Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KiK c.d.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KiK c.d.. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 lipca 2019

Błądzić jest rzeczą ludzką

Od premiery "Królewskiej Konnej" minął raptem miesiąc, a na facebooku zdążyliśmy już podlinkować 22 recenzje tego komiksu, z czego tylko dwie negatywne. Ponad 90% recenzentów dosłownie piała z zachwytu i domagała się kolejnych albumów tria Kur-Kiełbus-Bednarczyk. Jednym słowem: sukces! Tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu przeciwnicy kontynuacji "Kajka i Kokosza" byli równie liczni, co zwolennicy, a może liczniejsi. Widać to choćby w ankiecie "Czy Kajko i Kokosz powinni być kontynuowani?", przeprowadzonej w 2003 r. na forum śp. Gildii.


Opcja nr 2 wcale nie była taka absurdalna, działo się to bowiem w czasach, gdy Janusz Christa jeszcze żył, choć od lat nie rysował. Szanse na to, że kiedykolwiek sięgnie po piórko i brystol były bliskie zeru, ale jak widać, w fanach wciąż tliła się nadzieja. Po śmierci Christy (2008) wcale nie przybyło zwolenników kontynuacji, szczególnie że wyniki konkursu Egmontu nie napawały optymizmem. Wątek na Gildii co jakiś czas odżywał na krótko i po kilku apatycznych komentarzach zapadał w kolejny sen. Sprawcą jednego z takich przebudzeń był niejaki Spik, zdeklarowany przeciwnik wszelkich następców Mistrza. I tu ciekawostka - otóż nasz informator twierdzi, że pod tym pseudonimem kryje się nie kto inny, jak... No nie, nie możemy Wam tego jeszcze zdradzić, bo i tak byście nie uwierzyli. Przeczytajcie najpierw komentarz, a może sami rozwikłacie tę zagadkę.


Końcowy postulat Spika w jakiejś mierze okazał się proroczy - pół roku później faktycznie uruchomiliśmy blog "Na plasterki" i zaczęliśmy analizować twórczość Janusza Christy pod każdym możliwym kątem. Jedną z naszych pierwszych akcji był pamiętny plebiscyt "KiK c.d.", w którym próbowaliśmy demokratycznie wyłonić nowego rysownika "Kajka i Kokosza". Jednak także i w tej kwestii Spik pozostał nieprzejednany.


Czy domyślacie się kim jest ów tajemniczy malkontent? Możemy Wam przyrzec, że gdy wreszcie zdradzimy jego tożsamość, śmiechu będzie co niemiara. Na Wasze typy czekamy jak zwykle w komentarzach pod postem. Na razie nie będziemy pokazywać odpowiedzi, żeby następnym zgadującym nie psuć zabawy.

* * *
Nie będziemy Was dłużej trzymać w niepewności - tym bardziej, że dostaliśmy już dwie prawidłowe odpowiedzi. Bohaterem dzisiejszej zagadki jest... orkiestra tusz... MACIEK KUR, scenarzysta serii "Kajko i Kokosz: Nowe przygody" i oficjalny następca Janusza Christy. Zwycięzcy naszej zabawy, Radkowi Kochowi z Kaczej Agencji Informacyjnej, gratulujemy refleksu i znajomości tematu (oto tradycyjny uścisk dłoni), a Maćkowi Kurowi odwagi, która pozwoliła mu w porę wycofać się z błędu. Tak trzymać!

piątek, 14 grudnia 2018

Być Christą w miejsce Christy

Dzisiejszy post wcale nie miał być odkrywczy, ale w trakcie jego pisania natknąłem się na dwa kompletnie nieznane komiksy z "Wieczoru", których nie ma nawet w fundamentalnej "Bibliografii komiksów wydanych w Polsce" Marka Misiory. Naprawdę. Sam jestem w szoku.

* * *
Zastanawiałem się ostatnio jak wyglądałby komiks Sławka Kiełbusa wydrukowany na łamach "Wieczoru Wybrzeża". Czy mógłby wypełnić miejsce na ostatniej stronie, zwolnione w maju 1975 r. przez Janusza Christę? No ale po co się zastanawiać, skoro za pomocą programu graficznego można to po prostu zobaczyć. Po paru godzinach klikania znałem już odpowiedź - komiks prezentowałby się wyśmienicie, a czytelnicy chyba zaakceptowaliby takie zastępstwo. Jest tylko jedno "ale", a w zasadzie dwa. Otóż w chwili gdy Mistrz odchodził z gdańskiej popołudniówki Sławek miał zaledwie... 6 lat. Teraz jest trochę starszy, tylko że nie ma już "Wieczoru".


To, że Christa nie doczekał się w "Wieczorze" następcy, wcale nie oznacza, że gazeta nie próbowała kogoś takiego znaleźć. Owszem próbowała, ale dopiero po kilku latach. Ogłoszenie o konkursie na nową serię komiksową ukazało się 2 kwietnia 1981 r. (skan pisma znajdziecie w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej). Dlaczego tak późno? Być może wcześniej redakcja liczyła na powrót Mistrza, ale w miarę rozwoju jego kariery stawało się to coraz mniej realne. "Wieczór" zaczął więc szukać świeżej krwi, tłumacząc brak "Kajtka i Koka" względami technicznymi.


