Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Asterix. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Asterix. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 lipca 2025

Frankofonia 1952-1959

«« ODCINEK 11 »»

Tak oto dobrnęliśmy do premiery "Asteriksa". Najpierw jednak sprawdzimy co takiego działo się na rynku franko-belgijskim tuż przed tym wiekopomnym wydarzeniem. Okazuje się, że dużego ruchu nie było, przynajmniej w komiksach historyczno-komediowych. Pojawiły się za to dwie ważne serie, które ustanowiły pewien standard graficzny dla opowieści typu "dawno i nieprawda". Jedną z nich był "Johan et Pirlouit", czyli stary dobry "Johan" po liftingu i przejściu do magazynu "Spirou". Komiks ten coraz bardziej ewoluował od kreski quasi-realistycznej ku grotesce w stylu atome, czego kulminacją było wprowadzenie w 9. tomie postaci Smerfów (1958) i utworzenie im własnego spin-offu (1959).

Peyo - Johan et Pirlouit

"Johan et Pirlouit" szybko znalazł naśladowców. Przypadek "Tibaud le Troubadour" jest oczywisty, natomiast "Le Coupe d'or" (czyli... "Złoty puchar") nie do końca. Musimy jednak zaufać autorowi "Encyclopédies Thomassian", który twierdzi, że i tu podobieństwa są czytelne. Przypominam, że nawet w Hiszpanii pojawiły się klony Johana i aż trudno uwierzyć, że w Polsce "Johan et Pirlouit" jest zupełnie nieznany. Na świecie seria ukazuje ta się do dziś, w latach 80. powstał na jej podstawie serial animowany, a wkrótce ma pojawić się kolejny. Czy wydawcy mnie słyszą?

Rahault - Tibaud le Troubadour
Lucien Carton, Yves Mondet - La Coupe d’or

Drugą z serii, które w kategorii "historia na wesoło" graficznie bardzo podniosły poprzeczkę, był "Arthur, le fantôme justicier". Stworzył ją Jean Cézard, wszechstronny artysta doskonale poruszający się zarówno w konwencji realistycznej, jak i groteskowej. Jego postacie miały oszczędną, obłą kreskę, trochę w stylu Erika, za to w scenografii panował barokowy przepych. Z czasem Cézard zaczął skłaniać się ku szkole Marcinelle, podobnie jak Peyo i Uderzo. Zmarł w 1977 roku, parę miesięcy przed Goscinnym, ale jego seria przetrwała jeszcze kilkanaście lat.

Jean Cézard - Arthur le fantôme justicier: Pistoles en stock

Kolejny kajkopodobny komiks z "Vaillanta" to parodia Robin Hooda. Plansze nie przypominały typowych produkcji frankofońskich, zapewne dlatego, że ich autorem był Hiszpan Ramon Monzon, jeden z mistrzów Janusza Christy.

Ramon Monzon - Jehan des Bois

I wreszcie 29 października 1959 r. ukazuje się premierowy numer francuskiego tygodnika "Pilote", a w nim pierwszy odcinek "Asteriksa". Gazeta i komiks stanowiły w zasadzie jeden projekt, jako że założycielami "Pilote" byli... René Goscinny i Albert Uderzo, do spółki ze scenarzystą Jean-Michelem Charlierem. Na potrzeby "Asteriksa" Uderzo zupełnie zrezygnował z typowych dla siebie półrealistycznie wyglądających herosów (książę Rollin, Janko Pistolet, Umpa-Pa) i wszystkie postacie narysował groteskowo, żeby nie powiedzieć pokracznie. Do wyjątków należeli: Cezar, Kleopatra, Falbala i Tragikomiks. Trudno powiedzieć co wpłynęło na tę zmianę - może inspiracje komiksami Peyo i Cézarda, a może coraz modniejszy style atome. Najważniejsze, że był to strzał w dziesiątkę.

