poniedziałek, 31 grudnia 2018

Gdańskie szopki z Kajtkiem-Majtkiem

Tematem ostatniego w tym roku artykułu będzie nasz poczciwy Kajtek-Majtek, ale w tak nietypowym wcieleniu, że nigdy nie było okazji o nim opowiedzieć. Dopiero na tegorocznym GDAK-u podzieliłem się z publiką tym dziwacznym wykopaliskiem, które od ćwierć wieku czekało w moich szpargałach na "coming out".

* * *

Dokładnie 59 lat temu, 31 grudnia 1959 roku miał miejsce pierwszy pozakomiksowy występ gościnny Kajtka-Majtka. Tego dnia "Wieczór Wybrzeża" opublikował na pierwszej i szóstej stronie "Szopkę noworoczną" Krystyny Korewickiej-Adamskiej, w której mały marynarzyk pojawił się jako Special Guest Star. Było to nie lada wyróżnienie, zważywszy, że jego staż na łamach gazety wynosił zaledwie rok z niewielkim hakiem. Oprócz ważnej roli w tekście sztuki, Kajtek został także sportretowany przez redakcyjnego grafika Zdzisława Króla - zresztą bardzo udanie, a na pewno lepiej niż przez Jacka Fedorowicza pół roku wcześniej.

Poniżej znajdziecie skany tej unikalnej publikacji. Przepraszam za jakość, ale dysponuję tylko kserokopiami z gazety, które zrobiłem 25 lat temu w Bibliotece Uniwersyteckiej w Łodzi. Na miniaturach zaznaczyłem Wam najciekawsze fragmenty, żebyście nie musieli szukać. Klikajcie w obrazki, czytajcie, drukujcie i cieszcie się Kajtkiem, jakiego pewnie nie znacie.


W następnego Sylwestra, 31 grudnia 1960 roku "Wieczór Wybrzeża" zamiast nowej szopki opublikował przekrojowy artykuł Sławomira Siereckiego pt. "Szopki gdańskie", w którym pojawia się krótka wzmianka o Kajtku-Majtku i kolejny jego portret autorstwa Zdzisława Króla. Tym razem bohater wystąpił u boku innego komiksowego supergwiazdora, Agapita Krupki.

Skaczemy o kolejny rok. 23 grudnia 1961 roku "Wieczór" w końcu publikuje nowy utwór sceniczny pt. "Mała szopka gdańska", napisany przez znanego już nam Sławomira Siereckiego. I znów na scenę wyskakuje Kajtek-Majtek, by zaśpiewać finałową piosenkę i zebrać zasłużone brawa. Jest też obowiązkowy portret marynarzyka, sądząc po kresce narysowany także przez Zdzisława Króla.


Nie bardzo wiem jak potraktować te niecodzienne kajtkowe występy. Ukazały się na łamach "Wieczoru Wybrzeża", a więc zapewne z błogosławieństwem Janusza Christy. Ale czy można uznać je za oficjalne epizody "Kajtka-Majtka", skoro Christa ani ich nie napisał, ani nie narysował? No cóż, nie napisał też historyjki "Na morze" Agnieszki Osieckiej, ani "Nowych przygód Kajka i Kokosza" (tych to nawet nie narysował), a jednak wszystkie te komiksy zaliczamy do kanonu. Dlaczego więc inaczej mielibyśmy traktować noworoczne szopki? I z takim właśnie pytaniem zostawiam Was na Sylwestra. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

sobota, 22 grudnia 2018

Wesołych Świąt

Trafionych prezentów od Mikołaja
życzą swoim czytelnikom
"Na plasterki!!!"

piątek, 14 grudnia 2018

Być Christą w miejsce Christy

Dzisiejszy post wcale nie miał być odkrywczy, ale w trakcie jego pisania natknąłem się na dwa kompletnie nieznane komiksy z "Wieczoru", których nie ma nawet w fundamentalnej "Bibliografii komiksów wydanych w Polsce" Marka Misiory. Naprawdę. Sam jestem w szoku.

