komiksami". Dostało się i Chriście i Czosnowskiej, jedynie Jaśniewicz został potraktowany łaskawie. Ech, dziś już nie ma takich recenzji... ale może to i lepiej.

wtorek, 23 lutego 2021

Polski Vaillant o polskim Roswell

W ubiegłym tygodniu Internet obiegła wiadomość, że Janusz Christa wylądował na Marsie. Za tym niezwykłym i wzruszającym wydarzeniem stoi Sławomir Malinowski (dziennikarz, podróżnik, autor filmu dokumentalnego "Christa"), który postanowił zrobić nieżyjącemu przyjacielowi prezent i załatwił mu w NASA symboliczny bilet na kosmiczny lot z łazikiem Perseverance.

Przypomniało mi to poprzednią wyprawę Christy na Marsa i zmobilizowało do dokończenia artykułu, który razem z Arkiem z Gdańska (dawniej znanym jako Arek z Gdyni) szykowaliśmy od niemal pół roku. Najnowsze odkrycie Arka jest efektem kwerendy, którą prowadził w Bibliotece Gdańskiej PAN w związku z zupełnie innym tematem.

* * *
Wiele razy pokazywaliśmy na blogu jak Janusz Christa podpatrywał u innych autorów rozmaite elementy graficzne i twórczo adaptował je na potrzeby swoich historyjek. Robił to zwłaszcza na początku kariery, kiedy wciąż bardziej chciał rysować komiksy, niż umiał to robić. Również jako scenarzysta czerpał inspiracje skąd się dało, nie tylko z kultury masowej. Dziś opowiemy o przełomowym momencie, w którym rzeczywistość za oknem pchnęła go ku nowej opowieści, pełnej tak fantastycznych pomysłów, że ledwie dało się je upchnąć w czterech kadrach gazetowego paska.

Rok 1959 obfitował w ważne dla Christy wydarzenia. W styczniu Janusz i jego żona Renia zostali rodzicami syna Marka, w czerwcu rysownik wystąpił na estradzie, a w październiku odbył ćwiczenia wojskowe (o tym opowiemy innym razem). Ale na czwartej stronie "Wieczoru Wybrzeża" rok zaczął się zupełnym marazmem, a fabuła drugiej serii "Niezwykłych przygód Kajtka Majtka" dreptała w kółko. Na przykład w pasku z 23 stycznia (data wybrana nieprzypadkowo) łotr Makary po raz kolejny uciekał przed Kajtkiem, rzucał w niego śnieżkami i chował się przed buldogiem na drzewo. Ten głupiutki gag może i pozwalał Chriście poćwiczyć warsztat rysownika, ale na pewno nie scenarzysty. Autor dramatycznie wręcz potrzebował POMYSŁU i nagle znalazł go... na czołówce tego właśnie numeru "Wieczoru". A był to pomysł nie z tej Ziemi!

"Wieczór Wybrzeża" z 23 stycznia 1959 r.

"Latający talerz" nad Gdynią? – trochę informował, a trochę pytał niepozorny tekst w lewym górnym rogu pierwszej strony. Korzystając z przywilejów prasy bulwarowej, gazeta mogła pozwolić sobie na zamieszczanie tego typu niusów. Ten konkretny mówił o Niezidentyfikowanym Obiekcie Latającym (w skrócie NOL) "koloru pomarańczowego o brzegach zabarwionych na różowo", dostrzeżonym tego samego dnia rano* przez dwójkę pracowników wytwórni herbaty paczkowanej Posti. Spodek pojawił się na niebie około godziny szóstej (a więc w kompletnych ciemnościach, zważywszy na porę roku) i zniknął. Notka nie brzmiała specjalnie mądrze, w dodatku sąsiadowała z zapowiedzią cyklu artykułów pt. Latające spodki nad Polską, co pozwalało przypuszczać, że redakcja "Wieczoru Wybrzeża" na siłę szuka sensacji.

W następnych dniach ani poważny "Dziennik Bałtycki", ani partyjny "Głos Wybrzeża" w ogóle nie napisały o tej sprawie. Nie oznacza to jednak, że tematyka kosmiczna była zbyt abstrakcyjna dla oficjalnej propagandy. Wręcz przeciwnie. Dokładnie w tym samym czasie "Dziennik" często i wręcz entuzjastycznie informował o gigantycznych postępach kosmonautyki radzieckiej.

"Dziennik Bałtycki" z 29 stycznia i 3 lutego 1959 r. ZSRR rzeczywiście posadziło rakietę na Księżycu o dwa miesiące wcześniej niż USA, ale dopiero 7 lat później i bez załogi.

Tymczasem "Wieczór" dalej podgrzewał atmosferę wokół gdyńskiego incydentu, z niesłychanym jak na PRL końca lat 50. zaangażowaniem. Do tematu oddelegowano red. Wandę Odyę (1930–1977) i wkrótce na łamach gazety pojawili się kolejni naoczni świadkowie, z imionami, nazwiskami i zdjęciami. Oni również opowiadali o UFO, które ich zdaniem wcale nie zniknęło, tylko wpadło do portowego basenu. To dopiero była sensacja! Czegoś takiego popołudniówka po prostu nie mogła odpuścić.

