W artykule "Blaudruki w kolorze jasnoniebieskim" ("Zeszyty Komiksowe" nr 9) Jarosław Składanek opowiadał jak bardzo skomplikowanym technicznie przedsięwzięciem była egmontowska reedycja "Kajka i Kokosza". Zapewniał, że osoby uczestniczące w przygotowaniach albumów do druku starały się wykonać swoją pracę jak najrzetelniej, ale przyznał, że drobne wpadki były nieuniknione. Zachęcał też czytelników, by sami ocenili efekt. Jeden z nich - Łukasz "Bofzin" Kuciński wziął sobie te słowa do serca i przysłał nam cały zestaw graficznych wpadek.
* * *
Najnowsza reedycja serii wydana została przez Egmont w komplecie i w ujednoliconej szacie graficznej. Z tekstu, który widnieje na odwrocie każdego albumu, można dowiedzieć się, że "oryginalne rysunki zostały poddane starannej obróbce graficznej". I rzeczywiście, trzeba przyznać, że stare kadry odzyskały blask. W porównaniu z poprzednimi wydaniami kreska stała się bardziej czytelna, a kolory nabrały soczystych barw. Jednakże nie wszystkie archiwalne materiały były dobrej jakości, a niektórych po prostu brakowało.
 |  |
"W krainie borostworów", okładka, KAW 1987 | Egmont 2003 |
Ingerencje grafików komputerowych najłatwiej dostrzec na okładkach. Najgorzej ze wszystkich wypada
"W krainie borostworów". Okładka tego komiksu zaginęła jeszcze w latach 80-tych, a w pierwszym wydaniu wydrukowano ją na bardzo kiepskiej jakości papierze. Zapewne z tego powodu pozyskanie oryginalnych kolorów ze skanu, choćby częściowe, nie było możliwe. W najnowszym wydaniu kontury wypełnione zostały całkowicie kolorem komputerowym. Efekt jest fatalny i nawet poprawione barwy Stracha, Dźgola i palców Bugiego (Christa chyba zapomniał jakie kolory stosował wewnątrz albumu) nie bronią tego rozwiązania. Graficy Egmontu nie poradzili sobie również z konturami, które stały się znacznie cieńsze od oryginalnej, "tłustej" kreski Christy, a niektóre detale wręcz zniknęły. Widać to najlepiej porównując sierść borostworów, rośliny oraz trawę.
 |  |
"Mirmił w opałach", okładka, Rój 1990 | Egmont 2003 |
Znacznie lepiej prezentują się okładki "Mirmiła w opałach" i "Skarbów Mirmiła". Tutaj graficy mieli łatwiej. Oryginalne kolory nie były już dostępne, ale okładki pierwszych wydań miały wystarczająco dobrą jakość, żeby częściowo wykorzystać skany. Na okładce
"Mirmiła w opałach" chmury, gród oraz wzgórze to odświeżony oryginał, natomiast postacie i pierwszy plan w większości zostały komputerowo poprawione. Wyraźnie widać, że do cieniowania użyto narzędzia "aerograf", ale zapomniano np. o koniu, który nagle stał się jednolicie biały.
Na okładce
"Skarbów Mirmiła" tylko nieliczne elementy zostały "poprawione" komputerowo, a najbardziej ucierpiały kontury. Zwłaszcza sylwetki Zbójcerzy na drugim planie są trochę niewyraźne, przez co wydają się znikać na horyzoncie.
 |  |
"Skarby Mirmiła", fragment okładki, KAW 1985 | Egmont 2003 |
Taką samą mieszaną metodę zastosowano w okładkach "Złotego pucharu" oraz "Szranków i konkurów", które KAW wydrukował na kredzie. Również tutaj ucierpiały detale konturów. Twarze postaci stały się mniej ekspresyjne, a niektóre elementy (np. cegły zamku, wierzchołki drzew) zostały zniekształcone. W pierwszym tomie
"Złotego pucharu" Kajko został pozbawiony przymkniętych powiek, a wierzchołki drzew zostały okaleczone narzędziem "lasso magnetyczne". I tu mała podpowiedź dla osób, które chciałyby dołączyć do naszej zabawy w
fanowskie okładki, a nie wiedzą jak uzupełniać brakujące fragmenty ilustracji. Zwróćcie uwagę, że w wersji Egmontu Kajko ma z lewej strony lustrzane odbicie wierzchołków drzew, znajdujących się z prawej strony.
