Wielka biała plama
Niedawno w tekście pt. "Tu i ówdzie" pisałem jak to Asteriks i Obeliks objechali pół świata, a Kajko i Kokosz tylko pół Polski. Tak mnie zeźliła ta rażąca dysproporcja, że postanowiłem zrobić mapkę z podróżami panów "-ix" (poniżej), jako ściągę do przyszłych podróży naszych polskich zuchów. No i co na niej zobaczyłem? Ano, zobaczyłem Niemcy, Belgię, Wielką Brytanię, Hiszpanię, Włochy itd., czyli niemal całe NATO z czasów zimnej wojny. Jest nawet odkupiona od Włochów Korsyka i arcynudna Szwajcaria. Natomiast na wschód od Renu, Łaby i cieśniny Skagerrak rozciąga się gigantyczna biała plama, w której i my mieszkamy. Za czasów Goscinnego i Uderzo biała plama była jeszcze większa, ale potem powstał francusko-duński film animowany „Asteriks i wikingowie” (2006) oraz „Asteriks i Gryf” - feralny komiks, gdzie Jean-Yves Ferri wysłał w końcu Galów na wschód (2021).
Back in the USSR
O "Asteriksie i Gryfie" niewiele dobrego da się powiedzieć. Nie dość, że komiks w ogóle nie był śmieszny (za co prawdopodobnie scenarzysta wyleciał z ekipy), to jeszcze ukazał się w najgorszym możliwym momencie - tuż przed inwazją Rosji na Ukrainę. Wyobraźcie sobie, że w czasie gdy ruskie czołgi stały już na granicy, a zielone ludziki przejmowały kolejne kawałki Donbasu, Ferri jakby nigdy nic pisał romantyczną opowieść o pięknej wojowniczce Kałasznikovnej (!), Didier Conrad rysował trojkę sunącą przez ośnieżony step, a na okładce pokazał Konika Garbuska z bajki Piotra Pawłowicza Jerszowa. Ot, taka typowa dla Francuzów, naiwna fascynacja krajem, który rzucił Napoleona na kolana.
Na premierze albumu, w październiku 2021, wydawnictwo już chyba wiedziało, że popełniło faux pas i zaczęło ściemniać o jakichś Amazonkach, o parytetach płci, o tym, że Sarmaci "mówili językiem indoirańskim" i mieszkali "pomiędzy Rosją, Mongolią i Kazachstanem" (patrz: materiały prasowe). Dobra, dobra... bujać to my, ale nie nas. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to nie żadna Mongolia, tylko Matuszka Rassija. Co więcej, w poprzednim albumie pt. "Asteriks w Italii" Sarmaci pokazani zostali jako rosyjsko-ukraińscy komuniści (kadr poniżej), a kiedyś w wywiadzie Ferri mówił o Sarmacji: "Można powiedzieć, że ten kraj dziś już nie istnieje" ("Le Journal du Dimanche", styczeń 2021). Z tego co wiem, jedyny rosyjskojęzyczny, komunistyczny kraj na wschodzie, który już nie istnieje, to... Związek Radziecki. No i jesteśmy w domu.
 |
| Wyznawcy Karola Marksa + trojka + madame Kałasznikovna = Związek Radziecki, c.b.d.o. |
Za żelazną kurtyną
W sumie trudno winić Ferriego, że nie odróżniał Rosjan od Ukraińców i pewnych "subtelności" nie wyczuł. Już przed II wojną światową stara Europa miała mętne pojęcie o naszej części kontynentu (wyjątkiem byli Niemcy, ale to osobny temat), a po wojnie żelazna kurtyna przez 45 lat blokowała przepływ informacji między Wschodem i Zachodem. Dla przeciętnego Belga czy Francuza dzisiejsza postkomuna to odległe peryferia, tak samo niezrozumiałe i mało interesujące, jak dla nas Uzbekistan. A propos, znacie jakieś stereotypy czy ciekawostki o Uzbekistanie, które dałoby się ograć w "Kajku i Kokoszu"? Nie? No to już wiecie dlaczego Kajko i Kokosz raczej tam nie pojadą. Analogicznie Asteriks, który jest produktem zachodnim, skrojonym pod zachodniego czytelnika, nie będzie jechał do "przezroczystej" Polski, tylko do pięknej Portugalii, intrygującej Turcji albo do niezbyt intrygującej, za to swojskiej Holandii.
