Udało nam się skontaktować z tajemniczym kolekcjonerem, który wcale nie okazał się tajemniczy. Wręcz przeciwnie. Zeskanował dla Fundacji "Kreska" swoje najcenniejsze eksponaty i odpowiedział na kilka pytań. Przed Wami Tomasz Rosiński z Gdańska.
* * *
Na plasterki!!!: Nie żal Ci pozbywać się tak wspaniałej kolekcji?
Tomasz Rosiński: Oczywiście, że żal. To jest część mnie, kawał mojego życia, rzeczy które zostały przeze mnie w pewnym momencie obdarzone silnymi emocjami. Niemniej, tak jak ze wszystkimi poprzednimi zbiorami, podjąłem decyzję, że czas ją przekazać w inne ręce. Teraz moją pasją i miłością jest rodzina. Poza tym zostaną zdjęcia i przede wszystkim wspomnienia. Będą mi towarzyszyć do końca życia.
Zaczekaj... co masz na myśli mówiąc o poprzednich zbiorach? Co jeszcze zbierałeś?
TR: W PRL-u, ponieważ nie było niczego, kolekcjonowało się właściwie wszystko: znaczki pocztowe, przypinki, monety, żołnierzyki, kolorowe puszki po piwie, plakaty, prospekty samochodowe, historyjki z gum Donald a potem Bolek i Lolek. Posyłało się za granicę listy do koncernów produkujących słodycze, napoje itp., by otrzymać od nich kolorowe upominki. Adresy zdobywało się od kolegów z podwórka. Jakimś cudem po czasie wracały przesyłki z kolorowymi nalepkami, opakowaniami czekolad, batoników itd. Dla nas to były prawdziwe skarby, rzeczy z innego świata. W tej chwili po tych zbiorach oczywiście nie ma już śladu, z wiekiem wymieniało się je na inne "skarby" albo po prostu oddawało młodszym dzieciom.
Zdjęcia wykonane w mieszkaniu Janusza Christy w marcu 2007 (nr 1) i w styczniu 2008 (nr 2-4). Na fotografii nr 3 widać ilustrację do nieopublikowanych puzzli z borostworami. | |
Skupmy się na komiksach. Złapałeś kolekcjonerskiego bakcyla "od pierwszego wejrzenia", czy też zbieractwo dopadło Cię dopiero z czasem?
TR: Ciekawe pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo komiks towarzyszył mi właściwie przez całe moje życie. W dzieciństwie "Światy Młodych" i książeczki z rysunkami Papcia Chmiela, Janusza Christy czy Szarloty Pawel były tym, co nadawało kolor szarej rzeczywistości PRL-u. Krążyły z rąk do rąk powycinane historyjki z gazet, komiksy bez okładek, a nawet tylko ich części. Dopiero po latach czytelnicza pasja przekształciła się w chęć posiadania coraz to ładniejszych egzemplarzy, poznania ich twórców (choć początkowo wydawało mi się to nierealne) i zbierania wszystkiego, co wyszło spod ich ręki.
Niektórzy kolekcjonerzy zbierają wszystkie wydania tego samego komiksu, inni tylko pierwsze. Jak było u Ciebie?
TR: Na początku oczywiście wszystkie jakie wpadły mi w ręce. Nieważny był stan i wydanie, liczyła się chęć zaczytywania coraz to nową historią, poznania kolejnych przygód. W tamtych przedinternetowych czasach nie mieliśmy wiedzy ile wyszło komiksów z Kajkiem i Kokoszem, Kleksem czy Tytusem. Dopiero z czasem zacząłem wymieniać te komiksy na wcześniejsze wydania.
Szkic do puzzli "Zamach na Milusia" ze zbiorów Tomka Rosińskiego. | |
Podobno wymieniałeś się też eksponatami z naszym Hegemonem, ojcem-założycielem "Na plasterków".