Wyniki konkursu ogłoszono 1 czerwca 1981 r. Prace nadesłało 10 twórców, ale poziom większości komiksów był ponoć tak słaby, że przyznano tylko dwie równorzędne nagrody. Jedną z nich zdobył niejaki Sławomir Jezierski, lat 18, wówczas uczeń III klasy Liceum Plastycznego w Gdyni, a w przyszłości rysownik "Kica Przystojniaka", laureat łódzkiego Grand Prix w 1996 r. i jeden z naszych murowanych kandydatów w plebiscycie "KiK c.d.".

Razem z wynikami opublikowano pierwsze trzy odcinki zwycięskiego komiksu pt. "O córze na szklanej górze". Wszystkie epizody, a było ich 8, można obejrzeć w Bibliotece Cyfrowej ("Wieczór Wybrzeża" 1-5 czerwca 1981). Historyjki drugiego laureata, Mirosława Wróbla, nie udało mi się znaleźć.


O swoim debiutanckim komiksie Jezierski nie raz wspominał w wywiadach, ale nigdy nie podał tytułu, ani nie pochwalił się nawet jedną przykładową planszą. Nadrabiamy to niedopatrzenie, choćby po to, żebyście mogli skonfrontować rysunki z następującymi słowami autora:
To najpewniej przypadek, że urodziłem się w Gdyni, a czas mego dzieciństwa przypadł na dojrzały okres Janusza Christy, publikującego paski w wybrzeżowej popołudniówce. Były to niezłe lekcje języka komiksu, pobierane codziennie, przez ładnych parę lat. Na "Kajtku i Koku" nauczyłem się też czytać i pisać, jeszcze przed pójściem do szkoły. ["AQQ" #1/97]


Przyznam, że sporym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, iż to nie Zbigniew Darkacz (o nim za chwilę), ale właśnie Sławomir Jezierski był pierwszym rysownikiem, który - parafrazując powiedzonko Iznoguda - chciał być Christą w miejsce Christy. I prawie mu się to udało. Dlaczego "prawie"? Twórca opowiadał o tym w książce "Trzask Prask" Bartka Kurca:
Jako laureat gazetowego konkursu miałem niejaką szansę zaczepić się w niej na dłużej. Oświadczenie tej treści, z ust samego redaktora naczelnego, wprawiło mnie w stan euforii, w którym trwałem bez mała do połowy wakacji. Zacząłem obmyślać - i szkicować - pierwsze wątki jakiejś długiej historii, z parą śmiesznych kominiarzy w roli głównej. [...] Jednak nie pojawiłem się z nią w redakcji. Nie mógłbym jeszcze sprawdzić się "w zawodzie", gdyż jako uczniak miałem zajęć pod dostatkiem.
A potem wybuchł stan wojenny i "Wieczór Wybrzeża" na jakiś czas połączono w tzw. trójgazetę z dwiema innymi trójmiejskimi gazetami: "Głosem Wybrzeża" oraz "Dziennikiem Bałtyckim". Sprawa komiksu znów zawisła na kołku. Na szczęście nie na długo.


Pod koniec 1982 roku "Wieczór" (znów ukazujący się jako samodzielny tytuł) dogadał się wreszcie z Christą i zaczął wznawiać jego stare historyjki. Temat ten obszernie omówił Łamignat w artykule "Odcinek 1162", więc przytoczę tylko daty: na pierwszy ogień poszedł "Kajtek i Koko w krainie baśni" (24 grudnia 1982 - 30 kwietnia 1984), a potem jednym ciągiem "Woje Mirmiła" i "Szranki i konkury" (29 czerwca 1984 - 30 września 1986).

I tu nagle na scenę wkracza Zbigniew Derkacz. Jego pierwszy występ w "Wieczorze" przegapili chyba wszyscy badacze i kolekcjonerzy, za wyjątkiem Wojtka Olszówki, który przysłał mi wygrzebane skądś pożółkłe numery "Wieczoru Wybrzeża" (dzięki). Komiks Derkacza nosił tytuł "Dzbanek", ukazywał się w dniach 10 stycznia - 4 marca 1988 i liczył 45 odcinków. Scenariusz napisał niejaki Jacek Jędrzejczak, którego nazwisko kompletnie nic mi nie mówi. Historyjka zrobiona była na kajkoszową modłę - miała formę paska z czterema kadrami i kolorową winietką, rozgrywała się w średniowieczu, a jedna z postaci wyglądała jak Marzan z "Cudownego leku". Niby wszystko się zgadzało, tylko te rysunki... Aż trudno uwierzyć, że to ten sam Derkacz, który 22 lata później wygrał w cuglach nasz plebiscyt, i to we wszystkich kategoriach!


