Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monzon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monzon. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 stycznia 2013

Arthur, ósmy pasażer Kakaryki

Janusz Christa mieszkał w Sopocie, jednak na morze się nie zapuszczał. Najdłuższym rejsem w jego życiu była podróż wycieczkowcem na Hel. Kiedy redakcja "Wieczoru" zleciła mu komiks o marynarzach, nie wiedział nawet jak narysować statek. Wielokrotnie potem o tym opowiadał, za każdym razem inaczej:
  1. "Zwiedzałem statki i owszem notowałem każdy szczegół, ale to mało aby poznać realia." ["Świat wyobraźni Janusza Christy", Wieczór Wybrzeża 31.05.1985]
  2. "Ale od czego wyobraźnia? Wszystko więc było zmyślone; zmyślony statek, sprawy nie związane z rzeczywistością, bohaterowie Kajtek-Majtek i Koko także wymyśleni." ["Wredny jak coca-cola", Wieczór Wybrzeża 22.06.1988]
  3. "Pojechaliśmy więc ze znajomym fotografem do muzeum morskiego. [...] Narobił mi zdjęć z modelu takiego starego trampa, parowca. Potem odpowiednio to zdeformowałem, ale już przynajmniej wiedziałem jak to wygląda." ["Wywiad z Januszem Christą", Kawaii 04/1999]
Prawdziwa może być każda z tych wersji, żadna, albo wszystkie. Na przykład w pierwszej historyjce o Kajtku ("Latający Holender", 1958) "Kakaryka" na każdym kadrze była trochę inna, jakby posklejana z fragmentów kilku różnych statków. Potwierdzałoby to wersję numer 1 lub 2.


Przez następne trzy lata Kajtek-Majtek unikał morza jak ognia. Wrócił na statek dopiero razem z Kokiem, w historyjce o "Murenie" ("Kajtek i Koko wśród piratów", 1961). Czytelnicy zdążyli zapomnieć, że Kajtek był kiedyś marynarzem, toteż Christa grzecznie go przedstawił jako radiooperatora Kajetana Majteckiego. "Kakaryka" też wyglądała tu poważniej, a nawet dość spójnie, co przybliża nas do wersji numer 3.

Kolejnym komiksem, w którym pojawił się stary parowiec było dopiero "Na tropach pitekantropa" (1964). Znalazłem w nim kadr, który zachwiał moją wiarą we wszystkie poprzednie wersje i podsunął mi rozwiązanie numer 4, o którym Christa nigdy nie wspominał. Zobaczcie zresztą sami.


Jednostka z lewej strony to "La Vinaigrette" ze znanego nam już komiksu Jeana Cézarda "Arthur le fantôme justicier". Opowiastka o morskich przygodach duszka Arthura ukazywała się w tygodniku "Vaillant" #789-811, od 26 lipca do 27 listopada 1960. Z prawej strony na grzbietach fal unosi się lustrzane odbicie tego statku i to jest oczywiście "Kakaryka" (Christa był leworęczny i często przerysowywał odwrotnie). Idąc tym tropem, musiałem cofnąć się do "Kajtka i Koka wśród piratów", gdzie stary tramp nabrał ostatecznego kształtu. A tu niespodzianka - nie tylko kontur, ale i cała "Kakaryka" okazała się identyczna z "La Vinaigrette". Aż po najdrobniejsze detale!


Ja się na statkach nie znam. Możliwe, że w latach 60-tych wszystkie jednostki handlowe wyglądały tak samo. Ale jakoś nie bardzo w to wierzę. Christa mógł zapewne poszukać materiałów np. w marynistycznym miesięczniku "Morze", ale widocznie wolał "Vaillanta". W końcu komiks to takie samo źródło, jak każde inne, może czasami lepsze. Tylko skoro szukał statków, to dlaczego przerysował również morskie przygody?


