środa, 20 lipca 2016

Obłęd Hegemona

Egmont właśnie opublikował listę wrześniowych zapowiedzi. Wśród nich znajduje się pierwszy tom z serii "Kajko i Kokosz - Nowe przygody", a jego tytuł brzmi ... (fanfary) ... "Obłęd Hegemona". A więc stało się, klamka zapadła. Hurra!!! Premiera 14 września, objętość 40 str., oprawa miękka, cena 19,99 zł. Dalsze szczegóły tutaj i tutaj.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Drugie urodziny

W sobotę 16 lipca odbyły się drugie (a właściwie osiemdziesiąte drugie) Urodziny Janusza Christy. Imprezę jak zwykle zorganizowała dziadkowi wnuczka Paulina, korzystając z pomocy Fundacji "Kreska" i gościnności sopockiego Grodziska (Oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku). Tym, co odróżniało tegoroczne urodziny od poprzednich, były tłumy gości, liczące ponad 500 osób! W imieniu jubilata przybyłych powitał Paweł Pogodziński, etatowy otwieracz grodziskowych wystaw i imprez.


W samo południe Łamignat (to ten w futrze) rozpoczął oprowadzanie kuratorskie po wystawie "Na plasterki!!! czyli Janusz Christa dla zaawansowanych". Grodzisko oddało na ten cel cały parter pawilonu, dzięki czemu ekspozycja po raz pierwszy od roku mogła zostać zaprezentowana w całości. Wystawa będzie wisieć jeszcze przez dwa tygodnie.


Sam jubilat także pojawił się na własnych urodzinach, a konkretnie na ekranie, skąd opowiadał gościom swoje słynne anegdoty.


Następnie biesiadnicy udali się do średniowiecznego grodu, położonego na pobliskim wzgórzu. Dorośli rozpalili ognisko, powierzywszy pacholęta opiece Bogdana Ruksztełło-Kowalewskiego, który poprowadził warsztaty komiksowe o tematyce kajkoszowej.


Po ciężkiej warsztatowej pracy w końcu przyszedł czas na zabawę. Najpierw odbył się turniej łuczniczy o garniec Lubawy, a potem konkurs wiedzy o Kajku i Kokoszu. Chętnych nie brakowało, bo Urodziny Janusza Christy to jedyna w Polsce familijna impreza komiksowa. I to jest słuszny kierunek!


Zdjęcia: Paweł Pogodziński i Łamignat. Więcej na profilu Fundacji "Kreska".

PS. Przepraszamy za tzw. przejściowe trudności z wyświetlaniem obrazków. Prosimy nie regulować odbiorników. Jeżeli Blogger sam tego nie naprawi, będziemy musieli dłubać ręcznie w html-u, a to może potrwać, bo postów jest ponad 600. Już powinno być dobrze.

piątek, 1 lipca 2016

Park Kajka i Kokosza

Wakacje czas zacząć! Ech, chciałoby się pojechać w jakieś fajne miejsce... tylko dokąd? A może do Parku Kajka i Kokosza? Pomysł może nie jest nowy, ale musimy o nim wspomnieć, bo parę dni temu wygrzebaliśmy na Behance galerię z projektem Filipa Bąka (pisaliśmy o nim tutaj). Część wizualizacji widzieliście już w "Zeszytach komiksowych", w czerni i bieli. Teraz po raz pierwszy możecie je obejrzeć w kolorze. Zaczynamy od mapki całego obiektu.


Oto największa atrakcja Parku - rekonstrukcja Mirmiłowa w skali 1:1.


Wieża (stołb) dworu Mirmiła jest trochę niższa niż w komiksie, żeby nie peszyć odwiedzających.


A tu domek Kajka i Kokosza. W tle kolejka górska Łamignata (dł. 2 km, wys. 40 m).


Główna aleja między Mirmiłowem i warownią Zbójcerzy (skala 1:1, a jakże!).


Widok od strony warowni. W tle kolejka Łamignata (czerwona), nieco mniejsza kolejka Kokosza (niebieska) i diabelski młyn.


Rotunda obok diabelskiego młynu to Arena Walk Robotów. Tu odbywają się wzorowane na "Wielkim turnieju" pojedynki baranów, a właściwie ich zdalnie sterowanych kopiali.


I jak Wam się podoba taki pomysł na wakacje? A teraz zobaczcie jak wyglądałoby to na żywo. Przed Wami reportaż z Parku Asteriksa pod Paryżem. Wy sobie oglądajcie i wzdychajcie, a my wywieszamy Święty Napis. Do zobaczenia po urlopie!