Redakcja pewnie uznała, że w ten sposób Christy nie da się zastąpić, bo zaraz potem puściła "Na tropach pitekantropa" pod zmienionym tytułem "Kajtek i Koko 25 lat temu" (25 kwietnia 1988 - 9 października 1989). Następnie była długa przerwa, po której 20 marca 1992 r. w "Wieczorze" znów pojawił się Zbyszek Derkacz... ale był to już zupełnie inny Derkacz, świetny warsztatowo, z wyrobionym, rozpoznawalnym stylem. Jego nową historyjkę pt. "Sakwą i mieczem" napisał Radosław Kleczyński, autor "Kica Przystojniaka" (oba komiksy powstały mniej-więcej w tym samym czasie). Co ciekawe, scenariusze pierwszych dwóch odcinków "Kica", jeszcze dla magazynu "Boom!", Kleczyński także pisał z myślą o Derkaczu, ale ostatecznie rysownikiem został Jezierski.

"Sakwą i mieczem" spełniał wszelkie warunki, by godnie zastąpić "Kajka i Kokosza". Komiks zaczynał się nawiązaniem do drugiej planszy "Szkoły latania", a dalej były smoki, bijatyki, intrygi, a nawet kosmici. Niestety coś poszło nie tak. W okolicy odcinka 63 jakość rysunków zaczęła dramatycznie spadać, po czym 23 czerwca 1992 seria nagle urwała się w środku akcji (ostatni pasek nr 65 znajdziecie poniżej). Nie bardzo wiadomo co się wtedy stało. Derkacz przyznał w wywiadzie dla "Na plasterków", że wina leżała po jego stronie.


W takich to dziwacznych okolicznościach "Wieczór Wybrzeża" dał sobie wreszcie spokój z szukaniem nowego Christy. Akurat w tym samym momencie nastała Wielka Komiksowa Smuta, więc i tak wszyscy, zwłaszcza wydawcy, stracili zainteresowanie krajową twórczością. Dziś wiemy, że to Kiełbus został w końcu następcą Mistrza, ale chodzą słuchy, że inny bohater dzisiejszego posta wcale nie złożył broni. Tylko który?

poniedziałek, 27 grudnia 2010

(FANART) Ryszard Jałowy: Czas na mały lifting

Kontynuujemy serię wywiadów z laureatami plebiscytu "Kajko i Kokosz: ciąg dalszy". Dziś gościmy zdobywcę drugiego miejsca - Ryszarda Jałowego, bardziej znanego jako Richard Yalovy albo Janos Kristulka.


Na plasterki!!!: Przez połowę głosowania byłeś na prowadzeniu. Ostateczny wynik ucieszył Cię, czy trochę rozczarował?

Ryszard Jałowy: No co Wy?! Miejsce rewelka, przecież wygrał mój faworyt - Zbyszek, a z takim przegrać to jak wygrać! Miejsce na podium nie ma tu znaczenia, bo cała reszta rysowników to elita. No i poznałem kupę fajnych ludzi, których bez Waszej inicjatywy z plebiscytem nigdy bym na swej drodze nie spotkał.

NP!: Derkacz przyznał się, że rysuje "pod Christę" od czwartego roku życia. Przebijesz go?

RJ: Tak daleko nie sięgam nawet pamięcią. A serio, to u mnie chyba zaczęło się od lektury "Kajtka i Koka w kosmosie". Kupiłem sobie ten zeszyt na koloniach nad morzem i do dziś jest dla mnie "namber łan"!

NP!: A kiedy do obrazków zacząłeś dodawać dymki?

RJ: Komiksem zabawiałem się jeszcze w czasach licealnych. Zaliczyłem tzw. "plastyk" czyli Technikum Sztuk Plastycznych w Dąbrowie Górniczej, a zaraz potem uprowadziła mnie armia. Wspominam o tym celowo, bo w wojsku rysowałem mini-komiksy. Powaga! Gazeta nazywała się Głos Żołnierza, albo coś w tym stylu. Co tydzień rysowałem dla nich paski, ilustrujące trudy szeregowców. Oczywiście przegiąłem i kiedyś po pasku, który przeoczył cenzor, wywalili mnie na ryj! Potem długo, długo nic, co byłoby godne komiksiarza. Wiele lat później, w roku 1999 narysowałem moją jedyną pełną historyjkę "O przygodach Kropelki Wody" do tekstu Ewy Karskiej. To był przypadek, ale przynajmniej dowiedziałem się, że praca zlecona to koszmar, a terminy i pobożne życzenia zleceniodawcy nie dla mnie.

NP!: W Twoim komiksie "Kajko i Kokosz: Gwiezdne Wrota" z pewnością nikt Ci nie dyktuje żadnych warunków. Słyszałem jednak, że ten projekt zaczął się od oferty Egmontu?

RJ: To było trochę inaczej. Wiosną zeszłego roku byłem na spotkaniu u wydawcy... gier komputerowych, gdzie prezentowałem demo gierki, jaką zrobiliśmy z kilkoma kumplami. Był tam też człowiek z Egmontu i spodobały mu się prace z mojego portfolio. Po pół roku niespodziewanie zadzwonił do mnie z pytaniem, czy nie mógłbym narysować czegoś pod Christę. Czasu było mało, w głowie pustka, sam nie wiem jak to się stało, że wpadłem na pomysł "Gwiezdnych Wrót". Narysowałem okładkę i jedną planszę, plus parę szkiców, powiedzmy à la Derkacz. Rysunki się nie spodobały, i słusznie, ale nicponie Christy tak mną zawładnęły, że od czasu do czasu dorysowuję kolejną planszę i tak to leci.

