wtorek, 31 grudnia 2013

Palacz krótkowidz x3

Przedstawiamy mały bonus do przedwczorajszego posta. Śledząc zawiłe losy procy Makarego, Wojtek Marzec wpadł na piękny przykład recyklingu pomysłów - zabiegu bardzo charakterystycznego dla Christy. Oto dwie wersje gagu z palaczem krótkowidzem: pierwsza pochodzi z "Wieczoru Wybrzeża", a druga (a w zasadzie trzecia) z "Relaxu" nr 5. Gratulujemy znaleziska!

"Profesor Kosmosik i Czarny Rycerz", 1959"Palacze", 1977

Wersja z "Relaxu" jest trzecia, bo druga pojawiła się w"Przyśmiewkach o nałogach" z roku 1964, czyli pomiędzy "Czarnym rycerzem" i "Palaczami" (pisaliśmy o tym tutaj). A może to nie koniec i komuś z Was uda się znaleźć kolejne wcielenie palacza krótkowidza?

"Przyśmiewki o nałogach", 1964

niedziela, 29 grudnia 2013

Znikająca proca Makarego

Wszyscy wiemy, że porządna historia musi mieć porządnego szwarc-charaktera. Kim byłby Kloss bez Brunnera, Luke bez Vadera, albo Papa Smerf bez Gargamela? Przez komiksy Janusza Christy także przewija się plejada wspaniałych oprychów, z których najsłynniejsi to Czarny Rycerz, Zyg-Zak, Von Bombke, Zarzur, Wielki Kompan czy wreszcie Hegemon. Listę tę powinien otwierać Zbój Makary, tylko że mało kto o nim pamięta. Postać ta po raz pierwszy pojawiła się w 1957 roku w komiksie "Kuku-Ryku" z magazynu "Przygoda". Ostatni odcinek z udziałem Makarego możecie znaleźć w albumie "Kajtek, Koko i inni", przykładowe kadry z wcześniejszych epizodów prezentujemy poniżej.


Pod koniec 1958 roku inny Makary (a może ten sam?) pojawił się na łamach "Wieczoru Wybrzeża". Wystąpił w kilku pierwszych odcinkach "Profesora Kosmosika i Marsjan" (to on m.in. sterował koparką), a rok później powrócił na samym początku "Czarnego Rycerza". Wyglądał nieco inaczej niż w "Przygodzie", ale charakterek miał tak samo paskudny. I właśnie o tym drugim Makarym - a właściwie o jego procy - napisał dla nas Wojtek Marzec, najmłodszy współpracownik naszego bloga.

* * *

Podczas ostatniej lektury "Profesora Kosmosika" (Egmont, wydanie II) wpadł mi w oko zabawny błąd Janusza Christy. Zamieszanie zaczyna się w chwili, gdy Makary, zaciekły wróg Kajtka, próbuje wyciąć mu kawał i strzela z procy do przypadkowego przechodnia. W komiksie wyraźnie widać, że uciekający przed Kajtkiem Makary trzyma procę w ręku.


W końcu Kajtek łapie Makarego i odbiera mu procę. Ale za chwilę traci ją w dość nieprzyjemnych okolicznościach.


Na następnych kadrach Kajtek nie ma już procy, ani w dłoniach, ani za pazuchą (pewnie dlatego, że nie ma również pazuchy).


Po skoku w czasy Cesarstwa Rzymskiego nadal nie widać procy w rękach Kajtka.


Na szczęście w odpowiednim momencie proca sama się pojawia, nie wiadomo skąd. Zwróćcie uwagę na słowa Kajtka - czyżby przez cały czas miał ją przy sobie?


W dwóch następnych odcinkach procy znów nie ma. Zniknęła? Wypadła?


Ale w ostatniej chwili materializuje się w dłoni Kajtka! Uff, co za ulga...


Potem proca jak zwykle wyparowuje. Kajtek nie ma jej także wtedy, gdy na krótko przenosi się do współczesności.


