czwartek, 26 czerwca 2025

Niderlandy do 1960

«« ODCINEK 9 »»

Nim dojdziemy do "Asteriksa", został nam jeszcze jeden ważny komiksowy obszar w Europie, obejmujący Holandię i Flandrię, czyli flamandzką część Belgii (Luksemburg pomijam, bo oni tam wcale nie mówią po niderlandzku). Mieszka na tym obszarze ok. 25 mln ludzi, więc nie jest to duży rynek, ale na tyle aktywny, żeby zmieści się na nim i komercyjny dwutygodnik komiksowy ("Eppo") i kilka nieprawdopodobnie długich serii: "Jommeke" (320+ albumów), "Suske en Wiske" (310+), "De Rode Ridder" (280+), "Urbanus" (200+), "F.C. De Kampioenen" (130+). Nie są to tytuły archiwalne - wszystkie one cały czas się ukazują, zmieniają się tylko kolejni rysownicy i scenarzyści.

Willy Vandersteen

Zacznijmy od największego w regionie dostawcy historyjek obrazkowych. Vandersteen urodził się w Antwerpii (Belgia) w 1913 roku, z zawodu był dekoratorem, z zamiłowania komiksiarzem. Szansa na wymarzoną pracę pojawiła się w czasie wojny, gdy niemieckie władze okupacyjne zakazały publikacji komiksów amerykańskich oraz brytyjskich. Ktoś musiał wypełnić puste miejsce w gazetach i Vandersteen, choć rysował marnie, załapał się do nacjonalistycznego dziennika "De Dag", otwarcie kolaborującego z Niemcami. Potem przeszedł do dziecięcego dodatku "Wonderland", a w 1943 do magazynu "Bravo!", skąd pochodzi komiks "Lancelot" (poniżej).

Willy Vandersteen - Lancelot

Niedawno wydało się, że podczas wojny publikował też propagandowe i antysemickie obrazki w nazistowskiej gazecie "Volk en Staat", ukrywając się pod pseudonimem Kaproen. Jednak po wyzwoleniu nikt nie skojarzył, że Kaproen to Vandersteen (albo nie chciał skojarzyć) i rysownik bez problemu zaciągnął się do frankofońskiego magazynu "Franc Jeu", gdzie dla odmiany tworzył komiksy o dzielnych alianckich żołnierzach, tłukących Niemca w Europie i na Pacyfiku. Tym razem podpisywał się jako Mik, pewnie na wszelki wypadek, bo przecież wojna jeszcze trwała i mogło być różnie (kto chce, może obejrzeć).

W końcu Vandersteen osiadł w antwerpskiej gazecie codziennej "De Standaard" i tam stworzył swoje sztandarowe dzieło - serię "Suske en Wiske". Był to (i wciąż jest) typowy dla tamtych czasów komiks z gatunku "mydło i powidło", w którym ci sami bohaterowie - w tym wypadku dzieci - przeżywali niesamowite przygody na bezludnych wyspach, w kosmosie, pod wodą, w bajkach, wśród rycerzy, marynarzy itp., itd., jak nie przymierzając "Kajtek i Koko". Mniej więcej w co ósmej historii autor wysyłał swoich małych podróżników do starożytności lub średniowiecza, z tym, że za pomocą wehikułu czasu, co oczywiście skreśla te albumy z naszej listy komiksów kajko- lub asteriksopodobnych.

Willy Vandersteen - Suske en Wiske

W roku 1949, czyli 10 lat przed "Asteriksem", kolejna opowiastka rozpoczęła się nietypowo, sceną potyczki celtyckiego wodza Lambiorixa ze swoim rywalem Arrivixem, a następnie z oddziałem rzymskich legionistów. Jest rok 54 przed narodzeniem Chrystusa, cała Galia jest podbita... Nie, stój, to nie ten komiks! Chociaż tutaj też jest brodaty druid, tylko zamiast gotować, przyzywa ostatniego potomka Lambiorixa i dostaje od bogów niejakiego Lambika, hydraulika z Antwerpii, w komplecie z jego siostrzeńcami Suske i Wiske oraz ciotką Sidonią. Nie wiem czy Goscinny i Uderzo czytali tę historyjkę, ale wiem, że mogli, bo zaraz po publikacji prasowej pojawiło się flamandzkie wydanie albumowe, a cztery lata później - francuskie.