René Goscinny, Albert Uderzo - Astérix

Przejdźmy teraz do galerii odrzuconych. Trafiły do niej komiksy z rozmaitych magazynów: krótki one-shot z "Tintina", bajkowo-dziecięca seria z "La Libre junior" (tworzyli tam również Goscinny i Uderzo), kolejny epizod "Placid et Muzo" z "Vaillanta" i cudownie narysowana seria ze "Spirou", osadzona gdzieś pomiędzy neolitem i epoką brązu. Ta ostatnia pozycja została potem podpatrzona przez Czechów, ale to już temat na inną pogadankę.

Jean-Louis Rochelle - L'anneau d'Athanase 1er
Jean-Michel Charlier, René Goscinny, Michel Greg, Martial - Alain et Christine
José Cabrero Arnal - Placid et Muzo au 14e siècle
Yvan Delporte, René Hausman - Saki et Zunie

Na sam koniec zostawiłem mały suplement. Otóż w latach 50. Francuzi stworzyli dla magazynu "Le journal de Mickey" serię, która ciągnęła się potem przez ponad świerć wieku i ostatecznie zmieściła się w 15 albumach. Pięć z nich mogłoby pasować do kategorii D&N (1-4 i 10), gdyby nie fakt, że wszystko kręci się wokół podróży w czasie. Nie jest to komiks całkowicie w Polsce nieznany. Kilka lat temu ukazał się jego mocno skrócony remake, autorstwa Dab'sa (scen.) i Fabrizio Petrossiego (rys.).

Pierre Fallot, Jean-Michel Le Corfec, Pierre Nicolas, Ténas - Mickey à travers les siècles

Następnym razem przyjrzymy się jak rynek frankofoński zareagował na pojawienie się "Asteriksa". Oj, będzie się działo!

C.D.N.

poniedziałek, 19 maja 2025

Portret rodzinny

«« ODCINEK 1 »»

Dzisiejszym postem otwieram nowy cykl artykułów o komiksach podobnych do "Kajka i Kokosza". Temat ten pojawił się już kilka razy na blogu, ale był to zaledwie czubek góry lodowej. Omawiane przez mnie historyjki będą pochodziły głównie z zagranicy - nie dlatego, że polskie tytuły doskonale znacie, tylko dlatego, że w tej kategorii mamy jakieś dwa, może trzy procent światowego dorobku. Tak, wiem, że nie napisałem konkretnie jaka to kategoria i właśnie tej sprawie poświęcę dwa pierwsze artykuły. Nie spodziewajcie się samej tylko słowiańszczyzny i disneyowskiej kreski, w końcu mają to być komiksy podobne, a nie identyczne. Będzie różnorodnie, często zaskakująco, a momentami niecenzuralnie.

Zagraniczni "kuzyni" Kajka i Kokosza interesują mnie już od kilkunastu lat, obecnie chyba bardziej niż sam "Kajko i Kokosz". Nie ukrywam, że jednym z powodów, dla których zająłem się tym tematem, była chęć obrony Janusza Christy przed zarzutami o plagiat z "Asteriksa". Miałem nadzieję, że wskazanie innych twórców, którzy również czerpali z dorobku Goscinnego i Uderzo, pozwoli wpisać polską serię w jakiś szerszy, np. europejski trend. Byłem pewien, że coś znajdę, jednak nie spodziewałem się, że będzie tego aż tyle. Skala tych międzynarodowych inspiracji i naśladownictw idzie w setki tytułów... tylko czy usprawiedliwia to grzeszki Mistrza z Sopotu? Nie do końca, za to ilu nowych rzeczy można się przy okazji dowiedzieć!

Po nitce do kłębka

Pierwsze komiksy o kuzynach Kajka i Kokosza namierzyłem w latach 2011-2016. Eksponaty pochodziły z Ukrainy, Holandii i Belgii, kolejne z Francji, Włoch, Niemiec Zachodnich oraz NRD. Rok później dostałem od mojego szwagra Santiego kilka starych, hiszpańskich tygodników komiksowych i tam również znalazłem historyjki idealnie pasujące do układanki. Sprawa robiła się coraz bardziej rozwojowa, zacząłem więc szukać w krajach mniej oczywistych i okazało się, że kuzynów można też znaleźć w Danii, Portugalii, Jugosławii, Bułgarii, na Węgrzech, a nawet w Grecji (znacie jakieś greckie komiksy?). W lipcu 2017 roku zrobiłem z tego prezentację i pokazałem ją na urodzinach Janusza Christy w Sopocie. Trochę na wyrost wygłosiłem wtedy tezę o fali "lokalnych Asteriksów", jaka w latach 60. i 70. przetoczyła się przez Europę.