Lecz po powrocie, gdy cesarzowi zagraża przerośnięta mucha, Kajtek bez wahania jeszcze raz sięga po... niezawodną procę.


Tym pięknym strzałem znikająca proca Makarego kończy swoją komiksową karierę, a Kajtek-Majtek i Profesor Kosmosik kończą wizytę w starożytności. W średniowieczu preferowali raczej łuk.


Wojciech Marzec (Komiks Europejski)

* * *

Dziękujemy Wojtkowi za jego pierwszą fAnalizę. Czekamy na następne, bo czas na zmianę pokoleniową. My, stare dziady, pewnych rzeczy już nie dostrzegamy, czego najlepszym przykładem jest dzisiejsza znikająca proca. Zwyczajnie ją przegapiliśmy, wiedząc, że komiksy z "Wieczoru Wybrzeża" powstawały bez planu, z dnia na dzień, a strzelba wcale nie musiała wisieć na ścianie od pierwszego aktu, żeby w ostatnim wypalić.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

(FANART) Bofzin świątecznie

Nasz człowiek w Sochaczewie, czyli Łukasz "Bofzin" Kuciński, przysłał nam kartkę w formie fanowskiej okładki. A my życzymy Wam wesołego komiksu do tej okładki.

niedziela, 22 grudnia 2013

Bogusław Polch świątecznie


Dziś robimy wyjątek od naszych zasad i odchodzimy od tematyki bloga. Ale czy mogliśmy odmówić sobie przyjemności opublikowania kartki świątecznej, którą dostaliśmy od Bogusława Polcha?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

(FANART) NSC Piotr świątecznie

Nasz Stały Czytelnik Piotr, który od lat wspiera nas słowem, tym razem wsparł nas również czynem... to znaczy rysunkiem. I to jakim!


Za życzenia pięknie dziękujemy. A tak na marginesie, to po raz kolejny potwierdza się nasza teoria, że zdecydowana większość, a może nawet wszyscy fani komiksu potrafią rysować. Lepiej lub gorzej, ale jednak potrafią. I być może dlatego zostają fanami komiksu. Czy i Wy zaobserwowaliście taką prawidłowość?

środa, 11 grudnia 2013

Automaatski apparaatski papierisko

Dawno, dawno temu mieszkałem u pewnego wesołego Holendra, który uwielbiał udawać, że mówi po polsku. Wyglądało to tak, że do niderlandzkich, angielskich, a nawet polskich słów dodawał końcówki -ski albo -sko. Na przykład maszynka do robienia skrętów miała się po polsku nazywać "automaatski apparaatski papierisko". Zawsze myślałem, że gość miał taki cięty dowcip sam z siebie, ale w poprzednie wakacje dowiedziałem się, że był to cytat z komiksu Willy Vandersteena. Taki flamandzki odpowiednik naszego "ależ wodzu, co wódz".


DISNEY Z ANTWERPII

Z nazwiskiem Vandersteena nasi najwierniejsi czytelnicy zetknęli się już kilka razy, np. tutaj, ale zapewne niewielu z Was widziało jego komiksy. W Polsce twórczość genialnego Belga jest zupełnie nieznana, pod tym względem jesteśmy w tyle za wieloma krajami obu Ameryk, Azji, a nawet Afryki (imponującą listę zagranicznych wydań znajdziecie tutaj). Vandersteen nie był ani tak sławny, ani tak uzdolniony jak Hergé, Franquin czy Uderzo, a jednak DŁUGOŚCIĄ i ilością stworzonych przez siebie serii komiksowych przebił całą europejską konkurencję (może za wyjątkiem Rolfa Kauki). Rodacy nadali mu za to przydomek Walta Disneya Beneluksu. A oto Top-12 najdłuższych cykli jakie wyszły spod jego ręki:

