W związku z licznymi pytaniami o autorów następnego "Kajka i Kokosza", przedstawiam roboczą wersję okładki "Ofermy Wielkiego" z uaktualnioną listą płac. Informacje pochodzą z wiarygodnego źródła. Dla ułatwienia dodam, że gość siedzący na tronie to nie jest Kokosz, tylko bohater tytułowy komiksu. Premiera prawdopodobnie w maju 2025 na warszawskich Targach Książki. Szkice Bédu i Jacka Skrzydlewskiego możecie zobaczyć tutaj.
Poniżej cała pogadanka Tomasza Kołodziejczaka pt. "Kajko i Kokosz - Żwawi boomerzy polskiego komiksu", wygłoszona w poprzednią niedzielę na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.
A tu zdjęcie z sobotniej prezentacji Martyny Chrzanowskiej o zapowiedziach Egmontu na rok 2025. Jak widzicie, szykuje się reedycja "Zwariowanej wyspy". Poza tym mają się ukazać jeszcze dwa tomy (a może trzy) kolorowego "Kajtka i Koka". Może rewelacyjny "Pitekantrop"?
Po trwających dziewięć miesięcy zawirowaniach, Egmont wypuszcza na rynek poprawioną wersję "Złego księcia", czyli pierwszą część kolorowego "Kajtka i Koka w krainie baśni". Poprzednia wersja została totalnie skopana przez tzw. "zespół zewnętrznych współpracowników" (kto wie, ten wie), który z własnej inicjatywy przerobił teksty w komiksie na bardziej nowoczesne. Po moim sygnale Egmont wycofał ze sprzedaży cały nakład... no prawie cały, bo kilka egzemplarzy się uchowało i potem trafiło na Allegro za chore pieniądze.
Nowe wydanie pojawi się w księgarniach 14 sierpnia. Sprawdziłem opublikowane przez Egmont przykładowe plansze i na moje oko teksty zgadzają się z oryginałem co do przecineczka. Miejmy nadzieję, że od tej pory będzie to standard w Egmoncie, bo i wcześniej zdarzało im się poprawiać Christę (np. w "Opowieściach Koka"), choć nie na taką skalę.
Dla niedowiarków przygotowałem zestawienie, na którym można porównać obie wersje Egmontu z "Pojedynkiem z Abrą". Była to pierwsza edycja zeszytowa "Kajtka i Koka w krainie baśni", osobiście przygotowana przez Janusza Christę na bazie gazetowych pasków z "Wieczoru Wybrzaża" (1963-1964).
A propos "Pojedynku z Abrą" - taki tytuł będzie też nosiła druga część "Złego księcia". Premiera już 11 września, okładka zgodna z pierwowzorem, cena standardowa. Oba tomy dostępne są w przedsprzedaży na stronie Egmontu: tu i tu.
Jak wiecie, dziś obchodzimy okrągłą, 90. rocznicę urodzin Janusza Christy. Z tej okazji blog Na Plasterki życzy wszyskim fanom Mistrza wielu niesamowitych kajkoszowych znalezisk.
Już za trzy dni, 19 lipca będziemy obchodzić 90. rocznicę urodzin Janusza Christy. Tego dnia Kajtek i Koko wrócą do nas po półrocznej przerwie w kolejnym rozdziale swojej "Wewnętrznej podróży". Nowe odcinki ich przygód będą ukazywać się co poniedziałek, począwszy od tego miejsca. Tymczasem autor projektu, Marek "Ashika" Ostapkowicz zaprasza nas na filmową wizytę w swojej nowej pracowni, którą urządził sobie na Tasmanii. Zazdro!
Przypominam, że to nie koniec jubileuszowych atrakcji. Z okazji dziewięćdziesiątki Christy wydawnictwo Egmont przygotowuje specjalną urodzinową edycję "Szkoły latania", w której oryginalny scenatiusz Mistrza zilustruje kilkudziesięciu polskich rysowników, natomiast w Gdańsku odbędzie się dwudniowy festiwal "Kajko i Kokosz zapraszają", zorganizowany przez Fundację "Kreska". Bawcie się dobrze.
