czwartek, 27 czerwca 2013

Maestro Gire, część 2

Wracamy do "Vaillanta" i do znakomitego francuskiego rysownika Eugène'a Gire'a. Krótki przegląd jego twórczości zakończyliśmy na serii "Les Avatars d'A.Bâbord" (1949-65), dzięki której narodził się Kajtek-Majtek. Okazuje się jednak, że: po pierwsze nie tylko Kajtek, ale także Koko; a po drugie Christa podpatrywał Gire'a znacznie wcześniej... i znacznie później. Dlatego zaczniemy od samego początku kariery rysownika z Sopotu, od jego pierwszego humorystycznego komiksu i zupełnie innych bohaterów.

KUKU-RYKU

Ta 11-odcinkowa seria ukazywała się w tygodniku "Przygoda" od marca 1957 do czerwca 1958. Już w magazynie "Jazz" widać było, że Christa wychował się na Myszce Miki. W "Kuku-Ryku" stało się to ewidentne. Trudno ocenić ile w tym komiksie było plastycznych inspiracji Gire'm, a ile Arnalem, bo obaj rysowali w mocno disnejowskim stylu. Za to na pewno Christa uczył się od Gire'a języka komiksu, podpatrując "stałe fragmenty gry". Francuz uwielbiał na przykład rozpoczynać każdy odcinek inną winietą, dostosowaną do treści epizodu. Arnal zresztą także, ale poniższy przykład nie pozostawia żadnych wątpliwości co do pierwowzoru.

Przygoda #43, grudzień 1957Vaillant #337, październik 1951

Kolejną sztuczką pożyczoną z "A.Bâborda" są okrągłe postrzępione kadry. Była to wizytówka Gire'a, który do każdego odcinka wrzucał kilka takich charakterystycznych kółek, czasem nawet układał je we wzorki. I wreszcie szarości - możecie wierzyć lub nie, ale Christa używał ich w pierwszych pięciu odcinkach "Kuku-Ryku" (nie ma ich w "Kajtku, Koku i innych"), podobnie jak w "Koraku synu Tarzana".

Przygoda #20, czerwiec 1957Vaillant 1950-51

JACK O'KEY

Kiedy ukazywał się ostatni epizod "Kuku-Ryku" (26 czerwca 1958) Christa rysował już dla "Wieczoru Wybrzeża" następny komiks humorystyczny pt. "Jack O'Key". Tymczasem Gire też dorobił się nowej serii pt. "Kam et Rah les terribles" (czyt. Kam-e-Ra, 1955-1964). Były to kilkuplanszowe historyjki o tematyce westernowej, pojawiające się w "Vaillancie" co kilka miesięcy. Na tydzień przed pierwszym "Jackiem O'Key", u boku kowbojów Kama i Rah gościnnie wystąpił zapomniany komiksowy bohater z 1947 roku, niejaki Jim Yes-Yes (patrz: część 1). Być może podobieństwo Jacka O'Key i Jima Yes-Yes jest całkowicie przypadkowe, ale szczerze mówiąc nie postawiłbym na to ani złotówki.

Wieczór Wybrzeża
13 czerwca 1958
Vaillant #682, 8 czerwca 1958

LATAJĄCY HOLENDER

I tak dotarliśmy do clue programu, jakim jest pierwsza część "Niezwykłych przygód Kajtka-Majtka" (wrzesień-grudzień 1958). Śladów Gire'a nie trzeba się tu nawet doszukiwać; sprawa jest oczywista na pierwszy rzut oka, o czym pisaliśmy z Andrzejem Kudzinem już dwa i pół roku temu. Kajtek i A.Bâbord wyglądają jak bracia bliźniacy, a "Kakaryka" i jej francuski odpowiednik "La Frétillante" - jakby wyszły z tej samej stoczni. Jeśli są między nimi różnice, to chyba z powodu niewyrobionej kreski Christy i widocznego pośpiechu.


Nieco inne były natomiast założenia obu historyjek. Potyczki A.Bâborda z bosmanem przypominały raczej wojnę totalną, niż kajtkowe śledztwo. Francuski marynarz już w pierwszej scenie został wyrzucony z "La Frétillante", by za chwilę znów pojawić się na pokładzie, ku przerażeniu załogi. Oczywiście w "Wieczorze Wybrzeża" coś takiego by nie przeszło, w każdym razie nie od razu. Kajtek-Majtek miał być przykładnym członkiem kolektywu, a nie jakimś stukniętym indywidualistą. Odziedziczył więc po A.Bâbordzie tylko wygląd (ale nie charakter) oraz przygody "bezpieczne", tzn. te, które rozgrywały się poza macierzystym statkiem.