"Suske en Wiske"
257 albumów + 40 specjali
"De Rode Ridder"
238 albumów
"Bessy"
187 albumów
"Jerom" (spin-off "Suske en Wiske") - 131 albumów"Robert en Bertrand"
98 albumów
"Karl May"
87 albumów
"Pats/Tits"
35 albumów
"Klein/Junior Suske
en Wiske"
- 24 albumy
"Safari"
24 albumy
"Biggles"
21 albumów
"De Familie Snoek"
18 albumów
"De Geuzen"
10 albumów

W sumie ukazało się ponad 1.200 albumów komiksowych sygnowanych jego nazwiskiem (słownie: TYSIĄC DWIEŚCIE!!!), a Belgijskie Centrum Komiksu podaje nawet liczbę 1.800. Przy czym nie jest to lista zamknięta. Mimo że autor nie żyje od ponad 20 lat, co roku pojawia się kilka zupełnie nowych zeszytów z napisem "Willy Vandersteen" na okładce. I jak tu nie mówić o geniuszu?

"Piwo" (!) - pierwsze autorskie albumy Willy Vandersteena, 1943-1946

Rozwiązaniem zagadki jego pośmiertnych komiksów jest działająca od 50 lat machina pod nazwą Studio Vandersteen. Belgijski rysownik zadebiutował w 1941 r., a już w 1949 musiał wynająć swojego pierwszego inkera, bo inaczej nie nadążyłby z realizacją kolejnych historyjek (głównie dla antwerpskiej gazety "De Standaard", z którą związany był do końca życia). 10 lat później, wzorem innego Belga - Hergégo, utworzył prawdziwe studio, zatrudniające kilku rysowników. Pozwoliło mu to na rozpoczynanie coraz to nowych serii i stopniowe przekazywanie ich asystentom. Vandersteen zazwyczaj samodzielnie tworzył tylko kilka pierwszych albumów, po czym kolejno pozbywał się obowiązków inkera, rysownika i scenarzysty, aby móc przejść do następnego projektu.

"Bessy" i "Wastl" (oryg. "Jerom") - serie tworzone z myślą o rynku niemieckim.
Zwróćcie uwagę na numery zeszytów!

Ten system pracy gwarantował sukces - pod warunkiem, że tzw. asystenci pozostawali anonimowi. Mniej dociekliwi czytelnicy mieli wtedy wrażenie, że ciągle kupują albumy swojego ulubionego autora. Bardziej dociekliwi oczywiście domyślali się o co chodzi, zwłaszcza że kreska "Vandersteena" w cudowny sposób ewoluowała na przestrzeni lat. Dopiero w 1989 r., niedługo przed śmiercią twórcy studia, na okładkach "Suske en Wiske" zaczęły pojawiać się nazwiska faktycznych autorów. Pierwszym uhonorowanym w ten sposób "asystentem" był Paul Geerts - rysownik i scenarzysta, który całkowicie przejął tę serię w roku... 1972.

PRAWIE CZYSTA KRESKA

Willy Vandersteen nie był może wybitnym rysownikiem, ale jego geniusz objawiał się m.in. w tym, że na swoich następców potrafił wybrać twórców sprawniejszych od siebie. Dobrze to widać na poniższym przykładzie - są to dwie wersje kadru z komiksu "De sprietatoom": oryginalna i po liftingu asystenta. Ta druga wersja powstała gdy wydawnictwo Standaard zaproponowało wznowienie najstarszych części "S&W" w kolorze. Vandersteen uznał, że trzeba je przerysować, by pasowały do nowszych i ładniejszych albumów. Podobnie zresztą robił Hergé z przedwojennymi "Tintinami" i Papcio Chmiel z "Tytusami". Tyle tylko, że Papcio musiał przerysowywać sam, a obaj Belgowie zlecili to zadanie swoim współpracownikom.