Sporo ostatnio buszuję po internecie w poszukiwaniu starych komiksów. O ile samo polowanie nie nastręcza większych problemów, to z jakością znalezionych skanów różnie bywa. Pół biedy gdy skany są zbyt małe, wtedy można podeprzeć się sztuczną inteligencją.*) Ale jeśli komiksy są naprawdę stare, papier pożółkły, a farby wyblakłe, AI na niewiele się przyda. Wtedy trzeba zakasać rękawy i samemu kombinować w programie graficznym.
Obróbka najsprawniej idzie w przypadku komiksów czarno-białych (czytaj: szaro-brązowych). Trzeba tylko zamienić obrazek na odcienie szarości, ustawić kontrast, poziomy i gotowe. Do celów amatorskich zazwyczaj w zupełności to wystarczy, a jeśli bardzo nam się chce, możemy jeszcze ręcznie wyretuszować ostatnie paprochy.
Schody zaczynają się przy komiksach kolorowych. Im dłużej merda się suwakami (odcień, nasycenie, kontrast, cokolwiek), tym gorszy efekt. Raz kreska blednie, innym razem kolory się rozjeżdżają albo znikają jaśniejsze odcienie itp. Błędne koło. Spójrzcie na poniższy przykład - niby wszystko jest OK, ale trudno odróżnić żółty kolor od zielonego. Oczywiście można odcienie poprawić ręcznie, ale przecież nie chodzi o to, żeby się narobić.
Jako zdeklarowany leń pomyślałem sobie, że musi istnieć jakiś uniwersalny, magiczny myk, który zautomatyzuje cały proces. Potem wykombinowałem, że faktycznym celem nie jest podkręcanie koloru farby drukarskiej (do tego sprowadza się machanie suwakami), tylko pozbycie się brązowego papieru - i to wszędzie, tzn. nie tylko z miejsc obok farby, ale również spod samej farby. Okazuje się, że da się to zrobić bezmyślnie, zaledwie kilkoma kliknięciami, tylko trzeba mieć program graficzny obsługujący warstwy - choćby mój ulubiony, darmowy Paint.NET.
Zabawę zaczynamy od pobrania próbki papieru. W tym celu znajdujemy miejsce, które powinno być białe, a nie jest. Musi to być jakiś niezadrukowany, w miarę czysty fragment, byle nie przy zetlałej krawędzi kartki, bo próbka ma być reprezentatywna dla całej powierzchni. Po ustawieniu pipety na jak największą liczbę pikseli, pobieramy kolor.**)
Dodajemy nową warstwę i w całości wypełniamy ją kolorem z pipetki. W tym momencie widzimy tylko idealnie gładką taflę beżo-brązu. Odwracamy ten kolor (negatyw), wówczas górna warstwa robi się granatowa. Co prawda nadal nic nie widać, ale możecie mi wierzyć, że najgorsza robota jest już za nami.
Wystający róg skanu zostawiłem w celach poglądowych. Górna warstwa ma zakrywać 100% powierzchni!
UWAGA, nadszedł czas na obiecany magiczny myk. Wchodzimy w ustawienia górnej, granatowej warstwy, zmieniamy krycie/mieszanie na "unikanie" (dodge, czy jak to się w Waszym programie nazywa) i nagle naszym oczom ukazuje się prawie oczyszczona plansza. Łał! To co zostało po "odpapierzeniu" komiksu, to w zasadzie sama farba drukarska plus ślady po ziarnie i lokalnych przebarwieniach. Jeżeli niczego wcześniej nie poknociliśmy, tzn. jeżeli całość wygląda jak na załączonym obrazku (pierwszy na dole), scalamy obie warstwy i dopiero od tego miejsca zaczynamy zabawę suwaczkami. Zapewniam, że będzie to bułka z masłem w porównaniu z korektą pierwotnych beżo-brązów.
