DYMKI, DYMKI I PO DYMKACH
Przeglądając numery "Vaillanta" z lat 1948-49 można zauważyć, że z komiksów realistycznych stopniowo znikały dymki, aż do zupełnego zera. Tymczasem w komiksach groteskowych dymki trzymały się całkiem mocno, czego przykładem są omawiane u nas serie "Placid et Muzo" Arnala, czy "R. Hudi Junior" i "A. Bâbord" Gire'a. Taka dychotomia trwała aż do końcówki roku 1955, kiedy to dymki powoli zaczęły wracać do łask. Jednak niektóre komiksy realistyczne, np. "Yves le Loup" i "Les Pionniers de l'Espérance" pozostały bezdymkowe aż do roku 1960.
Jean Ollivier, René Bastard "Yves le Loup", Vaillant #202, marzec 1949 |
Roger Lécureux, Paul Gillon "Lynx Blanc", Vaillant #204, kwiecień 1949 |
Eugène Gire "R. Hudi Junior", Vaillant #209, maj 1949 |
Rezygnacja z dymków nie była w Europie czymś niezwykłym, zwłaszcza przed wojną. Zazwyczaj tłumaczy się to jako próbę obrony rodzimej kultury przed amerykanizacją (patrz: artykuł Pascala Lefèvre "The Battle over the Balloon"). O przyczyny tej dziwnej mody spytałem Richarda Medioni, byłego redaktora naczelnego "Pifa", autora wspaniałej monografii "Mon camarade, Vaillant, Pif Gadget: L'histoire complète 1901-1994". Medioni twierdzi, że brak dymków w "Vaillancie" nie miał nic wspólnego z antyamerykańskimi nastrojami. Jego zdaniem zaczęło się to od rysownika Raymonda Poïveta, który jako pierwszy odrzucił dymki, bo rozbijały mu kompozycję plansz. Poïvet był absolutnym guru w "Vaillancie", kimś w rodzaju Grzegorza Rosińskiego w "Relaksie". Inni rysownicy byli tak bardzo pod wpływem mistrza, że po prostu poszli w jego ślady. I tyle.
No dobrze, ale dlaczego dymki ostały się w historyjkach humorystycznych, i to nieraz rysowanych przez tych samych ludzi? Wydaje się, że w "Vaillancie", a może i w całej Europie istniał wówczas podział na "lepsze" (czytaj: artystyczne) komiksy rysowane realistycznie i "gorsze" (czytaj: rzemieślnicze) komiksy rysowane groteskowo. Te drugie nie miały być piękne, tylko śmieszne, a disnejowskie dymki doskonale się do tego nadawały. Na takie dziwne rozdwojenie cierpiał również Christa, stosując dymki wszędzie, tylko nie w realistycznym "Koraku synu Tarzana". Być może nie naśladował w ten sposób Burne Hogartha albo Jerzego Nowickiego, jak wcześniej pisaliśmy, tylko (jak zwykle) "Vaillanta".
POGROMCY DEMOLUDÓW
Wróćmy do Poïveta. Jego opus magnum była seria science-fiction w stylu "Flasha Gordona" pt. "Les Pionniers de l'espérance" (scen. Roger Lécureux), publikowana w "Vaillancie" w latach 1945-1973. Jej fragmenty pojawiły się w "Świecie Przygód" jako "Pogromcy przestrzeni" - co prawda na krótko, za to ze stosunkowo niewielkim poślizgiem w stosunku do pierwodruku. Polscy czytelnicy mogli nawet nie wiedzieć, że mają do czynienia z komiksem zagranicznym. Ówczesnym zwyczajem nigdzie nie podano nazwisk autorów, imiona bohaterów spolszczono, a niektóre odcinki zostały przerysowane przez krajowych rysowników.
"Vaillant" #69, wrzesień 1946 (jeszcze z dymkami) | "Świat Przygód" #63, sierpień 1947 |
Znaczenie tego przedruku trudno przecenić - był to pierwszy komiks SF w powojennej Polsce. Nic dziwnego, że polscy twórcy zafascynowani byli "Pogromcami przestrzeni", zwłaszcza że gdy "Vaillant" zaczął docierać do Polski, komiks nadal się tam ukazywał, a Poïvet rysował go już znacznie lepiej.
W 1959 r. w "Świecie Młodych" ukazała się seria ze scenariuszem Papcia Chmiela i rysunkami Mieczysława Kościelniaka pt. "Meteor-8 nie odpowiada", w której nawet skład wyprawy kosmicznej przypominał ten z francuskiej historyjki.
