Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warsztat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warsztat. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 lipca 2024

Jak się pozbyć starego papieru? [TUTORIAL]

Sporo ostatnio buszuję po internecie w poszukiwaniu starych komiksów. O ile samo polowanie nie nastręcza większych problemów, to z jakością znalezionych skanów różnie bywa. Pół biedy gdy skany są zbyt małe, wtedy można podeprzeć się sztuczną inteligencją.*) Ale jeśli komiksy są naprawdę stare, papier pożółkły, a farby wyblakłe, AI na niewiele się przyda. Wtedy trzeba zakasać rękawy i samemu kombinować w programie graficznym.

Obróbka najsprawniej idzie w przypadku komiksów czarno-białych (czytaj: szaro-brązowych). Trzeba tylko zamienić obrazek na odcienie szarości, ustawić kontrast, poziomy i gotowe. Do celów amatorskich zazwyczaj w zupełności to wystarczy, a jeśli bardzo nam się chce, możemy jeszcze ręcznie wyretuszować ostatnie paprochy.

Schody zaczynają się przy komiksach kolorowych. Im dłużej merda się suwakami (odcień, nasycenie, kontrast, cokolwiek), tym gorszy efekt. Raz kreska blednie, innym razem kolory się rozjeżdżają albo znikają jaśniejsze odcienie itp. Błędne koło. Spójrzcie na poniższy przykład - niby wszystko jest OK, ale trudno odróżnić żółty kolor od zielonego. Oczywiście można odcienie poprawić ręcznie, ale przecież nie chodzi o to, żeby się narobić.

Jako zdeklarowany leń pomyślałem sobie, że musi istnieć jakiś uniwersalny, magiczny myk, który zautomatyzuje cały proces. Potem wykombinowałem, że faktycznym celem nie jest podkręcanie koloru farby drukarskiej (do tego sprowadza się machanie suwakami), tylko pozbycie się brązowego papieru - i to wszędzie, tzn. nie tylko z miejsc obok farby, ale również spod samej farby. Okazuje się, że da się to zrobić bezmyślnie, zaledwie kilkoma kliknięciami, tylko trzeba mieć program graficzny obsługujący warstwy - choćby mój ulubiony, darmowy Paint.NET.

Zabawę zaczynamy od pobrania próbki papieru. W tym celu znajdujemy miejsce, które powinno być białe, a nie jest. Musi to być jakiś niezadrukowany, w miarę czysty fragment, byle nie przy zetlałej krawędzi kartki, bo próbka ma być reprezentatywna dla całej powierzchni. Po ustawieniu pipety na jak największą liczbę pikseli, pobieramy kolor.**)

Dodajemy nową warstwę i w całości wypełniamy ją kolorem z pipetki. W tym momencie widzimy tylko idealnie gładką taflę beżo-brązu. Odwracamy ten kolor (negatyw), wówczas górna warstwa robi się granatowa. Co prawda nadal nic nie widać, ale możecie mi wierzyć, że najgorsza robota jest już za nami.

Wystający róg skanu zostawiłem w celach poglądowych. Górna warstwa ma zakrywać 100% powierzchni!

UWAGA, nadszedł czas na obiecany magiczny myk. Wchodzimy w ustawienia górnej, granatowej warstwy, zmieniamy krycie/mieszanie na "unikanie" (dodge, czy jak to się w Waszym programie nazywa) i nagle naszym oczom ukazuje się prawie oczyszczona plansza. Łał! To co zostało po "odpapierzeniu" komiksu, to w zasadzie sama farba drukarska plus ślady po ziarnie i lokalnych przebarwieniach. Jeżeli niczego wcześniej nie poknociliśmy, tzn. jeżeli całość wygląda jak na załączonym obrazku (pierwszy na dole), scalamy obie warstwy i dopiero od tego miejsca zaczynamy zabawę suwaczkami. Zapewniam, że będzie to bułka z masłem w porównaniu z korektą pierwotnych beżo-brązów.

