
Hasło dzisiejszego odcinka brzmi: "Nie mamy się czego wstydzić". Po naszej stronie żelaznej kurtyny też kwitło komiksowe życie, też mieliśmy świetnych rysowników, a tematyka "Dawno i nieprawda" miała tu nieco inny, głównie słowiański koloryt. No i mieliśmy, a właściwie wciąż mamy kultową serię Janusz Christa, którą angielscy wikipedyści nie wiedzieć czemu jako jedyną wrzucili do hasła "Asterix".
Polska
W naszym kraju król może być tylko jeden - "Kajko i Kokosz". Zanim jednak do niego dojdziemy, musimy cofnąć się o dwa lata, do "Kajtka i Koka w kosmosie", czyli ostatniego rozdziału sagi Janusza Christy z gdańskiej gazety "Wieczór Wybrzeża" (1958-1972). Otóż w lipcu 1970 roku bohaterowie tego tasiemcowego stripa w stylu "mydło i powidło" wylądowali na średniowieczno-starożytnej planecie, przypominającej nieco świat Asteriksa. A właściwie bardzo przypominającej, nie tylko z racji podobnego settingu i kostiumów, ale też... niektórych gagów.
Przechodzimy do dania głównego. "Kajko i Kokosz" to najpopularniejszy i najlepiej sprzedający się polski komiks. Akcja rozgrywa się na północy naszego kraju, mniej więcej na początku X wieku. Głównymi bohaterami są dwaj wojowie, poddani dobrego kasztelana Mirmiła, broniący słowiańszczyznę przed najazdami krzyżaków i wikingów. Kajko i Kokosz to praprzodkowie Kajtka i Koka, a więc technicznie komiks jest spin-offem poprzedniej historyjki, zresztą przez pierwsze trzy lata ukazywał się w takiej samej formie. Później przybrał postać kolorowych plansz, co wizualnie upodobniło go do "Asteriksa", ale wbrew krzywdzącym opiniom, ma on niewiele wspólnego w serią Goscinnego i Uderzo. Kreska jest disneyowska, epizody kameralne, podróże nieliczne, a tzw. running jokes w ogóle nie występują. Christa zrealizował pierwszych 20 albumów, następne są już tworzone przez jego następców. Na podstawie komiksu powstało kilka gier komputerowych i planszowych, spektakle teatralne, a także serial animowany Netflixa.
Jeśli "Kajko i Kokosz" był polską odpowiedzią na "Asteriksa", to "Kuśmider i Filo" był odpowiedzią Tadeusza Raczkiewicza na "Kajka i Kokosza" i "Asteriksa" jednocześnie. Komiks ukazał się rok po kolorowym debiucie Janusza Christy, w tej samej gazecie "Świat Młodych", tylko rysunki bardziej przypominały kreskę Uderzo. Tematyka średniowieczna musiała się redakcji bardzo podobać, o czym świadczy kolejna fiszka. Tym razem jest to historyczny epizod "Tytusa, Romka i A'Tomka", drugiego najpopularniejszego komiksu w Polsce (typ: "mydło i powidło").
Jugosławia
Skoro "lokalny Asteriks" mógł powstać w komunistycznej Polsce, do której komiksy zachodnie nie docierały (poza "Lucky Lukiem"), to czy w otwartej na Europę Jugosławii mogło być inaczej? Oczywiście, że nie mogło. Ich wersja była nawet o kilka lat starsza od "Kajka i Kokosza". Tytułowy Dikan był Staroslovenem (starocerkiewny Słowianin), mieszkał na Bałkanach w VI w.n.e., w czasach Bizancjum, czyli dokładnie w połowie drogi między settingami Goscinnego i Christy.
Pod koniec 1977 roku największe jugosłowiańskie wydawnictwo komiksowe Dečje novine wypuściło na rynek magazyn "YU strip", zawierający wyłącznie prace krajowych twórców. Na jego łamach ukazał się m.in. 10-planszowy "Rič i Ard", stuprocentowy D&N, podobno powiązany z piracką serią "Kiki Rot". Jestem pewien, że w przedziale 1967-1979 można znaleźć więcej takich bałkańskich znalezisk, ale pewnie źle szukałem.
Rumunia
Zaraz po Jugosławii największym komiksowym zagłębiem w krajach tzw. demokracji ludowej była Rumunia. Wynikało to z dwóch czynników: po pierwsze komiks funkcjonował tam od lat 20., również w czasie wojny, a po drugie Rumuni nie mają bariery językowej z Francuzami, tygodnik "Vaillant/Pif" był tam stale dostępny, zaś redakcja pisma aktywnie rekrutowała rumuńskich grafików (np. Mircea Arapu, następca Arnala). Ale najciekawsza chyba na tamtejszej scenie rysowniczka komiksów dziecięcych - Livia Rusz, z pochodzenia Węgierka, wielbicielka Jeana Cézarda, nie zrobiła kariery na Zachodzie, a zamiast tego w 1987 roku wyemigrowała do... Budapesztu.
Czechosłowacja
"Potulný Hugo a spol.", czyli "Wędrowny Hugo i inni" to prawdziwy ewenement wśród czeskich historyjek D&N. Na ich tle wygląda jak przybysz z kosmosu, a tak naprawdę ukazał się w Ostrawie, jako kolorowa wkładka (24 str. A5) do miesięcznika kulturalnego "Cicero". W odróżnieniu od innych komiksów Šplíchala (np. "Trzej muszkieterowie"), nigdy nie został wznowiony i dziś jest białym krukiem.
Tymczasem w pisemkach dla dzieci wciąż obowiązywała estetyka z telewizyjnych dobranocek. Od tej reguły nie było wyjątków - tak rysowano komiksy edukacyjne ("Obrázková kronika" Kalouska), komedie oparte na gagach ("Sek a Zula" Neprakty), a nawet długie przygodowe fabuły ("Bivoj" Průškovej wyewoluował z serii żarcików).
Nieco inaczej prezentowała się seria Perglera o rycerzu Vitku, będąca reklamą Huty Vítkovice. Dziś trudno uwierzyć, że ktoś chciał reklamować stal w młodzieżowym czasopiśmie, którego główną atrakcją były... papierowe modele do samodzielnego sklejania. Sam w to nie wierzę, mimo że na studiach miałem ekonomię socjalizmu.
C.D.N.