piątek, 18 listopada 2011

Zróbmy sobie okładki

Dwa miesiące temu chcieliśmy Was namówić do tworzenia nieistniejących okładek "Kajka i Kokosza". Zabawa wydała nam się niezła, ale do tej pory nie dostaliśmy ani jednej pracy. A może po prostu nie wiecie jak się do tej roboty zabrać? Jeśli tak, to chętnie podsuniemy Wam kilka pomysłów, tricków i typowych metod, od lat stosowanych na Zachodzie. Za przykład posłuży nam "Tintin", bo materiał poglądowy jest tu bardzo bogaty, a fani niezwykle aktywni.

METODA 1
Bierzemy autentyczną okładkę Mistrza i stawiamy kamerę z drugiej strony. Zamiast kamery możemy użyć aparatu rentgenowskiego.

HergéCarlos RubioShinta (szpital w Nancy)

W niektórych przypadkach wystarczy zmienić kolor, żeby efekt był równie ciekawy.

Hergé20/100

METODA 2
Bierzemy komiks Mistrza i próbujemy sobie wyobrazić, że coś poszło nie tak.

PlakatPocztówkaGordon Zola (więcej okładek)

METODA 3
Podnosimy poprzeczkę. Bierzemy aż dwie okładki Mistrza i robimy z nich mash-up. Tytuły też możemy połączyć, albo pożyczyć skądinąd.

+=
HergéHergé20/100

METODA 4
Znów robimy mash-up, ale tym razem z okładką konkurencyjnej serii komiksowej. Tytuł również pożyczamy skądinąd.

+=
HergéAndré Juillard, "Blake et Mortimer"Adesso

METODA 5
Kiedy już skończą nam się okładki albumów, bierzemy na warsztat inne ilustracje Mistrza, nawet jeśli niespecjalnie pasują. Tzn. zwłaszcza kiedy nie pasują.

Journal de Tintin #15/1948Bispro (więcej okładek)

METODA 6
Robimy crossover z czymkolwiek, byle nie z własną serią komiksową (w końcu chodzi o hołd dla Mistrza, a nie o autopromocję). Tu już możemy powoli zacząć odchodzić od oryginalnego stylu.

Yves RodierMurray Groat (więcej okładek)Dan Hipp (więcej okładek)

METODA 7
Próbujemy sami coś narysować, ale dla niepoznaki w stylu zupełnie innego artysty. To może być Mike Mignola, Pablo Picasso albo Hieronim Bosch.

Rob Davis"Nous Tintin" (więcej okładek)Nicole Claveoux

Ostatecznie zawsze można pójść na łatwiznę i narysować po swojemu.

Grzegorz Rosiński & AdessoEnki BilalRoy Lichtenstein

To tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli zabawa Wam się spodobała i ciekawi jesteście co jeszcze można wymyślić, koniecznie przeszukajcie strony Adesso, Tintin est vivant! (uwaga na portfolio "Nous Tintin") i Objectif Tintin, zobaczcie prace takich twórców jak Joost Veerkamp, Bispro, Gordon Zola i Stéphane Rosse, a wreszcie zajrzyjcie na io9, Zakstudio i oczywiście na DeviantArt. Jest tego mnóstwo, bo przecież cały świat kocha Hergégo.

TERAZ POLSKA
Tymczasem my, Polacy, kochamy naszego Christę inaczej - po cichu, bez afiszowania się. Przetrząsnęliśmy archiwa i znaleźliśmy zaledwie trzy fikcyjne okładki "Kajka i Kokosza" ("Gwiezdne wrota" to w zasadzie prawdziwa okładka, choć nie oryginalna). Całą trójkę prezentujemy poniżej, w kolejności chronologicznej. Jakub Rebelka postawił na wersję pesymistyczną, Rysiek Jałowy na crossover, a Piotr Kaczmarek na sequel.