Wersja z gazety "De Standaard"
Rys. Willy Vandersteen, 1946
Wersja albumowa
Rys. Karel Boumans lub Eduard de Rop, 1960

Na początku kariery Vandersteen próbował naśladować Hergégo, co nie było niczym wyjątkowym w powojennej Europie. Kiedy w 1945 r. rysownik zaproponował pismu "De Nieuwe Standaard" pierwszą historyjkę z serii "Suske en Wiske", redakcja odrzuciła komiks właśnie z powodu podobieństw do "Tintina": począwszy od kształtu dymków i liternictwa, poprzez czuprynkę i strój głównego bohatera, skończywszy na fabule (opowiem o tym nieco niżej). Historyjka ukazała się dopiero pół roku później pod zmienionym tytułem "Rikki en Wiske". W następnych częściach tintinopodobny Rikki już się nie pojawił; zastąpiony został przez właściwego Suske - czarnowłosego chłopca z wyspy Amoras.

"Tintin: Tajemnica jednorożca", 1943"Rikki en Wiske", 1945

Niektóre źródła wymieniają Vandersteena jako jednego z głównych przedstawicieli ligne claire. Jest to jednak opinia trochę na wyrost. Co prawda w roku 1948 Hergé ściągnął go do tygodnika "Tintin", ale tylko dlatego, że we flamandzkiej edycji pisma ("Kuifje") brakowało autorów piszących po niderlandzku. Hergé uważał, że rysunki Vandersteena są brzydkie i kazał mu dopasować styl do profilu pisma. W efekcie powstało 8 półrealistycznych części "Suske en Wiske" (1948-1958), uznawanych za najlepsze w dorobku Vandersteena, choć graficznie nie dorównują one komiksom Hergégo czy Edgara P. Jacobsa.

Okładki Willy Vandersteena do magazynu "Tintin/Kuifje"

Po zakończeniu współpracy z "Kuifje" Studio Vandersteen odeszło od staroświeckiej już wtedy ligne claire i podryfowało w kierunku stylu disnejowskiego. Stało się tak głównie za sprawą Eduarda de Rop - świetnego inkera, który w latach 1958-1983 wykańczał niemal wszystkie albumy "S&W". To tyle tytułem wstępu, z konieczności trochę przydługiego. Czas przejść do meritum dzisiejszego posta.

POLSKA OD MORZA DO MORZA

Pamiętacie wesołego Holendra, który udawał, że mówi po polsku? Otóż prawdopodobnie zaczerpnął ten pomysł ze wspomnianego już komiksu "Rikki en Wiske en Chocowakije" (1945). Historyjka ta opowiadała o szpiegowskim wypadzie do Czokowacji - kraju, który graniczy z Belgią, ale wygląda jakby leżał w Europie Wschodniej. W wersji gazetowej stolica Czokowacji nazywa się Praak (Praag to po niderlandzku Praga), a w albumowej - Kroko (Kroke to Kraków w jidysz). Krajem rządzi prezydent Bulshitov przy pomocy tajnej policji Gestaco, tubylcy ubierają się na modłę węgierską i noszą nazwiska w stylu Kletsmeierski, Biberonski, Panachowitz. Łatwo się tu z każdym dogadać, wystarczy do wyrazów dorzucać słowiańskie -cka, -ska, -noczka albo żydowskie -owitz... i gotowe.

"Tintin: Berło Ottokara", 1938"Rikki en Wiske in Chocowakije", 1945

Czokowacja bardzo przypomina Syldawię z "Berła Ottokara" (ósmy tom "Tintina", 1938), która również była zlepkiem stereotypów o krajach wschodnioeuropejskich. Syldawia leżała na Bałkanach, jej stolica Klow przypominała Pragę, największe jezioro nazywało się Pollishov, język był mieszaniną polskiego, węgierskiego i niemieckiego, a pisano cyrylicą. Zarówno Tintin, jak i Rikki początkowo niewiele wiedzieli o egzotycznych krajach, do których przyszło im jechać. Musieli więc dokształcać się z turystycznych przewodników.