Slajd z sopockiej prezentacji, 2017Fragment 5. tomu "Złotej kolekcji"

Teoria była dość karkołomna, bowiem w tamtym czasie dysponowałem mniej więcej dwudziestoma przykładami. Przełom nastąpił w 2023 roku, po konferencji naukowej "W świecie komiksów Janusza Christy", na którą wprosiłem się jako publiczność online, nie zabrawszy nawet głosu w dyskusji. O dziwo, prof. Marcin Lisiecki z UMK zaproponował mi miejsce w pokonferencyjnej książce. Miałem pisać o pozycji Christy w polskim światku komiksowym, jednak tekst wymknął mi się spod kontroli i zaczął dryfować w stronę... kuzynów. Rozpocząłem regularną kwerendę, do końca roku udało mi się namierzyć ponad 200 kuzynów, po czym musiałem przerwać research z powodu tzw. obiektywnych trudności. Kiedy znów byłem w stanie go podjąć, odjechał mi wydawniczy deadline. Postanowiłem jednak dokończyć robotę, z myślą o publikacji na blogu. Ostatecznie w mojej bazie danych znalazło się prawie 800 rekordów (one-shotów i całych serii o kuzynach), poddanych następnie selekcji i dalszej obróbce.

Plakat konferencji o Chriście oraz dwie poprzednie publikacje UMK z cyklu "Wokół fenomenu kulturowego"

Między nami kuzynami

Polowanie na kuzynów nie jest łatwą sprawą. Wejdźcie za granicą do sklepu komiksowego i spytajcie o coś w stylu "Kajka i Kokosza"... życzę powodzenia. To może coś podobnego do "Asteriksa"? Wtedy księgarz zaprowadzi Was do sterty "Donaldów", "Tintinów" i "Smerfów". Coś osadzonego w zamierzchłej przeszłości? Wylądujecie przed edukacyjno-encyklopedyczną drętwotą, w najlepszym razie przed "Thorgalem". Wszystko przez to, że komiksy asteriksopodobne nie mają jakiejś jednej, chwytliwej i rozpoznawalnej etykietki. Są komiksy płaszcza i szpady, pirackie, wojenne, samurajskie, westerny, są dziesiątki innych szufladek, ale akurat poszukiwany przez nas podgatunek nazwy nie ma, a więc zgodnie z bezwzględną logiką popkultury - nie istnieje.

Kuzyni Asteriksa według Alberta Uderzo

Chcąc określić ramy takiego hipotetycznego gatunku, zacząłem od pytania: co właściwie łączy „Kajka i Kokosza” oraz „Asteriksa”? Może setting, czyli miejsce i czas akcji? U Francuzów teoretycznie jest to Galia w roku 50 p.n.e., ale zdarzają się potężne anachronizmy, np. menhiry (2000 lat wcześniej) czy Normanowie (800 lat później). Żeby było trudniej, co drugi album rozgrywa się w innym zakątku świata: od Egiptu, przez Indie, po Amerykę. U Christy rozrzut jest mniejszy. Nasz autor nie precyzuje ani dat, ani lokalizacji, ale wiadomo, że chodzi o Pomorze około roku 1000 n.e. Jedynym odstępstwem są Czarne Trójkąty i Zbójcerze, czyli przebrani krzyżacy (300-400 lat później). Jak widać, kompatybilność polskiego settingu z francuskim jest niewielka, w zasadzie jedynym punktem wspólnym są wikingowie.

