wtorek, 14 grudnia 2010

Kajko i Kokosz znów w teatrze

Christomania rozkręca się! Tomasz Kołodziejczak z wydawnictwa Egmont poinformował nas, że Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie przygotowuje spektakl "Kajko i Kokosz" w reżyserii Marty Ogrodzińskiej, na motywach komiksu "Festiwal czarownic". Premiera odbędzie się 18 grudnia br.


Przypomnijmy, iż jest to już druga inscenizacja "Kajka i Kokosza"; poprzednią zrealizował Słupski Teatr Dramatyczny w roku 1986. A oto jak teatr z Olsztyna reklamuje swoje przedstawienie:
W starosłowiańskim grodzie rozpoczyna się walka o władzę, w której jedna strona stosuje podstęp, a druga czary. Żeby nie było zbyt poważnie - głównymi bohaterami całego zamieszania są Flip i Flap polskiego komiksu czyli Kajko i Kokosz, którzy po raz pierwszy trafiają do naszego Teatru. Kiedy Janusz Christa tworzył pierwsze tomy ich przygód, w bibliotekach trzeba było zapisywać się do lektury w kolejkach. Dziś wznowiony komiks święci triumfy w księgarniach i, jak twierdzi wydawca, "kolejne pokolenia czytelników zachwycają się przygodami dwóch dzielnych słowiańskich wojów". To jedna z najbardziej rozrywkowych młodzieżowych lektur - idealna do teatralnej adaptacji. Kajko i Kokosz bronią swojego rodzinnego grodu, wyciągają kasztelana Mirmiła z tarapatów, tylko po to, żeby razem wpaść w jeszcze większe i toczą kolejne potyczki ze Zbójcerzami i krwawym Hegemonem. Po raz pierwszy w teatrze, a nie na komiksowych kartach. Mamy nadzieję, że ten teatr będzie radosną, bezpretensjonalną zabawą zarówno dla młodych widzów, jak i ich rodziców, których przyciągną wspomnienia o młodzieńczych lekturach i przygodach.

Wprawdzie premiera jeszcze przed nami, ale szczęśliwcy mieli już okazję spotkać się z bohaterami spektaklu w sobotę 11 grudnia, podczas Jarmarku Warmińskiego.


Z niecierpliwością czekamy na pierwsze recenzje i... do zobaczenia w Olsztynie!

wtorek, 14 grudnia 2010

Przygody kowboja Tomasza

Paskom "Kajtka-Majtka", a potem "Kajtka i Koka" towarzyszyły charakterystyczne winietki. Na fotografii z lewej strony widzicie pierwszą z nich, używaną przez Christę od roku 1960 do 1962. W Wieczorze Wybrzeża z 18 stycznia 1961 pojawił się jednak inny wzór winietki, nowy tytuł i nietypowy rysunek. Czyżby nieznany komiks Christy? Jakaś wczesna wersja "Kajtka-Majtka"? Żeby rozwikłać zagadkę, klikajcie w zdjęcie po prawej:

sobota, 11 grudnia 2010

E-prezenty od Egmontu

Wydawnictwo Egmont przygotowało dla swoich czytelników miłą niespodziankę w postaci kolekcji komiksowych multimediów. Z witryny Klubu Świata Komiksu możecie ściągnąć tapety i wygaszacze, a także wysłać e-kartki do przyjaciół. Po gadżety z Kajkiem i Kokoszem od razu klikajcie w obrazki.