Porównując podobnej wielkości kadry z "Arthura" i "Kajtka", można odnieść wrażenie, że kreska Christy jest grubsza, a rysunki mniej precyzyjne, przez co pozbawione lekkości. Wynika to głównie z innego formatu papieru, jakiego używali rysownicy. Wyraźnie widać, że oryginały Cézarda były ogromne i musiały być mocno pomniejszane do druku. Natomiast Christa rysował w skali prawie 1:1, żeby zaoszczędzić drogocenny w PRL-u brystol. W latach 60-tych był to taki rarytas, że sopocki twórca robił szkice na... odwrocie oryginalnych pasków. Dopiero w "Świecie Młodych" mógł sobie pozwolić na większą rozrzutność i duże formaty.

Oryginał jednego z odcinków (zbiory prywatne). W "Wieczorze Wybrzeża" paski miały długość ok. 30 cm.

"Wśród piratów" było drugim podejściem Christy do Cézarda. Pierwsza, niezbyt udana próba miała miejsce dwa lata wcześniej w historyjce o średniowieczu ("Profesor Kosmosik i Czarny Rycerz", 1959). Za drugim razem polski rysownik poradził sobie znacznie lepiej. Jego warsztat rozwinął się na tyle, że nie tylko tła, ale i postacie zaczęły przypominać te z komiksu Cézarda. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że więcej w tym było parafrazy niż naśladownictwa.


U Christy postacie składały się głównie z miękkich disnejowskich krągłości, a nie z typowych dla Cézarda energicznych krech i zawijasów (tzw. style atome stworzony przez Jijé'go i Franquina). Mimo że Polak używał skromniejszych środków, mimika jego postaci była co najmniej tak samo wyrazista jak w komiksie Francuza, a momentami zabawniejsza.


Pod koniec historyjki, czyli w roku 1962, graficzny styl Janusza Christy był już w zasadzie ukształtowany. Przez następnych 30 lat podlegał tylko niewielkim modyfikacjom. To, co tak bardzo kochamy w jego rysunkach, było wypadkową rozmaitych wpływów, mistrzów i manier - od staroświeckiego Disneya i jego epigonów (Arnal, Gire), poprzez franko-belgijski style atome (Cézard), aż po eksperymentatorów (Tabary, Monzon). Ci dwaj ostatni też potem przeszli na style atome, który stał się we Francji obowiązujący, wręcz akademicki. Natomiast Christa, tworząc w PRL-u, nie czuł presji rynku i przynajmniej do rysunków nikt mu się nie wtrącał.

Style atome: Jean Tabary "Iznogoud" (z lewej), Ramon Monzon "Trap-Trappeur"

Na koniec zostawiłem dwie ciekawostki o paskudnej stronie francuskiego rynku komiksowego. Zacznijmy od Cézarda. Po morskim rejsie jego duszek Arthur rozpoczął serię przygód w różnych epokach. Tymczasem w październiku 1959 wystartował nowy tygodnik komiksowy "Pilote" i przejął część czytelników, głównie za sprawą genialnego "Asteriksa". W odpowiedzi redakcja "Vaillanta" namówiła Cézarda na mały kontratak. Arthur został wysłany do okupowanej przez Rzymian Galii i zabawił tam od lutego do października 1962, najpierw w historyjce pt. "Arthur contre César" (Vaillant #876-894), a potem w jej kontynuacji pt. "Aux arènes de Verderum" (Vaillant #895-911). Przy okazji objętość komiksu wzrosła z jednej do dwóch plansz tygodniowo. Cézard wstydził się potem tego epizodu. Żeby było zabawniej, Albert Uderzo zalicza podobno Cézarda, starszego od siebie zaledwie o trzy lata, do swoich mistrzów.


Nie była to pierwsza taka zagrywka "Vaillanta". Na podobnej zasadzie powstała seria "Group-Group" Ramona Monzona (1956, przeczytacie o niej w artykule "Kosmosik w kosmosie"), jako podróba popularnej postaci Marsupilami wykreowanej przez Franquina w magazynie "Spirou" (1952). Różnica była taka, że jeden stworek powtarzał w kółko "houba, houba", a drugi... "group, group". Biedny Monzon podobno został nieźle wystawiony przez redakcję - jako Hiszpan nawet nie wiedział o istnieniu pierwowzoru.