Metoda jest uniwersalna, sprawdza się na "płaskich" aplach, na full-kolorze z przejściamu tonalnymi, a nawet na malowanych okładkach. Wyeliminowanie odcienia papieru pozwala błyskawicznie dokopać się do prawdziwych barw komiksu. Przy okazji można natknąć się na niespodzianki, jak w przypadku "El plato chino" (czwarty obrazek), w którym kreskę wydrukowano na niebiesko, co na pożółkłym skanie ledwie było widać.

Dokładnie tak samo można obrabiać komiksy czarno-białe, z tym, że jest to bardziej pracochłonne od zamiany na szarości. Mimo to warto poeksperymentować, ponieważ na samej kresce lepiej widać jak działa "odpapierzanie". Przy właściwie dobranej próbce tła (kolor górnej warstwy), powinniśmy uzyskać idealnie monochromatyczną kreskę, bez żadnego odcienia. Czy będzie ona czarna czy szara - to już zależy od drukarni. Na przykład na dole po lewej stronie widzimy hiszpański komiks z roku 1961, w którym użyto kiepskiej gazetowej farby drukarskiej, a po prawej starszy o 8 lat komiks holenderski (magazyn "Kuifje", czyli tamtejszy "Tintin"), gdzie nawet po "odpapierzeniu" czerń wciąż trzyma się mocno.

Kluczowy dla całego procesu jest użyty przez nas kolor próbki papieru. Im lepiej go dobierzemy, tym rezultat bliższy będzie oryginałowi. Gdyby więc przed ostatecznym scaleniem warstw coś nam się nie podobało, możemy jeszcze delikatnie podrasować kolor górnej warstwy (jasność, odcień, saturacja) i w ten sposób oszczędzić sobie pracy przy retuszowaniu.

Zapewne nie jest to ani jedyne, ani nawet optymalne rozwiązanie, ale ma wiele zalet: jest proste, szybkie i niemal w 100% powtarzalne. Być może uda Wam się je udoskonalić - wtedy koniecznie dajcie znać. A może znacie lepszą albo po prostu inną metodę? Wtedy dajcie znać tym bardziej. Ku chwale komiksu, towarzysze! Życzę owocnej zabawy.***)

____________

*) W Googlu szukamy haseł upscale albo enlarge image AI. Jest tego mnóstwo.

**) Jeśli nasz program potrafi pobrać kolor tylko z pojedynczego piksela, wówczas kopiujemy cały wybrany prostokąt papieru i wklejamy do nowego obrazu. Rozmywamy go Gaussem ile się da (promień kilkadziesiąt pikseli) i w ten sposób uzyskujemy jednolity, uśredniony kolor papieru. Pobieramy go naszą pipetką, wracamy do pliku z komiksem i dalej postępujemy jak w tutorialu.

***) Setki skanów do poćwiczenia znajdziecie np. tutaj.

wtorek, 17 grudnia 2019

The making of "The Spirit Journey"

Gwiazdka dopiero za tydzień, a my już mamy pierwszy prezent, i to z dalekiej z Australii (być może na antypodach czas płynie szybciej). Prezent przysłał nasz przyjaciel Marek "Ashika" Ostapkowicz. Jest to filmik o tym, jak z kawałków gazetowych pasków Janusza Christy powstają kadry nowego komiksu pt. "Kajtek and Koko: The Spirit Journey". Odpalajcie YouTube'a, podpatrujcie jak to się robi, a najlepiej sami spróbujcie zabawy z komputerowymi kolażami.