e-kartka

tapeta

wygaszacz

czwartek, 9 grudnia 2010

(FANART) Zbigniew Derkacz: Christa wydawał się wieczny

Najciekawszym i najbardziej zaskakującym odkryciem naszego bloga nie jest jakiś nieznany komiks Janusza Christy, ale... Zbigniew Derkacz, zwycięzca plebiscytu "Kajko i Kokosz: ciąg dalszy". Kiedy prezentowaliśmy jego kandydaturę, mieliśmy tylko przeczucie i jeden komiks ("Sakwą i mieczem") na poparcie tego przeczucia. Nie spodziewaliśmy się, że mało znany rysownik z Wybrzeża to w zasadzie gotowy materiał na następcę Christy, przynajmniej graficznie. Stało się to jasne parę dni później, kiedy Derkacz pochwalił się kilkoma rysunkami postaci, czym natychmiast podbił serca fanów. Nawet rywale deklarowali, że oddadzą na niego swoje głosy. Kim jest laureat naszego konkursu? Cudownym dzieckiem, zuchwałym outsiderem, czy zaginionym bliźniakiem Janusza Christy? Spróbujmy się tego dowiedzieć.


Na plasterki!!!: Gratulacje. Plebiscyt wygrałeś z marszu, nie dając szans starym komiksiarzom, w tym dwóm "następcom" namaszczonym przez Christę. Jakie to uczucie być namaszczonym przez czytelników?

Zbigniew Derkacz: Do dziś dostałem ponad 200 maili od fanów, wszystkie pozytywne. I ponad 3000 tzw. oryginalnych wejść na bloga. Oddźwięk jest bardzo duży, a to naprawdę zachęca do pracy.

NP!: Pokusisz się o skomentowanie swojego zwycięstwa?

ZD: Po pierwsze uważam, że plebiscyt sprawdził się jako zabawny dodatek do tego, co "Na plasterkach" najważniejsze, czyli do szerszego spojrzenia na twórczość Christy. Wygraliśmy wszyscy, to znaczy wszyscy fani "Kajka i Kokosza". A do wyników konkursów zawsze podchodzę z dystansem. Jak wiecie, w plebiscycie wziąłem udział mimo woli. Dowiedziałem się od znajomego, że ktoś wystawił moje prace sprzed 22 lat. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale kiedy zajrzałem na bloga, raczej się uśmiechnąłem, niż zdenerwowałem. Dzisiaj rysuję już nieco inaczej, dlatego postanowiłem coś na szybko "wypucować" i Kajkoszami pokazać się z innej strony.


NP!: Nie chce mi się wierzyć, że zacząłeś rysować Kajkosze dzięki naszemu blogowi. Takiej umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień. Spytam wprost: od jak dawna ćwiczysz kreskę Christy?

ZD: Mniej więcej od czwartego roku życia uczyłem się rysowania w tej stylistyce. Dlaczego akurat tak? Może dlatego, że "Kajko i Kokosz" był bardziej dostępny niż "Asterix i Obelix". Nigdy jednak nie ćwiczyłem konkretnych postaci z komiksów Christy, bo nigdy nie pomyślałem, żeby zająć miejsce mistrza. Dzieciakowi takiemu jak ja Christa wydawał się wieczny.

NP!: Ale u większości dzieciaków taka fascynacja z wiekiem przechodzi.

ZD: I u mnie przez wiele lat rysowanie było tylko zabawą. Dzisiaj trudno mi znaleźć wyraźną granicę czasową, kiedy zabawa przekształciła się w pasję a potem w zawód. Zresztą czasami wydaje mi się, że to ciągle jeszcze jest zabawa.

NP!: Jako komiksiarz jesteś mało znany. Trochę to niesprawiedliwe, skoro spod Twojej ręki wyszedł największy (!) polski komiks wszech czasów. Myślę tu o monstrualnych "Czarach Marach" w formacie A3.


ZD: Właściwie "Czary Mary" nie były pomyślane jako komiks, tylko jako komiksowa kolorowanka, stąd ten przerośnięty format. Tytuł wymyślił wydawca (Albatros), ja robiłem środek, a okładkę ktoś z wydawnictwa. Postacie pojawiły się jeszcze na dwóch kalendarzach. Idea publikacji komiksu jako kolorowanki dzisiaj wydaje mi się poroniona, ale w tamtych czasach wydawcy miewali różne pomysły. Ja sobie za to kupiłem pierwszy aerograf i sprężarkę, które mam do dzisiaj, chociaż ich nie używam, bo pracuję na tablecie.

