poniedziałek, 23 marca 2020

Dobry "Wieczór"?

W PRL-u celebryta nie musiał mieć pieniędzy. Wręcz przeciwnie! Puste kieszenie należały w tym wypadku do dobrego tonu. Janusz Christa także miał w Sopocie status celebryty, tylko sam o tym nie wiedział. Najładniejszą wersję tej anegdoty opowiedział Grażynie Antoniewicz ("Sopot. Śladami znanych ludzi"):
"Nazywali go Biesiadnik, już nie żyje. Lubił wypić, a nie miał za co. Więc, wchodząc do knajpy, przedstawiał się jako Janusz Christa, ten co rysuje Kajtka Majtka, i ludzie mu stawiali."
Nieoceniony Arek z Gdyni postanowił zgłębić i ten aspekt kariery sospckiego komiksiarza... tzn. nie chodzi o wypady do Złotego Ula czy SPATiFu, ale o popularność, której Christa, wbrew faktom, zawsze wstydliwie się wypierał. Przy okazji Arek odnalazł w prasowych archiwach mnóstwo arcyciekawych, czasami nigdy wcześniej nie publikowanycyh materiałów z lat 50., w tym oryginał rysunku z "Wieczoru", gołego Kajtka z celuluidu, sensacyjne zdjęcie rysownika i plakat reklamujący... samego Janusza Christę.

* * *

Narodziny gwiazdy

W początkach istnienia "Wieczoru Wybrzeża" Janusz Christa był jego niekwestionowaną gwiazdą. Popołudniówka przynosiła poczytne informacje społeczne, kryminałki, sporo sportu oraz rozrywkę. Na tę ostatnią dziedzinę składały się także komiksy Christy. Jerzy Waczyński, związany z "Wieczorem" od 1957 roku, jego naczelny w latach 1976–1986, wspominał:
Pewnego dnia przyszedł do redakcji młody człowiek i zaproponował drukowanie komiksu. Naczelny odważnie kupił pomysł. Znakomity komiks Janusza Christy pt. Kajtek Majtek trafił na łamy "Wieczoru". Była to pierwsza w Polsce historyjka obrazkowa w gazecie codziennej. Potem drukowaliśmy inne komiksy tego autora. Czytali je wszyscy, bez względu na wiek. [1]
Cenzura zezwala i określa - 25.000 egz. na ok. 680.000 mieszkańców województwa gdańskiego w 1957 r. (wliczamy nieletnich, bo w końcu chodzi o odbiorców Kajtka-Majtka).

Redaktorzy "Wieczoru": naczelny Stanisław Spyra (pierwszy z prawej) i Jerzy Waczyński (w środku) oraz Jerzy Matuszkiewicz (z lewej) z redakcji "Głosu Wybrzeża". "Wieczór" powstał jako popołudniowy dodatek do "Głosu", partyjnego dziennika.

Popularność Kajtka-Majtka wykroczyła poza łamy gazety i była trwała. Fenomenowi temu poświęcono już wiele miejsca "Na plasterkach!!!". [NP!: owszem, wspominaliśmy jak Kajtek został twarzą Jubilera i Toto-Lotka, patronem samolotu oraz gwiazdą noworocznych szopek.] Dodam dwa przykłady. W 1959 roku z satysfakcją pisał o tym zjawisku "Wieczór", odnotowując próbę adaptacji celuloidowej lalki na Kajtka. Nawet rywal zza miedzy, "Dziennik Bałtycki", trzy lata później dostrzegł, że imieniem Kajtka ochrzczono szybowiec, który wziął udział w pokazach lotniczych we Wrzeszczu. [2]

"Wieczór Wybrzeża",
5 czerwca 1959.
"Dziennik Bałtycki", 25 lipca 1962. Ale już dwa lata wcześniej pojawił się w Aeroklubie Gdańskim pierwszy samolot z podobizną Kajtka-Majtka.