Tu natomiast widzimy jak Tintin wylądował w Syldawii. Identyczne lądowanie miała w Czokowacji mała Wiske. Być może ówcześni Belgowie sądzili, że w Europie Wschodniej istniały tylko lotniska wojskowe, więc cywile musieli korzystać ze spadochronów i wszechobecnych stogów siana.


Przyznam, że po lekturze tych dwóch komiksów przestałem się dziwić, że na Zachodzie nie było chętnych, by umierać za Gdańsk, skoro w ich wyobrażeniu ów Gdańsk leżał w anonimowej zmilitaryzowanej strefie, rozciągającej się od Łaby po Ural...

JAK KUBA BOGU, TAK BÓG KUBIE

Pierwsza albumowa edycja "Rikki en Wiske", jeszcze czarno-biała, ukazała się w 1946 r. Komiks był krótszy od wersji gazetowej o 20 odcinków. Zniknęła m.in. scena skopiowana z "Tintina w Ameryce", w której zamachowiec strzela do kukły głównego bohatera. Cały usunięty epizod znajdziecie na stronie Stripspeciaalzaak.


Opowiastka ta została wydana w kolorze dopiero w 1975 r., jako 154. album "Suske en Wiske". Podobno zwlekano tak długo właśnie z powodu podobieństw do "Tintina". Fragment ze snajperem nigdy nie został wznowiony. Aż dziw bierze, że Vandersteen nie musiał wyciąć z komiksu wszystkich scenek, które ściągnął od Hergégo, choć prawdę mówiąc niewiele by wtedy zostało.

W 1954 r. Hergé zrewanżował się Vandersteenowi kontynuacją "Berła Ottokara", zatytułowaną "Afera Lakmusa". Historyjka ta opowiadała o wyprawie do Skrainy (w oryginale Borduria), kraju graniczącego z Syldawią i będącego z nim w stanie zimnej wojny. Z historyjki "Rikki en Wiske in Chocowakije" autor "Tintina" zapożyczył cały wątek o szpiegostwie i tajnej superbroni, z tym że rakietowy czołg Vandersteena zastąpił miotaczem ultradźwięków.

"Rikki en Wiske in Chocowakije", 1945"Tintin: Afera Lakmusa", 1954

Stereotyp wschodnioeropejskiego totalitaryzmu jest u Hergégo jeszcze wyraźniejszy niż u Vandersteena. Z jednej strony trudno się temu dziwić, bo komiks powstał w szczytowym okresie stalinowskiego zamordyzmu. Z drugiej strony nie bardzo wiadomo dlaczego skraiński reżim jest faszystowski, a nie komunistyczny. W wykonaniu Hergégo, oskarżanego we własnym kraju o kolaborację z hitlerowcami, wygląda to trochę jak odwracanie kota ogonem.


W końcówce "Afery Lakmusa" Hergé wykorzystał kolejny pomysł swojego flamandzkiego kolegi, a mianowicie powrót czołgiem do Belgii. Oczywiście w "Tintinie" wszystko to podane było bardzo serio, podczas gdy ucieczka Rikkiego i Wiske była absurdalną, slapstickową gonitwą, ze sporym ładunkiem niewybrednego humoru.


CHRISTA, NARESZCIE!

Znów wyszedł mi post wielowątkowy, w dodatku zbyt długi, żeby go przeczytać. Ale jeśli ktoś dobrnął aż do tego miejsca, czeka go niespodzianka z Kajtkiem i Kokiem w rolach głównych. Zacznijmy od tego, że dwa lata temu na filmie "Przygody Tintina" Spielberga przeżyłem déjà vu. Konkretnie chodziło o scenę z żółtym samolotem, która w wersji komiksowej wygląda tak:

"Tintin: Krab o złotych szczypcach", 1940-1941

Niemal identyczne ujęcia można znaleźć w "Na tropach pitekantropa" Christy. Sam się dziwię, że nie wyłapałem tego czytając "Kraba o złotych szczypcach". Widocznie w kinie żółte samoloty bardziej rzucają się w oczy niż na komiksowych planszach.