Prawdopodobnie dlatego Kajtek dość szybko wylądował w szalupie. Dotarł nią do wyspy bezludnej (dla niepoznaki oznaczonej jako "Wyspa bezludna" czyli île déserte), gdzie czekały go kolejne, ideologicznie neutralne perypetie rodem z "Vaillanta".


Następnie Kajtek przypadkowo natrafił na skarb (A.Bâbord uganiał się za nim przez pół komiksu), schwytał bandę piratów, odnalazł swój statek, a wreszcie w glorii i chwale wrócił do portu.


Tak skończyła się pierwsza historyjka o A.Bâbordzie (listopad 1949 - luty 1952) oraz pierwsza historyjka o Kajtku. Ale nie temat naszego dzisiejszego posta.

PROFESOR KOSMOSIK I MARSJANIE

Niektóre fragmenty "A.Bâborda" nie zmieściły się w "Latającym Holendrze", co nie znaczy, że się zmarnowały. Na przykład druga część "Niezwykłych przygód Kajtka-Majtka" (grudzień 1958-lipiec 1959) zaczęła się od skopiowanej z "Vaillanta" scenki z portową koparką.


ARKTYCZNA WYPRAWA

Potem Christa przez jakiś czas omijał tematykę morską. Narysował wprawdzie historyjkę o piratach z Mureny (listopad 1961 - sierpień 1962), ale była ona zbyt sensacyjna, żeby sięgać po pomysły Gire'a. Za to następna w kolejności "Arktyczna wyprawa" (w oryginale "Opowiadanie Koka", wrzesień 1962 - styczeń 1963) zaczęła się mocnym Gire'owym akcentem w postaci... remake'u portowej koparki. Tym razem wyszło to Chriście znacznie ładniej. I to jest dobra wiadomość.


Zła wiadomość jest taka, że nie tylko koparka, ale cała genialna idea tego komiksu została podpatrzona u Gire'a. W marcu 1960 w "Vaillancie" zaczęła się ukazywać seria kilkuplanszowych historyjek, w której A.Bâbord zabawiał marynarzy barwnymi, choć niezbyt wiarygodnymi morskimi opowieściami (przykładowy epizod). U Christy wyglądało to prawie identycznie: była portowa tawerna i tłum słuchaczy, tylko w roli gawędziarza-mitomana zamiast Kajtka wystąpił jego nowy towarzysz Koko.


Zaraz po knajpianym zagajeniu Christa przeskoczył do pierwszego "A.Bâborda" i sięgnął po gagi ze statku - te, które opuścił w "Latającym Holendrze". To czego Kajtkowi absolutnie nie wypadało robić, u Koka zdawało się być zupełnie naturalne, a nawet sympatyczne. W ten oto sposób dopełnił się polski odpowiednik A.Bâborda, tyle że w dwóch osobach: Kajtek otrzymał jego powierzchowność, a Koko charakter.


Na statku Koko zajmował się nie tylko obżarstwem i leżeniem w hamaku, ale także psuciem wszystkiego, co mu w ręce wpadło. Nic dziwnego, że załoga "Tegocosięfalinieboi", na czele z bosmanem i kapitanem (to ten z brodą i w wysokiej czapce), marzyła tylko o tym, by pozbyć się go raz na zawsze. Co rzecz jasna nigdy im się nie udało.


Następnie Christa wrócił do morskich kłamstewek A.Bâborda i wysłał Koka jego śladem - na urojoną wyprawę do Arktyki. Użył nawet podobnego zestawu rekwizytów: wieloryba, niedźwiedzia i Eskimosa. Co ciekawe, wycisnął z tego tematu znacznie więcej niż Gire.


PRZEMYTNICZY SZLAK

Drugi komiks z Kokiem w roli głównej (tytuł oryginalny "Opowieść Koka", wrzesień 1965 - maj 1966) był kolejnym remake'iem "A.Bâborda". Trochę zastanawiający jest fakt, że w roku 1965 Christa wciąż korzystał z tych samych kilkudziesięciu plansz "Vaillanta". Od ośmiu lat.