"Wieczór" był w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wyjątkowy na tle drętwoty ówczesnej prasy. Nie tylko w akceptowaniu potrzeb czytelnika, szukającego lżejszego kalibru wiadomości. Redakcja nie wahała się bowiem w nowoczesny sposób łączyć popularności produktu z kreowaniem marki jego twórcy.Postawiła mocno na Janusza Christę. Już w grudniu 1958 roku, czyli zaledwie trzy miesiące po debiucie "Niezwykłych przygód Kajtka-Majtka" i tuż przed rozpoczęciem druku drugiej serii, "Wieczór" przeprowadził wywiad z Christą, ozdobiony fotografią z dorysowanym Kajtkiem-Majtkiem (pełna wersja po kliknięciu w obrazek). Od tej chwili rysownik konsekwentnie przestawiany był jako "ojciec" Kajtka, potem Kajtka i Koka, a w końcu również Kajka i Kokosza.

Pierwszy wywiad z Januszem Christą. "Wieczór Wybrzeża", 19 grudnia 1958.

Kilka dni po wywiadzie "Wieczór" zaprezentował czytelnikom rysownika przy pracy, otoczonego przez swoją komiksową rodzinę: Kajtka-Majtka, ciocię Agatę, wujka Ursusa i Makarego. Oryginał tej pracy prezentujemy czytelnikom "Na plasterki!!!" po raz pierwszy po 60 latach! Wyraźnie widać tu szkice ołówkiem, skorygowane podczas pociągnięć tuszem. Autorem obu zdjęć, które posłużyły Chriście do wykonania rodzinnych portretów, jest prawdopodobnie Tadeusz Stasiak, fotoreporter "Wieczoru".

Zajawka na czołówce "Wieczoru Wybrzeża" z 23 grudnia 1958. Wbrew zapowiedzi, następnego dnia ukazał się tylko jeden pasek komiksu. Obok: oryginał zdjęcia i rysunku.

Walt Disney w takiej samej sytuacji. Źródło: D23.com

Christa jako artysta estradowy

Tomasz Kołodziejczak wspominał: "Gawędziarz Christa wiedział [że] dobry wic trzeba przygotować. Zbudować. Zawiesić na chwilę głos przed puentą". Rysownik zdradzał talenty showmana już w czasach swojego prasowego debiutu. Wypadał na tyle przekonująco, że "Wieczór" postanowił spożytkować wszystkie jego naturalne zalety i predyspozycje. W czerwcu 1959 Janusz Christa wystąpił na estradzie podczas zorganizowanych przez gazetę wyborów miss, dla niepoznaki nazywanych "Poszukiwaniem najmilszej dziewczyny Wybrzeża". O pozory dbano konsekwentnie, w opisach imprezy podkreślając, że nie chodzi o rozrywkowy zachwyt nad urodą, ale "poglądową lekcję dobrego wychowania". Czytelnicy "Na plasterki!!!" jako pierwsi po sześćdziesięciu latach mogą zobaczyć plakat rozwieszany wówczas w Trójmieście.

Z lewej: pierwsza poza prasą zanęta "na Christę" (do czasu publikacji "Kosmosu" w 1974 roku).
Z prawej: rysunek autorstwa Zdzisława Króla. "Wieczór Wybrzeża", 4 czerwca 1959.

Zwiastuny drukowane przez kilka kolejnych dni w "Wieczorze" – tłumaczące co zaprezentuje autor "Kajtka-Majtka" – nie pozostawiają wątpliwości, że Christa był pełnoprawnym bohaterem rozrywkowej części imprezy, na równi z Jackiem Fedorowiczem, czy Zbigniewem Cybulskim. Tylko na plakacie znalazł się na końcu.

"Wieczór Wybrzeża", kolejno: 3, 4, 5 i 6 czerwca 1959.

Po ośmiu wieczorach eliminacyjnych i dwóch wieczorach półfinałowych, finał wyborów odbył się w kinie Leningrad (Neptun od 1993 do likwidacji w 2015 roku) przy ul. Długiej w Gdańsku. Wydarzenie rozpoczęło się o godz. 22, późno, być może ze względu na konieczność wyświetlenia wieczornego filmu. "Wieczór" podkreślał, że scenę w kinie przebudowano tak, by wszystkim widzom zapewnić doskonałą widoczność. Sami chętnie popatrzylibyśmy na Christę w scenicznym żywiole nawet i w kiepskiej widoczności.

Jury przyznało tytuł "Najmilszej Dziewczyny Wybrzeża" Alinie Goliszek, maturzystce z Sopotu. Kilka dni po wyborach, w "Wieczorze" ukazała się obszerna fotorelacja z imprezy. Dziennikarz Zdzisław Łabędzki wspomniał w niej występ Christy, przytaczając żart autora Kajtka-Majtka, który prawdopodobnie padł ze sceny:
"Ojciec" Kajtka-Majtka zademonstrował publiczności błyskawiczne narodziny swego syna, dobrego syna, bo... nic on nie kosztuje, a przeciwnie — przynosi "ojcu" dochody.