Przypominamy, że na stronie "The Spirit Journey" jest już ponad 80 odcinków komiksu (po angielsku), 6 wpisów na blogu (po polsku i angielsku) i szczegółowa instrukcja dla naśladowców (także po polsku). Kto nie czytał, ten trąba.

poniedziałek, 27 marca 2017

Kosmiczny początek

Trzy miesiące temu wypłynęła imponująca kolekcja najstarszych pasków z "Wieczoru Wybrzeża". Wtedy sądziliśmy, że to koniec tematu, tymczasem wczoraj jeden z czytelników przysłał nam zdjęcia kolejnych trzech oryginałów, prawdopodobnie pochodzących z tego samego źródła. Są to trzy odcinki otwierające "Profesora Kosmosika i Marsjan", czyli drugą historyjkę o Kajtku-Majtku (grudzień 1958). Ciekawe ile jeszcze takich niespodzianek nas czeka? Oby jak najwięcej.

sobota, 31 grudnia 2016

Cud sylwestrowy

Poprzedni rok zakończył się odkryciem nieznanej okładki "Złotego pucharu", a ten obecny także przyniósł nam pod koniec niezłą sensację! Oto miesiąc temu "wypłynęła" na Allegro nieprawdopodobna kolekcja oryginałów z dwóch pierwszych historyjek o Kajtku-Majtku: 47 pasków "Latającego Holendra" (60% komiksu) oraz 14 pasków "Profesora Kosmosika i Marsjan". Odcinki pochodzą z przełomu lat 1958/59 i są to najstarsze oryginalne paski Christy, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Tzn. osobiście ich nie widzieliśmy, ale nasz znajomy tak i twierdzi, że są autentyczne. Wśród nich jest też pierwszy pasek z Kajtkiem-Majtkiem, a właściwie ta jego część, która ukazała się w typowym dla komiksu miejscu, czyli na 4 stronie gazety (pierwszy kadr, nieco większy od pozostałych, wydrukowano na 1 stronie jako zwiastun).


W pierwszej historyjce brakuje odcinków nr 3-7, 9-10, 15-16, 20-21, 23-24, 26, 31, 33, 37-39, 50-51, 53-60, 62-63. Z drugiej zachowały się paski nr 4-6, 9, 12-13, 15-17, 27-31. Większość jest w dobrym stanie, zwłaszcza te narysowane na bristolu, tj. od 34 odc. "Holendra" do 17 odc. "Marsjan".

EDIT: Trzy miesiące później odnalazły się też paski 1-3 z drugiej historyjki. Szczegóły tutaj.


Pozostałe stripy powstały na papierze fotograficznym - są nieco powyginane, a emulsja na odwrocie bywa złuszczona, co jednak nie ma wpływu na rysunki. A propos papieru fotograficznego, to zawsze mi się wydawało, że Christa zaczął go używać w latach 70., a tu się okazuje, że znał tę sztuczkę już w chwili, gdy zaczynał pracować w "Wieczorze Wybrzeża".


Kolejną ciekawostką są poprawki redakcyjne, naniesione bezpośrednio na kilku najstarszych paskach, prawdopodobnie długopisem. W dzieciństwie Christa robił okropne błędy ortograficzne, o czym wiemy z lektury jego młodzieńczych historyjek. Tu widać, że po przejściu na zawodowstwo nadal miał z tym problemy, przynajmniej początkowo.


Arek Salamoński, który przygotowywał materiał do albumów z serii "Kajtek i Koko", twierdzi, że do tych dwóch historyjek nie było żadnych oryginałów i musiał korzystać z kserokopii z "Wieczoru Wybrzeża", które wykonałem na początku lat 90. O braku najstarszych pasków wspominał też Janusz Christa, ale mogła to być tylko wymówka, bo rysownik wstydził się wczesnych komiksów z Kajtkiem-Majtkiem i nie chciał nawet słyszeć o ich wznawianiu. Ukazały się dopiero po jego śmierci w tomie "Poszukiwany Zyg-Zak" z 2009 r. Co ciekawe, do trzeciej historyjki pt. "Profesor Kosmosik i Czarny Rycerz" (1959/60) zachował się prawie kompletny zestaw oryginałów, co widać na poniższym zdjęciu, znalezionym kiedyś z sieci.