W nowej historyjce Koko jeszcze raz opowiadał jak to zasnął w porcie, a obudził się w ładowni (to już trzecia wersja dźwigu), potem jadł, leniuchował i psuł - czyli tak samo jak w "Arktycznej wyprawie". Jednak tym razem rzecz rozgrywała się na statku o nazwie "Przemytnik", którego kapitan dużo łatwiej tracił zimną krew niż jego kolega z "Tegocosięfalinieboi".


Spośród dziesiątków rewelacyjnych, w większości oryginalnych gagów "Przemytniczego szlaku", wpadł mi w oko jeden nieco mniej oryginalny, bo podpatrzony w "Vaillancie". Tym, którzy komiksu nie czytali wyjaśniam (UWAGA SPOILER), że Koko/A.Bâbord śni o walce z korsarzami, tymczasem na pokład wkraczają celnicy/gangsterzy. Marynarz sądzi, że to ciąg dalszy snu i spuszcza im lanie. Kiedy dowiaduje się z kim miał do czynienia, mdleje z wrażenia.


Na szczęście Christa rzadko bywał aż tak dosłowny. Jeżeli już pożyczał od kogoś pomysły na gagi, to zazwyczaj mocno je przerabiał i rozbudowywał. Tak było na przykład ze scenką w pałacu Neptuna, która z oryginalnych pięciu kadrów rozrosła się w "Wieczorze Wybrzeża" do kilkunastu odcinków.


Na koniec zostawiłem pewną ciekawostkę - na dowód, że "A.Bâbord" prześladował Christę przez ponad 30 lat. Chodzi o charakterystyczny rysunek parowca "La Frétillante", wielokrotnie zrecyklingowany przez Christę. Ostatnia wersja tego obrazka (znana z okładki "Kajtka, Koka i innych") powstała jako zwiastun przedruku "Pitekantropa" w roku 1988.

Kolejno: La Frétillante, Kakaryka (Wśród piratów), Tencosięfalinieboi, PrzemytnikKakaryka,
Wieczór Wybrzeża 22 kwietnia 1988

Chociaż wpływ Gire'a na twórczość Christy był ogromny, zarówno w sferze scenariuszy jak i rysunków, to przecież nie było to jedyne źródło inspiracji. W naszych artykułach staraliśmy się pokazać, że bezbłędnie rozpoznawalny i niemal niemożliwy do podrobienia styl Christy nie powstał "z niczego", ale kształtował się poprzez mozolne naśladowanie wielu różnych mistrzów: Arnala, Gire'a, Monzona, Cézarda, Tabary'ego. Trudno nawet wskazać który z nich był tym najważniejszym. Natomiast pewne jest, że gdyby "Vaillant" nie docierał do Sopotu, nie byłoby "Kajka i Kokosza".

* * *
Jeśli ktoś miałby ochotę na jeszcze więcej Gire'a, zachęcam do odwiedzenia strony BDzoom, gdzie kilka dni po naszej publikacji ukazał się olbrzymi i bardzo bogato ilustrowany artykuł o tym rysowniku (link znalazł ks. Piotr Kaczmarek). Za brakujące "Vaillanty" z lat 1948-1950 serdecznie dziękuję Tomkowi "Ratmanowi" Niewiadomskiemu.

niedziela, 23 czerwca 2013

Kajkosze XXXXL

Równo miesiąc temu firma Malpol Fiberglass poinformowała nas, że rozpoczyna prace nad pełnowymiarowymi figurami Kajka, Kokosza i całej kompanii. Aż do piątku sprawa miała status "ściśle tajne łamane przez poufne, zjeść przed przeczytaniem". Ciężko było nam trzymać język za zębami, ale nareszcie możemy uchylić rąbka tajemnicy.

Jak widać na zdjęciach, ogrodowe Kajkosze są kopiami figurek TissoToys w wersji XXXXL - wszystko za zgodą, w porozumieniu itp., itd. Tisso wcale nie zapewnia, że będzie jeszcze Mirmił, Jaga, Oferma i inni! - tzn. zapewnia, ale w wersji XXXXS :) Figury staną w Parku Krasnala w Nowej Soli, który jest promocyjnym (i całkowicie darmowym dla zwiedzających) przedsięwzięciem Malpolu... oraz na skwerze Kajka i Kokosza w Lubinie (pisaliśmy o nim w marcu, a tu jest krótki wywiadzik na jego temat). Być może z czasem pojawią się też u hardkorowych fanów w ogródkach, jak ich brzydsi francuscy kuzyni.