Jeśli teraz naniesiemy asteriksowe podróże na mapę z czasów zimnej wojny, znacznie łatwiej będzie zrozumieć linię między aktywnymi i nieaktywnymi destynacjami. W tym miejscu muszę wyjaśnić pewne zawiłości w "Asteriksie i Gotach" (1961-62). Zdaniem ChatGPT akcja tego albumu rozgrywa się m.in. w Turyngii, która po wojnie znalazła się po stronie NRD-owskiej. Jednak w komiksie nie znajdziemy żadnej zmianki o tym, że Galowie przekraczali granicę między dwoma państwami germańskimi, ani że w jednym z nich panuje dyktatura (ten wątek pojawił się dopiero w kontrowersyjnej przeróbce Rolfa Kauki z 1965 r.). Można więc uznać, że Asteriks i Obeliks nie dotarli do NRD, a z tą Turyngią to albo nadinterpretacja AI, albo uproszczenie Goscinnego.
Między nami demoludami
Żeby Galowie znów mogli pojechać na wschód, autorzy musieliby znaleźć jakieś punkty zaczepienia: ciekawostki, stereotypy, ogólnie znane fakty. Zapytałem DeepSeeka i ChatGPT z czym Europejczykom kojarzą się byłe demoludy. Odpowiedzi są niezbyt miłe, więc jeśli ktoś nie chce się denerwować, lepiej niech nie czyta.
A jeśli ktoś koniecznie musi, niech tu kliknie:
- Polska - hydraulik, Auschwitz, wódka;
- Czechosłowacja - piwo, Praga, dobry humor;
- NRD - Stasi, mur, trabanty;
- Węgry - Orbán, gulasz, baseny termalne;
- Jugosławia - wojna, nacjonalizm, Adriatyk;
- Rumunia - Drakula, Cyganie;
- Bułgaria - tania imprezownia nad morzem;
- Albania - bunkry, mafia.
Z całego tego galimatiasu uprzedzeń, polityki, turystyki i przeszłości, większość tematów kompletnie nie nadaje się na scenariusze do "Asteriksa". Stosunkowo najmniej jest tu historii, a historii komunizmu prawie wcale. Szkoda, bo komuna to niewyczerpane źródło absurdów i czarnego humoru. Z samych tylko kawałów o kolejkach, partii i milicji możnaby ukręcić z dziesięć albumów. Do tego czyny społeczne, spekulanci, papier toaletowy, cenzura, bratnia przyjaźń itd. itp. Szkoda, że poza demoludami nikt by tego nie zrozumiał.
Na moje oko nie ma co czekać na wizytę Asteriksa. Temat musimy załatwić we własnym zakresie (patrz: końcówka poprzedniego posta). Wyobraźmy sobie np. wielki objazd Kajka i Kokosza po obozie socjalistycznym. Tytuł roboczy: "Dookoła bratoludów". Jeden album, w którym cała Słowiańszczyzna i kawałek Germanii pokazane byłyby przez pryzmat ustroju, w którym wszyscy musieliśmy funkcjonować. Byłoby kompleksowo, trochę strasznie, a trochę śmiesznie. No i moglibyśmy ostatecznie rozstrzygnąć odwieczny spór o to, który barak w obozie był najweselszy: Polska czy Węgry?
Pomysły! Pomysły!
Wariant pierwszy - sportowy. Organizujemy "Wyścig Pokoju", czyli socjalistyczną podróbę "Tour de France/Gaule". Sam Christa narysował kiedyś rowery w kajkoszowym kalendarzu, więc są kanoniczne. A jeśli nie rowery, to hulajnogi. Moglibyśmy zaprosić zawodników spoza bloku wschodniego (np. z Galii) i dać akredytację jakiemuś anonimowemu galijskiemu sprawozdawcy.