Wikingowie z "Asteriksa" i z "Kajka i Kokosza"

Skoro już określiliśmy dwa odrębne zbiory, to zamiast iloczynu możemy wyznaczyć ich sumę. Taki zakres sięga od menhirów do krzyżaków, czyli od epoki brązu po średniowiecze. Jest to przedział kilku tysięcy lat, cywilizacyjnie i technologicznie dość podobny (miecze, miasta, brak broni strzeleckiej) i na tyle pojemny, że w niemal każdej kulturze znajdzie się jakiś na wpół albo całkowicie legendarny epizod, który aż prosi się o komiks. U Hiszpanów i Portugalczyków będzie to rekonkwista, u Brytyjczyków król Artur i Robin Hood, u Greków antyk i mitologia, u Arabów starożytny Egipt i wyprawy krzyżowe, a w Meksyku cywilizacje prekolumbijskie. Co istotne, łatwo taki setting zidentyfikować "na oko" - wystarczy okładka, parę plansz, ewentualnie krótki opis. I tego będę się trzymał.

Iloczyn zbiorówSuma zbiorów

Wielkie nosy

Przejdźmy teraz do warstwy graficznej. Jeśli zestawimy któryś album "Kajka i Kokosza" z dowolnym "Asteriksem", zauważymy ten sam format, zbliżoną kolorystykę, kompozycję plansz, kształt dymków i parę innych elementów komiksowego języka, natomiast kreska będzie zupełnie inna. Co ciekawe, wczesne komiksy Alberta Uderzo (rocznik 1927) i Janusza Christy (rocznik 1934) wyglądały niemal tak samo, obaj tórcy nieźle też radzili sobie ze stylistyką realistyczną. A jednak każdy z nich poszedł nieco inną drogą: Uderzo w stronę nowoczesnego i niezwykle efektownego "stylu atomowego" (style atome), Christa zaś śladem rysowników starszego pokolenia, znanych mu z magazynu "Vaillant".

Kadry z najwcześniejszych komiksów A. Uderzo ("Flamberge" 1945) i J. Christy ("Kuku Ryku" 1957)

Style atome, nazywany także szkołą Marcinelle albo gros nez (wielkie nosy), wykrystalizował się na łamach belgijskiego tygodnika "Spirou" w roku 1950. Za jego twórcę uchodzi wielki Jijé, ale ostateczne szlify nadali jego trzej asystenci: Franquin ("Sprycjan"), Morris ("Lucky Luke") i Will ("Tif et Tondu") po powrocie z wyprawy do USA w 1949 roku. Styl atomowy charakteryzował się przesadzoną kanciastą ekspresją, bogactwem detali i oczywiście... wielkimi nosami. Maniera ta określana jest czasem jako post-disneyowska, co jest raczej chybione, zwłaszcza w kontekście nosów. Otóż dawniej Disney przedstawiał ludzi z niemal anatomiczną wiernością, natomiast ogromne nochale i dziecięce proporcje rysował wyłącznie u zwierzątek albo krasnoludków.

Wizerunki ludzi u Disneya: "Przygoda w lesie Sherwood" (1936) i "Królewna Śnieżka" (1937)

Na moje amatorskie oko styl atomowy miał nawiązać do amerykańskich komiksów jeszcze starszych niż "Myszka Miki" - jeśli nie bezpośrednio do "Katzenjammer Kids" (1897), to z pewnością do "dorosłych" stripów takich jak "Polly and Her Pals" Sterretta (1912), "Barney Google" DeBecka (1919), "Salesman Sam" Swansona (1921) czy "Felix the Cat" Sullivana i Messmera (1923). Być może zamiarem belgijskich rysowników było odcięcie się za jednym zamachem od ugrzecznionej tradycji disneyowskiej (popularnej we Francji) i sztywnej ligne claire Hergégo ("Tintin"). Ta ostatnia stylistyka, uchodząca wówczas w Belgii za szczytowe osiągnięcie komiksu komediowego, była w zasadzie realistyczna, lekko tylko stylizowana na groteskę.

