sobota, 5 lipca 2025

Frankofonia 1960-1962

«« ODCINEK 12 »»

Macie prawo być zaskoczeni, że niniejszy odcinek obejmuje tylko trzy lata i jeden obszar językowy. Zapewniam jednak, że będzie to najdłuższy rozdział z wszystkich dotychczasowych, a absolutnie rekordowy był rok 1960. Po premierze tygodnika "Pilote" (29 października 1959) franko-belgijskie czasopisma na wyprzódki zaczęły publikować historyjki chociaż z grubsza przypominające "Asteriksa". Tylko redakcja "Tintina" pozostała obojętna - w każdym razie jej walońska część, bo Hugo De Reymaeker i Berck przygotowali kilka miniaturek, które pokażę w kolejnym odcinku flamandzkim.

1960: Wszystkie ręce na pokład

Przegląd otwiera dziennik "La Libre Belgique" z paskami komiksowymi z serii "Primus i Musette" (1957-1968). Była to seria inspirowana amerykańskim "Alley Oop", o grupie młodych jaskiniowców przeniesionych do XX wieku, a potem również wrzucanych do różnych epok historycznych. W epizodzie "Le talisman du druide" (123 paski) nie ma wehikułu czasu, bohaterowie są autentycznymi Galami, a zatem kciuk idzie w górę. Następnie mamy: dwa minizeszyty z magazynu "Spirou" (mini-récits), dwa nowe komiksy weterana średniowiecznych klimatów - Erika, i wreszcie długą serię "Ouen le Bûcheron" o drwalu i jego magicznej siekierze. A więc aż sześć trafień w jednym roku i tylko jeden komiks odrzucony, ale wyłącznie dlatego, że był za krótki ("La Prince noir", 4 plansze).

1961: Długodystansowcy

W następnym roku pojawiły się dwa nowe cykle, które później rozrosły się do imponujących rozmiarów: "Bec-en-Fer" z antropomorficznymi ptakami w autentycznej średniowieczniej Europie oraz nowocześnie rysowany "Le Baron" w formie minizeszytów. Tymczasem na łamach "Pilote" wystartowała nowa seria Goscinnego, będąca parodią komiksowych pogadanek o historii "Les Belles Histoires de l'oncle Paul" (tutaj kciuk w dół).

1962: Nowe terytoria

Po dwóch latach "grzania" tematu pomysły na średniowiecze trochę się opatrzyły. Część komiksiarzy zaczęła się rozglądać za podobnymi, ale nieco innymi settingami. I tak: trio Henri/Manesse postawiło na Fenicję ("Khalou"), a duet Goscinny/Tabary na Persję ("Iznogud").

Odcinek kończę tak samo jak zacząłem - pomysłem w stylu "Primus i Musette". Otóż redakcja tygodnika "Vaillant" tak bardzo chciała mieć własnego "Asteriksa", że namówiła Jeana Cézarda na mały plagiacik w zamian za jedną dodatkową stronę komiksu tygodniowo. Rysownik się ugiął - czego później ponoć żałował - i wysłał swojego duszka Arthura do Galii (luty 1962), a w kolejnej części na arenę rzymskiego cyrku (lipiec 1962). Temat tej drugiej historyjki też nie był przypadkowy, jako że od marca 1962 na łamach "Pilote" leciał... "Asteriks gladiator". Naprawdę trudno będzie znaleźć komiks bardziej podobny do "Asteriksa", dlatego przymykam oko na wehikuł czasu i daję kciuk w górę.

C.D.N.

środa, 2 lipca 2025

Frankofonia 1952-1959

«« ODCINEK 11 »»

Tak oto dobrnęliśmy do premiery "Asteriksa". Najpierw jednak sprawdzimy co takiego działo się na rynku franko-belgijskim tuż przed tym wiekopomnym wydarzeniem. Okazuje się, że dużego ruchu nie było, przynajmniej w komiksach historyczno-komediowych. Pojawiły się za to dwie ważne serie, które ustanowiły pewien standard graficzny dla opowieści typu "dawno i nieprawda". Jedną z nich był "Johan et Pirlouit", czyli stary dobry "Johan" po liftingu i przejściu do magazynu "Spirou". Komiks ten coraz bardziej ewoluował od kreski quasi-realistycznej ku grotesce w stylu atome, czego kulminacją było wprowadzenie w 9. tomie postaci Smerfów (1958) i utworzenie im własnego spin-offu (1959).