NP!: "Kajka i Kokosza" zacząłeś z grubej rury, od albumu. Dopiero później powstały kawały, a na końcu paski z serii "Kajtula i Kokolka". Nie lepiej byłoby odwrotnie, od pasków do albumu?

RJ: Czy byłoby lepiej, tego nie wiem. Ja już po prostu taki jestem, grubo-rurowy. Album ma inny potencjał niż pojedyncze rysunki. Pozwala uczyć się kreski, dopinguje do dalszej pracy i z tego co pisze przychylna mi część czytelników, pomysł się spodobał i oczekują na dalsze plansze.


NP!: Są widoki na dokończenie "Gwiezdnych Wrót"? Martwi nas cisza na Twoim blogu. Czyżby zapał trochę ostygł?

RJ: Pozory mylą! Cisza nie wynika z stygnącego zapału, a z totalnego braku czasu. Jak już parokrotnie w różnych miejscach się wypowiadałem, jest to projekt fanowski i takim pozostanie. Pracuję przy kilku projektach naraz, więc niestety zaniedbałem wszystkich piętnastu czytelników mojego bloga. Obiecuję, że to się zmieni, a gdy nadejdzie pora, pochwalę się nad czym pracuję.

NP!: Super! Zatem co najmniej czterech rysowników (Ty, Derkacz, Ciaciuch i Fijał) mniej lub bardziej intensywnie, ale jednak popycha temat "Kajka i Kokosza" do przodu.

RJ: Nie ma się co oszukiwać - kontynuacja będzie, wbrew konserwatywnym malkontentom. To tylko kwestia czasu.


NP!: Nie masz wrażenia, że "objawienie się" Derkacza trochę odarło Christę z magii? Okazało się, że można rysować tak samo jak Mistrz, a może nawet i lepiej.

RJ: Oj odarło, odarło! W końcu najwyższy czas na mały lifting naszych ulubieńców, a Zbyszkowi wychodzi to rewelacyjnie! Czekam na jego album.

NP!: Pojawiły się też głosy, że kontynuacji nie powinien tworzyć człowiek-orkiestra (taki jak Christa), tylko raczej fabryka w stylu amerykańskim: jeden pisze, drugi rysuje, trzeci kładzie tusz, czwarty kolor. Co Ty na to?

RJ: Ja osobiście wolałbym zobaczyć albumy człowieka-orkiestry. Wiem, wiem, od razu padną zarzuty "a skąd go wziąć?", albo "jak długo będzie powstawał album?" itd. Ale to jest moje osobiste zdanie. Chętnie zobaczyłbym też albumy z historyjkami kilku czy kilkunastu autorów. Jest ich trochę, co wiemy z bloga "Na Plasterki". Natomiast takie fabryki, o jakich mówiłeś, mają może sens, ale nie u nas. Nie wierzę, by w Polsce koordynator takiego projektu sprostał zadaniu.


NP!: A gdyby jednak poszło to w tym kierunku? Świetne czujesz postacie Christy, tekst o polanie i dziurach w pościeli jest jednym z najlepszych dymków Kajka od czasów oryginału. Zgodziłbyś się pisać scenariusze do KiK-a, ale dla innego rysownika?

RJ: Z tym "świetnie" to lepiej nie przesadzać. Tak samo jak o moich rysunkach, tak i o tekstach zdania były podzielone, ale znając polskie realia, chyba nas to nie dziwi. Nie wiem czy potrafiłbym napisać scenariusz. I nie chodzi o to, że dla innego rysownika. Chodzi o to, że ja nie potrafię rozdzielić pracy nad tekstem i rysunkami. Wiem, głupio to zabrzmi, ale ja po prostu siadam i rysuję i piszę. Gdy ślęczę nad planszą, w głowie kręci mi się film, który ja tylko ilustruję - nie znam fabuły, a już tym bardziej zakończenia. Bez rysowania prawdopodobnie niczego bym nie napisał.

NP!: Co porabiasz poza "Kajkiem i Kokoszem"?

RJ: Rysuję, maluję, piszę teksty dla kapeli, w której gram i "ubieram" samochody... Aktualnie współpracuję z Justyną Plichtą-Jendzio, autorką opowiadań fantasy. Tworzę okładki do jej książek, zaczęliśmy też prace nad komiksową adaptacją. Pierwsza ukaże się prawdopodobnie na początku kwietnia nakładem wydawnictwa iEnovel w Stanach Zjednoczonych. Kiedy męczy mnie fantasy, wracam do swego autorskiego projektu "Hella". Jest to komiks z gatunku SF, ale nie tylko komiks.

NP!: Pozostaje życzyć Ci energii i 28-godzinnej doby na realizację wszystkich pomysłów. Dziękujemy za rozmowę.