Willy Vandersteen - Suske en Wiske: Lambiorix

Była też pewna historyczna część "Suske en Wiske", w której Vandersteen odszedł od schematu podróży w czasie. Ukazała się ona w magazynie "Kuifje", czyli flamandzkiej edycji "Tintina" (więcej o tej współpracy w artykule "Automaatski apparaatski papierisko"). Autor, być może pod naciskiem Hergégo, umieścił bohaterów od razu w starożytnym Rzymie, co wprawdzie nie zgadzało się z kontinuum serii, ale dzięki temu opowiastka jest zgodna z D&N. Drugi taki wyjątek pojawił się dopiero w ubiegłym roku w albumie "De Keizerkop", stworzonym rzecz jasna przez kontunuatorów. Tu także akcja rozgrywa się w Imperium Romanum.

Willy Vandersteen - Suske en Wiske: Goud voor Rome

Seria stała się tak popularna, że w 1955 roku wypączkował z niej pierwszy spin-off pt. "De grappen van Lambik", a w 1960 drugi pt. "Jerom". Bohaterem tej ostatniej serii był udomowiony neandertalczyk (skojarzenia z "Alley Oop" są prawidłowe), a komiksy tworzyli anonimowi asystenci ze Studia Vandersteen. Schemat był taki sam, jak w serii głównej, tzn. "mydło i powidło", zatem i tu znalazło się kilka albumów w starodawnym settingu, a konkretnie 8 ze 131. Do tego trzeba by dodać niewiadomą ilość zeszytów pt. "Wastl", rysowanych przez Niemców na rynek niemiecki. Na szczęście nie muszę ich liczyć, bo i tak nie podpadają pod kategorię "dawno i nieprawda".

Studio Vandersteen - Jerom / Wastl

Marten Toonder

O Martenie Toonderze pisałem już na blogu ("O Holender!"), więc teraz będę się streszczał. W jego gigantycznym dorobku udało mi się znaleźć tylko jedną opowiastkę w stylu "Kajka i Kokosza", ale po pierwsze jest to prakomiks (Toonder nie rysował dymków), a po drugie - podróż w czasie. W tej sytuacji powinienem dać dwa kciuki w dół, a nie jeden, ale żeby nie było zbyt łatwo, ta sama historia wyszła w roku 2016 w nowoczesnej, dymkowej formie. Narysował ją od nowa były asystent Toondera i jeden z moich ulubionych komiksiarzy, wielki Dick Matena, jako hołd dla swojego dawnego mistrza. Tak że jeden kciuk zostawiam, a jeden w odpowiednim wpisie przyznam Matenie.

Marten Toonder - Heer Bommel gaat vereeuwen

Drugi komiks o misiu Bommelu i kotku Poesie nie wyszedł spod ręki Toondera, bo jak już wiecie, ów nie rysował dymków, tylko zlecał takie niegodne artysty robótki asystentom. Jest to historia z epickim rozmachem, w której bohaterowie cofają się coraz bardziej w czasie, od średniowiecza, przez antyk, aż do prehistorii.

Toonder Studio's - Tom Poes en het klerenkoffertje

Marc Sleen

Tak jak Willy Vandersteen wskoczył kiedyś w buty po Amerykanach, tak samo Marc Sleen wskoczył w buty po Vandersteenie. Otóż "Suske en Wiske" przez krótki czas musieli ukazywać się w gazecie "De Nieuwe Gids" i kiedy wreszcie wrócili do macierzystego "De Standaard", w ślad za nimi przeniosło się 25.000 prenumeratorów. Redakcja wpadła w panikę, na szczęście pojawił się Sleen i stworzył dla nich swój najdłuższy i najsłynniejszy komiks "De avonturen van Nero & Co" (1947-2002). W czterech z 216 albumów tytułowy Nero trafił w zamierzchłą przeszłość (czy raczej przeszłość trafia do niego), co i tak nie wystarcza, by zaliczyć je do D&N.

Marc Sleen - Nero en Cº  / De avonturen van Detective Van Zwam

Cała reszta

W znaleziskach spoza tasiemcowych serii typu "mydło i powidło" statystyka jest znacznie lepsza. Ponad połowa to trafienia, a jeśli brać pod uwagę założony okres 1944-2023, to nawet sto procent. I tym optymistycznym akcentem zapraszam na ostatnie już dzisiaj fiszki i żegnam Was do następnego posta.

John van Elk, Piet van Elk - De Avonturen van Ridder Rudolf
John van Elk, Piet van Elk - Avonturen van Bim: Een ballontocht naar de Middeleeuwen
Jules Luyckx, Ray Goossens, Gray - Tijl en de Lamme
André-Paul Duchâteau, Tibet - De Avonturen van Koenraad
Jan Kruis, Ger Kruis - Baldino

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz wstawić w komentarzu działający link, zrób to w html-u. Powinno to wyglądać tak:
<a href="ADRES_LINKU">TWÓJ TEKST</a>
Podobnie robi się pogrubienie (bold):
<b>TWÓJ_TEKST</b>
i kursywę:
<i>TWÓJ_TEKST</i>
Powodzenia!