Firma Malpol zajmuje się produkcją figur z fiberglassu, czyli kompozytu poliestrowo-szklanego. Ich największym do tej pory przedsięwzięciem był 14,5-metrowy pomnik Papieża w Częstochowie.

piątek, 14 czerwca 2013

PRL Komix Zone odwołane

Jeśli ktoś się jutro wybierał na PRL KOMIX ZONE, to może sobie odpuścić. Komiksowa impreza została przeniesiona na PIXEL HEAVEN 2014, czyli na przyszły rok. A oto oficjalny komunikat organizatorów i Wojtka Łowickiego.
* * *
Wyjaśnienie: od chwili pojawienia się pomysłu na PIXEL HEAVEN (okolice Sylwestra 2012) do chwili obecnej zmieniło się bardzo wiele. Z pomysłu na kameralny zlot wielbicieli starych klimatów wyszła impreza o skali, jakiej nikt się nie spodziewał. W założeniu punktem wiodącym całości (poza komputerami oczywiście) miała być wystawa RELAX I PROPAGANDA: POLSKI KOMIKS LAT 80. i 90. I wystawa jest już gotowa – przygotowana starannie specjalnie na tę okazję przez Wojtka Łowickiego. I jest tak obszerna, że fizycznie nie zmieści się nam do klubu, mając na uwadze ilość retro komputerów (prawie 100 stanowisk), flipperów, sceny, koncerty, wykłady, Indie Basement itp. A nie byłoby wcale źle, jakby po wstawieniu tego wszystkiego, do klubu zmieścili się jeszcze goście... Poza tym wystawa jest tak ciekawa i ekscytująca (są wyjątkowe smaczki!), że szkoda byłoby ją wcisnąć szczątkowo i tak naprawdę nie byłoby FIZYCZNEJ możliwości jej oglądania, posłuchania o eksponatach itp.

Tak więc podjęliśmy trudną decyzję o przeniesieniu już gotowej wystawy na edycję PIXEL HEAVEN 2014, która jest zaplanowana na wczesną wiosnę roku przyszłego. Będzie ona jednym z wiodących tematów edycji przyszłorocznej, a podczas PIXEL HEAVEN 2013 ograniczymy się do prezentacji przygotowanej przez Konrada Hildebranda nt. rozrywki i propagandy serwowanej nam w legendarnym magazynie RELAX.

Podsumowując – decyzja o przesunięciu wystawy jest trudna i serce się kraje, ale uwierzcie: tak naprawdę będzie lepiej dla samej wystawy...

* * *
Na otarcie łez został nam zwiastun imprezy z obowiązkowym udziałem Kajka i Kokosza (1:08).

czwartek, 6 czerwca 2013

Maestro Gire, część 1

Nasz cykl o "Vaillancie" powoli dobiega końca. Rozpoczęliśmy go ponad dwa lata temu krótkim artykułem o Eugènie Gire (czytaj: Żir, prawdziwe nazwisko Giroud), od którego Christa pożyczył pomysł na Kajtka-Majtka. Wtedy zaledwie musnęliśmy temat, a teraz musimy do niego wrócić. Po pierwsze dlatego, że Gire był znakomitym artystą. Po drugie, ponieważ Christa świetnie o tym wiedział i nie raz inspirował się jego pracami.

Gire rozpoczął karierę komiksiarza w roku 1937. Wykonywał ten zawód przez całą okupację. Zdarzało mu się rysować komiksy realistyczne, ale najlepiej czuł się w kresce groteskowej. Niezłą próbką jego wszechstronności i mistrzostwa jest albumik "Télé et Fone petits messagers" z kwietnia 1945 roku. Trzeba przyznać, że rozmach i dynamika tego komiksu nawet dziś budzą podziw.