RJ: Dzięki za zaproszenie i pozwólcie, że złożę życzenia noworoczne Waszej wspaniałej publice. Do zobaczenia!

czwartek, 9 grudnia 2010

(FANART) Zbigniew Derkacz: Christa wydawał się wieczny

Najciekawszym i najbardziej zaskakującym odkryciem naszego bloga nie jest jakiś nieznany komiks Janusza Christy, ale... Zbigniew Derkacz, zwycięzca plebiscytu "Kajko i Kokosz: ciąg dalszy". Kiedy prezentowaliśmy jego kandydaturę, mieliśmy tylko przeczucie i jeden komiks ("Sakwą i mieczem") na poparcie tego przeczucia. Nie spodziewaliśmy się, że mało znany rysownik z Wybrzeża to w zasadzie gotowy materiał na następcę Christy, przynajmniej graficznie. Stało się to jasne parę dni później, kiedy Derkacz pochwalił się kilkoma rysunkami postaci, czym natychmiast podbił serca fanów. Nawet rywale deklarowali, że oddadzą na niego swoje głosy. Kim jest laureat naszego konkursu? Cudownym dzieckiem, zuchwałym outsiderem, czy zaginionym bliźniakiem Janusza Christy? Spróbujmy się tego dowiedzieć.


Na plasterki!!!: Gratulacje. Plebiscyt wygrałeś z marszu, nie dając szans starym komiksiarzom, w tym dwóm "następcom" namaszczonym przez Christę. Jakie to uczucie być namaszczonym przez czytelników?

Zbigniew Derkacz: Do dziś dostałem ponad 200 maili od fanów, wszystkie pozytywne. I ponad 3000 tzw. oryginalnych wejść na bloga. Oddźwięk jest bardzo duży, a to naprawdę zachęca do pracy.

NP!: Pokusisz się o skomentowanie swojego zwycięstwa?

ZD: Po pierwsze uważam, że plebiscyt sprawdził się jako zabawny dodatek do tego, co "Na plasterkach" najważniejsze, czyli do szerszego spojrzenia na twórczość Christy. Wygraliśmy wszyscy, to znaczy wszyscy fani "Kajka i Kokosza". A do wyników konkursów zawsze podchodzę z dystansem. Jak wiecie, w plebiscycie wziąłem udział mimo woli. Dowiedziałem się od znajomego, że ktoś wystawił moje prace sprzed 22 lat. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale kiedy zajrzałem na bloga, raczej się uśmiechnąłem, niż zdenerwowałem. Dzisiaj rysuję już nieco inaczej, dlatego postanowiłem coś na szybko "wypucować" i Kajkoszami pokazać się z innej strony.


NP!: Nie chce mi się wierzyć, że zacząłeś rysować Kajkosze dzięki naszemu blogowi. Takiej umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień. Spytam wprost: od jak dawna ćwiczysz kreskę Christy?

ZD: Mniej więcej od czwartego roku życia uczyłem się rysowania w tej stylistyce. Dlaczego akurat tak? Może dlatego, że "Kajko i Kokosz" był bardziej dostępny niż "Asterix i Obelix". Nigdy jednak nie ćwiczyłem konkretnych postaci z komiksów Christy, bo nigdy nie pomyślałem, żeby zająć miejsce mistrza. Dzieciakowi takiemu jak ja Christa wydawał się wieczny.

NP!: Ale u większości dzieciaków taka fascynacja z wiekiem przechodzi.

ZD: I u mnie przez wiele lat rysowanie było tylko zabawą. Dzisiaj trudno mi znaleźć wyraźną granicę czasową, kiedy zabawa przekształciła się w pasję a potem w zawód. Zresztą czasami wydaje mi się, że to ciągle jeszcze jest zabawa.

NP!: Jako komiksiarz jesteś mało znany. Trochę to niesprawiedliwe, skoro spod Twojej ręki wyszedł największy (!) polski komiks wszech czasów. Myślę tu o monstrualnych "Czarach Marach" w formacie A3.


ZD: Właściwie "Czary Mary" nie były pomyślane jako komiks, tylko jako komiksowa kolorowanka, stąd ten przerośnięty format. Tytuł wymyślił wydawca (Albatros), ja robiłem środek, a okładkę ktoś z wydawnictwa. Postacie pojawiły się jeszcze na dwóch kalendarzach. Idea publikacji komiksu jako kolorowanki dzisiaj wydaje mi się poroniona, ale w tamtych czasach wydawcy miewali różne pomysły. Ja sobie za to kupiłem pierwszy aerograf i sprężarkę, które mam do dzisiaj, chociaż ich nie używam, bo pracuję na tablecie.

NP!: Słyszałem od ludzi z Wybrzeża, że oprócz serii "Sakwą i mieczem" do scenariusza Kleczyńskiego, masz na koncie inne stripy gazetowe. Z tym, że też niedokończone. Czy to prawda?