"Wieczór Wybrzeża", 9 czerwca 1959.

Zdjęcie zdradza nie tylko elegancję Christy (kolejny modny krawat w paski, koszula ze spinkami do mankietów), ale pokazuje, że występ nie ograniczał się monotematycznie do komiksowych pasków z "Wieczoru", dających autorowi popularność.
Na estradzie stała sztaluga, na niej zawieszony brystol, słoik z tuszem, pędzel. Ja wchodziłem i zaczynałem rysować. Dowcip polegał na tym, że gdy ludzie domyślali się co chcę narysować, ja dodaję parę kresek i wychodzi zupełnie co innego. Potem znowu parę kresek i jeszcze coś innego
— opowiadał Christa o takich występach autorom "Wyznań spisanych". Na oryginale zdjęcia z fotoreportażu widać wyraźnie, że oprócz "dodawania paru kresek" Christa pokazał też sposób na rysunek czytany normalnie oraz do góry nogami, żart uprawiany od stuleci (a przez samego autora co najmniej od szkoły podstawowej).

Fot. Tadeusz Stasiak/"Wieczór Wybrzeża".

Próba odtworzenia zabawy rysunkowej, zaprezentowanej publiczności konkursu "Szukamy Najmilszej Dziewczyny".

To "Wieczór" wyznaczył więc kierunek, którym podążył "Świat Młodych", konsekwentnie ogrywając alter ego Henryka Jerzego Chmielewskiego – Papcia Chmiela: zwariowanego autora, który błaznuje na zdjęciach w fotoreportażach w gazecie i wymyśla niestworzone historie ze swojego życia na potrzeby tekstów drukowanych w książeczkach z Tytusem.

Wygłupy Papcia Chmiela: jako sobowtór Stana Lee w entourage’u Hugh Hefnera oraz kobieta pracująca. Jak wiadomo, to tylko jedne z wielu przykładów. Źródło: FB – profile "Liczne rany kłute" i "Tytus, Romek i A’Tomek".

W pozostałych rolach

Starsi czytelnicy tego bloga pewnie już skojarzyli, że o wyborach "Najmilszej" NP! pierwszy raz wspomniały już w 2011 roku, w poście "Christa o Fedorowiczu i vice versa". Wczytując się w relację "Wieczoru" z wyborów, łatwo zauważyć, że Jacek Fedorowicz, w opublikowanym kilka dni później pasku "Bohaterski konferansjer ujawnia sprawy zakulisowe »konkursu«" z detalami opisał przebieg wydarzenia. Opis "Kajtek-Majtek rysujący przez pomyłkę Janusza Christę" odpowiada rzeczywistości jak odbite lustrzanie rysunki, które pokazują prawdę na opak.

Z lewej Janusz Christa, z prawej Jacek Fedorowicz. "Wieczór Wybrzeża", 15 czerwca 1959.

Z "bohaterskim konferansjerem" Fedorowiczem imprezę poprowadzili jego koledzy z legendarnego teatru studenckiego Bim-Bom: Olgierd Wasilewski (1933–2014), który uciekł na Zachód… już miesiąc później, podczas wyjazdu teatru do Wiednia, oraz Mieczysław Kochanowski, wówczas student Politechniki Gdańskiej, a późniejszy dziekan jej Wydziału Architektury.

Fragment zapowiedzi konkursu. "Wieczór Wybrzeża", 5 czerwca 1959.
Bogusława Czosnowska na zdjęciu próbnym do filmu „Młodość Chopina” (reż. Aleksander Ford, prod. 1951). Źródło: Gedanopedia.

Wśród scenicznych partnerów Christy pojawia się także Bogusława Czosnowska, wówczas śpiewająca aktorka Teatru Wybrzeże – w przyszłości reżyser i autorka opracowań scenicznych m.in. spektaklu "O dwóch takich, co ukradli księżyc" Teatru Wybrzeże w Gdańsku, do którego Christa stworzył komiksowy program, oraz "Kajka i Kokosza" w Słupsku. Kuszące jest założenie, że już wtedy zaprzyjaźnili się z Januszem Christą i po nieomal 25 latach wrócili do współpracy, ale trudno je potwierdzić. We wspomnieniach "Ostatni gong" (wyd. Tower Press, Gdańsk 2000), Bogusława Czosnowska tylko jednym zdaniem kwituje swoje spektakle dla najmłodszych, wyliczając osiem realizacji "O dwóch takich..." przez polskie teatry (s. 182–183), niewiele pisze też o występach na estradzie.