* * *
Zastanawiałem się ostatnio jak wyglądałby komiks Sławka Kiełbusa wydrukowany na łamach "Wieczoru Wybrzeża". Czy mógłby wypełnić miejsce na ostatniej stronie, zwolnione w maju 1975 r. przez Janusza Christę? No ale po co się zastanawiać, skoro za pomocą programu graficznego można to po prostu zobaczyć. Po paru godzinach klikania znałem już odpowiedź - komiks prezentowałby się wyśmienicie, a czytelnicy chyba zaakceptowaliby takie zastępstwo. Jest tylko jedno "ale", a w zasadzie dwa. Otóż w chwili gdy Mistrz odchodził z gdańskiej popołudniówki Sławek miał zaledwie... 6 lat. Teraz jest trochę starszy, tylko że nie ma już "Wieczoru".


To, że Christa nie doczekał się w "Wieczorze" następcy, wcale nie oznacza, że gazeta nie próbowała kogoś takiego znaleźć. Owszem próbowała, ale dopiero po kilku latach. Ogłoszenie o konkursie na nową serię komiksową ukazało się 2 kwietnia 1981 r. (skan pisma znajdziecie w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej). Dlaczego tak późno? Być może wcześniej redakcja liczyła na powrót Mistrza, ale w miarę rozwoju jego kariery stawało się to coraz mniej realne. "Wieczór" zaczął więc szukać świeżej krwi, tłumacząc brak "Kajtka i Koka" względami technicznymi.


Wyniki konkursu ogłoszono 1 czerwca 1981 r. Prace nadesłało 10 twórców, ale poziom większości komiksów był ponoć tak słaby, że przyznano tylko dwie równorzędne nagrody. Jedną z nich zdobył niejaki Sławomir Jezierski, lat 18, wówczas uczeń III klasy Liceum Plastycznego w Gdyni, a w przyszłości rysownik "Kica Przystojniaka", laureat łódzkiego Grand Prix w 1996 r. i jeden z naszych murowanych kandydatów w plebiscycie "KiK c.d.".

Razem z wynikami opublikowano pierwsze trzy odcinki zwycięskiego komiksu pt. "O córze na szklanej górze". Wszystkie epizody, a było ich 8, można obejrzeć w Bibliotece Cyfrowej ("Wieczór Wybrzeża" 1-5 czerwca 1981). Historyjki drugiego laureata, Mirosława Wróbla, nie udało mi się znaleźć.


O swoim debiutanckim komiksie Jezierski nie raz wspominał w wywiadach, ale nigdy nie podał tytułu, ani nie pochwalił się nawet jedną przykładową planszą. Nadrabiamy to niedopatrzenie, choćby po to, żebyście mogli skonfrontować rysunki z następującymi słowami autora:
To najpewniej przypadek, że urodziłem się w Gdyni, a czas mego dzieciństwa przypadł na dojrzały okres Janusza Christy, publikującego paski w wybrzeżowej popołudniówce. Były to niezłe lekcje języka komiksu, pobierane codziennie, przez ładnych parę lat. Na "Kajtku i Koku" nauczyłem się też czytać i pisać, jeszcze przed pójściem do szkoły. ["AQQ" #1/97]


Przyznam, że sporym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, iż to nie Zbigniew Darkacz (o nim za chwilę), ale właśnie Sławomir Jezierski był pierwszym rysownikiem, który - parafrazując powiedzonko Iznoguda - chciał być Christą w miejsce Christy. I prawie mu się to udało. Dlaczego "prawie"? Twórca opowiadał o tym w książce "Trzask Prask" Bartka Kurca:
Jako laureat gazetowego konkursu miałem niejaką szansę zaczepić się w niej na dłużej. Oświadczenie tej treści, z ust samego redaktora naczelnego, wprawiło mnie w stan euforii, w którym trwałem bez mała do połowy wakacji. Zacząłem obmyślać - i szkicować - pierwsze wątki jakiejś długiej historii, z parą śmiesznych kominiarzy w roli głównej. [...] Jednak nie pojawiłem się z nią w redakcji. Nie mógłbym jeszcze sprawdzić się "w zawodzie", gdyż jako uczniak miałem zajęć pod dostatkiem.
A potem wybuchł stan wojenny i "Wieczór Wybrzeża" na jakiś czas połączono w tzw. trójgazetę z dwiema innymi trójmiejskimi gazetami: "Głosem Wybrzeża" oraz "Dziennikiem Bałtyckim". Sprawa komiksu znów zawisła na kołku. Na szczęście nie na długo.