Jakub Rebelka (więcej)Ryszard Jałowy (więcej)Piotr Kaczmarek (więcej)

Żeby nie wyjść na dekowników, my także spróbowaliśmy swoich sił, chociaż w ogóle nie umiemy rysować. Mash-up wykonaliśmy za pomocą skanera i darmowego programu Paint.NET (obsługuje warstwy i jest bardzo prosty w użyciu). Naprawdę nietrudno będzie zrobić coś lepszego.

Na plasterki!!!

Ponawiamy więc apel: DO BOJU! Bierzcie na warsztat "Kajka i Kokosza", "Kajtka i Koka", "Gucka i Rocha", a nawet programy teatralne. Jeśli nie pamiętacie jak wyglądają oryginalne okładki, zajrzyjcie tutaj - są wszystkie. Logo "Kajka i Kokosza" znajdziecie na stronie Quki, a do tytułów możecie użyć np. darmowej czcionki Ballpark Weiner. Życzymy dobrych pomysłów i jeszcze lepszej zabawy. A teraz czekamy na Wasze rysunki, wycinanki, kolaże i fotoszopy. Miejsce już przygotowane.

Uwaga: tematy obsceniczne i polityczne odpadają. Takich prac nie będziemy publikować, ale oczywiście możecie je przysyłać :)

środa, 16 listopada 2011

Przyśmiewki o nałogach

Chociaż Janusz Christa rysował głównie z myślą o młodych czytelnikach, to w jego dorobku jest też kilka prac adresowanych do dorosłych. Należą do nich żarty rysunkowe z serii "Przyśmiewki o nałogach". Na początku kwietnia 1964, między "Krainą baśni" a "Pitekantropem", Wieczór Wybrzeża opublikował cztery odcinki. W dwóch pierwszych autor szczegółowo omówił objawy i skutki alkoholizmu, kolejne dwa dotyczyły uzależnienia od nikotyny. Ostatni, piąty odcinek, zatytułowany krótko "O nałogach", ukazał się trzy miesiące później. Nie posiadał już numeracji, a traktował m.in. o notorycznych telemaniakach, karciarzach, totolotkowcach i kawoszach (że wymienię tylko te najmniej rozrywkowe przypadki).

Do ciekawej, fiszkowo-komiksowej formy "Prześmiewek" Christa powrócił kilkanaście lat później w "Relaksie", a konkretnie w historyjkach "Dżdżownica" i "Coś z ryb". W Magazynie Opowieści Rysunkowych ukazała się też seria dowcipów "Palacze", ale były to zupełnie nowe gagi. Tylko jeden pomysł z palaczem-krótkowidzem Christa poddał typowemu dla siebie recyklingowi.

"Przyśmiewki o nałogach" odc.3 (1964)"Dżdżownica" (Relax 1977)
"Przyśmiewki o nałogach" odc.4 (1964)"Palacze" (Relax 1977)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Orły Mirmiła

Jeśli podobały Wam się artykuły "Za siedmioma górami" i "Na Trygława i Swaroga!!!", na pewno chętnie przeczytacie o jeszcze jednym odkryciu Naszego Stałego Czytelnika Piotra.

* * *

Latem 1974 roku Polacy oszaleli na punkcie piłki nożnej. Takich sukcesów nasza reprezentacja nie odnosiła nigdy wcześniej i niestety nigdy później. Zaczęło się rok wcześniej, w październiku 1973, kiedy Orły Górskiego wywalczyły na Wembley historyczny remis z Anglią. Dzięki temu awansowaliśmy do Mistrzostw Świata w RFN, na których zajęliśmy 3. miejsce po meczu z Brazylią 6 lipca 1974.

Tematyka piłkarskiej rywalizacji natychmiast zagościła również na paskach "Kajka i Kokosza". 24 lipca 1974 w Wieczorze Wybrzeża zaczęła się ukazywać seria "Woje Mirmiła" i chyba już nie trzeba więcej wyjaśniać. Jak to u Christy, wszystko przedstawione tu zostało w krzywym zwierciadle. Duch fair play szybko uleciał, ustępując miejsca zwykłej bijatyce, po której Mirmił utracił połowę księstwa. Ja jednak nie będę się zajmował fabułą, tylko sprawdzę, czy na meczu z Omsami nie pojawiła się jakaś znana sportowa postać. Skoro Łamignatowi udało się znaleźć prezenterów TVP - Bohdana Tomaszewskiego i Irenę Dziedzic, może i mnie szczęście dopisze?

