piątek, 4 stycznia 2013

Suplement do suplementu

Początek roku przyniósł nam świetną wiadomość. W ciągu niespełna dwóch tygodni nasz "Powrót do gwiazdozbioru Oriona" rozszedł się w ilości 1000 (słownie: tysiąca) egzemplarzy, tzn. ściągnięć. 80% pobrano z serwera Egmontu, resztę z naszego. Jesteśmy w szoku. Wiemy, że to tylko darmowy pdf, ale życzylibyśmy takich wyników wszystkim wydawnictwom komiksowym w Polsce.

I to jest chyba dobry moment, żeby podsumować pełną edycję "Kajtka i Koka w kosmosie". Wydanie ostatecznie zamknęło się liczbą 672 stron, z których 636 wypełniły komiksowe paski. Album został przygotowany z niezwykłą, nie tylko jak na polskie realia, starannością. W czasie prac nad nim udało się odnaleźć ponad 70 (!) oryginalnych pasków, pozostałe zaginione odcinki zostały pieczołowicie zrekonstruowane na podstawie wydań gazetowych. My ze swej strony dołożyliśmy do tego 32-stronicowy suplement, a więc komplet ma teraz 704 stony! Dla dociekliwych mamy jeszcze specjalny prezent: najnowszą wersję tabeli z zestawieniem wszystkich wydań i wersji "Kosmosu", obejmującym zarówno tegoroczny album, jak i suplement.

Żeby komplet był naprawdę kompletny, a my żebyśmy mieli czyste sumienie, pokażemy Wam teraz ostatnie szkice, które nie zmieściły się w suplemencie. To znaczy zmieściły się, tylko zostały przysłonięte innymi szkicami. Pierwszy z nich to odrzucony przez autora projekt robota-odkurzacza. Pomysł trójkołowej wersji maszyny Christa wykorzystał później w stuningowanym przez Orionidów robocie BX-27.


Poczciwy GA-2 też miał wyglądać nieco inaczej. Jednak Christa stanowczo zrezygnował z pierwszego projektu i upodobnił robota do bałwana. Dzięki podpisom wiemy, że jego imię najpierw brzmiało GA-2-O i kojarzyło się autorowi z wodą w głowie, natomiast finalna wersja była skrótem słowa "gadacz".


Kolejny szkic przedstawia pojazd, jakim Kajtek i Koko uciekali w twierdzy Zarzura. Różnice między projektem a wersją ostateczną są minimalne, ale jednak są. No i nie wiadomo o co chodzi z tym dorysowanym obok kaczorem.


Z identyfikacją następnego obrazka mieliśmy duży kłopot. Szkic znajdował się na tej samej kartce, co postacie Orionidów, więc zwyciężyła koncepcja, że jest to pierwowzór robota-łapówkarza (album 292/1). Drugie podejście Christy do tego dziwoląga znajdziecie w suplemencie na str. 26.


A tu mamy pierwszy projekt lekkich skafandrów, w jakie autor ubrał bohaterów w odcinku 650 (album 345/1). W tych właśnie skafandrach Kajtek i Koko dobrnęli do samego kresu swoich kosmicznych przygód. Jedyna kosmetyczna zmiana nastąpiła w odcinku 809 (album 428/2), przy okazji eksperymentu profesora RA-2-N z zamianą ciał. Kajtek zyskał wtedy nowe buty, zdecydowanie bardziej eleganckie. Ten drugi, późniejszy projekt kombinezonów możecie znaleźć w naszym suplemencie na str. 30.


Na ostatnim rysunku widzimy... no właśnie, co? Szkic znajdował się pod postaciami Szprechów vel Burbli, więc mogło chodzić o miasto duchów (album str. 410). Z kolei facet w hełmie to albo Szprech, albo Bara-Mezo, albo zbrojny Apodyktusa, albo żaden z nich. Macie jakąś teorię?


