
Oprócz kilku najważniejszych rynków, na komiksowej mapie Europy istniał też ogromny region, który po 1945 roku stał się biała plamą. Jest to tym bardziej przykre, że np. w Bułgarii, Serbii czy Czechosłowacji przedwojenna scena komiksowa tętniła życiem. Jednak wraz z nastaniem socjalizmu, w całym bloku wschodnim temat został odgórnie ucięty. Komiksy, guma do żucia i coca-cola stały się dla nowej władzy symbolem wszystkiego, co najgosze w Ameryce: ucisku, imperializmu, analfabetyzmu, deprawacji nieletnich i chorób wenerycznych. A że zbiegło się to z antykomiksową krucjatą Fredrica Werthama w USA i antyamerykańską histerią we Francji, zachodnie gazety same dostarczały komunistom materiał do oczerniania historyjek obrazkowych. Dopiero po destalinizacji ZSRR w 1956 roku, komiks w "demoludach" dostał zielone światło, a gdzieniegdzie dostrzeżono w nim propagandowy potencjał.
Jugosławia
Jugosłowia stanowiła w tym układzie wyjątek, ponieważ to nie Armia Czerwona ją wyzwoliła i "podarowała" socjalizm, ale partyzanci Josipa Broz Tito. Między Stalinem i Tito od początku iskrzyło, aż w 1949 roku doszło do rozłamu. Od tego momentu kraj poszedł własną, coraz bardziej prozachodnią drogą. W PRL-u żartowano, że Tito włącza kierunkowskaz w lewo, ale skręca w prawo. Miało to również przełożenie na branżę komiksową. Już na początku lat 50. na łamy gazet wrócił Disney, potem w kioskach pojawiły się magazyny z najważniejszymi seriami z importu i w następnej dekadzie Jugosławia była już niemal na bieżąco z europejskim dorobkiem. Pod tym względem bardziej przypominała Włochy niż Polskę, dlatego w statystykach wpisałem Chorwację, Serbię i Słowenię do obszaru południowego, a nie wschodniego.
![]() |
Okłądki wybranych jugosłowiańskich magazynów z lat 50. |
Najstarsze komiksy D&N, na jakie natrafiłem, wykonali bracia Norbert i Walter Neugebauer. Pierwsze trzy historyjki pochodzą jeszcze sprzed komuny, z czasów gdy Chorwacją rządzili ustasze. Spośród wszystkich moich odkryć z tak odległej przeszłości, te są chyba najfajniejsze, a już na pewno najbliższe kresce Janusza Christy. Czwarty komiks powstał kilka lat później, ale utrzymany jest dokładnie w tej samej stylistyce. W połowie 50. Walter Neugebauer (rysownik) wyemigrował do Niemiec, gdzie stworzył trudną do określenia liczbę historyjek dla Kauka Verlag.
Ostatni dziś, piąty chorwacki komiks zdradza już wyraźne wpływy frankofońskie, choć jego autor, Žarko Beker za swojego mistrza uważał Waltera Neugebauera. Aha, zwróćcie uwagę na okładkę magazynu "Plavi vjesnik" z planszą brytyjskiej serii "Dan Dare". Komiks ten trafił też do Polski - anonimowo, za to wcześniej, bo w roku 1962. Niestety (albo "stety") tygodnik "Na przełaj" po kilku odcinkach przerwał publikację i dał w to miejsce "Lucky Luke'a".
Pozostałe kraje socjalistyczne
O ile w Jugosławii mieliśmy 100% trafień, to w całej reszcie bloku wschodniego 0%. Zaczniemy od absolutnej klasyki polskiego komiksu, czyli od duetu Makuszyński i Walentynowicz (wstyd się przyznać, ale o mały włos byłbym o nich zapomniał). Tematyka się zgadza, rysunek częściowo i tylko te podpisy pod obrazkami... No cóż, w Polsce, podobnie jak np. w Holandii, dymki przebijały się wyjątkowo opornie. Kciuk w dół, niestety.
Jeszcze pod koniec lat 40. do wszystkich krajów socjalistycznych (oprócz NRD) zaczął trafiać magazyn "Vaillant", wydawany przez francuskich komunistów. Było to wówczas jedyne źródło wiedzy o nowoczesnych zachodnich komiksach i wspólne źródło inspiracji dla rysowników z całego bloku wschodniego. Opowiem o tym w następnych postach, a przed nami dwie historyjki naszych mistrzów komiksu prasowego, rzecz jasna już z dymkami. Zarówno "Kajtek i Koko" Janusza Christy, jak i "Tytus, Romek i A'Tomek" Papcia Chmiela to klasyczne serie typu "mydło i powidło". W obu znajdziemy epizody średniowieczne, ale w starym stylu, tzn. z podróżą w czasie. Werdykt: kciuki w dół i nie pomógł nawet fakt, że technicznie Kajtek i Koko są praprapraprzodkami Kajka i Kokosza. Ale kuzynami jednak nie są.
Przejdźmy teraz do zeszytowych serii z NRD. Tu mamy dyskwalifikację z dwóch powodów: podróż w czasie ("Mosaik") i prakomiks ("Frösi"). Jeśli zastanawiacie się dlaczego we wschodnich Niemczech ewolucja komiksu poszła w odwrotną stronę, tzn. od dymków ku podpisom, przeczytajcie artykuł "Wesołe przygody ubogich kuzynów".
W Czechosłowacji z kolei wykształcił się dość specyficzny rodzaj komiksu humorystycznego, skierowany do najmłodszych czytelników (patrz: "Łamignat z Czechosłowacji"). Był to gatunek bardzo bezpieczny i neutralny dla cenzury. Ale nie za to zdyskwalifikowałem serię "Bivoj", tylko za krótkie, niepowiązane z sobą gagi. Później Eva Průšková zmieniła tę koncepcję, o czym opowiem w odpowiednim momencie.
Międzynarodowa franczyza
Ostatni komiks wcisnąłem trochę na siłę. Jest to jedyny skandynawski eksponat sprzed roku 1970 i do niczego mi nie pasował. Fyrtårnet i Bivognen (w skrócie Fy & Bi) byli gwiazdami przedwojennych duńskich filmów slapstickowych. Znani na całym świecie, choć nikt nie potrafił powtórzyć ich imion. W Europie mówiono o nich "Pat i Patachon", a w PRL-u "Wicek i Wacek". Publikowana w Danii komiksowa wersja ich wygłupów liczyła 46 zeszytów (1923-1968), z czego jeden, o numerze 29, rozgrywał się w starożytnym Rzymie.
W latach 1933-1951 (z wojenną przerwą) łódzki "Express Ilustrowany" również drukował przygody Fy & Bi, tylko zupełnie inne, ponieważ wymyślał i rysował je Łodzianin, Wacław Drozdowski. Po jego śmierci serię jeszcze przez dwa lata kontynuowali jego redakcyjni koledzy. A zatem naginając lekko rzeczywistość, można powiedzieć, że "Fyrtårnet og Bivognen" był częściowo komiksem polskim, a jego miejsce w dzisiejszym odcinku nie jest przypadkowe :)
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz wstawić w komentarzu działający link, zrób to w html-u. Powinno to wyglądać tak:
<a href="ADRES_LINKU">TWÓJ TEKST</a>
Podobnie robi się pogrubienie (bold):
<b>TWÓJ_TEKST</b>
i kursywę:
<i>TWÓJ_TEKST</i>
Powodzenia!