Nie będę Was dłużej trzymał w niepewności. Tą osobą jest Jacek Gmoch – uzdolniony piłkarz, trener oraz selekcjoner reprezentacji. Pojawia się on w "Wojach Mirmiła" (ale nie tylko tam, o czym za chwilę) najpierw jako znachor wodza Warma, a potem jako sędzia drużyny Omsów. Na zdjęciach z tego okresu Jacek Gmoch jest bardzo podobny do postaci z komiksu, zwłaszcza jego charakterystyczna szczęka.


Zwróćcie też uwagę na biały strój Znachora (i białą koszulkę Gmocha z czasów Legii) oraz na zawieszony na jego szyi mały róg albo kieł (gwizdek sportowy?), który nosi już od pierwszej sceny - zanim jeszcze Kajko i Kokosz spotkali się z Warmem i ustalili rozegranie meczu.

Znalazłem też ciekawą informację o końcu kariery sportowej Jacka Gmocha.
"Karierę zawodniczą zakończył 17.08.1968 r. na meczu oglądanym przez 30000 widzów Kadra - Express. [...] Reprezentację Expresu prowadził trener Górski. Selekcjonerem Reprezentacji Polski był trener Koncewicz. Na początku spotkania bramkarz Marian Szeja niefortunną interwencją złamał nogę Jacka Gmocha. Było to wielostopniowe złamanie, przedwcześnie kończące karierę utalentowanego zawodnika."
Jak to się ma do fabuły komiksu? Znachor, chcąc uwolnić Warma od podagry, sam padł ofiarą choroby. Z powodu bólu nogi nie mógł wystąpić w meczu jako zawodnik, podobnie jak Gmoch po złamaniu. Na kolejnych kadrach w komiksie noga Znachora owinięta jest bandażem, wyglądającym jak gips.


Będąc asystentem trenera Kazimierza Górskiego (1971-1974), Jacek Gmoch wsławił się jako twórca tzw. "banku informacji". Spędzał całe godziny przed jednym z nielicznych w Polsce magnetowidów, analizując mecze potencjalnych przeciwników naszej reprezentacji i próbując opisać ich silne oraz słabe strony za pomocą matematycznych zależności. "Bank informacji" był techniką pionierską na skalę światową i jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic państwowych. Z czym to się wam kojarzy? Oczywiście ze sceną z "Wielkiego Turnieju" (1976), gdy Kapral wzywa w czasie meczu asystenta. Mam nadzieję, że zbójcerz "Bank Informacji" także i Wam kogoś przypomina...

Piotr

sobota, 12 listopada 2011

2w1: Borostwory w opałach

"W krainie borostworów" to pierwsza przygoda Kajka i Kokosza, jaką Janusz Christa narysował po definitywnym rozstaniu ze "Światem Młodych". Komiks powstał na przełomie lat 1984/85. KAW oddał go do druku natychmiast, ale wydał dopiero w roku 1987. Na szczęście czytelnicy w ciągu tych dwóch lat nie byli całkowicie odcięci od twórczości Christy. Przez ten czas ukazały się dwa zaległe epizody w "Fortunie Amelii" (1986) oraz przedruki z Wieczoru Wybrzeża - "Złoty puchar" i "Szranki i Konkury" (1985).

"Borostwory" zostały wydane na przyzwoitym papierze i jako jedyne w ofercie KAW-u były klejone, a nie zszywane. Gdyby okładkę wydrukowano na lepszym papierze, edycję można by uznać za niemal ekskluzywną, oczywiście jak na tamte czasy. Komiks podzielony był na sześć 8-stronicowych rozdziałów (podobnie jak "Gucek i Roch"). Choćby z tego powodu trzeba się zastanowić, czy na pewno rysowany był z myślą o albumie. A może miał być opublikowany w odcinkach w jakimś magazynie?