"Wieczór Wybrzeża" z 28 stycznia 1959 r.

Do poszukiwań zatopionego w basenie spodka "Wieczór" przystąpił całkiem serio i z wielkim rozmachem. Od Marynarki Wojennej udało się załatwić okręt wraz z zespołem płetwonurków - niewykluczone, że dzięki silnym związkom "Wieczoru" z partyjnym (a więc bezpośrednio podlegającym władzy) "Głosem Wybrzeża". Popołudniówka skrupulatnie relacjonowała przebieg operacji: a to zejście specjalistów pod wodę, a to nietypowe reakcje psa tropiącego, który też zjawił się na Nabrzeżu Polskim gdyńskiego portu. Niezauważalnie z historii typu "dwugłowe cielę", UFO w Gdyni stało się sprawą poważną. Z dna basenu portowego wydobywano nawet jakieś próbki, które następnie trafiały do analizy.

Nagłówki z prasy trójmiejskiej z początku 1959 r.

Medialnego impetu nie wystarczyło "Wieczorowi" na długo. Wobec braku efektów poszukiwań, napięcie dość szybko opadało, co widać było w tytułach niusów:
- Czerwone czy różowe? Duże czy małe? Podłużne czy okrągłe?,
- Gdzie jest tajemnicze "coś"?,
- "Gość z nieba" wciąż jeszcze spoczywa na dnie basenu,
- Ekipa nurków MW poszukuje dziś tajemniczego przedmiotu,
- Nieznane "coś" zabłysło na dnie,
- Ciągle jeszcze szukamy,
- Nasze "coś" w rękach naukowców,
- Będziemy kontynuować poszukiwania.
Ta ostatnia obietnica nie została spełniona. Po kilkunastu artykułach, publikowanych regularnie do końca lutego, gazeta musiała wywiesić białą flagę. Nie pomogło zaangażowanie Marynarki Wojennej, Kapitanatu Portu, Polskiego Ratownictwa Okrętowego, Baltony ani spółdzielni Nurek. "Wieczór" wrócił do sprawy jeszcze tylko raz**, w Prima Aprilis 1959, pisząc trochę autoironicznie, że znów widziano UFO, tym razem nad Długim Targiem w Gdańsku. Sceptyczny "Dziennik Bałtycki" triumfował, najpierw jawnie kpiąc z sensacyjnych doniesień konkurencji, a później złośliwie forsując tezę o meteorze.

"Dziennik Bałtycki" z 30 stycznia 1959"Dziennik Bałtycki" z 29 czerwca 1960

Historia ta nigdy nie została wyjaśniona i przez lata obrosła legendą. Mówiło się nawet o nieudanej próbie z nazistowską bronią, która to opowieść funkcjonowała na równi z fantastyczną historią o niemieckich żołnierzach ukrywających się na lotnisku wojskowym jeszcze wiele lat po wojnie. Upływ czasu sprzyjał doklejaniu do niej nowych elementów. Sam "Wieczór" próbował temat racjonalizować za pomocą hipotezy, jakoby do basenu spadły szczątki pocisku balistycznego Atlas, który umieścił na orbicie sztucznego satelitę.

Prawdopodobnie część z Was puka się teraz w głowę, podejrzewając, że chcemy zrobić z "Na plasterków" blog o UFO. Nic podobnego! Piszemy o tej sprawie tak obszernie, ponieważ do interpretacji gdyńskiego incydentu Janusz Christa też dołożył swoje trzy grosze - w komiksie "Profesor Kosmosik i Marsjanie" (napomknęliśmy o nim na samym początku artykułu). Opowiastka ta ukazywała się w "Wieczorze Wybrzeża" od 24 grudnia 1958 do 31 lipca 1959 pod standardowym, nic nie mówiącym szyldem "Niezwykłe przygody Kajtka-Majtka". Wbrew tytułowi, przez pierwszy miesiąc przygody Kajtka były całkiem zwykłe - ot, taka sobie chaotyczna obyczajówka o rodzince, remontach, rozrywkach i śniegu. I nagle, w odcinku nr 31 (a właściwie 32, bo omyłkowo dwa paski miały nr 30) Christa przestawił zwrotnicę. Jeszcze we wtorek 10 lutego na siłę ciągnął gag o nartach, a już w środę wysłał Kajtka do prof. Kapka Kosmosika, co "rozpoczęło nową serię astronomicznych przygód". Przejście było tak ostre, że w "Kurierze Lubelskim" w ogóle usunięto pierwszych 31 pasków, nota bene z korzyścią dla fabuły.

To tutaj jedyny raz padło imię prof. Kosmosika. Znamienne, że wizyta u uczonego była wynikiem slapstickowego gagu. Później Kosmosik sam dzwonił, pisał, albo wysyłał kruka z wiadomością.