Od lewej: "Polly and Her Pals", "Salesman Sam", "Barney Google"

Kupą, mości panowie

Chociaż Franquin i jego koledzy chcieli uciec od jednej sztampy, to niechcący stworzyli kolejną. Na style atome rzuciły się całe rzesze franko-belgijskich twórców: Peyo ("Smerfy"), Tabary ("Iznogud"), Lambil ("Niebieskie mundury"), Derib ("Yakari"), Delporte ("Gaston Lagaffe") i wielu, wielu innych. Nowe, a czasem również stare serie komiksowe ("Lucky Luke", "Arthur le fantôme justicier") popadły w "atomowy" manieryzm do tego stopnia, że z czasem trudno było odróżnić rysowników. Największymi beneficjentami tej mody stały się tygodniki komiksowe, bardzo wówczas liczne, które teraz mogły zastępować jednego grafika innym (np. w przypadku choroby), a czytelnicy nawet tego nie zauważyli. Wystandaryzowany style atome dość szybko stał się "łaciną" komiksu komediowego, zaś ilustratorom z Jugosławii, Rumunii, Hiszpanii czy Egiptu otworzył rynki zachodnioeuropejskie.

Bohaterowie komiksów w manierze style atome. Ilustracja: Fabrice Tarrin

Do standaryzacji rysunków przyczynił się też "kolektywny" model pracy nad komiksem, bardzo zbliżony do amerykańskiego. Żeby wywiązać się z terminów, co bardziej wzięci graficy z Europy Zachodniej musieli wynajmować asystentów, których zadaniem było nakładanie tuszu, wpisywanie tekstów w dymki, dorabianie tła, projektowanie okładek, reklam itp. Podpisany w komiksie twórca często tylko szkicował, a dalsze etapy brali na siebie anonimowi współpracownicy. Tak działały tzw. studia Hergégo, Peyo i Willy Vandersteena (Belgia), Martena Toondera (Holandia) czy Rolfa Kauki (Niemcy). W rezultacie większość komiksiarzy zdobywała szlify jako asystenci wielkich mistrzów i siłą rzeczy kopiowała ich kreskę.

Studios Hergé, Studio Vandersteen, Toonder Studio's

Każdy sobie rzepkę skrobie

Opisane wyżej procesy rynkowe nigdy nie zaistniały na rachitycznej polskiej scenie. W PRL-u każdy komiksiarz (a było ich raptem kilku) rysował jak chciał, jak umiał, i głównie to, co udało mu się popdatrzeć w albumach przemyconych z Zachodu. Światowe mody mogły być co najwyżej wskazówką, inspiracją, ale nie obowiązującą linią. Miało to swoje minusy, jak w przypadku nieszczęsnej "Przygody", ale i niewątpliwe plusy. Wyobraźmy sobie, że Papcio Chmiel, Janusz Christa i Tadeusz Baranowski rysowaliby na jedno kopyto. Ileż to byłoby gadania, ile marudzenia! Na szczęście każdy z nich obrał inny kierunek.

W przypadku Christy kreska była wypadkową przedwojennego Disneya i rozmaitych wpływów frankofońskich (Gire, Monzon, Cézard, Tabary). Poszczególne składniki tego konglomeratu niespecjalnie do siebie pasowały, a jednak efekt okazał się zadziwiająco spójny. I właśnie ta złożoność stylu jest głównym powodem, dla którego prawie nikt nie potrafi wiarygodnie naśladować Christy. Żeby było zabawniej, sopocki twórca na swojego następcę wskazał Sławomira Kiełbusa, zapatrzonego w "Gastona" i biegle posługującego się... style atome. W rezultacie współczesne kontynuacje "Kajka i Kokosza", wydawane przez Egmont pod szyldem "Nowe przygody", są znacznie bliższe "Asteriksowi" od oryginalnej serii z lat 70. i 80.