środa, 29 czerwca 2016

Kosmiczny kosmos 3D

Trójwymiarowe szaleństwo trwa! Marek Wilkowski przysłał nam kolejne "pogłębione" okładki: "Kajtka i Koka w kosmosie" WAG-u i "Złoty puchar" KAW-u (poprzednie znajdziecie tutaj). Jest też bonus w postaci wyklejki z najnowszego wydania Egmontu. Łapcie okulary 3D, koniecznie cyjanowo-czerwone, klikajcie w obrazki i odlatujemy!



wtorek, 28 czerwca 2016

Przeciek nr 1

Jest pierwszy przeciek z nowego albumu o Kajku i Kokoszu! Tomasz Kołodziejczak udzielił obszernego wywiadu Łukaszowi Chmielewskiemu z portalu Culture.pl. Padają nazwiska autorów poszczególnych historyjek, a ilustracją jest kadr ze "Zbójcerzy" Sławka Kiełbusa i Maćka Kura.


I co Wy na to? Czekamy na komentarze, a tutaj dla porównania macie "Zbójcerzy" Sławka Kiełbusa i Rafała Skarżyckiego sprzed 12 lat! Ależ to było dawno.

Na wypadek, gdyby przeciek okazał się falstartem i miał zaraz zniknąć, kopiujemy listę płac:
  • ŁAMIGNAT - Maciej Kur i Piotr Bednarczyk,
  • MILUŚ - Tomasz Samojlik,
  • ZBÓJCERZE - Maciej Kur i Sławomir Kiełbus,
  • MALI KAJKO I KOKOSZ - Norbert Rybarczyk i Krzysztof Janicz.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Wesołe przygody ubogich kuzynów

Wyruszamy na kolejną wyprawę w poszukiwaniu zagranicznych kuzynów Kajka i Kokosza. Zgodnie z obietnicą odwiedzimy teraz Niemiecką Republikę Demokratyczną, zwaną "najsmutniejszym barakiem w obozie" (wschodnim). Był to jedyny kraj germański wśród demoludów, a zarazem jedyny kraj socjalistyczny, do którego nie docierał komiksowy tygodnik Francuskiej Partii Komunistycznej "Vaillant". Nie znaczy to oczywiście, że w NRD nie było historyjek obrazkowych. Owszem - były, ale przez wiele lat powstawały w niemal kompletnej izolacji od reszty świata, bo w 1955 r. wyszedł ustawowy zakaz sprowadzania, a nawet posiadania komiksów i innych szmatławców ze zgniłego Zachodu. Na zdjęciu widzimy uczniów i pionierów (stalinowscy harcerze) z podstawówki w Berlinie, którzy z okazji Dnia Dziecka palą na stosie literaturę "brukową i obsceniczną". Fotografia wygląda jak z czasów Trzeciej Rzeszy, tylko że wykonano ją 10 lat po wojnie.

Źródło: Deutsch sein ist kein Verbrechen!

Przez następnych 10 lat w NRD-owskiej prasie można było co prawda znaleźć jakieś rodzime historyjki obrazkowe, ale wyłącznie o zwierzątkach, pionierach albo dzielnych niemieckich antyfaszystach. Miały one wielkie, numerowane ilustracje z podpisami i były drętwe jak dobranocki o Piaskowym Dziadku. Nie będziemy się tu nimi zajmować.

Rys. Richard Hambach, "Trommel" nr 48/1958

Zajmiemy się natomiast magazynem "Mosaik", założonym w tym samym, 1955 roku, jako wentyl bezpieczeństwa i krajowy ersatz dla demoralizujących zachodnich produktów. "Mosaik" był w 100% poświęcony komiksom - co prawda rodzimym, ale całkiem niezłym, dzięki talentowi rysownika Hannesa Hegena (wł. Johannes Hegenbarth). Pisemko było tak popularne, że z kwartalnika szybko przeistoczyło się w miesięcznik, a Hegen musiał utworzyć własne studio, jak Hergé czy Vandersteen. Była to prawdopodobnie pierwsza prawdziwa zeszytówka w demoludach (16,5 x 23,5 cm). Doczekała się ok. 20 przekładów, a co ciekawsze ukazuje się do dziś, i to w niemal niezmienionej formie.

"Mosaik" zawsze publikował tylko jedną serię komiksową. W pierwszych latach była to historyjka pt. "Digedags", o przygodach trzech chłopców, a właściwie wyglądających jak chłopcy gnomów o imionach Dig, Dag i Digedag (od 1959 r. już tylko dwóch: Dig i Dag). Akcja rozgrywała się na przemian w przeszłości, w kosmosie, na morzu, albo na dalekich lądach - zupełnie tak samo, jak we wczesnych "Tytusach" albo "Kajtkach i Kokach".