Wariant drugi - handlowy. Zamiast wyścigu jedziemy na tournée po bazarach. W gospodarce niedoboru wystarczyło wiedzieć czego gdzie brakuje i przy odrobinie sprytu można było nieźle zarobić. Największe lody kręciło się na handlu zagranicznym w skali mikro, tzn. z towarem w walizce. Na przykład: w Polsce zdobywamy zapasik szynki konserwowej, żelazek, kremu nivea, wódki, rajstop i biseptolu; jedziemy do NRD, tam sprzedajemy konserwy i za to kupujemy kalkulatory; następnie w Czechosłowacji zamieniamy żelazka na jablonex; na Węgrzech krem nivea na tokaj, a w Jugosławii wódkę na jeansy. Potem jedziemy z rajstopami do Bułgarii, z biseptolem do Rumunii (taka miejscowa antykoncepcja) i za utarg kupujemy złoto. Pozostały towar, zwłaszcza NRD-owskie kalkulatory oraz jeansy z Jugosławii, na pniu i z dużą przebitką opychamy w ZSRR, bierzemy jeszcze więcej złota i wracamy do kraju. Jablonex i tokaj wstawiamy do komisu. Aha, w wersji średniowiecznej towary zmieniamy na: kiełbasę, miód, węgrzyna, maglownice, zausznice, kadzidła, liczydła, gacie i zamorskie sukno.

Turystyczne ABC
Dla tych, którzy nie załapali wszystkich kontekstów i zawiłości, przygotowałem praktyczny poradnik jak poruszać się po demoludach, żeby podczas urlopu wyjść na swoje:
- Żeby wyjechać na Zachód trzeba mieć zaproszenie, paszport i wizę. Znajomości w urzędzie dają +10 do sukcesu.
- Łatwiej jest jechać do demoludów. Wystarczy stempel w dowodzie albo tzw. wkładka paszportowa.
- Do Związku Radzieckiego można się dostać tylko z wycieczką albo na zaproszenie.
- Do Albanii w ogóle nie da się wjechać i w sumie nie wiadomo co tam się dzieje.
- Jugosławia raz jest traktowana jak kraj kapitalistyczny (paszport), a raz jak socjalistyczny (wkładka). Przepisy trzeba sprawdzać na bieżąco.
- Jechać można indywidalnie lub w zorganizowanej grupie. Kumaty kierowca autokaru od razu podjedzie pod bazar.
- Dla ludzi "na poziomie" handel jest rzeczą wstydliwą. Należy uważać na rodaków.
- Z cudzoziemcami rozmawia się na migi. W teorii wszyscy powinny znać rosyjski, ale np. Węgrzy udają, że go nie rozumieją.
- Największymi wrogami handlarza są celnicy, zwłaszcza służbiści z Czechosłowacji i NRD. Celnicy z Kraju Rad po prostu biorą łapówki.
Na plasterki z Asteriksem!
Na koniec miałem napisać jakąś patetyczną odezwę o "duchu Janusza Christy", swojskości i prawdzie historycznej, ale uratowali mnie przed tym... Galowie. Otóż na Zachodzie od paru dni dostępny jest "Asteriks w Luzytanii" (w naszym baraku będzie w poniedziałek) i w sieci właśnie pojawiły się pierwsze reakcje. Niestety nie wygląda to dobrze. Komiks został podobno wyczyszczony z wszelkich "drażliwych" treści. Autorom nie wolno było np. pokazać Portugalczyków w sposób stereotypowy, tzn. z obfitym owłosieniem, bo zostałoby to odebrane jako bodyshaming. Znany z większości poprzednich albumów czarny pirat Baba nagle stracił swoje wydatne wargi i "murzyński" akcent, żeby nie narazić wydawnictwa na zarzuty o rasizm. Nowy scenarzysta, Fabcaro mówi wprost: "Oczekiwano od nas, że tak zrobimy". Słychać też głosy czytelników, że fabuła składa się z klisz, banałów i jest nudnawa. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to zaskoczyło. Ostatnio w dodatkach do "Asteriksa i Gotów" wyczytałem, że już w połowie lat 60. Goscinny miał kierować się zasadą "karykatury odpowiedzialnej", tzn. z Francuzów mógł się nabijać bezlitośnie, a z obcokrajowców ostrożnie. Teraz po prostu bardzo zawęził się "bezpieczny" obszar, ale zasada pozostaje dokładnie taka sama.
 |
| Metamorfoza Baby: przed i po. |
Mam wielką nadzieję, że "Kajka i Kokosza" nie spotka taki koniec. Po prostu róbmy swoje, nie kalkulujmy i nie oglądajmy się na Francuzów. A Wam, drodzy czytelnicy życzę, żeby Wam kapcie pospadały przy następnym tomie "Nowych przygód".