Zacznijmy od ustalenia kto właściwie napisał scenariusze do obu części "Gucka i Rocha". Zarówno w "Relaksie", jak i w wydaniach KAW-u, figuruje nazwisko Adama Kołodziejczyka (więcej: 1, 2, 3), ale znaczek copyright przypisany jest wyłącznie Chriście. Wygląda więc na to, że nawet redakcja KAW-u wiedziała jak było naprawdę. Kołodziejczyk wymieniony został jako scenarzysta jeszcze w antologii Egmontu "Kajtek, Koko i inni" z 2004 r., jednak z najnowszego integrala z 2014 r. został już usunięty, co chyba ostatecznie potwierdza autorstwo Christy. Sam rysownik tak o tym mówił w "Wyznaniach spisanych":
Scenariusz napisałem dosłownie na kolanie w ciągu chyba dwóch dni. Bierze się do kupy takie naprawdę ciekawe rzeczy, jak atak rekinów, skarby pod wodą, kościotrup i potem trzeba to tylko jakoś sensownie posklejać akcją. Buch i masz - scenariusz gotowy. […] Do "Gucka i Rocha" podchodziłem tak bardzo lekko i tak na odchrzan."Lekko i na odchrzan" w praktyce oznaczało sięgnięcie do własnych komiksów o Kajtku i Koku i skorzystanie z kilku gotowych rozwiązań fabularnych. I tak pierwsza część "Gucka i Rocha", czyli "Tajemniczy rejs" (1978-1979), była w zasadzie poważnym remake'iem niepoważnej historyjki "Na tropach pitekantropa" (1964-1965). A jeśli ktoś nie lubi słowa remake, może to sobie nazwać recyklingiem własnych pomysłów, w czym Christa był prawdziwym mistrzem.
W pierwszym rozdziale "Tajemniczego rejsu" poznajemy dwóch, a właściwie trzech głównych bohaterów: dwóch marynarzy i szalonego profesora, a więc wypisz-wymaluj jak w paskach z "Wieczoru". Akcja rozpędza się w rozdziale drugim, w momencie gdy Gucek i Roch wyruszają do Ameryki Południowej na pokładzie drobnicowca "Wodołaz" i muszą zmierzyć się ze sztormem. Niemal identyczny rysunek, tylko przedstawiający "Kakarykę", znajdujemy w czwartym odcinku "Pitekantropa".
Po dotarciu do portu Kajtek i Koko wpadają w łapy Wąsika, a Gucek i Roch w łapy Kluga i jego kompanów. Jedna i druga para marynarzy wychodzi z tej opresji bez szwanku.
W dalszą podróż bohaterowie udają się samolotem, co w obu przypadkach kończy się spektakularną katastrofą.
Następnie akcja przenosi się do dżungli. Tutaj Kajtek i Koko oraz Gucek i Roch odkrywają tajemnicze hacjendy.
Zakradają się w pobliże budynków i tam dowiadują się, że owe hacjendy to nic innego jak bazy niebezpiecznych, uzbrojonych po zęby bandziorów.
Akcję w dżungli kończy ucieczka łódką przed złoczyńcami, przy akompaniamencie gęstej kanonady z broni długiej.
Jak widać, rysownik nie przejmował się zbytnio faktem, że jego dawni czytelnicy mogą skojarzyć perypetie Gucka i Rocha z wyczynami Kajtka i Koka. Minęło w końcu kilkanaście lat i zapewne mało kto pamiętał szczegóły komiksowych pasków z "Wieczoru Wybrzeża". Z tego samego założenia Christa wyszedł podczas prac nad "Kursem na półwysep Jork" (1979-1981), ale tym razem sięgnął po jeszcze starszy swój komiks, a mianowicie po "Kajtka i Koka wśród piratów" (1961-1962).
Pierwsze kadry obu historyjek są niemal identyczne. Tu dla odmiany nie ma sztormu, bo zarówno "Kakaryka", jak i "Wodołaz" przemierzają wody Oceanu Spokojnego.
Zaraz jednak przestaje być spokojnie i na pokładach obu statków pojawiają się tajemniczy, uzbrojeni w pistolety sabotażyści.