ZD: He, he, ciekawe od kogo? A tak na poważnie... Właściwie przeszedłem przez prawie wszystkie gdańskie gazety z wyjątkiem Wyborczej: Wieczór Wybrzeża, Dziennik Bałtycki, Głos Wybrzeża i Tygodnik Bałtycki. Każda z tych redakcji miała swoją specyfikę. I nie zawsze pracowałem jako rysownik komiksów, czasami jako rysownik wspomagający (magazyn dla dzieci MOPS), albo redaktor naczelny ("Mały Elf", "Boom!"). Dzisiaj już nie pamiętam jakie były losy tych niedokończonych serii. W tamtym czasie, a było to na przełomie lat 80/90, rynek wolnej prasy dopiero się kształtował. Potrzeby gazet zmieniały się właściwie co kwartał. Tu na przykład widzicie kilka kadrów z komiksu, którego początkowo nie chciano mi wydrukować ze względu na zbyt duże podobieństwo do stylu Janusza Christy:


NP!: Uciekłeś mi od pytania o "Sakwą i mieczem".

ZD: I nadal będę uciekał. Wina prawdopodobnie leżała po mojej stronie. Pamiętam tylko, że za tę przerwaną serię zapłaciłem dość surową karę, która stała się dla mnie niezłą nauczką na przyszłość. Przypominam, że to było 22 lata temu. Dzisiaj kończę wszystko to, co zaczynam. Ale uważam, że scenariusz Radka Kleczyńskiego warto by zrealizować ponownie.


NP!: Wcześniej wspomniałeś o redagowaniu "Booma". Przypomnijmy czytelnikom, że był to komiksowy dodatek Tygodnika Bałtyckiego. Wydawało mi się jednak, że to śp. Sławek Wróblewski był naczelnym, ale może to było później?

ZD: "Boom!" zakładałem ja, a Sławek przejął inicjatywę i odcisnął na nim swoje piętno. On w ogóle uwielbiał redakcyjną robotę.

NP!: W "Boomie", "Mini Super Boomie" i "Super Boomie" ukazało się sporo archiwalnych prac Christy, m.in. "Pasowanie". A czy Ty kiedykolwiek spotkałeś się z Christą zawodowo?

ZD: Niestety nie. Kiedy w 1993 roku Sławek tworzył własny kolorowy magazyn "Super Boom!", zaproponował mi udział w redakcji. Przedstawił mi też koncepcję współpracy z Januszem Christą. No ale ja już byłem w innym świecie. Wydawnictwa, agencje reklamowe itp. (patrz: portfolio). Zaczęła się praca na najwyższych obrotach. Wtedy kształtowała się też moja tożsamość zawodowa, której wynikiem jest dzisiejsza specjalizacja. Pracowałem dla kilkudziesięciu firm w Polsce i za granicą. Wtedy miarą sukcesu nie była nagroda w konkursie, tylko wygrana w przetargu na obsługę jakiejś firmy. Praca w tak wielu miejscach, po jakimś czasie daje ogromną wiedzę, i ja z tej wiedzy dzisiaj korzystam.

NP!: I przez te wszystkie lata nie ciągnęło Cię do komiksu?

ZD: Ciągnęło. Planowałem powrót własną wersją Janosika, w stylistyce gdzieś pomiędzy Christą i Uderzo. Projekt ambitny, rozłożony na dziesiątki lat.

NP!: Z własnym scenariuszem?

ZD: Jak najbardziej. Christa mawiał, że nie jest rysownikiem, tylko twórcą komiksów. Zajmował się wszystkim: szkicem, tuszem, liternictwem, kolorem, a zwłaszcza scenariuszem. Siebie również widziałbym jako kompletnego komiksowego twórcę. Zawsze lubiłem opowiadać niestworzone historie. Z tego powodu byłem ulubieńcem rodzinnych imprez, z biegiem czasu zacząłem do tych opowiadań dołączać rysunki.

NP!: A jak widzisz przyszłość "Kajka i Kokosza"? Będzie ciąg dalszy?

ZD: Hm... dzisiaj mogę powiedzieć tylko tyle, że "Kajko i Kokosz" kryje w sobie olbrzymi potencjał i choćby z tych względów zasługuje na kontynuację.

NP!: No dobrze, ale czy Ty, Zbigniew Derkacz, podjąłbyś się tego zadania? Myślę, że po tym co pokazałeś w czasie plebiscytu, czytelnicy bardzo chcieliby zobaczyć "Kajka i Kokosza" w Twoim wykonaniu.

ZD: Plan minimum na następny rok to: przedstawienie wszystkich, głównych postaci serii w moim wykonaniu, postacie w kolorach tzw. okładkowych, próbne kadry, może parę stron (dwie?) i... dokończenie pierwszego scenariusza. Jak widać plan minimum jest planem dość rozbudowanym. Mam nadzieję, że się uda. Wszystko będzie można zapewne obserwować na blogu "Na plasterki", jak i na Kajkoszach. Ale jak mawia klasyk: jak to się "ostatecznie skończy" tego nie wie nikt.

NP!: Nieźle! Zwłaszcza "dokończenie scenariusza" zabrzmiało intrygująco. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?

ZD: Na razie jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Sądzę, że koncepcja całości pojawi się do końca przyszłego roku. Janusz Christa stworzył dwie główne serie: "Kajtek i Koko w Kosmosie" i "Kajko i Kokosz". Myślę, że przyszedł czas na trzecią, równie wyrazistą. W każdym razie na pewno chciałbym zburzyć Mirmiłowo i warownię zbójcerzy do fundamentów, a potem razem poprowadzić wojów Mirmiła i zbójcerzy (w tym Hegemona i Kaprala) na Manowce.