A teraz policzmy... Pierwszą informację o UFO "Wieczór" podał w piątek 23 stycznia. Christa dostarczał redakcji paski w tygodniowych transzach, czyli przełomowy odcinek z Kosmosikiem musiał narysować gdzieś pomiędzy 2 i 6 lutego. Miał więc niecałe dwa tygodnie, żeby kosmiczną inspirację przetrawić i wymyślić jak ją wykorzystać w komiksie o Kajtku-Majtku. Widać, że bardzo się przy tym spieszył i nawet nie starał się podomykać wątków z ciotką Agatą, wujem Ursusem i zbójem Makarym. Nic w tym dziwnego, bo temat był gorący, a jego żywotność mogła okazać się bardzo krótka, co (jak już wiemy) miało miejsce.

Autor od razu jasno wyłożył czytelnikom w jakim kierunku zmierza nowy wątek. Już w swoim drugim dymku Profesor krzyczy: "Wynalazłem rewelacyjne paliwo do rakiet międzyplanetarnych! Kosmos stoi otworem!" Zaraz potem bohaterowie, niczym Adam Słodowy, budują na podwórku rakietę, zamierzając dolecieć nią na Marsa. Na drodze stają im jednak marsjańscy dywersanci. Po nocnej awanturze z Marsjanami, Kajtek i Profesor trafiają na komisariat MO, gdzie muszą dmuchać w baloniki. Dmuchają tak zawzięcie, że balony wynoszą ich w kosmos, a tam zostają przedziurawione przez radziecki sputnik z psem Łajką na pokładzie. W czwartek 12 marca bohaterowie spadają na Ziemię i lądują w... basenie gdyńskiego portu, dokładnie w tym samym miejscu, co słynne UFO. "Gościom z kosmosu bardzo służy kąpiel w naszych wodach" komentuje Christa ustami jednego z komiksowych dokerów.

W kolejnych odcinkach Kajtkowi i Profesorowi udaje się w końcu odpalić rakietę-samoróbkę, dolecieć nią na Marsa, potem latającym talerzem na Wenus, a wreszcie na kawałku skały szczęśliwie wrócić na Ziemię. W ten sposób ze wzmianki o portowym UFO Chrita ukręcił epicką historię science fiction, z naciskiem na "fiction".

Teksty z "Wieczoru" dostarczały również Chriście inspiracji na pojedyncze gagi. Oto przykład: w listopadzie 1958 otwarto w Gdyni izbę wytrzeźwień. Razem z podobną placówką, działającą od roku w Gdańsku, stała się ona niewyczerpanym źródłem atrakcji dla prasy lokalnej. Na ich temat publikowano całe fotoreportaże ze zdjęciami nagich "klientów", zlewanych strugami lodowatej wody. Dziennikarze nie wahali się ujawniać personaliów owych nieszczęśników. Przedwojenna tradycja prasy bulwarowej idealnie sprzęgła się tu z PRL-owską tendencją do wychowywania społeczeństwa przez zawstydzanie.

Zapewne stąd Christa zaczerpnął pomysł na odcinek ze środy 25 marca, w którym milicja po kolejnej burdzie odwozi Kajtka i Profesora do "sanatorium", wprost pod zimny prysznic. Sytuacja wypisz-wymaluj jak z reportażu o alkoholikach, wystarczyło tylko zmienić izbę wytrzeźwień na szpital psychiatryczny, bo przecież bohaterowie historyjki dla dzieci nie mogliby się upić.

Ciekawe czy Christa sam wpadł na pomysł z Marsjanami i wplataniem do komiksu rozmaitch michałków z "Wieczoru", czy podpowiedziała mu to redakcja? Wydaje się, że sam, bo w późniejszych latach narzekał, że ze strony gazety nie było zainteresowania jego pracą, tylko mechaniczne zapełnianie komiksowym paskiem miejsca na ostatniej stronie.

W tym momencie moglibyśmy skończyć artykuł, ale został nam jeszcze jeden punkt programu zasygnalizowany w tytule, a mianowicie "Vaillant". Nie bójcie się, tym razem kontekst jest zupełnie niewinny. Wiele lat temu pokazywaliśmy skąd Christa wytrzasnął kapitalny projekt marsjańskiego latającego talerza. Odpowiedź brzmi: z "Vailanta" wydanego zaledwie dwa miesiące wcześniej. W takim razie skąd "Vaillant" go wytrzasnął? I tu niespodzianka - ze zdjęcia wykonanego przez niejakiego George'a Adamskiego, urodzonego w Bydgoszczy polonusa, który w 1953 r. zrobił sporą furorę w Ameryce.

"Wieczór Wybrzeża" z 7 marca 1959"Vaillant" z 21 grudnia 1958
George Adamski ze swoim słynnym zdjęciem oraz lampa a la UFO (źródła: Medium, Napa Valley Register)

Adamski przez lata dorabiał się na ludzkiej fascynacji sprawami niewyjaśnionymi (parał się ezoteryką, mistyką, nauczał słowiańskiej quasi-filozofii), a na fali popularności Roswell przerzucił się na latające talerze. Niestworzone opowieści o swoich obserwacjach UFO i kontaktach z kosmitami postanowił poprzeć dokumentacją fotograficzną. 13 grudnia 1952 miał wykonać zdjęcie - dzisiaj już ikoniczne – statku z planety Wenus (niedowiarki twierdziły, że to klosz od lampy z wylęgarni kurczaków). Wizerunek ten powielano na całym świecie, przerysowano go np. na okładce pierwszej książki Adamskiego pt. "Flying Saucers Have Landed". I w końcu, via "Vaillant", spodek trafił do "Kajtka-Majtka".