Metoda jest uniwersalna, sprawdza się na "płaskich" aplach, na full-kolorze z przejściamu tonalnymi, a nawet na malowanych okładkach. Wyeliminowanie odcienia papieru pozwala błyskawicznie dokopać się do prawdziwych barw komiksu. Przy okazji można natknąć się na niespodzianki, jak w przypadku "El plato chino" (czwarty obrazek), w którym kreskę wydrukowano na niebiesko, co na pożółkłym skanie ledwie było widać.
Dokładnie tak samo można obrabiać komiksy czarno-białe, z tym, że jest to bardziej pracochłonne od zamiany na szarości. Mimo to warto poeksperymentować, ponieważ na samej kresce lepiej widać jak działa "odpapierzanie". Przy właściwie dobranej próbce tła (kolor górnej warstwy), powinniśmy uzyskać idealnie monochromatyczną kreskę, bez żadnego odcienia. Czy będzie ona czarna czy szara - to już zależy od drukarni. Na przykład na dole po lewej stronie widzimy hiszpański komiks z roku 1961, w którym użyto kiepskiej gazetowej farby drukarskiej, a po prawej starszy o 8 lat komiks holenderski (magazyn "Kuifje", czyli tamtejszy "Tintin"), gdzie nawet po "odpapierzeniu" czerń wciąż trzyma się mocno.
Kluczowy dla całego procesu jest użyty przez nas kolor próbki papieru. Im lepiej go dobierzemy, tym rezultat bliższy będzie oryginałowi. Gdyby więc przed ostatecznym scaleniem warstw coś nam się nie podobało, możemy jeszcze delikatnie podrasować kolor górnej warstwy (jasność, odcień, saturacja) i w ten sposób oszczędzić sobie pracy przy retuszowaniu.
Zapewne nie jest to ani jedyne, ani nawet optymalne rozwiązanie, ale ma wiele zalet: jest proste, szybkie i niemal w 100% powtarzalne. Być może uda Wam się je udoskonalić - wtedy koniecznie dajcie znać. A może znacie lepszą albo po prostu inną metodę? Wtedy dajcie znać tym bardziej. Ku chwale komiksu, towarzysze! Życzę owocnej zabawy.***)
____________
*) W Googlu szukamy haseł upscale albo enlarge image AI. Jest tego mnóstwo.
**) Jeśli nasz program potrafi pobrać kolor tylko z pojedynczego piksela, wówczas kopiujemy cały wybrany prostokąt papieru i wklejamy do nowego obrazu. Rozmywamy go Gaussem ile się da (promień kilkadziesiąt pikseli) i w ten sposób uzyskujemy jednolity, uśredniony kolor papieru. Pobieramy go naszą pipetką, wracamy do pliku z komiksem i dalej postępujemy jak w tutorialu.
***) Setki skanów do poćwiczenia znajdziecie np. tutaj.
W lipcu br. przypada 90. rocznica urodzin Janusza Christy - jednego z najważniejszych autorów w historii polskiego komiksu. W ramach obchodów tego jubileuszu, na 17 lipca br. wydawnictwo Egmont zaplanowało premierę wyjątkowego albumu "Kajko i Kokosz. Szkoła latania – Wydanie urodzinowe!". To adaptacja klasycznej opowieści Janusza Christy w wykonaniu wielu polskich autorów komiksów różnych pokoleń.