Mimo tak widowiskowych początków, "Wieczór" z czasem zaczął traktować Christę jak wyrobnika, zapełniającego łamy. Po latach Christa mówił o tym z rozżaleniem, o czym "Na plasterki!!!" pisały w postach "Jubileusz Wieczoru Wybrzeża" i "Rysownik na medal".

Jubileusz 10-lecia "Wieczoru" w Klubie Dziennikarza w Domu Prasy w Gdańsku, 11 lutego 1967. Pierwszy z lewej red. naczelny Waldemar Slawik. Być może właśnie to święto miał na myśli Christa.

Redakcję popołudniówki Christa opuścił ostatecznie w 1975 roku, razem ze swoimi bohaterami przenosząc się do "Świata Młodych". A kiedy zabrakło komiksów nowych, czytelnikom "Wieczoru" serwowano powtórki z Christy. Uznanie – już inna redakcja, i w innych okolicznościach, gdy "Wieczór" został dodatkiem do niegdysiejszego konkurenta, "Dziennika Bałtyckiego" – wyrażono po latach, wymieniając Janusza Christę wśród ośmiorga autorów w historii pisma, z powodu których "po gazetę ustawiały się kolejki". [3]

Arek z Gdyni

Fot. Zbigniew Kosycarz. Źródło: "Dziennik Bałtycki".
____________

[1] Cytat za: Jerzy Waczyński, "Lata zielone, lata czerwone" [w] "NOTES. Rocznik dziennikarzy Pomorza 2008", wyd. Stowarzyszenie Dziennikarzy RP – Oddział Morski, Gdańsk 2009, str. 107.

[2] W tekście podpisanym pseudonimem dziennikarki Julii Ziegenhirte jest wiele błędów. Dwuosobowy szybowiec szkolny "polskiej konstrukcji" nazwany Kajtkiem-Majtkiem to nie mógł być Jak-18 (bo to samolot), być może chodziło o popularnego wówczas SZD-9 Bociana.

[3] W przeciwieństwie do "poważnych" (czytaj: nudnych) gazet drukujących przemówienia i sprawozdania, w "Wieczorze" było wszystko, a przynajmniej dużo więcej. [...] Przede wszystkim w "Wieczorze” był ówczesny hit, czyli komiksy Janusza Christy "Kajtek-Majtek", "Kajtek i Koko", "Kajko i Kokosz" – napisał Tadeusz Woźniak, dziennikarz "Wieczoru" w latach 1974–1980 i z-ca naczelnego w latach 1991–1998. Cytat za: Tadeusz Woźniak, "Gazeta, po którą ustawiały się kolejki", "Wieczór Wybrzeża – Dziennik Bałtycki", 4 lutego 2015.

środa, 18 marca 2020

Kaju i Kokot: Lania lotania

Ni stąd ni zowąd Egmont zapowiedział poznańską edycję "Szkoły latania" pt. "Kaju i Kokot: Lania lotania". Premiera 6 maja w lipcu, cena 24,99 zł, okładka poniżej. Tymczasem góralska edycja "Dnia Śmiechały" zniknęła z marcowych zapowiedzi, ale najważniejsze, że bilans wyszedł na zero.

czwartek, 12 marca 2020

Wkrótce jubileusz

Kochani, w tym roku obchodzimy 10-lecie bloga "Na plasterki", więc pomyśleliśmy sobie, że trzeba by to uczcić jakimś fajnym jubileuszowym banerem. Co prawda rocznica wypada dopiero 19 lipca, w urodziny Janusza Christy (czysty przypadek, słowo Zbójcerza), ale obchody postanowiliśmy zacząć już teraz. A co!


Powyżej wersja facebookowa, a poniżej blogaskowa.


Banery powstały na podstawie komiksowych rysunków Norberta Rybarczyka. Wielkie dzięki!