Historia gdyńskiego UFO nie odegrała w polskim komiksie takiej roli jak spotkanie w Emilcinie, unieśmiertelnione przez Grzegorza Rosińskiego w "Relaksie" i Tadeusza Baranowskiego w "Razem". Ma jednak tak samo mocne papiery w świecie ufoentuzjastów. I wiecie co? Wróble ćwierkają, że to jeszcze nie koniec związków Janusza Christy z historią o UFO w basenie portowym. Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte...

Arek & Kapral

Tył wykonanej przez Arka pocztówki, nawiązującej do opisanych tu wydarzeń. Do kompletu bloczek zaprojektowanych przez Arka znaczków pocztowych (MójZNACZEK). Front pocztówki znajdziecie tutaj.

____________
* Dopiero w następnych tekstach, po kolejnych rozmowach ze świadkami, dziennikarze ustalili spójną wersję, że wypadki miały miejsce 21 stycznia.

** No, może półtora raza. W obszernym omówieniu artykułu radzieckich uczonych o spotkaniach z UFO (nie w ZSRR, ma się rozumieć, bo Marsjanie lądowali wszędzie, tylko nie tam) redakcja dodała od siebie wzmiankę o zdarzeniu w Gdyni.

wtorek, 21 kwietnia 2020

Kajtek-Majtek śląsko-lubelski

Zanim Janusz Christa trafił do "Świata Młodych", a potem do "Relaxu", przez wiele lat znany był jedynie lokalnie... co nie znaczy, że wyłącznie na Pomorzu. Jego paski z "Wieczoru Wybrzeża" były chętnie publikowane przez popołudniówki z innych miast. Pełna lista przedKAWowskich przedruków wygląda następująco:
  1. "Kurier Lubelski" 1959 - "Profesor Kosmosik i Marsjanie"
  2. "Express Ilustrowany" (Łódź) 1973-1974 - "Złoty puchar"
  3. "Express Poznański" 1973-1974 - "Szranki i konkury"
  4. "Express Ilustrowany" 1974-1977, 1983 - "Kajtek i Koko w kosmosie"
  5. "Express Poznański" 1974-1976 - "Woje Mirmiła"
  6. "Kurier Podlaski" 1983-1984 - "Kajtek i Koko w krainie baśni"
  7. "Express Ilustrowany" 1983-1984 - "Zwariowana wyspa"
  8. "Kurier Szczeciński" 1983-1984 - "Zwariowana wyspa"
Jak widać, te zamiejscowe występy gościnne układały się w wyraźne fale: 1959, 1973, 1983. Pierwsza fala była raczej skromna, ograniczyła się bowiem do jednej historyjki w "Kurierze Lubelskim". Christa był wtedy jeszcze nowicjuszem, zaś "Profesor Kosmosik i Marsjanie" to zaledwie druga opowiastka o Kajtku-Majtku, bardzo jeszcze surowa. A jednak z jakiegoś powodu przyciągnęła uwagę redaktorów z Lublina. Przedruku dokonano nadzwyczaj sprawnie. Już 8 dni po zakończeniu publikacji przez "Wieczór Wybrzeża", w "Kurierze Lubelskim" z 8 sierpnia 1959 r. ukazał się zwiastun komiksu, a następnego dnia pierwszy odcinek.


A właściwie niezupełnie pierwszy. Z oryginalnej historyjki usunięto bowiem 31 początkowych odcinków, w których Kajtek użerał się z Makarym i ciotką Agatą. Było to bardzo słusznie posunięcie. Dzięki temu wersja lubelska zaczęła się z grubej rury - w chwili, gdy Kajtek poznaje profesora Kosmosika. Potem "zgubiono" jeszcze 18 odcinków (nie wiem których), co łatwo obliczyć porównując ilość pasków z Gdańska (148) i Lublina (99).


Co prawda lubelska publikacja nie miała ciągu dalszego, ale - jak niedawno odkrył nasz niestrudzony Arek z Gdyni - odbiła się echem na odległym Śląsku... choć nie do końca w sposób, jakiego byśmy sobie życzyli. Otóż katowicki dziennik partyjny "Trybuna Robotnicza" z 29 sierpnia 1959 r. wspomniał o Kajtku w prześmiewczej rubryce "Wyżymaczka tygodnia", wyłapującej lapsusy językowe i inne śmiesznostki z polskiej prasy lokalnej. Przy okazji śląska gazeta sama zrobiła błąd w nazwisku Janusza Christy.