Tomasz Kołodziejczak, pomysłodawca i redaktor tomu podkreśla, że to wydanie wyjątkowe - unikalny na skalę światową projekt, opublikowany tylko w jednym wydaniu – na rocznicę. Ten komiks to nie jest "Szkoła latania" Janusza Christy, jednocześnie to jest "Szkoła latania" Janusza Christy! Każdą z 35 stron (a także okładkę i stronę tytułową) oryginalnego komiksu narysował inny polski twórca! Całkowicie w swoim stylu, ale z zachowaniem oryginalnej fabuły i wszystkich dialogów. Kolejni artyści przedstawili swoje interpretacje okładek kilku innych tomów "Kajka i Kokosza". W rezultacie powstało dzieło niezwykłe. Fani twórczości Christy oraz fani współczesnego polskiego komiksu będą mogli przeczytać kanoniczny tom serii w zupełnie nowy sposób. To wydanie nie zastępuje Szkoły latania Janusza Christy, ale wierzę, że stanie się intrygującym uzupełnieniem kolekcji każdego miłośnika historii obrazkowych.
Autorem okładki albumu "Kajko i Kokosz. Szkoła latania – Wydanie urodzinowe!" jest Krzysztof Gawronkiewicz. Album jest dostępny w przedsprzedaży w księgarni Egmont.pl
W ramach obchodów 90. rocznicy urodzin Janusza Christy Fundacja "Kreska" przygotowuje dla fanów twórczości Mistrza weekend pełen atrakcji. W gdańskim CH Manhattan w dniach 19-20 lipca odbędą się warsztaty, prelekcje i panele dyskusyjne. Organizatorzy zapraszają też na wystawę pamiątek i oryginalnych prac Janusza Christy.
Na czerwiec planowana jest emisja monety "Kajko i Kokosz. Szkoła latania". To drugi numizmat z wizerunkami bohaterów legendarnej serii stworzonej przez Janusza Christę przygotowany przez Mennicę Gdańską.
Dzielni wojowie z Mirmiłowa zawitali do Wrocławia!
Zapraszamy Was na interaktywną wystawę scenograficzną "Słowiański Świat Kajka i Kokosza", którą zbudowaliśmy w Centrum Historii Zajezdnia. Przez 5 miesięcy, od 1 czerwca do 3 listopada 2024 roku, ekspozycja przeniesie zwiedzających do świata znanego z kart komiksów Janusza Christy. W naturalnej skali będzie można zobaczyć (a nawet wejść do środka) m.in. Chatę Jagi, Bramę Mirmiła, Tron Hegemona oraz Chaty Kajka i Kokosza. Nie zabraknie również interaktywnych atrakcji: Maczuga Łamignata, Prasławiański Miecz i wiele innych.
Dzięki zabawie poznamy słowiańską Polskę, jej dawne obyczaje oraz język komiksu. Elementem edukacyjnym będzie również dział poświęcony Januszowi Chriście, autorowi kultowego komiksu. Przygotowaliśmy go we współpracy z kolekcjonerami, którzy udostępnili swoje zbiory.
Ta wystawa jest dla każdego – dla najmłodszych i dorosłych fanów komiksów.
W internecie pojawiła się oficjalna zapowiedź papierowego wydania webkomiksu "The Spirit Journey". Anons publikuję na szybko w wersji oryginalnej. Polskie tłumaczenie wrzucę trochę później, jak ochłonę.
* * *
An official announcement
Four In the Morning Productions (based in Hobart, Tasmania) is proud to announce our first printing of the comic adventures of Kajtek and Koko titled: The Spirit Journey - book 1: Into the Wild. This first volume will be available in Australia and New Zealand from 19th July, 2024.
The premiere of the highly anticipated autobiographical cartoon by the renowned adventurist, martial artist, and accomplished sculptor Ashika (Marek Ostapkowicz), will be launched in person by the author at Hobart’s Comics Emporium on July 19, 2024 from 7 PM. Mark this date! Don’t miss out!! Seats are limited!!!
The author states: Book one starts in early 1970s, in communist Poland, with a prophecy uttered by Janusz Christa to his cartoon characters - Kajtek and Koko! From then on, the two friends came to life, flying towards amazing adventures, that take them into the wilds of the Canadian Yukon and then... Wait! The publisher requested that I keep it zipped not to spoil the plot... hmm, sorry!