Tajemniczą kolekcję z Allegro zamyka 7 pasków "Kajtka i Koka w kosmosie". Są to brakujące odcinki o Baraimach i Mezoimach, których Christa nie miał już w 2001 r. W pierwszym wydaniu Egmontu te właśnie fragmenty mają wyraźnie słabszą jakość (odc. 472, 476, 478, 481-482, zapewne zeskanowane z archiwalnych gazet), a dwa paski w ogóle zostały pominięte (484, 487). Należy jednak zauważyć, że cała siódemka pasków jest przecięta na pół, tak jakby Christa posiadał je jeszcze w 1991 r., kiedy przygotowywał kolorową edycję Adarex/Wojtek Press.


Wielka szkoda, że wszystkie te paski pojawiły się tak późno i że nie można ich było wykorzystać w zbiorczych edycjach Egmontu. Dobrze jednak, że w ogóle wypłynęły i dzięki temu możemy dowiedzieć się czegoś nowego o warsztacie Mistrza. Jeśli chodzi o pochodzenie tak dużej kolekcji najstarszych pasków z Kajtkiem-Majtkiem, to albo Christa pozbył się ich w chudych dla niego latach 90., albo nie wróciły do niego z drukarni "Wieczoru Wybrzeża". Ta druga opcja wydaje się jednak mało prawdopodobna, bo trudno sobie wyobrazić, żeby ponad połowa "Latającego Holendra" wylądowała w rękach jednego drukarza. I tym optymistycznym akcentem kończę ostatni post w 2016 roku. Życzę nam wszystkim, żeby nadchodzący 2017 rok obfitował w podobne, a może jeszcze bardziej zaskakujące odkrycia.

PS. Zdjęcia całego zestawu znajdziecie pod tym linkiem. Radzę ściągać, póki jeszcze wiszą.

piątek, 14 października 2016

Kącik porad Janusza Christy

Mietek Fijał, laureat tegorocznej nagrody za "komiks w duchu Janusza Christy", zgodził się opowiedzieć o początkach swojej przygody z komiksami Mistrza. Będziecie zaskoczeni...
Cieszę się z oryginalnej planszy, bardzo. To już druga pamiątka po Chriście. Prawie 30 lat temu wysłałem mu jedną z pierwszych moich prac, coś w klimatach Dzikiego Zachodu (à la "Jack O'Key"), pięknie zszyte, z okładką. Adres wydębiłem od redakcji "Świata Młodych", gdzie po raz pierwszy zobaczyłem odcinek z Kajkiem ("Kajko, Kokosz i Miluś", pod takim tytułem leciały odcinki bodajże "Skarbów Mirmiła"). Jakie było święto gdy Christa... odpisał. Stąd mój udział w tym konkursie.

Miałem wtedy prawie 14 lat i pełną szufladę swoich komiksów. Niestety, nie mam już niczego z tamtych lat. Przehandlowałem wraz z rysunkiem Christy (z autografem) za "Szranki i konkury". Rysunek był drukowany, nie oryginalny. Z tego, co wiem, pan Janusz miał właśnie na taką okoliczność nadrukowanych na kredowym papierze "Kajków i Kokoszów", gdzie śmigał autografy i... myk dla fana. Szczęśliwi, co mogli go poznać i pogadać z nim osobiście.
Czy to nie kapitalna historia? Ale najlepsze w niej jest to, co Mietek wyczytał w liście od Mistrza. Jeśli sądzicie, że były tam jakieś kurtuazyjne banały, to bardzo się mylicie. Ów list był bardzo konkretnym poradnikiem dla początkującego komiksiarza. Dzięki uprzejmości Mietka, publikujemy go tutaj w całości.



Jak widać, w przypadku Mietka porady Janusza Christy zadziałały. Można by wręcz powiedzieć, że Mistrz sam wychował sobie następcę :) A skoro tak, to teraz powieście sobie ten list nad biurkiem (najlepiej obok cyfro-ludków Łamignata) i być może po wielu latach rysowania Wam także uda się dołączyć do elitarnego grona komiksiarzy namaszczonych przez Egmont. I tego serdecznie Wam życzę.

