Do piątku byliśmy przekonani, że wszystkie egzemplarze gdańskiego albumu "Kajtek i Koko w kosmosie" są z grubsza takie same, zarówno te z pierwszego wydania (sierpień '74), jak i z drugiego (grudzień '74). W piątek kolega Radgier przesłał nam niepokojącego maila, w którym twierdził, że jego dwa egzemplarze różnią się kolorami. Wyciągnąłem z szafy moje i okazało się, że faktycznie, też się różnią, z tym, że jeszcze bardziej niż komiksy Radgiera. Przez całe lata tak sobie w tej szafie leżały i się różniły, a nie przyszło mi do głowy, żeby obejrzeć oba naraz.
Nie chodzi przy tym o jakieś minimalne przekłamania w odcieniach, widziane tylko przez dociekliwych maniaków. Nic z tych rzeczy. Pozamieniane są kadry pomarańczowe z zielonymi, a czerwone z niebieskimi, i na odwrót. Zresztą zobaczcie sami.
Takich wariantów jest więcej. Mieliśmy nadzieję, że uda się znaleźć jakąś zależność między kolorem a edycją, np.:
"jeżeli w Twoim komiksie słowo KONIEC napisane jest na czerwono, to jesteś szczęśliwym posiadaczem pierwszego wydania, a jeżeli na niebiesko, to sorry". Przy piątym egzemplarzu wiedzieliśmy już, że nic z tego nie będzie. Kolorystyka tego albumu jest emanacją czystego chaosu. Książeczkę zszyto z trzech trójkolorowych składek (każda z innym zestawem kolorów, w różnym układzie), w drukarni używano sześciu barw (jest jeszcze brąz i fiolet, czerń pomijamy), więc jeśli ktoś potrafi, może sobie obliczyć ilość możliwych kombinacji. Pozdrawiamy wesołych drukarzy z Trójmiasta!
Uważny czytelnik zapewne spyta teraz: to skąd w ogóle wiadomo, która to edycja? Teoretycznie znikąd. Jedynym dowodem na istnienie drugiego wydania jest poniższy artykuł z Wieczoru Wybrzeża, bo na okładce albumu próżno szukać takiej informacji. Za to w stopce redakcyjnej widać kolejny numer składanego w drukarni zamówienia (skrót "zam."). W jednych egzemplarzach "Kajtka i Koka w kosmosie" jest to
907, a w innych
970. I już wiemy które zamówienie było wcześniejsze. Teraz możecie sprawdzić swoje komiksy. Wygranym gratulujemy. Przegranym pozostawiamy cień nadziei, że ich 970 to tylko czeski błąd zecera.
Wieczór Wybrzeża,
20.XII.1974 |
 |
| Zam. 907 (I wyd.?) |
 |
Zam. 970 (II wyd.?) |
 |
Spróbujmy przy okazji odczytać resztę kodu ze stopki. "100 000" to oczywiście nakład - prawdziwie kosmiczny, zwłaszcza że sprzedał się w cztery miesiące (Radgier twierdzi, że raczej w cztery godziny), a potem drugie tyle w dodruku. Musimy jednak pamiętać, że w PRL-u wydawnictwa zawyżały czasem nakłady, żeby wyłudzić większy przydział papieru. Kolejne literki: "GWP" to Gdańskie Wydawnictwo Prasowe, czyli nasi specjaliści od żonglerki puszkami z farbą.
Został nam jeszcze jeden skrót do rozszyfrowania, zagadkowy "
K-1". Jest to identyfikator... cenzora, który dopuścił komiks do druku, upewniwszy się uprzednio, czy nie czają się w nim wrogie i niebezpieczne treści. Na każdej książce legalnie wydanej w PRL-u znajdziecie taki właśnie symbol w układzie litera-myślnik-liczba, oznaczający jednego z pracowników Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. W przypadku komiksów Christy najbardziej aktywni byli: U-110, U-112 oraz N-48. No i oczywiście A-108, który jeszcze w 1990 roku, rzutem na taśmę zdążył skontrolować "Mirmiła w opałach". Czy to nie kosmos?
-------------
PS. Gdyby komuś przyszło jednak do głowy porównywać kolory i szukać prawidłowości, to wystarczy sprawdzić dziewięć stron, np.: 1, 4, 6, 29, 32, 34, 53, 56, 58. Powodzenia :)
A tu stopki "alternatywne" (970). Czyżby dodruki dodruku? |
 |  |