The first book: Into the Wild, has also many extras, including unpublished pages of Ashika's travel journal, illustrations and personal observations of his adventures (that Kajtek and Koko have endured during The Spirit Journey). As a bonus we will share some of Ashika's collection of Christa’s never before seen original drawings, which is undoubtedly the biggest assemblage of the artist's work outside of Poland.
A sneak peek inside:
* * *
I to tyle. Jak widzicie, data premiery wybrana została nieprzypadkowo - 19 lipca to okrągłe 90. urodziny Janusza Christy. Wydawca nie podał jeszcze ceny albumu. O szczegółach będę Was informował na bieżąco, zwłaszcza jeśli pojawi się stanowisko Egmontu albo Fundacji "Kreska".
Temat filmów SF (rzekomo) inspirowanych "Kajtkiem i Kokiem w kosmosie" wałkowaliśmy już wielokrotnie. Pod lupę trafiły m.in.: "Seksmisja", "Gwiezdne Wojny" i "Czerwona planeta". Robiliśmy też porównania w drugą stronę i wyszło nam, że Christa musiał oglądać "Barbarellę" Rogera Vadima, albo chociaż jej czołówkę. Opowieść o wyprawie Kajtka i Koka do gwiazdozbioru Oriona jest tak obszerna (1270 odcinków, nie licząc dokrętek) i tak zróżnicowana tematycznie, że z pewnością znajdzie się jeszcze niejeden podobny do niej film, czy to wcześniejszy, czy późniejszy od serialu z "Wieczoru Wybrzeża" (1968-1972).
Niedawno natnąłem się na kolejny taki przypadek, bodaj najciekawszy z dotychczas odkrytych. Początkowo jednak wydał mi się on wątpliwy, a to dlatego, że chodzi o amerykański film z lat 50., prawdopodobnie nigdy nie wyświetlany w polskich kinach (chyba że studyjnych). Skąd więc pomysł, że Christa go oglądał? Zaraz zobaczycie.
Film nosi tytuł "This Island Earth". Nakręcony został w roku 1955 na podstawie powieści Raymonda F. Jonesa, pisarza również w Polsce nieznanego. Wytwórnia Universal reklamowała go hasłem "powstawał 2,5 roku", co dziś wydaje się wątpliwą rekomendacją, ale widocznie w tamtych czasach robiło wrażenie. Recenzje były pozytywne, chwalono głównie efekty specjalne. Przyznam, że obejrzałem ten film z dużą przyjemnością, pewnie dlatego, że stary ze mnie boomer. Jeśli ktoś też miałby ochotę spróbować, odsyłam na YouTube'a, a tu wrzucam trailer.
Przejdźmy teraz do meritum, czyli do podobieństw między "This Island Earth" i "Kajtkiem i Kokiem w kosmosie". Jest ich mnóstwo, ale nie znajdziemy ich w jednym miejscu - rozsiane są po całym komiksie, głównie w pierwszej połówce, tej o Orionidach. Jeśli Christa rzeczywiście oglądał kiedyś ten film, to raczej dawno i mgliście pamiętał fabułę, za to w głowie musiało mu utkwić kilka widowiskowych ujęć, domagających się recyklingu.
UWAGA! TOTALNY SPOILER
Zarówno film, jak i komiks zaczynają się z grubej rury: od groźnego spotkania z UFO. Na filmie kosmita przejmuje kontrolę nad samolotem głównego bohatera, zaś w komiksie kruszy skały.
Po tej manifestacji bohater dostaje zaproszenie do dziwnego laboratorium, gdzie ma wziąć udział w supertajnym projekcie. Szefowie placówki obserwują jego poczynania na ekranach monitorów.
Nieszczęśnik panikuje i postanawia uciec wraz z dwoma innymi osobami. Ich samochód zostaje zaatakowany laserem z nieba i zniszczony. W komiksie Koko ucieka na piechotę, a "kosmici" gonią go samochodem.
