wtorek, 20 listopada 2018

Rodzinka.prl

Swego czasu kolega Łamignat wymyślił, żeby "Kajka i Kokosza" zakwalifikować do kategorii "komiks familijny". Brzmi to świetnie, tylko nie bardzo wiadomo czym ów komiks familijny jest. Jedyna definicja, jaką udało mi się znaleźć, dotyczy kina (dobre i to):
Film familijny – gatunek filmowy, który zawiera treści dotyczące świata dzieci lub odnosi się do nich w kontekście domu i rodziny.
Jeśli do tej etykietki przyłożymy "Kajka i Kokosza", to czeka nas niemiła niespodzianka. Po pierwsze w komiksie Christy zupełnie brak perspektywy dziecięcej.* Po drugie, ukazane w nim rodziny dalekie są od tradycyjnego modelu 2+1, 2+2, 2+3 itd. (w skrócie 2+N, gdzie N>0). Przez całe 20 tomów standardowa rodzina 2+N pokazana jest może ze dwa razy, i to wyłącznie jako element scenografii. Świat wojów Mirmiła pełen jest za to modeli alternatywnych typu 1+N, 2+0, a nawet 6+N. Służę konkretami:

Jaga i Łamignat. Stara panna, której trafił się adorator - stary kawaler. Bezdzietni.
Mirmił i Lubawa. Również małżeństwo bezdzietne. Stroną dominującą jest białogłowa.

Mszczuj. Prawdopodobnie wdowiec, wychowuje dwie dorastające córki.
Ramparam. Kolejny samotny ojciec. Rozwodnik (w najlepszym razie w separacji).

Rangar Złotowłosy. Usiłuje wychować syna. Zamiast żony ma do pomocy piastuna.
Książę Włado. Sytuacja rodzinna identyczna jak u Rangara.

Mamuna, Bugi i Leśne Licho. Rodzina patchworkowa - wdowa z dzieckiem i drugim mężem.

Kajko i Kokosz. Dwóch kawalerów mieszkających pod jednym dachem. Kokosz wykazuje czasem zainteresowanie płcią przeciwną. Kajko nigdy.

Wojmił. Brat Mirmiła. Etatowy stary kawaler, choć kochliwy.
Woj Wit. Jak wyżej. Erotoman teoretyk.

Warm. Tu dla odmiany klęska urodzaju. Jeden facet i pięć żon.

Czarne Trójkąty. Banda zatwardziałych singli. Może dlatego, że to rycerze zakonni.
Zbójcerze. Analogicznie, ale mniej ortodoksyjnie.

Piraci z Jamsborga. Pracoholicy i pasjonaci. Brak czasu na życie prywatne.
Czarownice ze szkoły latania. W zasadzie tak samo. Coś jakby zakon żeński.

Skrzaty oraz Dzikoludki. Same chłopy. Kobiety nie są im do niczego potrzebne.

Sami widzicie, że przedstawione w tym komiksie relacje męsko-damskie i rodzinne są wyjątkowo skomplikowane. Siłą rzeczy musiało się to odbić na demografii, a ta jest naprawdę katastrofalna. W niektórych albumach w ogóle nie ma dzieci ("Szranki i konkury" tom 2-3, "Woje Mirmiła" tom 1-2, "Cudowny lek"), w innych pojawiają się 2-3 razy jako statyści w scenach zbiorowych, zazwyczaj pojedynczo.

Można wręcz odnieść wrażenie, że w średniowieczu groziło naszemu krajowi wyludnienie. Na szczęście zdarzali się przodownicy pracy, wyrabiający 1000% normy - tacy jak Kowal z Mirmiłowa, ojciec 16 dzieci ("Zamach na Milusia"). Zuch, choć pijak (patrz kadr na samej górze).

W większej gromadzie dzieciaki pojawiają się zaledwie dwa razy, pod sam koniec serii (Kalendarz 1987, "Mirmił w opałach"). Nigdy nie jest ich więcej niż 16, możliwe więc, że wszystkie one są przychówkiem Kowala i że tylko on dźwigał na swych barkach przyszłość grodu.

Poza dwoma powyższymi przypadkami Christa unikał rysowania dzieci - albo celowo albo przez niedopatrzenie. A jeśli już zdarzyło mu się jakieś dziecko narysować i nawet dopisać mu dymek z tekstem ("Szkoła latania", "W krainie borostworów"), to nigdy nie nadał takiej postaci imienia. Naprawdę, sprawdziłem wszystkie albumy. Jedyne nie anonimowe "dzieci" to... smok Miluś i borostworek Leśne Licho.

W sumie nie wiadomo dlaczego ta teoretycznie "familijna" historyjka wyszła Chriście trochę mało familijnie. Do głowy przychodzą mi następujące trzy powody:
  1. Dla hecy, na zasadzie "zrobię komiks dla dzieci i całych rodzin, w którym nie będzie ani dzieci, ani całych rodzin". To byłoby bardzo w stylu Christy.
  2. Po złości. Kiedyś Christa odmówił udostępnienia przedszkolu swoich oryginałów, argumentując w ten sposób: "Bo ja chronicznie nie lubię dzieci. Jak ja zobaczę dzieciaka na ulicy, to aż mnie noga swędzi, żeby go kopnąć w tyłek".** Nikt do tej pory nie traktował tego poważnie, ale kto wie?
  3. Bo taki był trend. W PRL-u nie było odrębnej kategorii "komiks dla dzieci". Wszystkie komiksy były wtedy dla dzieci: historyjki Szarloty Pawel (naprawdę familijne wg naszych standardów), Papcia Chmiela, Baranowskiego, a nawet sensacje Wróblewskiego i Rosińskiego.
A Wy, drodzy czytelnicy, do której interpretacji skłonni bylibyście się przychylić?
______________
* "Czy kinematografia kręci się wokół dzieci?"
** "Janusz Christa - Wyznania spisane"

czwartek, 15 listopada 2018

Dziesiąta rocznica

Trudno w to uwierzyć, ale Janusza Christy nie ma z nami już od dziesięciu lat. Był jednym z najwybitniejszych polskich komiksiarzy, tytanem pracy, obdarzonym niezwykłą wyobraźnią i wyczuciem komiksowego medium. Miał duszę i temperament artysty, choć twierdził, że jest tylko rzemieślnikiem. Zawsze znajdował czas dla fanów (i dziennikarek), natomiast w interesach był zdumiewająco nieporadny. Odszedł w momencie, gdy po wielu chudych latach jego twórczość zaczynała wracać do łask.

Dekadę później jego komiks wszedł do kanonu lektur szkolnych. Mamy nowe historyjki ze stworzonymi przez niego bohaterami, figurki, gadżety, gry planszowe, słuchowisko, a wkrótce być może obejrzymy serial TV. Jest nawet konkurs komiksowy jego imienia, nagroda "Złoty puchar", liczne wystawy, cykliczna impreza na sopockim Grodzisku, blog oraz prężnie działająca fundacja. Wreszcie jest tak, jak na to zasłużył. Szkoda tylko, że on sam tego nie doczekał.

Janusz Christa gdzieś w świecie (1991). Zdjęcie z prywatnego archiwum Pauliny Christy.