W swojej długiej karierze Digedags podróżowali też po starożytności i średniowieczu. W latach 1957-1958 odwiedzili Cesarstwo Rzymskie ("Mosaik" nr 13-24), a w latach 1964-1969 Europę, Afrykę i Azję AD 1248 ("Mosaik" nr 90-151, seria "Ritter Runkel"). Pierwszych 25 zeszytów "Runkela" niemal natychmiast ukazało się także w formie twardookładkowych albumów (1965-1966). Pozostałe odcinki wznowiono w podobnej formie już po zjednoczeniu Niemiec. Myślę, że nie tylko rozmiary, ale i kultowość tych dwóch serii (zwłaszcza drugiej) pozwala wpisać NRD-owskich urwisów do szerokiego kręgu kuzynów Kajka, Kokosza i Asteriksa.


Był jednak pewien drobiazg, którym "Digedags" i cały komiks NRD-owski różnił się od swoich polskich i francuskich odpowiedników: otóż ewoluował on od komiksu z dymkami, do prakomiksu z podpisami, czyli dokładnie odwrotnie niż komiks światowy. Regres ten nie wynikał z przyczyn estetycznych (jak we francuskim "Vaillancie" 10 lat wcześniej), ale z czysto ideologicznych, a konkretnie z "dokręcania śruby" przez władze centralne. Przełomowym momentem był rok 1961, ten sam, w którym zbudowano Mur Berliński. Wtedy to właśnie Hannes Hegen najpierw usunął z dymków ogonki, które komuś ważnemu musiały się kojarzyć ze zgniłą, imperialistyczną kulturą, a następnie w ogóle wyrzucił podpisy poza kadry. Proces całkowitego "oddymkowienia" komiksu odbył się w iście ekspresowym tempie, na przestrzeni zaledwie kilku numerów "Mosaika" (58-62).


Jak już wspomniałem, wschodni Niemcy nie importowali komiksów z francuskiego "Vaillanta", korzystali natomiast z zasobów włoskich towarzyszy. W 1964 roku miesięcznik "Frösi" zaczął publikować komiks "Atomino", pochodzący z dziennika Włoskiej Partii Komunistycznej "l'Unità". Przedruk był oczywiście podrasowany na NRD-owską modłę: miał wymazane dymki i obowiązkowo ponumerowane kadry, żeby czytelnik się nie pogubił.

"Atomino", wersja włoska"Atomino", wersja niemiecka

Szlaban na dymki skończył się dopiero na początku lat 1970., wraz z objęciem władzy przez Ericha Honeckera, który według PRL-owskich standardów był zamordystą, ale w NRD uchodził za liberała (w każdym razie na tle swoich poprzedników). W pismach dla młodzieży zaczęły pojawiać się komiksy węgierskie - już "dymkowe", ale umiarkowanie komiksowe, a przez to bardziej odpowiednie dla socjalistycznego czytelnika ("Frösi", "Trommel"). NRD-owscy twórcy też w końcu poszli tym tropem, chociaż szło to strasznie opornie. Jednym z pierwszych odważnych był Dietrich Pansch ("Aëlita", 1973).

Dziwnym zrządzeniem losu, w tym właśnie przełomowym momencie "poluzowania śruby" Hannes Hegen oznajmił, że opuszcza "Mosaika" i zabiera z sobą prawa do postaci (podobno poszło o pieniądze). Redakcja miała dwa lata na przygotowanie nowego komiksu. Bohaterom zmieniono imiona na Abrax, Brabax i Califax, czyli w skrócie "Die Abrafaxe", a zadanie zaprojektowania ich wyglądu otrzymała Lona Rietschel. Oficjalne przekazanie pałeczki nastąpiło na przełomie 1975 i 1976 r., po 229 numerze starego "Mosaika". Począwszy od następnego zeszytu (1/1976) pisemko zresetowało numerację.

Od lewej: Digedag, Dig, Dag, Califax, Abrax i Brabax.

Paradoksalnie, zmiana wyszła "Mosaikowi" na dobre. Nowe postacie Lony Rietschel rysowane były znacznie nowocześniejszą, disneyowską kreską, a na dodatek w komiksie od razu pojawiły się dymki (początkowo prostokątne, ale zawsze), co niewątpliwie dodało mu pazura. Czytelnicy byli zachwyceni i tylko Hegen nie mógł zdzierżyć, że Abrafaxe okazali się kopią jego Digedagsów. Wytoczył "Mosaikowi" proces, ale jak łatwo się domyślić, NRD-owski sąd nie przyznał mu racji.

"Comics in der DDR"
I tu drobna uwaga na marginesie: otóż przełom ten nastąpił niemal dokładnie w tym samym momencie, co komiksowy boom Polsce (w 1975 r. "Świat Młodych" rozpoczął regularną publikację kolorowych komiksów, a w 1976 ukazał się pierwszy numer magazynu "Relax"). Jest to kolejny argument przeciw obiegowej opinii, że na tle bloku wschodniego PRL był jakąś niezwykłą, komiksową zieloną wyspą. A przecież nie pisałem jeszcze o komiksie rumuńskim, na tle którego wypadamy naprawdę blado!