Cytowany tekst "Te towarzystwo wygląda mi mocno podejrzanie!" (obrazek poniżej) padł ledwo tydzień wcześniej, w "Kurierze Lubelskim" z 19 sierpnia 1959 r. Jeśli chcielibyście odnaleźć go w albumie, odsyłamy na str. 67 zbiorku "Poszukiwany Zyg-Zak" (2009). Tu jednak czeka Was niespodzianka, ponieważ korekta Egmontu w końcu zmieniła koślawe "Te" na "To". Nawet fajnie, że pół wieku wcześniej redakcje "Wieczoru" i "Kuriera" przepuściły takiego byka, bo inaczej o czym byśmy dzisiaj pisali?


Źródła skanów:
"Kurier Lubelski" - Biblioteka Multimedialna, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"
"Trybuna Robotnicza" - Śląska Biblioteka Cyfrowa

sobota, 11 kwietnia 2020

PRL-owski komiks w RFN

Arek z Gdyni nie próżnuje nawet w czasie pandemii. Jego najnowszym znaleziskiem jest katalog wystawy "Polnische Kinderbücher" (Polska Książka Dziecięca) z 1987 r., wygrzebany w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej. Prawdopodobnie na tej właśnie wystawie komiks Janusza Christy został po raz pierwszy oficjalnie zaprezentowany publiczności zza żelaznej kurtyny. Impreza odbyła się w zachodnioniemieckim mieście Oldenburg, w ramach targów Oldenburger Kinder- und Jugendbuchmesse, w skrócie KIBUM. Samą zaś ekspozycję przygotował Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.


O tym jak doszło do tej niecodziennej inicjatywy dowiadujemy się z przedmowy, napisanej przez dyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej w Oldenburgu:
Wystawa polskich książek dla dzieci i młodzieży ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu stanowi wynik wielokierunkowej kooperacji: z jednej strony jest wyrazem współpracy uniwersytetów w Oldenburgu i Toruniu, która - poprzez dotychczasową wymianę międzybiblioteczną dzieł oraz wzajemne wizyty - oddziaływa także publicznie. Z drugiej zaś strony jest częścią składową 13-tych Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży, organizowanych wspólnie przez miasto Oldenburg, Uniwersytet Ludowy oraz Uniwersytet Oldenburski.

Kilka słów o zaprezentowanych Niemcom zbiorach napisał we wstępie do katalogu Stefan Czaja, dyrektor toruńskiej biblioteki:
Przedstawiamy Państwu polskie książki dla dzieci wydane lub wznowione w okresie powojennym. Na Wystawie prezentujemy zaledwie 150 pozycji z ogromnej ilości wydawnictw dla dzieci ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu. Jest to procent (ułamek) tak niewielki, że nie mamy pewności czy udało nam się wybrać i przedstawić choćby najbardziej charakterystyczne przykłady tej ciekawej, pożytecznej i niezwykle pięknej literatury.

Wśród 150 tytułów znalazło się osiem komiksów (lista poniżej). Dumą napawa fakt, że "Szkołę latania" Janusza Christy umieszczono na trzecim miejscu, zaraz po przedwojennych klasykach, a przed Szarlotą Pawel, Papciem Chmielem, Markiem Szyszko i Tadeuszem Baranowskim.


Komiksowi poświęcony został również krótki fragment w liczącym 10 stron artykule Kamili Maj pt. "Polska Książka Dziecięca". Dwa akapity to oczywiście niewiele, ale pamiętajmy, że komiksy w tamtych czasach (mimo stosunkowo wysokich nakładów) stanowiły wydawniczy margines. Tym bardziej należy docenić pomysł UMK, by pochwalić się nimi za granicą.


Niezamierzenie komicznie brzmi ostatnie zdanie. Autorka nie mogła przewidzieć, z jaką tęsknotą te czasy "rozwoju" będą wspominane podczas komiksowej smuty lat 90. Poniżej ten sam fragment w wersji niemieckiej:


A tak mogła wyglądać reprezentacja polskiego komiksu w RFN. To oczywiście tylko rekonstrukcja, bo żadną fotografią z prawdziwej ekspozycji nie dysponujemy.


Nie udało się również znaleźć zdjęcia niemieckich dzieci czytających "Kajka i Kokosza". Musimy zadowolić się fotografią ze "Smerfami" z KIBUM 1983 (źródło: Nordwest Zeitung).


Spokojnych, ZDROWYCH i stacjonarnych Świąt, kochani!

poniedziałek, 23 marca 2020

Dobry "Wieczór"?

W PRL-u celebryta nie musiał mieć pieniędzy. Wręcz przeciwnie! Puste kieszenie należały w tym wypadku do dobrego tonu. Janusz Christa także miał w Sopocie status celebryty, tylko sam o tym nie wiedział. Najładniejszą wersję tej anegdoty opowiedział Grażynie Antoniewicz ("Sopot. Śladami znanych ludzi"):
"Nazywali go Biesiadnik, już nie żyje. Lubił wypić, a nie miał za co. Więc, wchodząc do knajpy, przedstawiał się jako Janusz Christa, ten co rysuje Kajtka Majtka, i ludzie mu stawiali."
Nieoceniony Arek z Gdyni postanowił zgłębić i ten aspekt kariery sospckiego komiksiarza... tzn. nie chodzi o wypady do Złotego Ula czy SPATiFu, ale o popularność, której Christa, wbrew faktom, zawsze wstydliwie się wypierał. Przy okazji Arek odnalazł w prasowych archiwach mnóstwo arcyciekawych, czasami nigdy wcześniej nie publikowanycyh materiałów z lat 50., w tym oryginał rysunku z "Wieczoru", gołego Kajtka z celuluidu, sensacyjne zdjęcie rysownika i plakat reklamujący... samego Janusza Christę.