Kadry z komiksów Janusza Christy, Alberta Uderzo i Sławomira Kiełbusa

Na zachodzie Europy dominacja stylu atomowego zakończyła się wraz z falą ambitnych magazynów komiksowych, takich jak "L'Écho des savanes" (1972), "Fluide Glacial" (1975) czy "À suivre" (1978). Nie oznacza to, że klasyczne serie nagle zniknęły z rynku, po prostu obok nich pojawiło się więcej miejsca na inne odmiany cartoonu. W międzyczasie nastała moda na minimalistyczne stripy (francuski "Cellulite", amerykański "Wizard of ID" czy "Hägar the Horrible"), potem na mangę, graphic novel, webkomiks itd. Obecnie trudno oczekiwać od komiksiarzy, żeby naśladowali oldskulową manierę Uderzo albo Christy - chyba że będzie to podyktowane konwencją, jak w serii "Sarkozix". Dlatego w przeciwieństwie do precyzyjnie zakreślonego settingu, styl graficzny "kuzynów" należałoby potraktować jak najszerzej, byle mieścił się w słownikowej definicji karykatury jako "obraz [...] uwydatniający i wyolbrzymiający charakterystyczne cechy postaci, przedmiotów, zjawisk itp. aż do śmieszności."

Ten sam temat, różna stylistyka: od Disneya przez frankofony i underground po mangę

Kończąc pierwszą odsłonę cyklu, muszę jeszcze wyjaśnić o co chodzi z tytułowym banerem. Otóż długo zastanawiałem się jaką nazwę nadać gatunkowi, którego nie ma, bo hasło "kuzyni" kompletnie się do tego nie nadaje. Najpierw wychodziły mi potworki w stylu "prehistoria na wesoło", "skecze i miecze" (na wzór "magii i miecza"), w końcu wymyśliłem "dawno i nieprawda", w skrócie D&N, po czym mój mózg wpadł w stupor. Ale jeśli Ty, drogi czytelniku lub droga czytelniczko, znajdziesz lepsze określenie na komiksy kajko/asteriksopodobne, koniecznie daj znać. Baner się podmieni, a Ty okryjesz się wieczną chwałą. Czekam na propozycje i do zobaczenia w następnym odcinku, w którym opowiem o liczbach, trendach i metodologii.

czwartek, 8 maja 2025

Katalog 2025

Wczoraj Egmont opublikował katalog wydawniczy na rok 2025. Publikacja liczy ponad 400 stron, z czego niemal połowa zawiera przedruki z rynku amerykańskiego. Jeśli chodzi o komiksy Janusza Christy, to w tym roku dostaniemy dwutomowe, kolorowe wydanie "Białego wilka", a także "Wielki turniej" w wersji regionalnej, ale nie wiadomo w jakiej.

Więcej będzie Asteriksa. Najpierw siódmy zeszyt "Idefiksa", potem najnowszy "Asteriks w Luzytanii", a do tego osiem tomów twardookładkowych z dodatkami (aż do "Laurów Cezara").

W kategorii komiksów kajkopodobnych dostaniemy siódmy tom serii "Smerfy i wioska dziewczyn", która ostatnio skręciła w stronę średniowiecza, oraz dwie nowe części "Małych bogów". Ciekawe czy Egmont wyda też spin-offy "Les Petits Mythos présentent" o mitologii nordyckiej, egipskiej oraz o olimpiadzie?

Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 4 września 2023

Nie idźcie tą drogą

Ostatnio niemal każdy dzień grzebania w internetach przynosi jakieś dziwne znaleziska. Na przykład wczoraj natknąłem się na pewien zagraniczny banerek i szlag mnie trafił, bo jest on niemal taki sam, jak banerek krajowy. Pierwszy reklamuje grę "Asterix & Friends", wydaną w 2016 roku przez japońskie Bandai Namco na PC i urządzenia mobilne; drugi - polską produkcję pt. "Kajko i Kokosz: Buduj i rządź", która miała trafić na ekrany komórek w 2022 roku, ale coś się omsknęło.