I to już naprawdę koniec. Możemy teraz ogłosić, że wszystko co Christa narysował w temacie kosmicznym, i co zachowało się w archiwach, zostało udostępnione fanom. Ale to wcale nie znaczy, że zamykamy temat "Kajtka i Koka w kosmosie". Wkrótce nowe screeny do trailera.

środa, 2 stycznia 2013

Christa poszukiwany

Kto zapełni miejsce po Januszu Chriście i "Kajku i Kokoszu"? Od lat bezskutecznie szukam odpowiedzi na to pytanie. Na plasterkach próbowaliśmy nawet wziąć sprawy we własne ręce i zorganizowaliśmy plebiscyt, ale wyniki sobie, a życie sobie. Niedawno coś jednak drgnęło. Na blogu "Strefa Komiksu" Roberta Zaręby znalazłem link do projektu "Krasnoludy z Wroniego Gniazda". A tam mnóstwo rysunków Zbigniewa Larwy. Nie znacie tego nazwiska? Ja też nie, ale niektóre szkice są świetne i bardzo christowate.




"Krasnoludy z Wroniego Gniazda" mają być serią komiksów ze scenariuszem Katarzyny i Andrzeja Pilipiuków. Tak, chodzi o tego Andrzeja Pilipiuka, od Jakuba Wędrowycza. Wygląda na to, że ten projekt naprawdę ma szansę się zmaterializować. Pierwszy album jest ponoć skończony, ma nawet wydawcę i okładkę.


Gotowa plansza Zbyszka Larwy sprawia wrażenie nieco sztywniejszej od szkiców, zapewne z winy nadmiernie wygładzonej kreski i fotoszopowego koloru. No, ale pierwsze koty za płoty, miejmy nadzieję, że dalej będzie już tylko lepiej. Trzymam za to kciuki i czekam na album. Jeżeli jeszcze Centrala i Kultura Gniewu zaczną wydawać komiksy dla dzieci, tak jak to zapowiadają, to kto wie, czy w tym roku nie pojawi się wreszcie światełko w tunelu.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Anty-syrenka z Polski

Zanim definitywnie skończy nam się Kosmiczny Grudzień, a wraz z nim Stary Rok, proponuję mały suplement do piątkowego tekstu o Hollywood. A właściwie nie suplement, tylko autopoprawkę. Nasz stały czytelnik Piotr już dawno zauważył, że w komiksach Janusza Christy zawsze pełno było dziwacznych morskich stworów: rybo-ludzi, ludzio-ryb, a nawet rybo-krów. Nie mogło być inaczej, skoro przygody Kajtka i Koka ukazywały się na Wybrzeżu, a ich tematyka, przynajmniej zdaniem redakcji, miała być marynistyczna. Rysownik wracał więc do syrenki regularnie, co parę lat. Czasem tylko wymieniał jej części, żeby nie było nudno.

"Profesor Kosmosik", 1960"W krainie baśni", 1964
"Przemytniczy szlak", 1966
"Kajtek i Koko w kosmosie", 1970

Naiwnością byłoby sądzić, że to właśnie Janusz Christa pierwszy wpadł na pomysł "odwróconej syrenki" z ludzkim ciałem i rybią głową. Z pewnością niejeden marynarz marzył o takiej wersji, a nawet wolałby ją od tradycyjnej, np. żeby... nie słuchać zrzędzenia. Postanowiłem sprawdzić jak to z tymi rybogłowami było i natrafiłem na coś bardzo interesującego.

Otóż w roku 1531 u polskich wybrzeży Bałtyku wyłowiono ponoć tajemniczego morskiego stwora, trochę podobnego do anty-syrenki z "Przemytniczego szlaku", a trochę do nadwodnika z "Kajtka i Koka w kosmosie". Czym prędzej zabrano go do polskiego króla (prawdopodobnie Zygmunta Starego), ten zaś miał królewski kaprys, by stwór pozostał na jego dworze. Istota słabo jednak czuła się na lądzie i na migi wyraziła życzenie powrotu do morza. Tak też się stało. Zanim rybo-człek zniknął w wodach Bałtyku, na pożegnanie wykonał znak krzyża. No i nazwano go biskupem morskim (łac. vir marinus episcopi). Relację na ten temat przekazał szwajcarski encyklopedysta i przyrodnik Konrad Gesner w obszernym dziele "Historiae Animalium" ("Historia zwierząt" tom 4, 1563). Renesansowy badacz przedstawił biskupa morskiego na rysunku - znajdziecie go poniżej, na dole prawej kartki.