Gire rozpoczął współpracę z "Vaillantem" w maju 1945 roku, serią "Les aventures de R.Hudi Junior et de Nitrate". Była to najzwyklejsza podróbka "Tintina", opowiadająca o chłopcu w spodenkach do golfa, z fantazyjną grzywką (R.Hudi Junior, czyli Młody R.Udyta) i nieodłącznym białym foksterierkiem (Nitrate, czyli Azotek). Cała finezja Gire'a gdzieś nagle zniknęła, rysownik zaczął nawet naśladować ligne claire Hergégo.


W początkowych odcinkach widać też wyraźne nawiązania co najmniej do dwóch albumów Tintina: "Cygara faraona" i "Tintin w Ameryce".


Kopiowanie Hergégo prawdopodobnie nie było inicjatywą Gire'a, tylko redakcji (jak w przypadku "Asterixa" i "Arthura" Cézarda). Wersję tę zdaje się potwierdzać fakt, iż dokładnie w tym samym czasie "Vaillant" zaczął publikować jeszcze jedną imitację "Tintina" pt. "Les extraordinaires aventures de Biquet et son chien Plouf", rysowaną przez Marcela Turlin (pseudonim Mat). Tym razem część przygód została ściągnięta z "Tintina w Kongo".


I tu ciekawostka: zarówno "R.Hudi Junior" jak i "Biquet" znani byli polskim czytelnikom, odpowiednio jako "Profesor Bąblin i S-ka" oraz "Przygody Hipcia". Pod takimi właśnie tytułami komiksy te ukazywały się na łamach tygodników "Nowy Świat Przygód" (Hipcio, 1946) oraz "Świat Przygód" (Bąblin, 1948), starannie przerysowane przez anonimowych polskich grafików (jednym z nich mógł być Papcio Chmiel, który kopiował również "Placida i Muzo"). O francuskim rodowodzie tych komiksów redaktorzy nawet się nie zająknęli, co było wówczas typową praktyką. Zresztą znaczną część materiału starego i nowego "Świata Przygód" stanowiły przedruki, czy raczej przerysowanki z "Vaillanta", które tylko udawały polskie komiksy. Fakt ten był wstydliwie ukrywany, dzięki czemu toporność nielicznych dzieł krajowych nie kłuła zbytnio w oczy na tle produkcji zachodnich.*

Vaillant #75, 1946Świat Przygód, 1948
Wannolot z Vaillanta #31, 1945Nowy Świat Przygód, 1946

Można więc powiedzieć, że Tintin po raz pierwszy trafił do Polski tuż po wojnie, okrężną drogą i do tego w stanie mocno przetworzonym. I tu muszę wtrącić kolejną dygresję, zupełnie nie związaną z Girem. Otóż w roku 1961 Christa narysował jeden ze swoich najlepszych komiksów, znany jako "Poszukiwany Zyg-Zak". W 44. odcinku tej historyjki Kajtek i Profesor Kosmosik kupują sobie pieska o wdzięcznym imieniu Ozorek. Psiak dopada Zyg-Zaka, uwalnia Kajtka z więzów, po czym znika w odcinku 90. Skąd się wziął w tym komiksie? Prawdopodobnie też z "Tintina". Wprawdzie Ozorek - w przeciwieństwie do psa Milusia - nie mówił, to jednak w historyjce pełnił podobną rolę jak jego belgijski kolega, a w dodatku wyglądał tak samo. Czyżby Christa już w roku 1961 znał twórczość Hergégo? Postaramy się kiedyś wyjaśnić tę sprawę.

Poszukiwany Zyg-Zak
Tintin w Ameryce

Wróćmy do Gire'a. W połowie 1947 r. rysownik pożegnał się z ligne claire, ale nie z bohaterami swojej tintinopodobnej historyjki. W miejsce pierwotnej serii zaczął publikować kolejne jej spin-offy: western "Les Roule-ta-Bosse et Jim Yes-Yes" (w kolorze), komedię familijną "La Pension Radicelle" (także w kolorze), a wreszcie "R. Hudi Junior et ses Aventures" (humoreski, maleńkie czarno-białe kadry). Później okazało się, że takie rozwidlanie cykli oraz częste zmiany tytułów stanowią ulubiony przez Gire'a element zabawy z czytelnikami.