Marsupilami ze "Spirou"Group-Group z "Vaillanta"

No i prawie udało mi się wykazać wyższość gospodarki nakazowo-rozdzielczej nad rynkową (tylko żeby te plusy nie przesłoniły Wam minusów). W następnym odcinku wracamy do Gire'a.

środa, 5 września 2012

Na morze

Wczorajsza zagadka z pewnością nie należała do łatwych, a jednak poradziliście sobie z nią znakomicie. Najszybsi byli Kokosz i Foquet (w tej właśnie kolejności), za co należą im się wielkie brawa. Oczywiście chodziło nam o ten komiks:


Podejrzewam, że większość z Was, czytając antologię "Kajtek, Koko i inni", prześlizgnęła się tylko przez strony 29-31. A jednak warto im poświęcić kilka chwil. Podczas pierwszych lat pracy w "Wieczorze Wybrzeża" Janusz Christa rysował nie tylko paski z Kajtkiem-Majtkiem, ale i rozmaite historyjki obrazkowe, konkursy, reklamy i ilustracje. Jedną z takich okazjonalnych prac była jednoplanszówka "Na morze", z wierszowanym tekstem pod obrazkami i wspaniałymi rysunkami w stylu Ramona Monzona. Prakomiks ukazał się na łamach "Wieczoru" 27 maja 1961, tuż przed Dniem Dziecka.

Ramon Monzon: "Jehan-des-Bois", Vaillant #775 (1960) i #718 (1959)

W historyjce "Na morze" wszystko jest nietypowe, nie tylko archaiczna forma przypominająca "Koziołka-Matołka". Dowiadujemy się na przykład, że Kajtek-Majtek jest (albo był) żonaty!!! Związek z brunetką Mają, zresztą skrzętnie skrywany przez Kajtka, to paskudna plama na wizerunku zatwardziałego kawalera. Może nawet gorsza niż przelotny romans z jednym z braci Zyg-Zaków.

Poza tym u boku Kajtka po raz pierwszy widzimy Koka w wersji bez wąsów, i to na kilka miesięcy przed oficjalnym debiutem w komiksie o piratach. To właśnie brak wąsów odróżnia go od Franka, który rok wcześniej pojawiał się w dowcipach z "Tygodnika Morskiego" (w każdym razie tej wersji się trzymamy). Żeby było jeszcze dziwniej, Koko występuje tu jako bezimienny szyper. Biedaczysko musiał potem stracić kuter i został zwykłym marynarzem.


Skąd aż takie rozbieżności w stosunku do kontinuum serii? W "Wyznaniach spisanych" rysownik tak mówił o powstaniu tej historyjki:
Raz zrobiłem komiks z Agnieszką Osiecką. Ona wtedy pracowała w "Głosie Wybrzeża". Zamówili u mnie wtedy komiks dla dzieci na całą stronę z okazji Dnia Dziecka. Wymyśliłem fabułę, a oni, że to ma być wierszem pisane. Ale wierszem to ja nie dam rady, nie potrafię. A oni, że nie szkodzi, tylko proszę oddzielnie napisać na kartce o co tu chodzi w ogóle. Napisałem, a Osiecka przerobiła to na wiersz. Bardzo sympatycznie wyszło.
Wspólne dzieło Janusza Christy i Agnieszki Osieckiej przypomniał w roku 1992 Sławek Wróblewski w swoim mini-magazynie "Boom!" nr 8 i 9 (dodatek do "Tygodnika Bałtyckiego"). Historyjka ukazała się tu w dwóch odcinkach, poprzedzonych kolorowymi banerami na pierwszych stronach gazetki.


W roku 2004 komiks "Na morze" wszedł w skład antologii "Kajtek, Koko i inni". Swego czasu po giełdach krążyło też miniaturowe wydanie klubowe, które możecie zobaczyć w dziale "okładki".

wtorek, 3 lipca 2012

Jesień średniowiecza, część 2

Po dwumiesięcznej przerwie wracamy do tematu, z którym wszyscy zdążyli się już chyba oswoić, czyli "Vaillant a sprawa polska". W poprzednim odcinku wspominaliśmy, że komiks o Kajtku-Majtku i Czarnym Rycerzu był kompilacją czterech historyjek. Do tej pory omówiliśmy dwie z nich, obie z serii "Placid et Muzo" José Cabrero Arnala. Dziś będzie mowa o pozostałych dwóch. Zaczniemy w tym samym miejscu, w którym ostatnio skończyliśmy. Z pewnością pamiętacie okładkę świątecznego "Vaillanta" z roku 1953, tę z "Placidem i Muzo w XIV wieku"... tę przerysowaną w 42 odcinku "Czarnego Rycerza" (str. 25 nowego "Profesora Kosmosika").