"Johan et Pirlouit" szybko znalazł naśladowców. Przypadek "Tibaud le Troubadour" jest oczywisty, natomiast "Le Coupe d'or" (czyli... "Złoty puchar") nie do końca. Musimy jednak zaufać autorowi "Encyclopédies Thomassian", który twierdzi, że i tu podobieństwa są czytelne. Przypominam, że nawet w Hiszpanii pojawiły się klony Johana i aż trudno uwierzyć, że w Polsce "Johan et Pirlouit" jest zupełnie nieznany. Na świecie seria ukazuje ta się do dziś, w latach 80. powstał na jej podstawie serial animowany, a wkrótce ma pojawić się kolejny. Czy wydawcy mnie słyszą?

Drugą z serii, które w kategorii "historia na wesoło" graficznie bardzo podniosły poprzeczkę, był "Arthur, le fantôme justicier". Stworzył ją Jean Cézard, wszechstronny artysta doskonale poruszający się zarówno w konwencji realistycznej, jak i groteskowej. Jego postacie miały oszczędną, obłą kreskę, trochę w stylu Erika, za to w scenografii panował barokowy przepych. Z czasem Cézard zaczął skłaniać się ku szkole Marcinelle, podobnie jak Peyo i Uderzo. Zmarł w 1977 roku, parę miesięcy przed Goscinnym, ale jego seria przetrwała jeszcze kilkanaście lat.

Kolejny kajkopodobny komiks z "Vaillanta" to parodia Robin Hooda. Plansze nie przypominały typowych produkcji frankofońskich, zapewne dlatego, że ich autorem był Hiszpan Ramon Monzon, jeden z mistrzów Janusza Christy.

I wreszcie 29 października 1959 r. ukazuje się premierowy numer francuskiego tygodnika "Pilote", a w nim pierwszy odcinek "Asteriksa". Gazeta i komiks stanowiły w zasadzie jeden projekt, jako że założycielami "Pilote" byli... René Goscinny i Albert Uderzo, do spółki ze scenarzystą Jean-Michelem Charlierem. Na potrzeby "Asteriksa" Uderzo zupełnie zrezygnował z typowych dla siebie półrealistycznie wyglądających herosów (książę Rollin, Janko Pistolet, Umpa-Pa) i wszystkie postacie narysował groteskowo, żeby nie powiedzieć pokracznie. Do wyjątków należeli: Cezar, Kleopatra, Falbala i Tragikomiks. Trudno powiedzieć co wpłynęło na tę zmianę - może inspiracje komiksami Peyo i Cézarda, a może coraz modniejszy style atome. Najważniejsze, że był to strzał w dziesiątkę.

Przejdźmy teraz do galerii odrzuconych. Trafiły do niej komiksy z rozmaitych magazynów: krótki one-shot z "Tintina", bajkowo-dziecięca seria z "La Libre junior" (tworzyli tam również Goscinny i Uderzo), kolejny epizod "Placid et Muzo" z "Vaillanta" i cudownie narysowana seria ze "Spirou", osadzona gdzieś pomiędzy neolitem i epoką brązu. Ta ostatnia pozycja została potem podpatrzona przez Czechów, ale to już temat na inną pogadankę.

Na sam koniec zostawiłem mały suplement. Otóż w latach 50. Francuzi stworzyli dla magazynu "Le journal de Mickey" serię, która ciągnęła się potem przez ponad świerć wieku i ostatecznie zmieściła się w 15 albumach. Pięć z nich mogłoby pasować do kategorii D&N (1-4 i 10), gdyby nie fakt, że wszystko kręci się wokół podróży w czasie. Nie jest to komiks całkowicie w Polsce nieznany. Kilka lat temu ukazał się jego mocno skrócony remake, autorstwa Dab'sa (scen.) i Fabrizio Petrossiego (rys.).

Następnym razem przyjrzymy się jak rynek frankofoński zareagował na pojawienie się "Asteriksa". Oj, będzie się działo!

C.D.N.