środa, 11 marca 2020

Pamiętniki pana cenzora

Stopka redakcyjna "Rozprawy z Dajmiechem". Na żółto zaznaczony nakład i sygnatura cenzora.
Nakłady wydawanych w PRL-u komiksów mogą przyprawiać dzisiejszych twórców o kompleksy. Jeśli wierzyć stopkom redakcyjnym, przeciętny KAW-owski album Christy miał 240 tys. egzemplarzy, a rekordowa "Rozprawa z Dajmiechem" (1987) aż 400 tys. Na końcu artykułu Arka z Gdyni pt. "Kryptonim Walizka 2" postawiłem hipotezę, że te astronomiczne liczby miały niewiele wspólnego z rynkiem czy możliwościami, stanowiły bowiem... zapis cenzorski. Mogły być jedynie ilościami maksymalnymi, dopuszczonymi przez urząd na ul. Mysiej i niekoniecznie były potem realizowane przez drukarnie.

Marcin Wolski opowiadał kiedyś, że każdy jego program kabaretowy był zatwierdzany przez cenzora według prostego klucza: im większa widownia, tym mniej wolno powiedzieć. Jeśli występ miał się odbyć w Domu Kultury, cenzor przepuszczał prawie wszystkie skecze, a jeśli w amfiteatrze, to tylko te najbardziej "niewinne". I zawsze na sali siedział jegomość, który pilnował czy kabareciarz nie wychodzi poza dozwolony tekst.

W działalności wydawniczej odpowiednikiem widowni był oczywiście nakład. Za jego pomocą łatwo dało się regulować przepływ i zasięg niepożądanych treści, zostawiając jednocześnie wąski "wentyl bezpieczeństwa". Polskie komiksy miały niewielką szkodliwość, więc zapewne żadnych ograniczeń nie stosowano, a ich gigantyczne nakłady podbijały oficjalne statystyki czytelnictwa dzieci i młodzieży. W nowym raporcie z badań Arka znajdziecie nie tylko dowody na ręczne sterowanie nakładami, ale też kuriozalny przykład zainteresowania cenzury komiksem oraz usunięty rysunek jednego z naszych Wielkich Mistrzów. Zapraszamy do lektury.


* * *
Zanurzyłem się ostatnio w dokumentach wojewódzkiej cenzury w Gdańsku z lat 1955–1971, przechowywanych przez Archiwum Państwowe w Gdańsku. Okazuje się, że cenzorzy pieczołowicie zbierali swoje prasowe ingerencje i układali je w formie albumów z wycinkami, przedstawiającymi stan "przed" i "po". Przejrzałem kilka dostępnych albumów z lat 1960–1962. Jest tam oczywiście mnóstwo ciekawostek społecznych i prasoznawczych, ale niestety ani śladu Christy. Gdańskie archiwum jest dość wyrywkowe, zwłaszcza na tle obszernych akt cenzury rzeszowskiej, udostępnionych w formie skanów przez rządowy serwis "Szukaj w archiwach". Oglądając cenzorskie poprawki z prasy podkarpackiej, choćby w świątecznych rysunkach z dziennika "Nowiny Rzeszowskie" (organ prasowy Komitetu Wojewódzkiego PZPR), można poznać zakres urzędniczej paranoi.

Lewy wycinek z dowcipami - przed ingerencją cenzora; prawy - po ingerencji.

Rzeszowski zbiór "Ingerencji w publikacjach nieperiodycznych" posiada też ciekawe druki, wypełniane przez cenzorów podczas oceniania konkretnych publikacji. Są w nich m.in. rubryki: "wysokość nakładu a) zgłoszonego, b) faktycznego". Na zielonym formularzu widać, że liczby te nie zawsze się pokrywały, przy czym nie chodzi o rozbieżności rzędu kilkudziesięciu egzemplarzy, ale sięgające połowy nakładu. Pierwszy z poniższych dokumentów, dotyczący druku kalendarza przez Komendę Wojewódzką MO, można interpretować rozmaicie, np. milicja chciała wydrukować więcej, ale brakowało papieru. Jednak na drugim skanie, w opisie przypadku książki "Paroksyzm" Józefa Łozińskiego (wyd. Ossolineum, Wrocław 1976), cenzura wprost stwierdza, iż:
"Publikacja ta ze względu na niekorzystne rozważania filozoficzne na temat naszej współczesnej rzeczywistości i małą przydatność społeczną po uzgodnieniu z wydawnictwem ukaże się w obniżonym nakładzie 4.000 przy zgłoszonym 10.000."
Potwierdza to zatem intuicję Kaprala, przynajmniej co do mechanizmów szkodzenia: cenzura mogła nie dopuścić publikacji do druku, albo sztucznie zdławić nakład.