* * *

Narodziny gwiazdy

W początkach istnienia "Wieczoru Wybrzeża" Janusz Christa był jego niekwestionowaną gwiazdą. Popołudniówka przynosiła poczytne informacje społeczne, kryminałki, sporo sportu oraz rozrywkę. Na tę ostatnią dziedzinę składały się także komiksy Christy. Jerzy Waczyński, związany z "Wieczorem" od 1957 roku, jego naczelny w latach 1976–1986, wspominał:
Pewnego dnia przyszedł do redakcji młody człowiek i zaproponował drukowanie komiksu. Naczelny odważnie kupił pomysł. Znakomity komiks Janusza Christy pt. Kajtek Majtek trafił na łamy "Wieczoru". Była to pierwsza w Polsce historyjka obrazkowa w gazecie codziennej. Potem drukowaliśmy inne komiksy tego autora. Czytali je wszyscy, bez względu na wiek. [1]
Cenzura zezwala i określa - 25.000 egz. na ok. 680.000 mieszkańców województwa gdańskiego w 1957 r. (wliczamy nieletnich, bo w końcu chodzi o odbiorców Kajtka-Majtka).

Redaktorzy "Wieczoru": naczelny Stanisław Spyra (pierwszy z prawej) i Jerzy Waczyński (w środku) oraz Jerzy Matuszkiewicz (z lewej) z redakcji "Głosu Wybrzeża". "Wieczór" powstał jako popołudniowy dodatek do "Głosu", partyjnego dziennika.

Popularność Kajtka-Majtka wykroczyła poza łamy gazety i była trwała. Fenomenowi temu poświęcono już wiele miejsca "Na plasterkach!!!". [NP!: owszem, wspominaliśmy jak Kajtek został twarzą Jubilera i Toto-Lotka, patronem samolotu oraz gwiazdą noworocznych szopek.] Dodam dwa przykłady. W 1959 roku z satysfakcją pisał o tym zjawisku "Wieczór", odnotowując próbę adaptacji celuloidowej lalki na Kajtka. Nawet rywal zza miedzy, "Dziennik Bałtycki", trzy lata później dostrzegł, że imieniem Kajtka ochrzczono szybowiec, który wziął udział w pokazach lotniczych we Wrzeszczu. [2]

"Wieczór Wybrzeża",
5 czerwca 1959.
"Dziennik Bałtycki", 25 lipca 1962. Ale już dwa lata wcześniej pojawił się w Aeroklubie Gdańskim pierwszy samolot z podobizną Kajtka-Majtka.

"Wieczór" był w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wyjątkowy na tle drętwoty ówczesnej prasy. Nie tylko w akceptowaniu potrzeb czytelnika, szukającego lżejszego kalibru wiadomości. Redakcja nie wahała się bowiem w nowoczesny sposób łączyć popularności produktu z kreowaniem marki jego twórcy.Postawiła mocno na Janusza Christę. Już w grudniu 1958 roku, czyli zaledwie trzy miesiące po debiucie "Niezwykłych przygód Kajtka-Majtka" i tuż przed rozpoczęciem druku drugiej serii, "Wieczór" przeprowadził wywiad z Christą, ozdobiony fotografią z dorysowanym Kajtkiem-Majtkiem (pełna wersja po kliknięciu w obrazek). Od tej chwili rysownik konsekwentnie przestawiany był jako "ojciec" Kajtka, potem Kajtka i Koka, a w końcu również Kajka i Kokosza.

Pierwszy wywiad z Januszem Christą. "Wieczór Wybrzeża", 19 grudnia 1958.

Kilka dni po wywiadzie "Wieczór" zaprezentował czytelnikom rysownika przy pracy, otoczonego przez swoją komiksową rodzinę: Kajtka-Majtka, ciocię Agatę, wujka Ursusa i Makarego. Oryginał tej pracy prezentujemy czytelnikom "Na plasterki!!!" po raz pierwszy po 60 latach! Wyraźnie widać tu szkice ołówkiem, skorygowane podczas pociągnięć tuszem. Autorem obu zdjęć, które posłużyły Chriście do wykonania rodzinnych portretów, jest prawdopodobnie Tadeusz Stasiak, fotoreporter "Wieczoru".

Zajawka na czołówce "Wieczoru Wybrzeża" z 23 grudnia 1958. Wbrew zapowiedzi, następnego dnia ukazał się tylko jeden pasek komiksu. Obok: oryginał zdjęcia i rysunku.