W międzyczasie Christa dodaje jeden ze swoich ulubionych marynistycznych motywów, czyli spotkanie z rekinem-ludojadem. Naturalnie w wersji Guckowo-Rochowej walka ma znacznie bardziej realistyczny przebieg.
Po licznych perypetiach bohaterowie trafiają na egzotyczną wyspę, gdzie czeka ich straszliwy los z rąk złoczyńców. W obu komiksach pojawia się niemal identyczna scena z szubienicami, dość dramatyczna jak na Christę, chociaż autorowi zdarzały się takie ekscesy nawet w historyjkach dla dzieci, choćby w "Festiwalu czarownic".
Na szczęście wszystko dobrze się kończy. W odpowiednim momencie pojawia się plemię szlachetnych tubylców i ratuje naszych bohaterów przed bezwzględnymi bandziorami.
Czy macie jeszcze wątpliwości kto napisał scenariusze "Gucka i Rocha"? Oczywiście komiksy te były kilkakrotnie krótsze od odpowiadających im historyjek z Kajtkiem i Kokiem, więc ilość wątków została drastycznie zredukowana. Christa wyciął albo wyprostował wszelkie fabularne meandry, tak charakterystyczne dla jego codziennych gazetowych pasków. Dzięki temu komiksy z "Relaxu" zyskały na spójności, co dobrze współgrało z przyjętą przez rysownika realistyczną konwencją.
A skoro już jesteśmy przy realistycznej kresce (czy "półrealistycznej", jak określał ją sam Christa), zwłaszcza tej z drugiego tomu "Gucka i Rocha", to jej źródeł należałoby szukać w ilustracjach dla miesięcznika "Morze", które rysownik wykonał w latach 1975-1976 (przykład poniżej z lewej strony). Poprzednim razem Christa rysował realistycznie w 1958 roku, więc mówiąc oględnie wyszedł z wprawy. Fucha w "Morzu" pozwoliła mu odświeżyć nieco warsztat.
Ciekawie wygląda też ilustracja do opowiadania "Rozbitkowie z krążownika »Juneau«" (Georges Blond, "Morze" nr 10/1976) w zestawieniu z postacią Gucka. Czyżby pierwowzór?
Mimo starań, Chriście nie udało się osiągnąć stuprocentowo realistycznej kreski. Na szczęście po zakończeniu "Gucka i Rocha" rysownik mógł wrócić do tego, co wychodziło mu najlepiej, czyli do "Kajka i Kokosza" - najpierw do szuflady, a potem znów dla starego, dobrego "Świata Młodych". I zdaniem wielu czytelników stworzył wtedy swoje najzabawniejsze albumy.
Może nie była 100% realistyczna ale dzięki temu unikatowa i zachowała jego charakter (zwłaszcza kobiety są ciągle jak z Kajka i Kokosza)
OdpowiedzUsuńRysunek z „Morza” ma dymek wypełniony wariantem 1 „Tajemniczych liter”. Może więc Christa doskonale wiedział o zmianach robionych w dymkach przez „Relax” i aprobował je na tyle, żeby poprosić tego liternika o pomoc? To dodatkowo łączy bohatera rysunku z Guckiem.
OdpowiedzUsuńŚwietny post, dziękuję za odświeżenie wiedzy z GDAKa.
Arek z Gdyni
Nie, nie! Ten fragment z dymkiem jest z "Gucka i Rocha". Już wstawiłem nowe obrazki, żeby było lepiej widać.
UsuńNigdy nie porównywałem tak szczegółowo Kajtka i Koka z Guckiem i Rochem, choć oczywiste dla mnie było, że są urealnioną wersją Kajtka i Koka. Choć Gucka i Rocha znam, to nie na wyrywki, jak Kajka i Kokosza, czy znaczną większość Kajtka i Koka. No nic, jest okazja aby to nadrobić, ze 2 tygodnie temu przyszła do mnie paczka z KAW-wowymi wydaniami tej dwójki - do tej pory miałem tylko czarno-białe wydanie z KiK i inni ;)
OdpowiedzUsuńPS. Fajna okładka Piratów ;)
Jestem pod wrażeniem ogromnej wiedzy i pracy. Bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, tylko trudno powiedzieć czy w "Półwyspie Jork" też było "plemię szlachetnych tubylców", ich wódz handlował niewolnikami, lelum polelum.
OdpowiedzUsuń