Zbieżność banerków dałoby się od biedy przypisać "nieświadomej inspiracji"... gdyby nie pewien drobiazg. Otóż tak się składa, że same gry również są do siebie bardzo podobne. Ich celem jest rozbudowa wioski/grodu, a akcja rozgrywa się na aksonometrycznej mapie. Szczerze mówiąc wszystko tu pachnie zrzyną, począwszy od układu ścieżek, poprzez wygląd budynków i styl rysunków, na pastelowej kolorystyce kończąc.

Poza Mirmiłowem krajobrazy też bardziej przypominają japońskiego "Asteriksa", niż rysunki Janusza Christy. Z tą tylko różnicą, że zupełnie brak im komiksowego sznytu, przez co wyglądają jakby je ktoś wykonał z plastiku.

Lepiej prezentują się postacie, wyrenderowane na asteriksową modłę - z czarnym konturem, mającym imitować komiksową kreskę. Jednak nie wiedzieć czemu, polskim grafikom imitacja ta wyszła słabiej niż ich japońskim kolegom.

Najfajniej wyglądają te elementy gry, które nie próbują naśladować "Asteriksa", np. portrety głównych bohaterów. Znalazłem je w portfolio Piotra Bednarczuka, wśród innych niepublikowanych wcześniej obrazków.

Gra "Buduj i rządź" (early access) nie jest już dostępna w Google Play, firma Ditix zdjęła również z sieci jej oficjalną witrynę. Ostatnią informacją, jaka trafiła do mediów był komunikat z grudnia 2022 roku:

Zarząd DITIX S.A. [...] informuje, iż firma DreamStorm Studios Piotr Penar z siedzibą w Gliwicach - Wykonawca gry "Kajko i Kokosz: Buduj i Rządź" - do dnia dzisiejszego nie przekazała spółce Ditix Games kodów źródłowych i dokumentacji projektu, umożliwiających dalsze prace nad grą. Reprezentująca Ditix Games kancelaria prawna podejmuje kroki prawne przeciw Wykonawcy. Z uwagi na powyższe, prace nad grą zostały zawieszone na czas nieokreślony.

Na moje oko gra nigdy nie ujrzy światła dziennego. Może to i lepiej, bo wolałbym, żeby marka "Kajko i Kokosz" uniknęła kolejnej fali krytyki za kopiowanie "Asteriksa" (tym razem w pełni zasłużonej). Sądzę, że twórcy gry dobrze wiedzieli o tego typu zarzutach wobec Christy, a mimo to poszli na łatwiznę, ryzykując powtórkę z rozrywki. Ale może łatwiej zbiera się cięgi jako anonimowy członek zespołu deweloperskiego, niż jako twórca firmujący dzieło własnym nazwiskiem? Wielka szkoda, że Fundacja "Kreska" w porę nie wyłapała podróby i nie dała Ditixowi po łapach.

* * *

A teraz czas na częściowe rozwiązanie zeszłotygodniowej zagadki. Muszę Was uspokoić - zaprezentowany tam zagraniczny kadr powstał dekadę po "Kajtku i Koku w kosmosie" (1968-1972). Komiks ów łączył estetykę "Asteriksa" z humorem "Iznoguda", a zaczął się ukazywać w belgijskim "Tintinie" jako "Résidus, tyran de Rome" (1978, scen. Pierre Guilmard, rys. Charles Blareau). W Hiszpanii przedrukowywał go magazyn "Mortadelo" pod tytułem "Neronius" i gdy skończył się importowany francuski materiał, kontynuację powierzono lokalnemu rysownikowi o pseudonimie Esegé (Segundo García González) oraz kilku również lokalnym scenarzystom. To właśnie z tego okresu pochodzi kadr z lektyką. Na początku lat 80. Esegé przeszedł wraz z "Neroniusem" do magazynu "Bruguelandia", a w 1986 do "Garibolo", gdzie historyjka po raz kolejny zmieniła tytuł, tym razem na "Pomponivs Triponvm". A jeśli chodzi o gag z lektyką, to można podejrzewać, że zarówno Christa, jak i Esegé podejrzeli go w jakimś jeszcze starszym komiksie - być może właśnie w przywołanym już "Iznogudzie".