PS. Jeśli macie w domu podobne pamiątki po Januszu Chriście, podzielcie się nimi koniecznie.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Hegemonów dwóch

Tu i ówdzie słychać narzekania, że na okładce "Obłędu Hegemona" wykorzystano zwykły kadr z komiksu. To nieprawda. Żeby przeciąć spekulacje, przedstawiamy oryginał kontrowersyjnej ilustracji. Jest to dość duży obrazek, wykonany przez Christę tuszem na kalce. Znaleziony został po śmierci rysownika, wraz z całą serią podobnych powiększonych kadrów. Nie mamy pojęcia do czego miały służyć, dlatego roboczo nazwiemy je puzzlo-pocztówkami. Pokazywaliśmy je już na naszych konwentowych spotkaniach i wystawach, a także omawialiśmy na blogu, m.in. w tym poście. Puzzlo-pocztówki charakteryzują się niezwykle precyzyjną, gęstą kreską ze śladami scratchboardu ("białe" kreski wykonane żyletką na tuszu, przykłady tutaj), którą to technikę Christa stosował na początku lat 90., zainspirowany przywiezionymi z Francji komiksami Paolo Serpieriego.


A tu widzimy prawdziwy fragment "Festiwalu czarownic", który posłużył Chriście za wzór. Różnice są spore. Komiks, jak zapewne pamiętacie, powstał w 1981 r., natomiast puzzlo-pocztówka co najmniej 10 lat później, po "Borostworach" i "Mirmile w opałach", gdzieś tak w okolicach "Polbidy".


Na koniec porównamy rozmiar oryginałów obu wersji. Okazuje się, że na rysunku z lat 90. komiksowe kadry zostały powiększone więcej niż dwukrotnie. Christa lubił tworzyć na bristolu lub kalce w formacie od B4 do A3, i taką właśnie wielkość mają zarówno połówki plansz jego komiksów, jak i puzzlo-pocztówki.

piątek, 19 czerwca 2015

(FANART) Kilka rad o. Placyda dla początkujących rysowników

Alleluja! Ojciec Placyd właśnie ukończył trzeci sezon "Pustynnej wyprawy". Z tej okazji nasz dzielny (choć bardzo przeciążony) rysownik przygotował dla Was specjalny "tutorial", licząc na to, że ktoś zdejmie z niego choć część obowiązków. Popieramy ten kierunek i gorąco zachęcamy do lektury.

* * *

Na początku chciałem jeszcze raz bardzo podziękować całej redakcji bloga "Na Plasterki" za udostępnienie swoich łamów dla różnych prób kontynuacji i zabawy Christowymi bohaterami, w którym to projekcie miałem także radość uczestniczyć. Chyba każdy, kto próbował swoich sił w tej stylistyce, musiał jeszcze bardziej docenić Mistrza z Sopotu. Janusz Christa, co wielokrotnie podkreślano, był niezwykle pracowitym rysownikiem, cierpliwym i twórczym artystą. Można narysować jakąś ilustrację, skreślić krótką opowiastkę, narysować jakąś kilkudziesięcioodcinkową historię, ale pracować tak przez całe życie? Na to trzeba ogromnego poświęcenia, determinacji i siły woli, a także pasji, by robić to z satysfakcją i zadowoleniem. Po swoich próbach muszę stwierdzić, że należę zdecydowanie do tych osób, które mogą rysować jedynie od czasu do czasu. Dziękuję Czytelnikom za śledzenie losów Koka na pustyni, za wszystkie komentarze i uwagi. I tak sobie pomyślałem, że po narysowaniu 90 pasków chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami co do warsztatu, bo jak liczę, będzie to pomocne dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w komiksie, zwłaszcza w kontynuacji "Kajtka i Koka". Zapewne niektórzy uznają moje rady za zupełne truizmy, ale może znajdą się i tacy, którzy chętnie podjęliby próbę rysowania, ale nie bardzo wiedzą od czego zacząć.