"Kajtek i Koko: Na tropach pitekantropa", 1964-1965

Idąc tym śladem najpierw znalazłem w "Kajtku i Koku w kosmosie" kilka gagów ze "Świątyni Słońca" (patrz: "Tintin w kosmosie"). Czułem jednak, że w "Pitekantropie" musi być tego więcej, bo komiks ten nigdy nie pasował mi do pozostałych części "Kajtka i Koka". Wydawał mi się zbyt poważny, zbyt polityczny, zbyt sensacyjny i w ogóle jakiś taki tintinowaty. Olśniło mnie zupełnie przypadkowo, podczas lektury komiksu... Willy Vandersteena. W albumie z serii "Suske en Wiske" pt. "De wilde weldoener" ("Szalony filantrop", 1961) trafiłem na cały szereg scen łudząco podobnych do "Cygar faraona" (czwarty tom "Tintina", 1932-1934) i do "Pitekantropa" jednocześnie. Przed Wami jedyne w swoim rodzaju, a na pewno pierwsze na naszym blogu, zestawienie trzech komiksów naraz. We fragmentach z "Suske en Wiske" wykorzystałem moje ulubione wydanie dwukolorowe (czerwono-szare), bo po pierwsze jest ono na staroświecki sposób urocze, a po drugie w tej wersji najlepiej widać mistrzowską kreskę Eduarda de Ropa.

"Tintin: Cygara Faraona", 1932-1934"Suske en Wiske: De wilde weldoener", 1961"Kajtek i Koko: Na tropach pitekantropa", 1964-1965

Scenka nr 1: Próba przepłynięcia oceanu w sarkofagu, skrzyni i lodówce.

Scenka nr 2: Atak tygrysa. Bengalskiego! (z komiksów jw., i tak już do końca)

Scenka nr 3: Amatorskie lądowanie.

Scenka nr 4: Trzech pasażerów na słoniu.

Dodatek nadzwyczajny: Trasy podróży z "Cygar faraona" i "Pitekantropa".

I co Wy na to? Macie jakąś teorię na temat kolejności przerysowywania? Niektóre detale wskazywałyby, że Christa ściągał od Hergégo pośrednio, tzn. poprzez Vandersteena. Jednak moim zdaniem Christa i Vandersteen kopiowali "Tintina" niezależnie od siebie. Zaskakujące jest również niezwykłe podobieństwo graficznego stylu "Pitekantropa" i "Szalonego filantropa". Oba komiksy powstały niemal w tym samym czasie, więc po części mogło to wynikać z mody. Ale w takim razie co powiecie na ten obrazek? Toż to 100% Christy w Chriście. No i jak tu nie kochać "Suske en Wiske"?


To już koniec dzisiejszego posta, ale nie koniec tematu. W najbliższym czasie postaram się pokazać Wam kolejnego inkera ze Studia Vandersteen, któremu graficznie jest jeszcze bliżej do Christy, niż Eduardowi de Rop. Znacznie bliżej.

Do zobaczensko.
____________
Lektura uzupełniająca:
- "Suske en Wiske" - strona oficjalna
- "Studio Vandersteen" - strona oficjalna
- Polska strona o "Suske en Wiske", Bartek Kuczyński
- "Suske en Wiske op het WWW"
- "Willy Vandersteen, the storyteller", Daniel Couvreur (PDF)
- "Toppers: Willy Vandersteen" (Strip Specialzaak)
- "Het lustige lustrum: 50 jaar Suske en Wiske", Pascal Lefèvre
- "Le petit monde de W. Vandersteen"
- "Hergé et Vandersteen au cœur d'une polémique politique en Belgique", Didier Pasamonik
- "Willy Vandersteen dans Tintin", Gilles Ratier
- "Martin le Malin" - Syldawia i Skraina (Borduria)
- "De Nieuwe Standaard" - skany gazet (Catawiki)
- "Planches Hergé" - skany gazetowego "Tintina"