"Vaillant" #449, 20.12.1953"Wieczór Wybrzeża" 1959

Jak widać, Christa bardzo wiernie odtworzył całą scenkę. Jest książę, mnich, mięsiwo z wbitą strzałą, schody, łuk. Brakuje tylko głównych bohaterów. Nie ma ich, bo Kajtek i Profesor są chwilowo niewidzialni. Jak duchy. A konkretnie jak duch z komiksu "Le réveillon du Fantome", który Christa znalazł w tym samym, świątecznym numerze "Vaillanta". Autorem historyjki był znakomity francuski rysownik Jean Cézard.

Cézard: "Le réveillon du Fantome", Vaillant #449, 20.12.1953

Komiks Cézarda niełatwo było znaleźć w podwójnym numerze "Vaillanta", składał się z pojedynczych pasków rozrzuconych po całej gazecie. A jednak wpadł Chriście w oko i to tak bardzo, że sopocki rysownik postanowił wpleść jego fabułkę pomiędzy gagi z "Placida i Muzo". Epizod ten znajdziecie na stronach 24-26 albumu, a tu porównamy kluczowe momenty.

Najpierw duch dostaje się na zamek (u nas zamiast ducha występują niewidzialni Kajtek i Profesor). Kiedy służba wnosi jadło na książęcą ucztę...
... duch/Kajtek podmienia pieczyste na rycerza.
Tutaj dla urozmaicenia pojawia się scena z przestrzeloną szynką (pożyczona z "Placida i Muzo"), po czym książę dostaje w łeb - co prawda czym innym, ale odgłos podobny.
Następnie upiór zastrasza podczaszego (u Christy - kucharza)...
... i udaje się do skarbca.

Wszystko to, zarówno Cézardowi jak i Chriście, zajęło równiutkie 6 pasków (cóż za zbieg okoliczności). Myślicie, że na tym koniec? Nic z tego. Pierwszy szort Cézarda (tzn. pierwszy w "Vaillancie", Cézard publikował w innych gazetach od roku 1946) był tylko pilotem regularnej serii pt. "Arthur le fantôme justicier". Wystartowała ona dwa tygodnie później i po kilkanastu czarno-białych odcinkach zaczęła ukazywać się w kolorze.

Tytułowy Arthur był małym duszkiem, potomkiem wesołego upiora z pilotażowego epizodu. Cézard rysował jego przygody nieprzerwanie, najpierw dla "Vaillanta" a potem dla "Pif Gadget", aż do swojej śmierci w roku 1977. Kontynuację serii powierzono młodemu rumuńskiemu rysownikowi Mircea Arapu. W czasie swego długiego i burzliwego "nie-życia" Arthur straszył wszystkich: neandertalczyków, muszkieterów, piratów, wynalazców, marynarzy (napiszemy o tym), marsjan, kowbojów itp., itd. Pomagał nawet Galom walczyć z Rzymianami (o tym także napiszemy - to Uderzo uważał Cézarda za swego mistrza, a nie odwrotnie). Zaczynał zaś karierę od straszenia rycerzy.

Cézard: "Arthur le fantôme justicier", Vaillant #457, 14.02.1954

Z pierwszej serii przygód Arthura, średniowieczno-renesanowej ("Pistoles en stock", "Vaillant" #451-520, styczeń 1954 - maj 1955), Christa zaczerpnął niewiele - tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka. Około 80. odcinka "Profesora Kosmosika" pojawia się scenka, fabularnie i graficznie nie pasująca do reszty komiksu (str. 47-52 albumu). Jej bohaterem jest duch o imieniu... Albert. Christa wykorzystał tu odcinek z "Vaillanta" #481, gdzie Arthur i jego ojciec wrzucają do loszku dwóch poszukiwaczy skarbów...
... następnie zaglądają do środka...
... i postanawiają wypuścić nieszczęśników na wolność.