TR: Andrzeja poznałem dawno temu, ale dopiero od Ciebie dowiedziałem się, że to Hegemon z bloga. Nawiązaliśmy kontakt przez portal aukcyjny. Andrzej posiadał wyjątkową zdolność do znajdowania kolekcjonerskich perełek, z czego korzystałem i część z nich wchodzi z pewnością w skład moich zbiorów. Mieliśmy okazję spotkać się raz u niego w domu chyba w 2005 roku. Pamiętając o jego miłości do "Kajka i Kokosza", przywiozłem mu w prezencie ogromny, prawie dwumetrowy stand z ich wizerunkami, ledwo się mieścił do samochodu. Ciekawe czy to jeszcze pamięta? Miałem także okazję poznać Wojtka Jamę, niestety nie osobiście. Obserwowałem jak budował swoją kolekcję i jestem pełen podziwu dla tego co stworzył i osiągnął. Imponująca sprawa.
Oryginał ilustracji tytułowej "Rozprawy z Dajmiechem" ze zbiorów Tomka Rosińskiego. | Niepublikowana wersja alternatywna ze zbiorów Marka Lewszyka. |
Większość nałogowych zbieraczy jest w stanie dokładnie odtworzyć okoliczności, w jakich zdobywali każdy z eksponatów. Ty też?
TR: Oj nie! Zbyt wiele lat, zbyt wiele rzeczy. Najistotniejsze było dla mnie, by je zdobyć - a skąd, to już była rzecz drugorzędna. Księgarnie, koledzy, wyprawy na Jarmark Dominikański, potem Internet. Często zdarzało się, że na jakiś gadżet czy komiks trafiło się całkiem niezamierzenie. Oczywiście inną sprawą są rysunki czy autografy, które otrzymałem bezpośrednio od ich twórców. To będę pamiętał do końca życia.
No właśnie, w jaki sposób trafiłeś do Janusza Christy?
TR: Nie jestem pewny, ale być może adres dostałem właśnie od Andrzeja. Mistrza poznałem najpierw listownie, a potem zostałem przez niego zaproszony w odwiedziny. Oczywiście nie liczyłem, że osoba, którą sytuowałem gdzieś wysoko na nieboskłonie, zechce odpisać na list zwykłego śmiertelnika. Nie muszę Ci mówić, że serce waliło mi jak młotem gdy otwierałem kopertę z listem od niego. Oczywiście mam go do tej pory i zostanie u mnie na pamiątkę. Jeszcze większe emocje towarzyszyły mi podczas naszego pierwszego spotkania. Odwiedziłem go w sumie trzykrotnie, w latach 2007-2008. Kolejny raz towarzyszyłem mu już w ostatniej drodze podczas jego pogrzebu w Sopocie...
Jakie wrażenie zrobił na Tobie Christa?
TR: Mogę jedynie potwierdzić wszystko, co już wcześniej o nim powiedziano i napisano. Od pierwszego uśmiechu, uścisku dłoni - zero dystansu. Traktował mnie jakbyśmy się znali od dawna. Był bardzo wylewny, chętnie opowiadał historie o swoim życiu, o rodzinie, o twórczości. Nie trzeba go było do tego zachęcać. Widzę go jak siedzi z nieodzownym papierosem, popijając piwko i z uśmiechem dzieli się swoimi wspomnieniami. Myślę, że był po prostu bardzo dobrym człowiekiem. Przy okazji tych spotkań poznałem jego wnuczkę Paulinę, która teraz tak fantastycznie pielęgnuje pamięć o nim i jego twórczości w Fundacji "Kreska".
Jako ciekawostkę dodam, że Christę mogłem poznać duuużo wcześniej... Okazało się, że był on znajomym mojego wujka (a swojego imiennika), Janusza Wojciecha Rosińskiego, ale o tym dowiedziałem się dopiero w 2007 roku, gdy odwiedzałem już mocno schorowanego wuja w szpitalu i pochwaliłem się spotkaniem z Januszem Christą. Wtedy jakby nigdy nic powiedział, że przecież się znają, nieraz wspólnie bywali w SPATiFie, gdzie spędzali wesoło czas i niejedno morze wody ognistej osuszyli. Wuj napisał na kartce pozdrowienia, które przekazałem Mistrzowi a on podobnie się zrewanżował. Niedługo potem wujek zmarł, a zaraz po nim Janusz Christa.
Grzegorz Rosiński też jest Twoim wujkiem?
TR: Zbieżność nazwisk.
