wtorek, 14 października 2025

Tu i ówdzie

Już za kilka dni, a konkretnie 23 października, ukaże się kolejny tom przygód wąsatego cwaniaka z Galii. Tytuł brzmi "Asteriks w Luzytanii" (czyli w Portugalii), za rysunki odpowiada Didier Conrad, a za scenariusz Fabcaro, dla którego będzie to drugi album z tej serii. Oczekiwania są wielkie, czego najlepszym probierzem jest wyjątkowe wzmożenie na asteriksowych grupach i fanpejdżach. A kiedy wczoraj wydawnictwo rozesłano oficjalny newsletter z zajawką i kilkoma kadrami, fani dostali małpiego rozumu i zaczęli wrzucać co popadnie.

Jedną z najfajniejszych fanowskich wrzutek okazał się spis albumów w podziale na "wioskę" i "wyprawę". Wszyscy wiemy, że Goscinny i Uderzo niemal od początku trzymali się zasady, że co druga historia ma się rozgrywać w osadzie Galów albo w jej okolicy, a co druga w odległej krainie. Ale co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć. Proszę bardzo, oto rozpiska:

Mam zresztą własną teorię na temat tych asteriksowych wypraw po Europie. Otóż wydaje mi się, że były one nie tyle pretekstem do żartów z rozmaitych narodowych stereotypów, co raczej sprytnym chwytem marketingowym, mającym na celu zdobywanie nowych rynków. Gdy Asteriks i Obeliks wpadali gdzieś z wizytą, seria od razu stawała się bardziej popularna wśród ludności tubylczej. Tak było w Niemczech po "Asteriksie i Gotach", w UK po "Asteriksie u Brytów", we Włoszech po "Asteriksie gladiatorze", w Szwajcarii po "Asteriksie u Helwetów" i oczywiście w Hiszpanii po... "Asteriksie w Hiszpanii".

Tymczasem u nas ani Krajowa Agencja Wydawnicza, ani Janusz Christa nie mieli mocarstwowych ambicji. "Kajko i Kokosz" był serią lokalną, o Polakach i dla Polaków. Bohaterowie nie musieli jeździć na zagraniczne tournée, żeby zdobywać nowych czytelników. Wystarczyło podnieść nakład ze stu do trzystu tysięcy i po sprawie. A jeśli autorowi znudziło się Mirmiłowo, wysyłał Kajka i Kokosza do uzdrowiska, na prowincję albo na delegację do stolicy - jak to w PRL-u. Raz tylko trafił się lot do Szkocji i dwa razy rejs po Bałtyku, ale i tego nie wykorzystano eksportowo. Zamiast jakichś cudownych leków, szranków, konkurów czy innych wczasów, trzeba było pójść po bandzie i na okładkach napisać "Kajko i Kokosz w Szkocji" albo "Kajko i Kokosz w Danii", jak u Asteriksa. Może wtedy by się sprzedało? No i jeszcze trzeba było chcieć sprzedawać, bo nawet jak Duńczycy łopatologicznie napisali "Kajko og Kokosz: Vikingerne", to zapomnieli o promocji.

Wracając do ad remu - ponieważ nasi wojowie jakieś tam podróże jednak odbyli, pomyślałem żeby im też zrobić podział historyjek na "trochę bliżej Mirmiłowa" i "trochę dalej". W mojej tabelce nie znajdziecie światowego zadęcia i przesadnej egzotyki, ale efekt końcowy jest wcale nie gorszy od "Asteriksa", choć odrobinę krótszy.

Wygląda na to, że w odróżnieniu od Goscinnego i Uderzo, Christa nie miał żadnego planu. Może tylko na początku, w "Wieczorze Wybrzeża", starał się przeplatać setting opowiastek, ale np. w pierwszym etapie "Świata Młodych" serwował młodym czytelnikom jedną bajkową podróż za drugą, a po powrocie z "Relaxu" kręcił się już głównie wokół Mirmiłowa i stałego zestawu postaci.

Maciej Kur, jako następca Christy, obrał nieco bardziej konsekwentną strategię. Każdy z jego długich scenariuszy (podseria "Nowe przygody") prędzej czy później - raczej prędzej - przenosi akcję daleko poza Mirmiłowo. Z kolei komiksowe shorty (podseria "Opowieści z Mirmiłowa") najpierw rozgrywały się w samym tylko grodzie, a od trzeciego tomu stanowią miks: gród/nie gród, z przewagą grodu. Być może autor uważa, że garstka "grodzian" i zbójcerzy już się trochę wyeksploatowała, że ma potencjał na krótkie historyjki, a w dłuższych fabułach trzeba im dodać nowych bohaterów, nowe lokacje i nowe problemy. Nie twierdzę, że tak jest na pewno, nie pytałem o to Maćka, po prostu tak mi podpowiada mój kolekcjonerski nos.

Nos podpowiada mi też, że w nowych "Kajkach i Kokoszach" Egmont unika odniesień do prawdziwej historii, pawdziwych władców i naszych prawdziwych sąsiadów. Rozumiem, że jest to w duchu Janusza Christy itd., ale dzisiaj nie ma już cenzury, która kazała twórcom chować się za bajkową rzeczywistością. Nie wiem jak wy, ale ja chętnie bym się pośmiał z Lecha, Czecha, Rusa i Prusa, ze starej Europy, a już najbardziej z Galla Anonima i ciągłego gadania o "polskiej podróbie Asteriksa". Myślę, że taka odmiana dobrze by serii zrobiła, zwłaszcza że jej adresatami od dawna nie są dzieci, tylko zdziecinniali boomerzy (w tym ja).

__________
EDIT: Pozwoliłem sobie pociągnąć ten temat w poście pt. "Chłopaki z baraków". Zapraszam do lektury.

4 komentarze:

  1. O ile z Rusa i Czecha można by się pośmiać o tyle Prus w czasach KiK nie miałby nic wspólnego z Niemcami. I żadne naciągania historii w stylu Asteriksa nic tu nie pomogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolega Anonimowy nie zrozumiał ironii. Otóż w czasach słusznie minionych Polacy do legendarnych braci Lecha, Czech i Rusa dla hecy dodawali czwartego brata, właśnie owego Prusa. Była to kpina z rzekomego braterstwa krajów socjalistycznych: PRL-u, Czechosłowacji, Związku Radzieckiego i NRD.
      A tak na marginesie, to czy kolega naprawdę uważa, że od 15 lat prowadzę bloga o "Kajku i Kokoszu" i nie wiem gdzie mieszkali Prusowie?

      Usuń
    2. To żarty zrozumiałe za czasów PRL by raczej do współczesnych kajków nie pasowały (inny anonim)

      Usuń
    3. No wiem. Do współczesnych Kajków pasuje Emotka. Jak pięść do oka :)

      Usuń

Jeśli chcesz wstawić w komentarzu działający link, zrób to w html-u. Powinno to wyglądać tak:
<a href="ADRES_LINKU">TWÓJ TEKST</a>
Podobnie robi się pogrubienie (bold):
<b>TWÓJ_TEKST</b>
i kursywę:
<i>TWÓJ_TEKST</i>
Powodzenia!