NP!: Jak to na manowce?

ZD: Przez duże "M" - Manowce to wymyślona przez mnie miejscowość.

NP!: Poplotkujmy jeszcze o branży. Wiem, że pracowałeś dla "Świata Przygód z Hugo". Przewinął się przez tę gazetkę kwiat polskiego komiksu, choćby Tobiasz Piątkowski, Maciek Mazur i Irek Konior.

ZD: Nie nazwałbym tego "gazetką". Licencja Hugo to całkiem nieźle prosperujący przemysł, w który zaangażowanych jest sporo firm w całej Europie. Produkcja gier, programów telewizyjnych, sformatowanych magazynów dla dzieci i wielu innych rzeczy. Ściągnął mnie tam Joseph Vogt z agencji ELM, ale faktycznym wydawcą "Świata Przygód z Hugo" było wydawnictwo MSZ. Praca była zdalna, redakcja w Warszawie, ja w Gdańsku. Jedyną osobą, którą znałem osobiście był Marek Frankowski, świetny grafik-ilustrator z Gdańska. Z tamtego czasu wspominam też wspaniałe redaktorki: panią Edytę i panią Hanię. Pozdrawiam!

NP!: Praca dla "Hugo" była frajdą, czy raczej pańszczyzną? Czasopismo latało trochę poniżej radarów środowiska komiksowego. Nie żałujesz, że nikt nie zwrócił na nie uwagi?

ZD: Żadnej pracy nie traktuję jak pańszczyzny, raczej jak przygodę. A co do "środowiskowych radarów", to trudno mi się odnieść, ponieważ w środowisku nie funkcjonuję z powodu braku czasu. Wydawcy zapełniają mój plan wydawniczy z dużą przesadą, a to eliminuje życie towarzyskie praktycznie do zera. Poza tym, ja w "Hugo" rysowałem to, co nie było komiksem. Komiksem zajmował się ktoś inny. W tamtym czasie zacząłem na poważnie pracować nad autorskimi grami planszowymi (scenariusze i grafika). Niestety tych dwóch rzeczy nie dało się czasowo pogodzić i dlatego z żalem musiałem z zrezygnować z "Hugo". Planszówkami zajmuję się do dzisiaj.

NP!: Mówi Ci coś tytuł "Rycerstwo"?

ZD: Owszem, ale to nie ja rysowałem tę planszówkę. Natomiast dostałem od Trefla propozycję zrobienia do niej nowej grafiki, właśnie w stylistyce Janusza Christy. Nigdy jednak nie doszło do realizacji tego projektu.

NP!: Widać co dla jednych jest wadą, inni postrzegają jako Twój atut. Na koniec zadam tradycyjne pytanie o plany, te przewidywalne.

ZD: Zawodowo nadal zamierzam pracować dla moich wydawców. Mamy ustalony plan wydawniczy i tego się trzymam. Moja specjalizacja to mainstreamowa grafika dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym.

NP!: Dziękujemy za wywiad i nowego Kajkosza. Czekamy na następne!

ZD: Dzięki za pytania i pozdrawiam wszystkich fanów "Kajka i Kokosza".

czwartek, 25 listopada 2010

(FANART) KiK c.d. suplement: Anty-Christy

Kilka dni temu natknęliśmy się na taki oto wpis na fanowskim profilu Przemka Truścińskiego:
Ze wszech miar godzien uwagi blog "Na plasterki!" zapowiada w kolejnej odsłonie cyklu "Kajko i Kokosz - ciąg dalszy" zaprezentowanie jednej z czterech umieszczonych w "Świecie Komiksu" parodii, której autorem jest Przemek.
Fakt, zapowiadaliśmy. Przygotowaliśmy nawet specjalny post z zawodnikami wagi ciężkiej. Jednak lista kandydatów tak nam się rozrosła, że musieliśmy robić cięcia i nie wystawiliśmy autorów kilku parodii. Nie dlatego, że są kiepscy - wręcz przeciwnie, to twórcy "kultowi", komiksowi celebryci. I nie dlatego, że ich parodie nam się nie podobają. Po prostu ci panowie jako kontynuatorzy nie rokują najlepiej. Ani myślą naginać swojego stylu do Kajka i Kokosza. To raczej Kajko i Kokosz musieliby nagiąć się do nich. Oto nasze anty-Christy:

Przemysław TruścińskiFilip MyszkowskiJakub Rebelka

PRZEMYSŁAW "TRUST" TRUŚCIŃSKI
Autor czwartego szorta z ŚK #8 (grudzień 1998), w którym podstarzali Kajko i Kokosz nie mogą ustalić kto jest główną gwiazdą tego komiksu. Przecież widać, że główną gwiazdą tego komiksu jest Przemek Truściński.