Ten ostatni dokument pochodzi z cyklicznego sprawozdania pt. "Informacja o ingerencjach", które rzeszowska Delegatura wysyłała do centrali GUKPPiW w Warszawie. Na podstawie takich raportów z całej Polski urząd przy ul. Mysiej wydawał maszynopisowy "Przegląd ingerencji". W 4. numerze tego cenzorskiego biuletynu z 22.03.1969, w rozdziale "Nielegalna działalność wydawnicza" (skan poniżej) czytamy:
"W ostatnim okresie ujawniono w warszawskich antykwariatach (zwłaszcza w tzw. »sprzedaży bazarowej«) pewne ilości komiksów, drukowanych w Polsce na zlecenie kontrahentów zagranicznych. Komiksy te najprawdopodobniej pochodziły z kradzieży, w związku z czym zainteresowano sprawą odpowiednie czynniki."
Słowa te cenzura kierowała do odbiorców na wysokich szczeblach, wyraźnie sugerując im, że milicja powinna przeciąć w zarodku zainteresowanie polskich dzieci zachodnimi komiksami.


Przypomniało mi to wywiad pułkownika Krupki dla "Przekroju", z którego wynikało, że właśnie te wypływające na lewo z drukarni "klassikery" miały być powodem, dla którego Żbiki publikowano w formie "kolorowych zeszytów", a nie np. jako rubrykę w "Świecie Młodych". "Na Bazarze Różyckiego pokazały się [w 1967 roku] komiksy z Tarzanem. Były drukowane w Polsce na zachodnie zamówienie. Część nakładu trafiała na bazar. Komiksy były nowością, która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem" - tłumaczył pułkownik Alexowi Kłosiowi.


Na początku lat 70. "Przegląd ingerencji" przybrał formę quasi-dwutygodnika pt. "Informacja", z porządną okładką, powtarzanym co miesiąc układem rubryk itp. Miał nakład ok. 100 numerowanych egzemplarzy i trafiał do oddziałów cenzury oraz komitetów wojewódzkich partii. W numerze z 1974 roku znalazłem rysunek Jerzego Wróblewskiego, "wyeliminowany" (żargon cenzury) z łódzkiego tygodnika satyrycznego "Karuzela". Ciekawe czy eliminowano przez wyrzucenie do kosza, czy zwrot do autora? Zapewne Maciej Jasiński, autor książki "Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych", będzie coś wiedział na ten temat.


I to tyle na dziś. To nie koniec moich badań nad procesem wydawniczym w PRL i jeśli tylko "Na plasterki!!!" zechcą znów użyczyć mi swoich łamów [NP: oczywiście, że chcemy!], chętnie podzielę się kolejnymi wykopaliskami z archiwów.

Arek z Gdyni

poniedziałek, 9 marca 2020

Kiełbus kontra Christa pod Grunwaldem

Sławek Kiełbus wrzucił na Facebooka taki oto szkic "Bitwy pod Grunwaldem".


A oto ten sam fragment w wykonaniu Janusza Christy. Przypadek?


Christa planował zdaje się kolejne puzzle dla wydawnictwa Trefl (pisaliśmy o tym 9 lat temu), ale pracy nie dokończył. Czyżby autor "Nowych przygód Kajka i Kokosza" postanowił zrobić to za niego? Przypomnijmy, że Kiełbus rysował już kiedyś dla Trefla puzzle w stylu Christy (a może Van Haasterena), ale wtedy nie był jeszcze oficjalnym następcą Mistrza.