 |  |
"Złoty puchar" cz. 1, okładka, KAW 1985 | Egmont 2004 |
Zupełnie inaczej - i znacznie lepiej - prezentują się okładki tomów 1 i 2
"Wojów Mirmiła". Egmont wykorzystał oryginały, a ingerencja grafików polegała na przeróbce formatu poziomego na pionowy. W tym celu metodą klonowania poszerzono nieco trawniki i strzechę na chacie. Bardzo sympatycznym pomysłem okazał się kruk Gdaś, skopiowany ze środka albumu, by urozmaicić zbyt dużą połać nieba.
 |  |
"Rozprawa z Dajmiechem", okładka, KAW 1987 | Egmont 2003 |
Cyfrowy kolor otrzymały również niektóre kadry wewnątrz komiksów - np. w
"Szkole latania" cała pierwsza połówka drugiej planszy. Trzeba przyznać, że zrobiono to całkiem przyzwoicie, przy okazji poprawiono nawet kolor klamry pasa Hegemona (druga część planszy). Gdyby jednak poproszono o pomoc jednego z artystów, którzy ręcznie pokolorowali inne albumy, efekt z pewnością byłby bardziej naturalny.
 |  |
"Szkoła latania", KAW 1981 | Egmont 2003 |
Dużo gorzej wyglądają ślady komputera wewnątrz
"Festiwalu czarownic". Na planszy 34-A postacie zostały podbarwione, ale grafik nie zauważył, że rękawy Kajka powinny być pomarańczowe, a nie czerwone.
 |  |
"Festiwal czarownic", KAW 1984 | Egmont 2003 |
Nie najlepiej wypadł też
"Srebrny denar" w "Urodzinach Milusia". Jest to przedruk z antologii "Czas Komiksu" nr 7/1997, z kolorem Tomka Piorunowskiego (w oryginale komiks był czarno-biały). Wydaje się, że przez tych kilka lat technika poszła znacząco do przodu i aż prosiło się o poprawkę - zwłaszcza, że w roku 2003 Piorunowski znakomicie pokolorował całe "Skarby Mirmiła".
 |  |
"Świat Młodych" 1984 | "Urodziny Milusia", Egmont 2004 |
Mam wrażenie, że graficy Egmontu w paru miejscach za szybko klikali i stracili czujność. W
"Dniu Śmiechały" na planszy nr 30 przez nieumiejętne użycie narzędzia "wiadro" zniknęło jedno piórko z hełmu Hegemona, natomiast róg z hełmu Kaprala stracił kolor. Z tego samego powodu Łamignat został pozbawiony zielonego tła na planszy 33-B; resztki zieleni zostały tylko nad włosami. Z kolei w "Mirmile w opałach" (Egmont str. 11) komuś niechcący maznęła się czarna ukośna linia. W ten sam sposób prawdopodobnie powstała również czarna opaska na twarzy jednego z mieszkańców Mirmiłowa, na ostatnim kadrze "Profesora Stokrotka".
 |  |
"Dzień Śmiechały", KAW 1984 | Egmont 2003 |
Każdy kto przynajmniej raz używał programu do obróbki rastrów, szybko wychwyci miejsca, gdzie graficy dokonali swoich ingerencji. Cieszy fakt, że starano się maksymalnie wykorzystać oryginalne materiały, ingerując cyfrowo jedynie w miejscach, gdzie było to niezbędne. Doceniając ogrom pracy jaki włożyła ekipa przygotowująca reedycję do druku, liczymy na poprawki w następnych wydaniach.
Bofzin & Łamignat