Pod koniec 1949 roku francuski twórca wystartował z zupełnie nową serią pt. "Les Avatars d'A.Bâbord" - tym razem o morzu, dalekich wyprawach, kraju gadających papug i niestworzonych marynarskich opowieściach. Z głównego cyklu dość szybko wypączkował spin-off o samych papugach pt. "Les Frères JackAS, enfants de Père O.K." oraz kolejne mutacje: "A.Bâbord", "Les Frères JackAS", "Père O.K." i ich dowolne połączenia (np. "A.Bâbord et Père O.K." itp.). Długość odcinków była rozmaita, od pojedynczych pasków, przez pół- i jednoplanszówki, aż po zamknięte kilkustronicowe historie. Graficznie Gire mógł tu sobie poszaleć - bez sztywnego podziału na jednakowe kadry i w swojej ulubionej czerni i bieli (choć niektóre podserie były kolorowe). Ale po co o tym opowiadać? Zobaczcie sami.

Vaillant, 1950-1951

Przyznam, że odkrycie faceta, który rysował jak Andreas z Baranowskim razem wzięci, tyle że 30 lat przed nimi, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Podejrzewam, że młodemu Chriście też opadła szczęka na widok "A.Bâborda". W następnym odcinku przekonamy się co takiego sopocki komiksiarz próbował podpatrzeć u Gire'a (oprócz Kajtka) i jakie były efekty tego podpatrywania.

________
* Więcej: Adam Rusek "Od Nowego Świata Przygód do Świata Młodych: ewolucja pisemka obrazkowego dla dzieci i młodzieży w latach 1946–1949"

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Similak kontra Christa

1.
"Kajko i Kokosz: Ostatnia podróż" to 12-planszowy komiks Zygmunta Similaka zgłoszony na konkursu Egmontu w 2007 r. Historyjkę można było potem znaleźć na stronie internetowej "Magazynu Fantastycznego". Strony już nie ma, więc niech się cieszy ten, kto zdążył komiks ściągnąć. Kto nie zdążył, niewiele stracił - niedługo będzie mógł go przeczytać w nowej antologii Similaka pt. "Shorty". Szczegóły na blogu wydawnictwa Strefa Komiksu.

2.
Na izraelskim blogu Isracomics ukazał się obszerny artykuł o polskim komiksie, m.in. o "Kajtku i Koku" oraz "Kajku i Kokoszu". Poprzednim razem mieliśmy autorowi trochę za złe, że "Ostatnią podróż" Similaka przedstawił jako planszę Christy, ale już nam przeszło. Zobaczcie też koniecznie post o komiksie węgierskim (to a propos wystawy w Węgierskim Instytucie Kultury w Warszawie). Aha, ojczystym językiem blogera jest polski, więc jeśli znów coś pokręci, możecie mu o tym sami napisać.

3.
Filip Bąk wrzucił na facebooka kolorowe zdjęcie wirtualnego modelu Mirmiłowa, który wykonał jako projekt na trzecim roku architektury. Więcej na ten temat przeczytacie w artykule Filipa pt. "Mirmiłowo w komiksach Christy a historia architektury wiejskiej", w "Zeszytach Komiksowych" #9 (numer z roku 2009 poświęcony Januszowi Chriście).

4.
Jeden z forumowiczów Podziemia Opowiadań wziął się za nowelizację (czyli literacką przeróbkę) "Złotego pucharu". Pierwszych 4 plansze komiksu zajęły 9,5 tysięcy znaków, czyli trochę ponad 5 stron książki. W sumie na jedno wychodzi, ale my jednak wolimy komiks - być może z lenistwa, bo szybciej się czyta.

5.
28 maja z wielką pompą ruszył Park Miniatur "Mikroskala" w Koninie. Jedną z atrakcji jest interaktywna makieta kolejowa dla najmłodszych, udekorowana figurkami TissoToys, w tym oczywiście całym zestawem "Kajka i Kokosza". Spróbujcie znaleźć Milusia (zdjęcie: LM.pl).

6.
Obwoźna wystawa Wojtka Łowickiego "Komiks polski 1948-89" tym razem zagościła w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej w Rypinie. Eksponaty z dymkami (i bez) powiszą tam do 15 czerwca. W programie wystawy: Christa, Chmielewski, Baranowski, Raczkiewicz, Szyszko i inni.

7.
Od jakiegoś czasu na blogu "Komiks w bibliotece" śledzimy serię postów "Alfabet z dymkiem". Cykl doszedł już do literki C, a to oznacza, że musiało pojawić się hasło "Janusz Christa". I pojawiło się. Teraz czekamy na literkę N :)