Idziemy o zakład, że tym razem Chriście wcale nie chodziło o skopiowanie gagu. Raczej o przećwiczenie sposobu, w jaki Cézard rysował... kamienne mury. A gag powtórzył się "sam", trochę przy okazji. Powiedzmy to sobie szczerze - Christa nie miał jeszcze wtedy żadnego stylu. Naśladowanie Arnala, z jego archaiczną kreską, też nie miało sensu. Natomiast plansze Cézarda, łączące prostotę disnejowskich postaci z niezwykłym przepychem drugiego planu, były rozpoznawalne z kilometra. Nic dziwnego, że Christa się w nich zakochał, zwłaszcza we wspaniałych detalach i światłocieniach. Pierwsze symptomy tej fascynacji widać już było w zwiastunie "Czarnego Rycerza" (poniżej). Ilustracja ta narysowana została zupełnie inaczej (czytaj: lepiej), niż cała reszta wczesnego "Kajtka-Majtka". Obrazek wygląda tak, jakby dojrzały Christa wysłał go do roku 1959 z przyszłości.

Wieczór Wybrzeża 03.11.1959
Cézard: "Arthur le fantôme justicier", Vaillant #454 i 451, styczeń 1954

Ale co innego zwiastun, a co innego codzienny komiksowy pasek. W roku 1959 Christa nie był jeszcze gotowy, by pójść w ślady Cézarda. Miał na to zbyt słaby warsztat i zbyt mało wolnego czasu. Zaledwie po kilku odcinkach młody polski rysownik porzucił ducha Alberta i pracochłonną manierę tysiąca kresek (przynajmniej na razie), po czym zaczął rozglądać się za mniej wymagającym mistrzem.

Wybór padł na Ramona Monzona, hiszpańskiego rysownika, ciągnącego wówczas dwie serie: "Group-Group et Cha'pa" oraz "Jehan-des-Bois". O pierwszym z tych komiksów mówiliśmy już przy okazji "Profesora Kosmosika i Marsjan". Drugi był parodią Robin Hooda i oczywiście rozgrywał się w średniowieczu. Cały cykl o Jehanie składał się z trzech kilkustronicowych szortów (grudzień 1957 - luty 1959) i jednej dłuższej historyjki, która właśnie wtedy zaczęła się ukazywać w "Vaillancie" (#762-786, 20 grudnia 1959 - 5 czerwca 1960).


Monzon nie należał do ścisłej czołówki. Każda z jego postaci wyglądała podobnie i trochę brak im było dynamiki. Miał za to wyrazisty styl, a jego minimalistyczne tła stanowiły przeciwieństwo stylu Cézarda. Kadrowanie, kompozycja, faktury - wszystko to było bardzo nowoczesne i (co nie bez znaczenia) niezbyt pracochłonne. Możemy nawet dość dokładnie określić moment, w którym Christa zaczął naśladować kadrowanie Monzona. Było to w 60. odcinku "Czarnego Rycerza" z końca stycznia 1960 roku. Tak odważnego ustawienia kamery, i to aż w czterech kolejnych obrazkach, wcześniej w "Kajtku-Majtku" nie znajdziemy.


Wkrótce Christa przejął od Monzona inne elementy: plamy z kreskowanego rastra...
... charakterystyczne rośliny, zwłaszcza drzewa z czarnymi liśćmi bez ogonków...
... architekturę...
... kształt cieni, przypominający rozlany tusz...
... a nawet dreadowate, kanciaste fryzury.

W warstwie fabularnej zapożyczeń z "Jehana" nie ma prawie wcale. Wprawdzie pod koniec pojawia się podobna scena z uszkodzonym dzwonem, ale Chriście i tu chodziło chyba o ciekawe ujęcie.