Pod koniec 1982 roku "Wieczór" (znów ukazujący się jako samodzielny tytuł) dogadał się wreszcie z Christą i zaczął wznawiać jego stare historyjki. Temat ten obszernie omówił Łamignat w artykule "Odcinek 1162", więc przytoczę tylko daty: na pierwszy ogień poszedł "Kajtek i Koko w krainie baśni" (24 grudnia 1982 - 30 kwietnia 1984), a potem jednym ciągiem "Woje Mirmiła" i "Szranki i konkury" (29 czerwca 1984 - 30 września 1986).

I tu nagle na scenę wkracza Zbigniew Derkacz. Jego pierwszy występ w "Wieczorze" przegapili chyba wszyscy badacze i kolekcjonerzy, za wyjątkiem Wojtka Olszówki, który przysłał mi wygrzebane skądś pożółkłe numery "Wieczoru Wybrzeża" (dzięki). Komiks Derkacza nosił tytuł "Dzbanek", ukazywał się w dniach 10 stycznia - 4 marca 1988 i liczył 45 odcinków. Scenariusz napisał niejaki Jacek Jędrzejczak, którego nazwisko kompletnie nic mi nie mówi. Historyjka zrobiona była na kajkoszową modłę - miała formę paska z czterema kadrami i kolorową winietką, rozgrywała się w średniowieczu, a jedna z postaci wyglądała jak Marzan z "Cudownego leku". Niby wszystko się zgadzało, tylko te rysunki... Aż trudno uwierzyć, że to ten sam Derkacz, który 22 lata później wygrał w cuglach nasz plebiscyt, i to we wszystkich kategoriach!


Redakcja pewnie uznała, że w ten sposób Christy nie da się zastąpić, bo zaraz potem puściła "Na tropach pitekantropa" pod zmienionym tytułem "Kajtek i Koko 25 lat temu" (25 kwietnia 1988 - 9 października 1989). Następnie była długa przerwa, po której 20 marca 1992 r. w "Wieczorze" znów pojawił się Zbyszek Derkacz... ale był to już zupełnie inny Derkacz, świetny warsztatowo, z wyrobionym, rozpoznawalnym stylem. Jego nową historyjkę pt. "Sakwą i mieczem" napisał Radosław Kleczyński, autor "Kica Przystojniaka" (oba komiksy powstały mniej-więcej w tym samym czasie). Co ciekawe, scenariusze pierwszych dwóch odcinków "Kica", jeszcze dla magazynu "Boom!", Kleczyński także pisał z myślą o Derkaczu, ale ostatecznie rysownikiem został Jezierski.

"Sakwą i mieczem" spełniał wszelkie warunki, by godnie zastąpić "Kajka i Kokosza". Komiks zaczynał się nawiązaniem do drugiej planszy "Szkoły latania", a dalej były smoki, bijatyki, intrygi, a nawet kosmici. Niestety coś poszło nie tak. W okolicy odcinka 63 jakość rysunków zaczęła dramatycznie spadać, po czym 23 czerwca 1992 seria nagle urwała się w środku akcji (ostatni pasek nr 65 znajdziecie poniżej). Nie bardzo wiadomo co się wtedy stało. Derkacz przyznał w wywiadzie dla "Na plasterków", że wina leżała po jego stronie.


W takich to dziwacznych okolicznościach "Wieczór Wybrzeża" dał sobie wreszcie spokój z szukaniem nowego Christy. Akurat w tym samym momencie nastała Wielka Komiksowa Smuta, więc i tak wszyscy, zwłaszcza wydawcy, stracili zainteresowanie krajową twórczością. Dziś wiemy, że to Kiełbus został w końcu następcą Mistrza, ale chodzą słuchy, że inny bohater dzisiejszego posta wcale nie złożył broni. Tylko który?