Walt Disney w takiej samej sytuacji. Źródło: D23.com

Christa jako artysta estradowy

Tomasz Kołodziejczak wspominał: "Gawędziarz Christa wiedział [że] dobry wic trzeba przygotować. Zbudować. Zawiesić na chwilę głos przed puentą". Rysownik zdradzał talenty showmana już w czasach swojego prasowego debiutu. Wypadał na tyle przekonująco, że "Wieczór" postanowił spożytkować wszystkie jego naturalne zalety i predyspozycje. W czerwcu 1959 Janusz Christa wystąpił na estradzie podczas zorganizowanych przez gazetę wyborów miss, dla niepoznaki nazywanych "Poszukiwaniem najmilszej dziewczyny Wybrzeża". O pozory dbano konsekwentnie, w opisach imprezy podkreślając, że nie chodzi o rozrywkowy zachwyt nad urodą, ale "poglądową lekcję dobrego wychowania". Czytelnicy "Na plasterki!!!" jako pierwsi po sześćdziesięciu latach mogą zobaczyć plakat rozwieszany wówczas w Trójmieście.

Z lewej: pierwsza poza prasą zanęta "na Christę" (do czasu publikacji "Kosmosu" w 1974 roku).
Z prawej: rysunek autorstwa Zdzisława Króla. "Wieczór Wybrzeża", 4 czerwca 1959.

Zwiastuny drukowane przez kilka kolejnych dni w "Wieczorze" – tłumaczące co zaprezentuje autor "Kajtka-Majtka" – nie pozostawiają wątpliwości, że Christa był pełnoprawnym bohaterem rozrywkowej części imprezy, na równi z Jackiem Fedorowiczem, czy Zbigniewem Cybulskim. Tylko na plakacie znalazł się na końcu.

"Wieczór Wybrzeża", kolejno: 3, 4, 5 i 6 czerwca 1959.

Po ośmiu wieczorach eliminacyjnych i dwóch wieczorach półfinałowych, finał wyborów odbył się w kinie Leningrad (Neptun od 1993 do likwidacji w 2015 roku) przy ul. Długiej w Gdańsku. Wydarzenie rozpoczęło się o godz. 22, późno, być może ze względu na konieczność wyświetlenia wieczornego filmu. "Wieczór" podkreślał, że scenę w kinie przebudowano tak, by wszystkim widzom zapewnić doskonałą widoczność. Sami chętnie popatrzylibyśmy na Christę w scenicznym żywiole nawet i w kiepskiej widoczności.

Jury przyznało tytuł "Najmilszej Dziewczyny Wybrzeża" Alinie Goliszek, maturzystce z Sopotu. Kilka dni po wyborach, w "Wieczorze" ukazała się obszerna fotorelacja z imprezy. Dziennikarz Zdzisław Łabędzki wspomniał w niej występ Christy, przytaczając żart autora Kajtka-Majtka, który prawdopodobnie padł ze sceny:
"Ojciec" Kajtka-Majtka zademonstrował publiczności błyskawiczne narodziny swego syna, dobrego syna, bo... nic on nie kosztuje, a przeciwnie — przynosi "ojcu" dochody.

"Wieczór Wybrzeża", 9 czerwca 1959.

Zdjęcie zdradza nie tylko elegancję Christy (kolejny modny krawat w paski, koszula ze spinkami do mankietów), ale pokazuje, że występ nie ograniczał się monotematycznie do komiksowych pasków z "Wieczoru", dających autorowi popularność.
Na estradzie stała sztaluga, na niej zawieszony brystol, słoik z tuszem, pędzel. Ja wchodziłem i zaczynałem rysować. Dowcip polegał na tym, że gdy ludzie domyślali się co chcę narysować, ja dodaję parę kresek i wychodzi zupełnie co innego. Potem znowu parę kresek i jeszcze coś innego
— opowiadał Christa o takich występach autorom "Wyznań spisanych". Na oryginale zdjęcia z fotoreportażu widać wyraźnie, że oprócz "dodawania paru kresek" Christa pokazał też sposób na rysunek czytany normalnie oraz do góry nogami, żart uprawiany od stuleci (a przez samego autora co najmniej od szkoły podstawowej).

Fot. Tadeusz Stasiak/"Wieczór Wybrzeża".

Próba odtworzenia zabawy rysunkowej, zaprezentowanej publiczności konkursu "Szukamy Najmilszej Dziewczyny".

To "Wieczór" wyznaczył więc kierunek, którym podążył "Świat Młodych", konsekwentnie ogrywając alter ego Henryka Jerzego Chmielewskiego – Papcia Chmiela: zwariowanego autora, który błaznuje na zdjęciach w fotoreportażach w gazecie i wymyśla niestworzone historie ze swojego życia na potrzeby tekstów drukowanych w książeczkach z Tytusem.

Wygłupy Papcia Chmiela: jako sobowtór Stana Lee w entourage’u Hugh Hefnera oraz kobieta pracująca. Jak wiadomo, to tylko jedne z wielu przykładów. Źródło: FB – profile "Liczne rany kłute" i "Tytus, Romek i A’Tomek".