Zacznijmy więc od przyborów. Oczywiście istnieje wiele sposobów tworzenia rysunku - można go wykonać na komputerze w programie graficznym, korzystając z dobrodziejstw współczesnej techniki, ale można i analogowo. My pozostaniemy przy tej drugiej, tradycyjnej metodzie. "Pustynną wyprawę" rysowałem na papierze o gramaturze 160 g/m2 w formacie A3, po trzy paski na jednej planszy. Tekst i ramki wpisywałem wodoodpornym pisakiem, zaś rysunek wykonywałem stalówką maczaną w tuszu.


Zanim zaczniemy rysować nasz komiks, proponuję trochę poćwiczyć, a najlepszą metodą treningu jest kopiowanie. Trzeba wziąć komiksy Janusza Christy i spróbować przerysować jakąś postać, aby uchwycić elementy jej ubioru, proporcje ciała, kształt nosa, uszu itp. To wszystko jest potem bardzo ważne, bo składa się na podobieństwo do oryginału (albo na jego brak). Kiedy już Koko wychodzi nam jak Koko, możemy przystąpić do tworzenia własnej opowieści. A zatem należy wymyślić fabułę i napisać scenariusz. Tu także odwołujemy się do pierwowzoru, ale nie kopiujemy, tylko staramy się zachować styl Janusza Christy. Warto pamiętać o puentowaniu każdego paska, tak jak to robił Mistrz, publikując po jednym czteroobrazkowym pasku dziennie w "Wieczorze Wybrzeża". Mamy zatem scenariusz i możemy już narysować kadry oraz wpisać tekst na papier.


Teraz próbujemy wyobrazić sobie poszczególne sceny, niechaj będą w miarę dynamiczne. Unikamy "gadających głów", tzn. takich kadrów, w których praktycznie stoi tylko jeden bohater, widoczny do klatki piersiowej i coś mówi. Rysunek niewiele wówczas wnosi. Zabieg taki jest natomiast uzasadniony, gdy postać mówi coś ważnego i chcemy uwagę czytelnika skoncentrować jedynie na tych słowach. Więcej pracy wymagają ilustracje humorystyczne – tu trzeba wykazać się pewną inwencją, tak aby pozycja ciała, wyraz twarzy i onomatopeja potęgowały komizm. Dlatego zanim będziemy zadowoleni z kadru, należy wykonać szkic ołówkiem, który łatwo zetrzeć gumką i poprawić, gdyby nam nie odpowiadał. Im więcej pracy włożymy w szkic, tym łatwiej potem będzie nam kreślić tuszem.


Czas na tusz, czyli rysowanie właściwe. Piórko należy prowadzić w sposób pewny, śmiało rysując poszczególne linie, wtedy kreska będzie bardziej swobodna i naturalna. Stalówka jest przy tym bardzo wdzięcznym narzędziem, bo kontrolujemy grubość kreski poprzez siłę nacisku. Uzyskujemy linię elastyczną, nie tak równą i monotonną, jak w przypadku pisaka.


W rysunku czarnobiałym dużą rolę odgrywa kontrast. Dlatego ciekawsze i ładniejsze wydają się te ilustracje, w których używamy więcej czerni. Ale tu uwaga na jedną pułapkę. Nakładając duże plamy czerni łatwo cały obrazek zagmatwać, sprawić, że będzie niewyraźny i nieczytelny. Na przykład Janusz Christa starał się odsłaniać kontury na styku dwóch przedmiotów, zwłaszcza czarnych. Zwróćmy uwagę na dłoń Koka w ilustracji powyżej. Czarna barwa spodni nie zakrywa konturu palców. Na obrazku poniżej dobrze też widać but Czarnego Alibaby, jego brodę i rękaw, mimo że są na tle czarnego płaszcza.


I tak dochodzimy do końca procesu rysowania... a to dopiero jeden kadr. Pracy jest więc sporo, ale gdy już widać pierwsze efekty, motywacja do dalszego rysowania staje się ogromna.


Na koniec wszystko przesyłamy do redakcji "Na Plasterki", a oni już to odpowiednio obrobią. Mam nadzieję, że tych kilka rad zachęci Was do podejmowania własnych prób. Z niecierpliwością czekamy na nowych autorów.

Z pozdrowieniem
o. Placyd+