"Historiae Animalium"

W roku 1546, czyli piętnaście lat później, podobny stwór miał zostać wyłowiony niedaleko duńskiej wyspy Zelandii. Uwiecznił go flamandzki uczony i poeta Iacobi Sluperij na jednym z drzeworytów w kolekcji "Omnium fere gentium" (1572). Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że Sluperij po prostu przerysował "polskiego" potwora od Gesnera. Tak więc nawet jeżeli to nie Christa wymyślił pierwowzór człeko-rekina z "Harry'ego Pottera", patent i tak pozostaje w Polsce. I tego proponuję się trzymać.

"Omnium fere gentium""Physica curiosa"

Biskupy morskie nie chciały się już więcej pokazywać ludziom. Wszelkie późniejsze ryciny były tylko kopiami z Gesnera i Sluperija. Przykładem może być książka niemieckiego jezuity Gaspara Schotta pt. "Physica curiosa" (1662), który ponoć nie traktował mitów o morskich potworach zbyt poważnie.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że Was nie uśpiłem przed sylwestrową imprezką. Bawcie się dobrze i nie sponiewierajcie się zbytnio. Szczęśliwego Nowego Roku!

piątek, 28 grudnia 2012

Orion - Sopot - Hollywood

Pamiętacie artykuł "Jak Kajtek i Koko zostali rycerzami Jedi"? Zażartowałem wtedy, że George Lucas zapewne sprowadzał z Polski "Kajtka i Koka w kosmosie". O kilku innych tropach wspominał Maciek Parowski w "Komiksie Nowej Przygody", a my w posłowiu do albumu wskazywaliśmy na "Avatara" (teraz rozwinę ten temat). Prawdę mówiąc, wciąż nie jestem pewien, czy w jakimś hollywoodzkim sejfie nie znaleźlibyśmy czterech roczników "Wieczoru Wybrzeża". I czy co jakiś czas nie są one udostępniane scenarzystom...

CZERWONA PLANETA

Zacznijmy od "Czerwonej planety" Antony Hoffmana z Valem Kilmerem i Carrie-Ann Moss (2000). Jednym z głównych wątków filmu jest motyw żarłocznych marsjańskich robali, jakby żywcem przeniesiona z "Kajtka i Koka w kosmosie". Scena, w której kosmonauta zostaje pochłonięty przez miliony niepozornych insektów, jest w zasadzie identyczna jak w komiksie Christy (1969) - z tym, że w filmie kończy się to tragicznie i wybuchowo.


To jeszcze nie koniec. Nieco wcześniej - tzn. w filmie, bo w komiksie później - tym samym robalom udaje się zjeść całą bazę kosmiczną. Co ciekawe, zarówno przed, jak i po przejściu insektów (u Christy zwanych korozjalami) filmowa baza bardzo przypomina tę z komiksu.


AVATAR

Cameronowi wielokrotnie wytykano, że tworząc "Avatara" wzorował się na innych filmach, począwszy od "Pocahontas", kończąc na "Smerfach". Było też sporo kontrowersji wokół podobieństw do opowiadania Poula Andersona "Nazywam się Joe", w którym sparaliżowany kosmonauta telepatycznie kierował sztucznym ciałem, żeby zbadać powierzchnię Jowisza ("Call Me Joe" 1957, polskie tłumaczenie 1990). Nikomu jednak nie przyszło do głowy, że dokładnie ten sam pomysł - minus paraliż - można znaleźć w "Kajtku i Koku w kosmosie".


Zarówno u Andersona, jak i u Camerona, sztuczne ciała znacznie różniły się od ludzkich i były lepiej przystosowane do warunków panujących na obcych planetach.