FILIP MYSZKOWSKI
Myszkowski tak się oburzył na poziom konkursu Egmontu, że postanowił pokazać jak się rysuje Łamignata. Nam się obrazek bardzo podoba, ale boimy się pomyśleć jak wyglądałaby reszta postaci w stylu Conana Barbarzyńcy.

JAKUB REBELKA
U Rebelki jak to u Rebelki, jest upiornie i bardzo kolorowo, wręcz fowistycznie. A może to tylko my nie potrafiliśmy zamienić CMYK-a na RGB? Rysunek pochodzi z Zeszytów Komiksowych nr 9, u nas po raz pierwszy w kolorze, dzięki uprzejmości Błażeja i autora.

Hubert RonekRobert AdlerRyszard Dąbrowski

HUBERT RONEK
Ronek, obecnie autor grzecznych komiksików dla dzieci w miesięczniku "Kumpel", miał dość chmurne i undergroundowe początki. W trzyplanszowym komiksie "The Truth is Out There" (KGB #10, maj 1999) Kajko i Kokosz są sfrustrowanymi alkoholikami na emigracji.

ROBERT ADLER
Dwuplanszówka z serii "48 stron" (Virus #7, grudzień 2003), a w niej Karko i Rokosz jako wcielenia Górsky'ego & Butcha. Obaj w dresach, a Kajko czarny. Chodzą słuchy, że Adler potrafi też rysować groteskowo, ale tylko chudzielców, więc z Kokoszem byłby kłopot.

RYSZARD DĄBROWSKI
Rysunek pochodzi z łódzkiej "Antologii memoria Janusza Christy". Kreskę Dąbrowskiego od biedy dałoby się dostosować do "Kajka i Kokosza", ale kto odważyłby się oddać bohaterów Christy w ręce faceta, który w "Likwidatorze" przelewa hektolitry niewinnej krwi?

Andrzej JanickiJanusz WyrzykowskiRafał Tomczak

ANDRZEJ JANICKI
Christa na kanciasto. Janicki rysował Kajka i Kokosza dwa razy, dla Zeszytów Komiksowych #7 i 9. Obie prace znajdziecie na blogu rysownika. Tu prezentujemy "Epitafium" w kolorze, czyli w wersji z łódzkiej antologii (Andrzeju, dzięki za planszę).

JANUSZ WYRZYKOWSKI
Kajko i Kokosz odrażający, brudni i źli. Pierwszy rysownik "Pierwszej brygady" jest ponoć wielkim miłośnikiem Christy, widziano go nawet na pogrzebie Mistrza. Ale patrząc na jego rysunkowy hołd (Zeszyty Komiksowe #9) trudno się tego domyślić.

RAFAŁ "OTOCZAK" TOMCZAK
Na koniec coś ekstra. Psychodeliczne wizje Otoczaka w zderzeniu z Kajkiem i Kokoszem, Batmanem, oraz nie wiadomo czym. Cała praca miała trzy strony i ukazała się w Zeszytach Komiksowych #9 pod tytułem "Bajka dla dorosłych". My aż tacy dorośli nie jesteśmy.

* * *
Wracając do plebiscytu, to wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia. Fani głosowali raczej konserwatywnie i "kultowość" kandydatów nie była atutem. Dało się wręcz zaobserwować odwrotną zależność, tzn. im rysownik bardziej rozpoznawalny, a jego kreska bardziej specyficzna, tym niższa pozycja w rankingu. I choć widoczne było premiowanie za aktywność, czyli za własne wersje Kajka i Kokosza, największym gwiazdom wcale to nie pomogło. Tak więc nie będziemy udawać, że mamy wyrzuty sumienia wobec anty-Christów (może troszkę). Wolimy myśleć, że oszczędziliśmy im rozczarowania. I tej wersji będziemy się trzymać.

piątek, 12 listopada 2010

Egmont popiera i zapowiada

Dobra wiadomość dla wszystkich uczestników plebiscytu "Kajko i Kokosz: ciąg dalszy"! Przedwczoraj wydawnictwo Egmont poinformowało na portalu KŚK o naszym sondażu, a nawet przedrukowało wyniki głosowania, dołączając wyrazy uznania i poparcia:
Wszystkim fanom twórczości Janusza Christy polecamy blog NA PLASTERKI. (...) Obecnie można zapoznać się z wynikami bardzo ciekawego plebiscytu. Użytkownicy bloga wybrali nowych rysowników, którzy mieliby podjąć się kontynuacji opowieści. Chwalebna ze wszech miar inicjatywa, którą – co zrozumiałe – popieramy :o)
Miejmy nadzieję, że aprobata wydawnictwa oznacza również nowe otwarcie dla "Kajka i Kokosza". Będziemy trzymać rękę na pulsie.


Przy okazji Egmont zapowiedział na 16 listopada premierę gry planszowej "Kajko i Kokosz: Wyprawa śmiałków" (pisaliśmy o niej na początku sierpnia). Potwierdziły się nasze przypuszczenia - będzie to polska wersja słynnej gry Roberto Fragi. Na facebookowym profilu Krainy Planszówek znaleźliśmy sporo wzorów kart - zobaczcie całą galerię.


To tyle na temat gry. Cieszymy się z niej oczywiście, a teraz czekamy na komiksy.