Nasz bohater i jego koleżanka przesiadają się więc do samolotu, ale latający talerz przechwytuje ich za pomocą wiązki ściągającej. Taka sama scena (tylko bez samolotu) pojawia się w komiksie dwukrotnie - obcy statek raz wsysa Koka z Etą, a raz z Kajtkiem.
Spodek rusza ku Metalunie, ojczystej planecie ufoludków. Tuż przed osiągnięciem celu podróży atakują go statki Zagonów, z którymi "nasi" kosmici toczą wojnę. U Christy zamiast Zagonów mamy Zarzura.
Po zwycięskiej bitwie Ziemianie wchodzą do specjalnych kapsuł, które mają dostosować ich ciała do ciśnienia panującego na Metalunie. Pomysł Christy był jeszcze lepszy - jego kosmonauci w ogóle nie opuszczają kapsuł, tylko "telepsychicznie" kierują z nich swoimi kopialami.
Latający talerz podchodzi do lądowania na Metalunie i tu zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Otóż powierzchnia planety okazuje się być martwym pustkowiem, zniszczonym w wyniku wojny z Zagorami. W komiksie atmosfera Oriona została skażona przez samych Orionidów.
Okazuje się, że mieszkańcy Metaluny (i Oriona) musieli przenieść się pod powierzchnię planety. Różnica jest taka, że na filmie pod ziemię schodzi cały pojazd, a w komiksie tylko pasażerowie.
Ziemianie i ich kosmiczny towarzysz w dalszą drogę udają się podziemnym pojazdem o nieznanym napędzie.
W końcu stają przed Monitorem, przywódcą Metaluny. Ten oznajmia, że jego lud musi przeprowadzić się na Ziemię, a nasi bohaterowie zostaną umieszczeni w "komorze transmyślowej", która pozbawi ich wolnej woli. W podobne tarapaty Kajtek i Koko wpadli na Orionie, gdy Naczelny Cybrostrator chciał im wymazać pamięć.
W tym momencie Zagonom udaje się przebić pole ochronne Metaluny. Wszystko wokół się wali (w komiksie bazę niszczy robot Mepron), więc bohaterowie korzystują z okazji i dają dyla.
Wtem na ich drodze staje strażnik - mutant z wielkimi obcęgami zamiast dłoni - i z niejasnych powodów rzuca się na uciekinierów. Kosmita dzielnie przyjmuje atak na klatę.
Ostatecznie całej trójce udaje się dotrzeć do statku i uciec z podziemi tuż przed ostatecznym wybuchem. Uff...
Wydaje się, że to już koniec kłopotów i można bezpiecznie wracać na Ziemię. Nic z tego, ponieważ na statek dostał się pasażer na gapę - znany nam już obcęgoręki mutant zabójca. U Christy w tej roli wystąpił "udoskonalony" przez Orionidów robot BX-27.
Nagle mutant pada na ziemię i zaczyna dymić. Jak się okazuje zabiła go... różnica ciśnień, natomiast robot Orionidów przepalił sobie obwody obliczeniowe.
Statek bez dalszych przeszkód dociera na naszą poczciwą, starą Ziemię. Bohaterowie filmowi opuszczają go w swoim samolocie, a bohaterowie komiksowi w szalupie ratunkowej. Sceny finałowej, w której ostatni mieszkaniec Metaluny ginie w katastrofie własnego latającego talerza, nie znajdziemy rzecz jasna w komiksie z "Wieczoru Wybrzeża".
I co sądzicie o tym znalezisku? Czy Waszym zdaniem film i komiks wykorzystują po prostu te same klisze z fantastyki naukowej, a ja tendencyjnie zestawiłem je z sobą? Czy może za dużo tu podobieństw, a nawet całych sekwencji, by wszystko zrzucić na przypadek? Bardzo jestem ciekaw Waszych opinii.