Sławek, wielkie brawa za odwagę! Dajesz radę.

poniedziałek, 2 marca 2020

(FANART) Multicrossover Mietka Fijała

Mietek Fijał narysował potrójny crossover: "Kajka i Kokosza", "Wiedźmina", "Oskara i Fabrycego" oraz "Na Wspólnej". Gdyby Mietek przysłał nam ten komiks na plebiscyt "KiK c.d.", zwycięstwo miałby w kieszeni. A tymczasem miejsce po Chriście już zajęte... ale może znajdzie się drugie?

czwartek, 27 lutego 2020

Remake gry na Amigę

W sieci pojawiła się strona nieoficjalnego remake'u gry komputerowej "Kajko i Kokosz" z 1994 roku. Wiele osób narzekało, że oryginalna gra zawierała błędy, nielogiczności i trudno ją było ukończyć. Autor remake'u wsłuchał się w te opinie, przepuścił grę przez Adventure Game Studio i (jak twierdzi) wprowadził następujące zmiany, poprawiające tzw. grywalność:
- dwa tryby: klasyczny i rozszerzony,
- wybór trybu rozmowy,
- nowy interfejs,
- nowe scenki,
- dwa zakończenia w trybie rozszerzonym,
- osobny inwentarz dla Kajka i Kokosza,
- możliwość wymiany przedmiotów między postaciami,
- poprawione błędy.
Musimy autorowi wierzyć na słowo, bo samej gry (noszącej jedynie słyszny tytuł "W krainie borostworów") nie można pobrać z jego witryny. Są za to filmiki z gameplaya, na których widać, że ilość przeróbek jest naprawdę spora.



Już na wstępie pojawia się nowa animowana scenka z Jagą i Ofermą.

Potem mamy nowe dialogi i nowe postacie, a jedna z lokacji została mocno przearanżowana.
Wersja oryginalnaNowa wersja

Na drugim filmiku możemy dokładnie przyjrzeć się nowym elementom interfejsu gracza.




Nie wiem jak Wy, ale ja mam wielką ochotę zagrać w tę nową wersję, tylko nie bardzo wiem jak ją zdobyć i od kogo. Ale jest pewien trop: otóż do tajemniczej witryny prowadzi tylko jeden link: z bloga "Darmowe Papierowe Modele". Stąd podejrzenie, że za obydwoma projektami stoi ten sam miłośnik polskiego komiksu.

piątek, 21 lutego 2020

Z ziemi polskiej do włoskiej

Zapewne dziwicie się dlaczego od tygodnia piszemy tylko o puzzlach. Otóż powodem tego naszego nagłego zainteresowania był e-mail od czytelnika, który rzucił nowe światło na pierwszą układankę Janusza Christy - tę zamówioną przez Milicję Obywatelską. Okazuje się, że chodziło w niej nie tylko o promocję zasad ruchu drogowego wśród dzieci, ale też o promocję naszej dzielnej milicji wśród... mieszkańców Europy Zachodniej.

* * *

Każdy z Was nie raz widział pudełko puzzli z dwunogim Milusiem (patrz: "Dobiegnijmy te konie"). Gadżet ten jest dziś niezwykle rzadkim rarytasem, ale co jakiś czas wypływa na aukcjach, targach lub giełdach komiksowych; wiemy też, że wielu naszych czytelników posiada go w swoich zbiorach... Czy jednak kiedykolwiek zwróciliście uwagę na nietypowy znaczek milicyjnej drogówki, wciśnięty między czerwone logotypy firmy "Trefl" z lewej strony oraz Agencji Reklamowo-Wydawniczej "Scangraph" z prawej? Konkretnie chodzi o ten znaczek:


Okazuje się, że jest to przerobiona plakietka I Międzynarodowego Rajdu Policji Europejskich, który odbył się w Jesolo koło Wenecji w dniach 3-4 października 1987. Z plakietki Polacy wycięli jedynkę i napis "Polizie Europee", a w to miejsce wstawili eRkę drogówki oraz słowa "Milicja Obywatelska". O dziwo, nie wykasowali nazwy fundatora pucharu - firmy Simod (producent obuwia sportowego), będącej wówczas sponsorem Formuły 1. Widoczna poniżej oryginalna wersja plakietki pochodzi z folderu rajdu (klikajcie w obrazek).