Podobno Adam Kołodziejczyk - redaktor z KAW-u, wydawca komiksów Christy i jego dobry znajomy, próbował w połowie lat 80-tych wskrzesić "Relax". Jak wiemy, skończyło się na trzech zbiorkach (1986-88), zawierających m.in. cztery krótkie epizody "Kajka i Kokosza" z roku 1979. Komiksy Christy były prawdopodobnie ostatnimi pozostałościami po starym "Relaksie"; większość niewykorzystanych w magazynie prac zdążyła się ukazać w antologiach z lat 1982-83: "Ogień nad tajgą" i "Diamentowa rzeka". Z braku innego materiału, do nowych antologii Kołodziejczyk dołożył - obok kajkoszowych epizodów - nowe prace, m.in. "Wielkie wyprawy" Kasprzaka i "Fortunę Amelii" Wróblewskiego, narysowane w latach 1984-85 (daty wpisane odręcznie przez rysowników). Komiksy te składały się z kilkustronicowych, ponumerowanych odcinków, a zatem powstały z myślą o publikacji w magazynie, a nie w albumie. Ktoś je musiał zamówić i wszystko wskazuje na to, że był to właśnie red. Kołodziejczyk. Za hipotezą magazynu-widma przemawiają również inne komiksy Wróblewskiego z tego okresu: "Skradziony skarb" (1984) i "Figurki z Tilos" (1985) - one także podzielone są na odcinki. Założę się, że i "Borostwory" miały być częścią tego samego projektu "Relax Bis".

W porównaniu z poprzednimi tomami, Christa wydłużył komiks z 40 do 48 stron. Efekt ten uzyskał "rozrzedzając" akcję, tzn. rozmieszczając rysunki w trzech, a nie jak dotychczas w czterech rzędach na stronie. Średnia ilość kadrów spadła więc z 10 do 7 na planszę. Jak łatwo obliczyć, cały komiks zmieściłby się zaledwie na 32 stronach w starym układzie. Dla czytelników wzrost objętości był zatem pozorny, ale dla rysownika całkiem realny. Rozliczał się on bowiem z wydawnictwem za stronę, a nie za rysunek, więc tym razem za mniejszy wkład pracy otrzymał wyższe honorarium (po raz pierwszy Christa zastosował ten chwyt w historyjkach o Milusiu).

Drugie wydanie "Borostworów" różniło się jedynie brakiem grzbietu (zeszyt był zszywany a nie klejony) i jeszcze jednym "drobiazgiem". Pracownikom KAW-u udało się zgubić oryginał okładki i zaledwie rok od pierwszego wydania do druku trzeba było wykorzystać kopię. Stratę tę widać najlepiej w najnowszej edycji Egmontu, w której komputerowy kolor jest szczególnie rażący.

Na wystawie prac Christy, która towarzyszyła tegorocznemu MFKiG w Łodzi, można było zobaczyć sporo szkiców z borostworami. Christa bardzo starannie przygotował się do tego komiksu, tworząc całe uniwersum nowych postaci. Może zatem dziwić fakt, że całą tę historię zamknął zaledwie w jednym, krótkim albumie. Faktem jest, że istnieją jakieś nieznane rysunki, które nie ujrzały na razie światła dziennego, a nawet niezrealizowany projekt puzzli z 1991 roku. A jeśli nie miały to być puzzle, tylko okładka drugiej części? Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę, żeby Christa planował powrót do krainy borostworów, ale miło jest wyobrazić sobie jeszcze jeden album z Kajkiem i Kokoszem.