Oprócz komiksów i gadżetów, masz w kolekcji kilka oryginałów. Przyznam, że na widok tych dwóch nigdy wcześniej nie opublikowanych rysunków z harcerzykami wyszły nam oczy z orbit. Czy wiesz co one przedstawiają?
TR: Dla mnie to też było duże zaskoczenie, wspominałem zresztą o tym niedawno Hegemonowi. Rysunki otrzymałem od Christy w prezencie i do dziś byłem pewny, że pochodzą z komiksu "Kuku Ryku" i nie ma w nich niczego niezwykłego. Dlaczego? Nie dam sobie ręki uciąć, bo pamięć płata figle, ale wydaje mi się, że gdy Janusz Christa mi je pokazywał, mówił że ci chłopcy to właśnie Kuk i Ryk. Dopiero Ty mi powiedziałeś, że to nieznane rysunki z nieznanej historyjki, co do której macie swoją teorię.
Wielkie dzięki za rozmowę i skany tych niezwykłych ilustracji. Tak ciekawego odkrycia nie widzieliśmy od lat.
TR: Cieszę się, że mogłem wnieść małą cząstkę do spisywanej przez Was kompletnej historii twórczości kogoś tak szczególnego jak Janusz Christa. Pozdrawiam wszystkich czytelników!
UWAGA: Pod tym adresem kolekcja wciąż jest wystawiona na Allegro.
* * *
A teraz weźmiemy znalezisko pod lupę. Rysunki z harcerzami bez wątpienia należą do tej samej serii, co obrazki z magazynu "Czas", nazwane przez nas "Projektem X" (poniżej). Potwierdziła się też nasza teoria, że anonimowi chłopcy to nieco starsze wersje Kuka i Ryka z "Przygody". Nie jesteśmy już tylko pewni, czy miały to być rysunki koncepcyjne do filmu animowanego. Z racji dziwnego, wydłużonego formatu, wyglądają raczej jak ilustracje do książki. Tylko jakiej?
Chłopcy w harcerskich mundurkach, szajka typów spod ciemnej gwiazdy i stary automobil przywodzą na myśl "Pana Samochodzika", zwłaszcza filmową wersję "Wyspy złoczyńców" z 1965 r. Jednocześnie harcerzyki Christy bardzo przypominają... Romka i A'Tomka (chudzielec z blond grzywką i niski grubasek), co może wskazywać na zgoła inne inspiracje. Czy ktoś wie jak to wszystko ze sobą połączyć?
Ostatnim elementem układanki jest adres, jaki Christa podał na odwrocie rysunków: Sopot, ul. Helska 1 m 2. Znamy go choćby z pieczątek na oprawionych rocznikach "Vaillanta". W latach 1970. rysownik mieszkał już w wieżowcu przy ul. Frontu Narodowego 36 m 55 (obecnie ul. 23 Marca 77D). Blok został zasiedlony w 1969 r., co zdaje się jeszcze bardziej przesuwać wstecz datę powstania ilustracji. A zatem kto wie czy Christa nie dodał koloru dopiero kilka lat później, na potrzeby swojego portfolio.
Najwyraźniej Christa chciał Kuka i Ryka zrebutować w zupełnie nowej wersji z bardziej wyrazistymi osobowościami i cechami.
OdpowiedzUsuńJa jestem teorii, że te rysunki powstały jako "kocnept arty" do planowego komiksu - na zasadzie : O tu mam takich chłopców, takie przygody będą mieli w takiej atmosferze i scenerii... Pewnie by potem rysunki posłużyły jako okładki bądź ilustracje w środku komiksu.
Jeszcze mi się to kojaży nieco z "Szatanem z Siódmej klasy" jeśli o typ przygody idzie.
Niesamowita kolekcja. Szkoda, że nie dysponuję taką kwotą. Mam nadzieję, że zbiory trafią w dobre ręce. Może miasto Sopot kupi by w przyszłości zrobić muzeum Janusza Christy? Ze zdjęć zamieszczonych przez Tomasza Rosińskiego dowiedziałem się, że Pan Christa pił piwo Żywiec i czytał książkę "Żelazny Krzyż".
OdpowiedzUsuń