czwartek, 17 października 2013

Byliśmy w Łodzi

Kolega Niktos pyta "jak było"? Odpowiadamy: było mega. Chociaż niewiele brakowało, żebyśmy zaliczyli wtopę stulecia. Ale po kolei... Oto szczegółowa relacja z festiwalowej soboty:

11:57 - Robimy oględziny "naszej" sali B, upewniamy się, że na prelekcji będziemy mieli dwa mikrofony, nagłośnienie i komputer. Spokojnie czekamy na naszą kolej (błąd).

Pamiątki z XXIV Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier: wisior i program.

15:00 - Nadchodzi nasza kolej. Sala wypełniona po brzegi. Sprawdzamy mikrofony - działają. Próbujemy odpalić prezentację - nic z tego. Okazuje się, że laptop nie ma PowerPointa. Ups...

15:05 - Przychodzi pan informatyk z instalką PowerPointa. Pasek postępu zatrzymuje się na 92%. Uśmiechamy się głupkowato do publiczności, gramy na zwłokę.

15:07 - Uff... instalacja skończona. Pan informatyk restartuje laptopa (błąd). Na ekranie znów pojawia się pasek postępu, tylko trochę inny i wolniejszy. Publiczność czeka. Dociera do nas, że nie mamy planu B. Puszczamy po sali stare "Wieczory Wybrzeża".

15:19 - Nowy pasek postępu od kilku minut pokazuje 12%. Dwie osoby wychodzą. Łamignat wyciąga 6 egzemplarzy gdańskiego albumu i zaczyna improwizować. Ja próbuję załatwić laptopa z PowerPointem.

15:26 - Pojawia się drugi laptop. Ma PowerPointa, ale nie ma dźwięku. Bez dźwięku nie będzie efektu na początku prezentacji. Pan informatyk próbuje coś ustawić.

15:31 - Mamy 30 minut poślizgu, a to oznacza, że na pokazanie półtoragodzinnej prezentacji (na co od organizatorów dostaliśmy godzinę), zostało nam pół godziny. Rezygnujemy z dźwięku, gasimy światło i odpalamy to co jest. Sami śpiewamy melodię na otwarcie. Tu możecie zobaczyć jak to miało wyglądać (głośniki na full):


15:42 - Gnamy ze slajdami na złamanie karku. W wariancie minimum zakładaliśmy, że fragmenty o podboju kosmosu i polskiej fantastyce da się pominąć, więc je pomijamy. Na szczęście prezentacja ma przyciski do dyskretnego przewijania całych rozdziałów.

16:00 - Nasz czas właśnie minął, a my jesteśmy dopiero w połowie. Nikt nie wychodzi, obsługa nie naciska, więc jedziemy dalej, z tym że jeszcze szybciej. Pomijamy film o Barbarelli i następne dwa rozdziały: o polskich komiksach SF oraz o fanartach.

16:15 - Ostatnia plansza. Brawa. Publiczność rzuca się do naszego stolika po erratę do "Kajtka i Koka w kosmosie", albo żeby po prostu pogadać. Niektórzy robią sobie z nami zdjęcia, jak z misiami na Krupówkach. Chyba się podobało...

Tu: jedziemy na dwa mikrofony. Przy okazji ujawniamy który z nas jest który.

Po podliczeniu okazało się, że ze 180 slajdów udało nam się pokazać 145 (aż!). Mamy nauczkę, żeby na drugi raz zapisywać prezentację w pliku EXE. Ten drugi raz prawdopodobnie nastąpi, bo już mamy zaproszenia na kolejne komiksowe imprezy. I do tego czasu na pewno nie wrzucimy prezentacji do sieci, erraty zresztą też nie. A z fajnych rzeczy, to poznaliśmy Naszego Stałego Czytelnika Piotra i Janka Kleina. Był jeszcze ktoś i się nie ujawnił?

Na koniec musimy podziękować publiczności za cierpliwość, organizatorom MFKiG za luksusy (serio), a wszystkich prelegentów występujących po nas przeprosić za skandaliczny poślizg.

poniedziałek, 7 października 2013

Modelarstwo komiksowe

Mamy dla Was kolejne figurki z uniwersum "Kajtka i Koka w kosmosie". Wspólny projekt Krzysztofa Masiewicza i Marcina Wojtasia przekroczył ćwierćmetek - z zaplanowanych 156 postaci i pojazdów gotowych jest już 40. Część tych nowości udało nam się pokazać w Toruniu, pozostałe mają premierę dzisiaj. Czy tylko nam się wydaje, że figurki są coraz lepsze?


A teraz coś z niezupełnie innej beczki: dwa modele z "Funky Kovala", sfotografowane na wczorajszym spotkaniu z Bogusławem Polchem podczas MFKiG. Ten większy (jakieś 1,5 metra długości) to Killer z albumu "Wbrew sobie", a mniejszy to skuter z okładki "Sam przeciw wszystkim".


Imponujące, prawda? Z tym że prasolotu Marcina Zbierskiego i tak nic nie przebije.

Fot. Andrzej Szkocki, GS24.pl

środa, 2 października 2013

Co tam, panie, w Polityce?

Wczoraj Arek z Gdyni dał nam cynk, że w dzisiejszej "Polityce" ukaże się duży artykuł o René Goscinnym, a w nim wzmianka o naszym blogu. Całą noc drżeliśmy ze strachu, że szturm czytelników przeciąży serwery Bloggera i strona nam padnie. Na szczęście nic takiego się nie stało. Redaktor Frąckiewicz sprytnie pominął myślnik w adresie naszego bloga i serwery zostały uratowane. Uff... Dziękujemy Ci, Redaktorze, w imieniu własnym i Bloggera!

Sebastian Frąckiewicz "Goscinny jak Polak",
"Polityka" nr 40/2013