Eksponaty z wystawy w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Foto: Andman/Polter

Jedną z wystawionych w Łodzi prac był projekt tytułowej winietki. Napis brzmi "Wśród borostworów" i zdaje się, że pierwotnie tak miała się ta historia nazywać. Jej dodatkowy epizod pojawił się w kalendarzu na rok 1988. Na podstawie komiksu w roku 1994 ukazała się komputerowa gra przygodowa, rozwijająca w dość swobodny sposób fabułę opowieści. Cztery lata później pojawiła się kolejna gra, tym razem dla najmłodszych. Towarzyszył jej komiks "W krainie borostworów" w wersji multimedialnej i było to chyba pierwsze tego typu wydawnictwo w Polsce. Obie gry miały kilka wersji edytorskich, o których na pewno kiedyś napiszemy.


Kolejny pełnometrażowy komiks o Kajku i Kokoszu - "Mirmił w opałach" powstał dopiero cztery lata później (1988/89). W międzyczasie Christa narysował dwa kalendarze na lata 1987 i 1988 oraz całą serię puzzli. Oczekiwanie na nowy komiks umiliły również epizody w zbiorach "Bambi" (1987) i "Wygnaniec" (1988), albumowe wydania "Wojów Mirmiła" (1987-88), "Tajemniczego rejsu" (1988) i "Śladem białego wilka" (1989, pierwszy album z serii "Kajtek i Koko") oraz reedycje wszystkich dotychczas wydanych komiksów Christy (1988-89).

"Mirmił..." ukazał się w roku 1990 nakładem warszawskiej Oficyny Literatów RÓJ Sp. z o.o. Był to już drugi "Kajko i Kokosz" - po rozszerzonej wersji "Zamachu na Milusia" (1989) - wydany przez tę spółkę. Chociaż PRL się skończył, KAW padł (a właściwie podzielił się na małe regionalne KAW-iki), a na rynek śmiało wkroczyły prywatne wydawnictwa, to pewne rzeczy się nie zmieniły. Tutaj pomostem między dwiema rzeczywistościami był... red. Adam Kołodziejczyk, wymieniony w stopce jako redaktor serii.

Jakość albumu była jeszcze gorsza niż za czasów KAW-u i chyba nie tylko mój egzemplarz komiksu jest tak beznadziejny. Nowy, samofinansujący się wydawca oszczędzał dosłownie na wszystkim: na papierze, na druku, a nawet na zszywkach. Porządna jest jedynie okładka, z tym, że jej niemal kwadratowy format tylko na pierwszy rzut oka przypomina poprzednie albumy. Fani musieli czekać aż 13 lat (!), żeby przeczytać tę historię wydaną w przyzwoity sposób.

Christa zresztą też był oszczędny. "Mirmił w opałach" posiada trzy rzędy kadrów na stronie (jak "W krainie borostworów"), czyli jego 46 stron to tylko około 31 regularnych plansz. Moim zdaniem w komiksie za dużo jest aluzji do rzeczywistości lat 80-tych, przez co historyjka zbyt różni się od poprzednich tomów "Kajka i Kokosza". Fabuła albumu mogłaby za to stać się (po małych przeróbkach) znakomitym scenariuszem dla kolejnych przygód Kajtka i Koka, czymś w rodzaju komiksowego odpowiednika filmów Barei. Czyżby historia zatoczyła koło i autor zapragnął powrotu do swoich starych bohaterów i bardziej aktualnej tematyki? Faktem jest, że kilka następnych lat spędził przygotowując albumowe reedycje przygód Kajtka i Koka, a nawet narysował nowy komiks "Polbida", rozgrywający się w Polsce czasów transformacji systemowej.

Janusz Christa z projektem okładki
(kadr z filmu "Christa")
Pożegnanie z czytelnikami

Kto by pomyślał, że zmierzch socjalizmu w naszym kraju stanie się także końcem wspaniałej serii o Kajku i Kokoszu? Na ostatnim kadrze Christa postanowił w nietypowy i oryginalny sposób pożegnać się z czytelnikami i przy słowie "KONIEC" narysował machającego na pożegnanie ludzika, w którym Arkadiusz Florek - chyba słusznie - dopatrzył się wizerunku samego autora.