W pozostałych rolach

Starsi czytelnicy tego bloga pewnie już skojarzyli, że o wyborach "Najmilszej" NP! pierwszy raz wspomniały już w 2011 roku, w poście "Christa o Fedorowiczu i vice versa". Wczytując się w relację "Wieczoru" z wyborów, łatwo zauważyć, że Jacek Fedorowicz, w opublikowanym kilka dni później pasku "Bohaterski konferansjer ujawnia sprawy zakulisowe »konkursu«" z detalami opisał przebieg wydarzenia. Opis "Kajtek-Majtek rysujący przez pomyłkę Janusza Christę" odpowiada rzeczywistości jak odbite lustrzanie rysunki, które pokazują prawdę na opak.

Z lewej Janusz Christa, z prawej Jacek Fedorowicz. "Wieczór Wybrzeża", 15 czerwca 1959.

Z "bohaterskim konferansjerem" Fedorowiczem imprezę poprowadzili jego koledzy z legendarnego teatru studenckiego Bim-Bom: Olgierd Wasilewski (1933–2014), który uciekł na Zachód… już miesiąc później, podczas wyjazdu teatru do Wiednia, oraz Mieczysław Kochanowski, wówczas student Politechniki Gdańskiej, a późniejszy dziekan jej Wydziału Architektury.

Fragment zapowiedzi konkursu. "Wieczór Wybrzeża", 5 czerwca 1959.
Bogusława Czosnowska na zdjęciu próbnym do filmu „Młodość Chopina” (reż. Aleksander Ford, prod. 1951). Źródło: Gedanopedia.

Wśród scenicznych partnerów Christy pojawia się także Bogusława Czosnowska, wówczas śpiewająca aktorka Teatru Wybrzeże – w przyszłości reżyser i autorka opracowań scenicznych m.in. spektaklu "O dwóch takich, co ukradli księżyc" Teatru Wybrzeże w Gdańsku, do którego Christa stworzył komiksowy program, oraz "Kajka i Kokosza" w Słupsku. Kuszące jest założenie, że już wtedy zaprzyjaźnili się z Januszem Christą i po nieomal 25 latach wrócili do współpracy, ale trudno je potwierdzić. We wspomnieniach "Ostatni gong" (wyd. Tower Press, Gdańsk 2000), Bogusława Czosnowska tylko jednym zdaniem kwituje swoje spektakle dla najmłodszych, wyliczając osiem realizacji "O dwóch takich..." przez polskie teatry (s. 182–183), niewiele pisze też o występach na estradzie.

Mimo tak widowiskowych początków, "Wieczór" z czasem zaczął traktować Christę jak wyrobnika, zapełniającego łamy. Po latach Christa mówił o tym z rozżaleniem, o czym "Na plasterki!!!" pisały w postach "Jubileusz Wieczoru Wybrzeża" i "Rysownik na medal".

Jubileusz 10-lecia "Wieczoru" w Klubie Dziennikarza w Domu Prasy w Gdańsku, 11 lutego 1967. Pierwszy z lewej red. naczelny Waldemar Slawik. Być może właśnie to święto miał na myśli Christa.

Redakcję popołudniówki Christa opuścił ostatecznie w 1975 roku, razem ze swoimi bohaterami przenosząc się do "Świata Młodych". A kiedy zabrakło komiksów nowych, czytelnikom "Wieczoru" serwowano powtórki z Christy. Uznanie – już inna redakcja, i w innych okolicznościach, gdy "Wieczór" został dodatkiem do niegdysiejszego konkurenta, "Dziennika Bałtyckiego" – wyrażono po latach, wymieniając Janusza Christę wśród ośmiorga autorów w historii pisma, z powodu których "po gazetę ustawiały się kolejki". [3]

Arek z Gdyni

Fot. Zbigniew Kosycarz. Źródło: "Dziennik Bałtycki".
____________

[1] Cytat za: Jerzy Waczyński, "Lata zielone, lata czerwone" [w] "NOTES. Rocznik dziennikarzy Pomorza 2008", wyd. Stowarzyszenie Dziennikarzy RP – Oddział Morski, Gdańsk 2009, str. 107.

[2] W tekście podpisanym pseudonimem dziennikarki Julii Ziegenhirte jest wiele błędów. Dwuosobowy szybowiec szkolny "polskiej konstrukcji" nazwany Kajtkiem-Majtkiem to nie mógł być Jak-18 (bo to samolot), być może chodziło o popularnego wówczas SZD-9 Bociana.

[3] W przeciwieństwie do "poważnych" (czytaj: nudnych) gazet drukujących przemówienia i sprawozdania, w "Wieczorze" było wszystko, a przynajmniej dużo więcej. [...] Przede wszystkim w "Wieczorze” był ówczesny hit, czyli komiksy Janusza Christy "Kajtek-Majtek", "Kajtek i Koko", "Kajko i Kokosz" – napisał Tadeusz Woźniak, dziennikarz "Wieczoru" w latach 1974–1980 i z-ca naczelnego w latach 1991–1998. Cytat za: Tadeusz Woźniak, "Gazeta, po którą ustawiały się kolejki", "Wieczór Wybrzeża – Dziennik Bałtycki", 4 lutego 2015.