Co zabawne, scenka z dzwonem wpleciona została w wątek żywcem zaczerpnięty z "Arthura" (to już chyba tradycja), z zamkową wieżą wylatującą w powietrze. Tylko, że styl Christy w niczym już nie przypominał Cézarda. Można by powiedzieć, że jest to "Cézard a la Monzon według Christy".

Cézard: "Arthur le fantôme justicier", Vaillant #500, grudzień 1954

"Czarnego Rycerza" śmiało można nazwać komiksem przełomowym, jednym z kamieni milowych w twórczości sopockiego rysownika. Christa jako komiksiarz wyraźnie nabrał pewności siebie i w połowie historyjki przestał kurczowo trzymać się cudzych pomysłów fabularnych. Pozwoliło mu to skupić się na warstwie graficznej i tu widać niesamowitą konsekwencję. Autor uprościł i zdyscyplinował kreskę, dzięki czemu jego kadry nabrały ekspresji, ale nie kosztem czytelności. Podpatrywanie innych twórców dało wreszcie rezultat w postaci własnego stylu, eleganckiego i zarazem nowoczesnego, będącego wypadkową rozmaitych fascynacji. Apogeum tej ciekawej maniery przypadło na "Poszukiwanego Zyg-Zaka" i żarty z "Tygodnika Morskiego", ale jej ślady można jeszcze znaleźć w kilku kolejnych komiksach o Kajtku.

"Poszukiwany Zyg-Zak" 1961"Dni Gdańska" 1961"Wśród piratów" 1962

Ostatecznie jednak styl "zegarmistrzowski" wygrał z "oszczędnym". Gdy tylko warsztat mu na to pozwolił, Christa porzucił Monzona i wrócił do Cézarda, już na dobre. Ciekawostką jest, że cézardowskie korzenie Christy są bardziej czytelne dla Francuzów, dobrze znających dorobek swego rodaka, niż dla nas. To właśnie na francuskim forum Pifa po raz pierwszy natknęliśmy się na porównanie tych dwóch twórców (w tym samym wątku zestawiono "Orient Mena" z "Supermatou"). Jak trafna była to diagnoza, widać choćby na przykładzie komiksów z magazynu "Relax", gdzie Christa pozwalał sobie na trochę więcej niż w gazetach.

Vaillant #515, 1955Relax #11, 1978Relax #6, 1977
Arthur i jego towarzysz Père Passe–Passe.
"Arthur le fantôme justicier: Mission exceptionnelle", Vaillant #1234, 1969
"Pan Paparura i pies Aj", Relax #5, 1977

Lektura dodatkowa:
1) Arthur, le fantôme justicier 2) Historietas 3) L'eusses-tu cru?
4) Cézard le magnifique 5) Rendons à Cézard 6) BD-Theque

* * *

PS. Pierwsza część "Jesieni średniowiecza" sprowokowała na forum Gildii ciekawą dyskusję o granicach inspiracji. W obronie (?) Christy stanął Marek Turek, sugerując, że twórca Kajtka, będąc obywatelem PRL-u, mógł nie wiedzieć co czyni. My niestety nie jesteśmy aż tak wyrozumiali. W tej kwestii znacznie bliżej nam do opinii Adama Ruska:
"Przeciętny czytelnik komiksowy nie znał zachodniej tradycji obrazkowej, ale twórcy już tak. Nie byliśmy przecież Koreą Północną, żelazna kurtyna nie była aż tak szczelna. Artyści mieli swoje źródła i kontakty, ludzie przywozili coś z saksów itp. Mam zresztą wrażenie, że w tej sytuacji twórcy poczuli się w pewnym stopniu bezkarni, mogli kopiować pomysły z Zachodu, wiedząc, że ogół i tak tego nie wyłapie. [...] Skoro polski komiks ma być traktowany poważnie i polscy komiksiarze chcą być traktowani poważnie, to muszą znać swoje korzenie. Niezależnie od tego, czy ta tradycja była szczytna bardziej czy mniej."
Wypowiedź pochodzi z wywiadu, który ukazał się w książce Sebastiana Frąckiewicza "Wyjście z getta" (polecamy, zwłaszcza rozmowy z Ruskiem i Woynarowskim).