Oczywiście sami byśmy na to nie wpadli. Na trop naprowadził nas Wojtek Wróbel - to on opowiedział nam o kulisach całej sprawy i dostarczył unikalną dokumentację, m.in. 4-stronicowy artykuł Jerzego Paciorkowskiego z milicyjnego tygodnika "W służbie narodu". Dowiadujemy się z niego, że Komenda Główna MO wykazała się ułańską fantazją, wystawiając do zawodowego rajdu trzy załogi na... fabrycznie nowych polonezach 1.6! Te "wspaniałe" pojazdy różniły się od służbowych poldków z drogówki jedynie pojemnością miski olejowej i wyposażeniem kabiny ("klatka", pasy bezpieczeństwa, zagłówki). Jakież było zdziwienie milicjantów, kiedy okazało się, że wszystkie inne ekipy przyjechały do Włoch samochodami wyczynowymi, przeznaczonymi wyłącznie do rajdów. Nie było ani jednej służbowej skody, łady czy wartburga, bo z całych demoludów w Jesolo pojawili się wyłącznie dzielni Polacy. Ups...

Wojtek twierdzi, że puzzle Christy zostały wyprodukowane specjalnie na tę okazję - jako gadżet, który nasi rajdowcy i towarzyszący im działacze mieli wręczać zagranicznym kolegom, sławiąc sukcesy MO na polu edukacji i profilaktyki. A teraz prawdziwa bomba: jednym z trzech kierowców w polskiej ekipie był kpt. Stanisław Siekierzycki - ten sam, który przy użyciu wody ognistej namówił Christę do rysowania milicyjnych kalendarzy. Siekierzycki pracował wtedy w Biurze Ruchu Drogowego KGMO, właśnie w sekcji profilaktyki. W artykule Paciorkowskiego jest nawet jego zdjęcie i biogram (trzeci u góry).

"W służbie narodu", październik 1987. Autor artykułu, Jerzy Paciorkowski napisał również dwa teksty o Januszu Chriście: "Kajko i Kokosz" (Wsn 34/1097) i wywiad "Przygoda z komiksem" (Wsn 40/1987).

Puzzle z Milusiem były więc pierwszym eksportowym produktem z logo "Kajka i Kokosza", poprzedzającym o kilka lat przygodówkę Seven Stars, bijatyki Playa czy obcojęzyczne wersje komiksów. Wydaje się niemal pewne, że to sam Siekierzycki wpadł na pomysł "podczepienia" układanki pod włoski rajd. Oczywiście milicjanci nie wywieźli do Jesolo całego nakładu i nie rozdali go tam w ciągu tygodnia. Większość egzemplarzy została w kraju - część z nich milicja wręczała dzieciom podczas szkolnych pogadanek, a część trafiła do sprzedaży, na co wskazuje cena 1980 zł, widoczna na krótszym boku opakowania. Tak oto udało się połączyć przyjemne (rajd) z pożytecznym (misja i... kasa).


Nie wiadomo tylko jak wyglądał podział łupów, czyli tzw. deal między podmiotami zaangażowanymi w produkcję puzzli (prywatny Trefl, polonijny Scangraph, quasi-państwowa Elektrospółdzielnia i "obywatelska" milicja) oraz czy wersja eksportowa różniła się czymś od krajowej. Tu rąbka tajemnicy mógłby uchylić Stanisław Siekierzycki, który chyba obserwuje naszego bloga, sądząc po zeszłorocznym komentarzu.

I tu apel: Panie Stanisławie, jeśli czyta Pan te słowa, bardzo prosimy o kontakt [naplasterki@gmail.com]. Zbieramy wszelkie wspomnienia o naszym patronie, Januszu Chriście, szczegóły dotyczące jego pracy i tego typu ciekawostki. Mamy nadzieję, że opowie nam Pan własną wersję historii, dwukrotnie już opisanej w prasie: raz oficjalnie, a raz anegdotycznie (szczegóły po kliknięciu w skany poniżej).

"W służbie narodu" nr 40/1987"Machina" nr 7/2001

A wracając do rajdu - jak dowiadujemy się z artykułu red. Paciorkowskiego, Polacy pojechali "zgodnie z wytycznymi" i ukończyli trasę, co nie każdej podrasowanej wyścigówce się udało. Tym samym potwierdzili potęgę polskiej myśli technicznej i odnieśli druzgocące zwycięstwo moralne. W ostatecznej klasyfikacji zajęli 17, 18 i 20 miejsce spośród 24 załóg, jakie zameldowały się na mecie. W nagrodę najlepsza polska załoga (Wróbel/Matras) otrzymała 300.000 lirów, czyli... 256 dolarów, za co po oficjalnym kursie można było kupić ze 40 pudełek puzzli, a po czarnorynkowym nawet 100! Całą tę bajońską kwotę przekazano na rozbudowę szpitala MSW w Warszawie.