Wróćmy jednak do "Mosaika". Chociaż Abrafaxe podróżowali po różnych epokach i kontynentach, aż do samego końca istnienia NRD udawało im się omijać średniowieczną albo starożytną Europę. Dopiero po zjednoczeniu Niemiec (pisemko przetrwało upadek Muru Berlińskiego), w styczniu 1992 r. autorzy wysłali ich na dwa lata do XII-wiecznych Niemiec, Włoch, a nawet do odkrytej przez Wikingów Ameryki (nr 193-217), a zaraz potem do starożytnej Grecji (nr 218–233, do maja 1995).


W latach 2005-2009 Abrafaxe wyruszyli na kolejną średniowieczną wyprawę. Tym razem autorzy wysłali ich tropem Templariuszy do Paryża i Jerozolimy AD 1118 (nr 358-381, "Im Labyrinth der Zeit"), a następnie do niemieckiego klasztoru AD 1280 (nr 382-405, "Der Stein der Weisen"). Oglądając okładki tej i poprzedniej serii średniowiecznej, wyraźnie widać, że twórcy "Die Abrafaxe" nie bali się tematów religijnych, w przeciwieństwie np. do Janusza Christy, który unikał ich jak ognia. Jest to o tyle zrozumiałe, że społeczeństwo Niemiec wschodnich uległo w czasach socjalizmu daleko idącej sekularyzacji.


Ostatnia seria, o jakiej musimy wspomnieć, rozpoczęła się w marcu 2014 i zakończyła w lutym bieżącego roku (nr 459-482). Jej tytuł brzmi "Die Abrafaxe erobern das Alte Rom", a akcja rozgrywa się za panowania cesarza Trajana (początek II w. n.e.), gdzieś pomiędzy Germanią, Rzymem i Libią. Historyjce tej naprawdę blisko do "Asteriksa", nawet różnica w czasie akcji jest raczej kosmetyczna.


W swoją najnowszą podróż Abrax, Brabax i Califax wyruszyli do XVI-wiecznej Saksoni, więc to nie do końca nasze klimaty. Ale będąc w Niemczech na pewno warto spytać w kiosku o najnowszy numer "Mosaik" (tylko 2,60 euro), a nuż traficie na przygody w miejscach i czasach bliższych Asteriksowi czy Kokoszowi. A jeśli nawet nie traficie, to i tak warto mieć w swoich zbiorach "postkomunistyczną" zeszytówkę, ukazującą się nieprzerwanie od ponad 60 lat, co już samo w sobie stanowi ewenement w historii europejskiego komiksu. Hardkorowym fanom polecam też imponującą, kolorową monografię "Comics in der DDR – Die Geschichte eines ungeliebten Mediums 1945/49-1990" Gerda Lettkermanna i Michaela F. Scholza (okładkę znajdziecie kilka akapitów wyżej). Szczerze mówiąc to wstyd, że PRL-owski komiks, o tyle przecież ciekawszy i bardziej różnorodny od NRD-owskiego, nie doczekał się dotąd podobnego opracowania.

____________
Lektura uzupełniająca: 1. Comics in der DDR, 2. Orlandos wörld, 3. Comic 3D, 4. Digedags,
5. Mosaik & Abrafaxe, 6. Tangentus, 7. Superhelden des Sozialismus

czwartek, 23 czerwca 2016

Czego to fani nie wymyślą...

No dobra, żarty się skończyły. Tym razem będzie ciężki kaliber. Marek Wilkowski przysłał nam tójwymiarowe okładki "Festiwalu Czarownic" i "Dnia Śmiechały". Jak sam skromnie twierdzi "zrobił je jakiś czas temu". Chłopie, jeśli to nie jest super-hit sezonu, to niech nas Lelum Polelum i na plasterki!!! A teraz wszyscy biegiem po okulary 3D (chodzi o takie zwykłe, cyjanowo-czerwone) i klikamy w obrazki, bo w pełnych rozmiarach wyglądają jeszcze lepiej. Aha, gdyby czytał nas teraz Egmont, to poprosimy o taką edycję z okazji jakiegoś jubileuszu, najlepiej srebrnego.



Dla tych, którzy nie mają akurat pod ręką okularów 3D, Marek przygotował nagrodę pocieszenia w postaci animowanego gifa. Klikamy w obrazek i śmiejemy się wesoło razem z Kajkiem i Kokoszem. Kto się nie śmieje, ten nie jest Prawdziwym Fanem.