W "Kajtku i Koku" dublerzy byli dokładnymi kopiami swoich "operatorów". Natomiast samo sterowanie kopialami Christy (1970) niczym się nie różni od sterowania awatarami Camerona (2009). Przekonacie się o tym czytając poniższy odcinek.


HARRY POTTER

Pomysł skrzyżowania człowieka z rybą trudno uznać za oryginalny, bo o syrenach pisali już starożytni. Jednak w horrorze "Potwór z Czarnej Laguny" (1954) studio Universal wprowadziło pewną ciekawą modyfikację i... odwróciło syrenkę do góry nogami. Podobny chwyt zastosował Janusz Christa w "Kajtku i Koku w kosmosie" (1970), z tym, że jego nadwodnicy byli znacznie bardziej przystojni i poza rybią głową nie różnili się niczym od ludzi. [Więcej w poście "Anty-syrenka z Polski"]


I właśnie takiego osobnika z głową rekina udało mi się wypatrzeć w ekranizacji "Harry'ego Pottera i Czary Ognia" (2005). Dość trudno go dostrzec na filmie, bo w tym miejscu montaż jest wyjątkowo szybki, ale na rysunku koncepcyjnym widać go bardzo dokładnie.


Jeśli wpadniecie na trop podobnych kwiatków, koniecznie dajcie nam znać. Arek Florek przygotował już takie filmowe zestawienia dla "Gucka i Rocha" i kilku części "Kajtka i Koka". Plan jest taki, żeby kiedyś złożyć to wszystko do kupy i wysłać do Hollywood z serdecznymi pozdrowieniami z Polski :)

czwartek, 27 grudnia 2012

Książka o Kajtku i Koku?

"Gazeta Wyborcza" umieściła "Kajtka i Koka w kosmosie" na liście "100 książek roku 2012". Miejsce w rankingu nie ma żadnego znaczenia, bo kolejność jest alfabetyczna. Natomiast sam fakt, że komiks pojawił się w jednym zestawieniu z literaturą, stanowi pewien przełom. Nie jesteśmy tylko pewni, czy taki przełom jest nam do czegokolwiek potrzebny. Bo my lubimy komiksy za to, że są komiksami, a nie za to, że udają książki.

I jeszcze garść różnych różności:
  • Łukasz "Bofzin" Kuciński, autor tytusowo-kajkoszowych okładek, otworzył kolejną swoją wystawę w Sochaczewie, tym razem w Domu Nauczyciela. Wystawa nosi tytuł "Komiksy, magiczne obrazki". Na plakacie można wypatrzeć Kajka, Kokosza i Hegemona.
  • Na dawno nie odwiedzanym portalu "Funky diva" pojawiły się nowe artykuły o albumach z serii "Kajko i Kokosz": "Na wczasach", "Zamach na Milusia", "Skarby Mirmiła", "Cudowny lek" i "Festiwal czarownic". Linki do poprzednich zamieściliśmy tu i tu.
  • Znaczek łódzkiego "Expressu Ilustrowanego" z Kajkiem i Kokoszem sprzedał się na Allegro za 63 zł. Cena niezbyt wygórowana, zwłaszcza, że ten sympatyczny komiksowy gadżet ma już prawie 40 lat.
  • A propos "Expressu Ilustrowanego", mamy zdjęcia najstarszej koszulki z komiksami Janusza Christy, pochodzącej jeszcze z głębokiego PRL-u. Szukaliśmy jej od lat i wreszcie znaleźliśmy - w pierwszym odcinku serialu "Dziewczyna i chłopak" z roku 1977. Niestety, filmowy Tomek ustawia się tak sprytnie, że nie widać czy kadr na koszulce to "Złoto Mirmiła", czy "Robot BX-27". Z tego co wiemy, w Łodzi w latach 1970. wyprodukowano co najmniej dwa różne wzory gazetowo-komiksowych tkanin. A może ktoś z Was miał takie szpanerskie wdzianko?

EDIT: Obie koszulki się w końcu znalazły: jedna tu, druga tam.