Kolejny komiks ze "Świata Młodych" i ta sama inspiracja, tym razem wyraźniejsza w warstwie graficznej: "Tajemnica wygasłego wulkanu" A.W. Lecha z 1960 r.
Być może nawet sam Grzegorz Rosiński był fanem Raymonda Poïveta i "Pogromców przestrzeni". Poniżej kadr z komiksu "Najdłuższa podróż" z magazynu "Relax", ze scenariuszem Riana Asarsa, czyli Andrzeja Sawickiego i Ryszarda Siwanowicza.
Fascynacja Poïvetem widoczna była nie tylko w "Vaillancie" i w Polsce, ale także w innych krajach socjalistycznych, gdzie francuski tygodnik był jedynym dostępnym komiksem zachodnim. Przykład, który od razu przychodzi do głowy, to oczywiście komiksy węgierskie z "Relaxu", zwłaszcza te z rysunkami Ernő Zóráda. Poniższa plansza pochodzi z historyjki "Lana w kosmosie" (scen. Tibor Cs. Horváth).
ZAGADKA
I w ten sposób, po długich a ciężkich dywagacjach, doszliśmy wreszcie do Janusza Christy, który najwyraźniej też był pod dużym wrażeniem Raymonda Poïveta. To co widzicie poniżej nie jest prawdziwym fragmentem "Pogromców przestrzeni", tylko kompilacją kadrów z tego komiksu. Pozwoliłem ją sobie wykonać, bo historyjka, która mi w ten sposób wyszła, ma swój odpowiednik w dorobku Mistrza z Sopotu. I to co do obrazka! Czy poznajecie o jaki komiks Christy chodzi? Osoby, które były na naszych prelekcjach o "Kajtku i Koku w kosmosie", proszone są o nie podpowiadanie :)
EDIT: Wybiła dwunasta, czas na rozwiązanie. Do tej pory odpowiedzi czytelników były ukryte, więc wszyscy zgadywali niezależnie od siebie... i wszyscy trafili. Rzeczywiście chodziło o "Zaginioną załogę" z "Relaxu", jeden z niewielu realistycznych komiksów Janusza Christy. Jako pierwszy odpowiedział Malarz i to on otrzymuje tradycyjny uścisk dłoni. Natomiast Chriście należy się wielki ukłon za przerobienie tasiemcowej epopei na żart i za genialną puentę, na którą Francuzi jakoś nie wpadli.
"Zaginiona załoga" - jak sądzę...
OdpowiedzUsuń"Zaginiona załoga" z Relaxu
OdpowiedzUsuńChodzi o "Zaginioną załogę" opublikowaną w albumie: "Kajtek, Koko i inni"
OdpowiedzUsuń:-)
Po pierwsze - gratulacje dla Kaprala (prof. Kaprala) za cenny i fachowy tekst (spokojnie mógłby się znaleźć w jakimś dziełku nie tylko publicystycznym). Trochę trzeba posiedzieć, żeby tyle rzeczy pozbierać, przemyśleć i zredagować.
OdpowiedzUsuńPo drugie: - powyższy komiks parafrazauje "Zaginiona załoga" J. Christy
Motyw z liliputami J. Christa wykorzystał też wcześniej w "KiK w kosmosie". Swoją drogą ciekawe jakich autorów literatury popularno-naukowej lubił on czytać.
OdpowiedzUsuńRobert z Gdyni
Mozliwe, ze to autosugestia, ale grzebiac swego czasu w komiksach Pioveta, doszedlem do wniosku, ze wplynal on nie tylko na Tworcow starszego pokolenia. Zaskakujace wrazenie robi np. zestawienie Jego "Josepha Balsamo" z "Menuetem" Tomka Piorunowskiego i Agnieszki Papis.
OdpowiedzUsuńZorad prawdopodobnie znał Valianta, natomiast inspiracji tym francuskim rysownikiem na przytoczonym kadrze nie widać. To jest typowe naciąganie ma siłę argumentów do tezy. Szukacie żabich udek w gulaszu, który zresztą, jak każdy może sam ocenić porównując te plansze, jest o niebo smaczniejszy. Zresztą Zorad był już wtedy artystą ukształtowanym, on jako starszy znał komiksy jeszcze przed wojną w czasach kiedy rynek był na bieżąco a jako m.in. akwarelista i karykaturzysta miał już wykształconą, zupełnie niepodrabialną kreskę co chyba dla każdego kto oglądał jego komiksy jest oczywiste.
OdpowiedzUsuńSerio nie widać? To może zajrzyj tutaj :)
UsuńRELAX POWRACA :D
OdpowiedzUsuń!!!!!