NP!: Słyszałem od ludzi z Wybrzeża, że oprócz serii "Sakwą i mieczem" do scenariusza Kleczyńskiego, masz na koncie inne stripy gazetowe. Z tym, że też niedokończone. Czy to prawda?

ZD: He, he, ciekawe od kogo? A tak na poważnie... Właściwie przeszedłem przez prawie wszystkie gdańskie gazety z wyjątkiem Wyborczej: Wieczór Wybrzeża, Dziennik Bałtycki, Głos Wybrzeża i Tygodnik Bałtycki. Każda z tych redakcji miała swoją specyfikę. I nie zawsze pracowałem jako rysownik komiksów, czasami jako rysownik wspomagający (magazyn dla dzieci MOPS), albo redaktor naczelny ("Mały Elf", "Boom!"). Dzisiaj już nie pamiętam jakie były losy tych niedokończonych serii. W tamtym czasie, a było to na przełomie lat 80/90, rynek wolnej prasy dopiero się kształtował. Potrzeby gazet zmieniały się właściwie co kwartał. Tu na przykład widzicie kilka kadrów z komiksu, którego początkowo nie chciano mi wydrukować ze względu na zbyt duże podobieństwo do stylu Janusza Christy:


NP!: Uciekłeś mi od pytania o "Sakwą i mieczem".

ZD: I nadal będę uciekał. Wina prawdopodobnie leżała po mojej stronie. Pamiętam tylko, że za tę przerwaną serię zapłaciłem dość surową karę, która stała się dla mnie niezłą nauczką na przyszłość. Przypominam, że to było 22 lata temu. Dzisiaj kończę wszystko to, co zaczynam. Ale uważam, że scenariusz Radka Kleczyńskiego warto by zrealizować ponownie.


NP!: Wcześniej wspomniałeś o redagowaniu "Booma". Przypomnijmy czytelnikom, że był to komiksowy dodatek Tygodnika Bałtyckiego. Wydawało mi się jednak, że to śp. Sławek Wróblewski był naczelnym, ale może to było później?

ZD: "Boom!" zakładałem ja, a Sławek przejął inicjatywę i odcisnął na nim swoje piętno. On w ogóle uwielbiał redakcyjną robotę.

NP!: W "Boomie", "Mini Super Boomie" i "Super Boomie" ukazało się sporo archiwalnych prac Christy, m.in. "Pasowanie". A czy Ty kiedykolwiek spotkałeś się z Christą zawodowo?

ZD: Niestety nie. Kiedy w 1993 roku Sławek tworzył własny kolorowy magazyn "Super Boom!", zaproponował mi udział w redakcji. Przedstawił mi też koncepcję współpracy z Januszem Christą. No ale ja już byłem w innym świecie. Wydawnictwa, agencje reklamowe itp. (patrz: portfolio). Zaczęła się praca na najwyższych obrotach. Wtedy kształtowała się też moja tożsamość zawodowa, której wynikiem jest dzisiejsza specjalizacja. Pracowałem dla kilkudziesięciu firm w Polsce i za granicą. Wtedy miarą sukcesu nie była nagroda w konkursie, tylko wygrana w przetargu na obsługę jakiejś firmy. Praca w tak wielu miejscach, po jakimś czasie daje ogromną wiedzę, i ja z tej wiedzy dzisiaj korzystam.

NP!: I przez te wszystkie lata nie ciągnęło Cię do komiksu?

ZD: Ciągnęło. Planowałem powrót własną wersją Janosika, w stylistyce gdzieś pomiędzy Christą i Uderzo. Projekt ambitny, rozłożony na dziesiątki lat.

NP!: Z własnym scenariuszem?

ZD: Jak najbardziej. Christa mawiał, że nie jest rysownikiem, tylko twórcą komiksów. Zajmował się wszystkim: szkicem, tuszem, liternictwem, kolorem, a zwłaszcza scenariuszem. Siebie również widziałbym jako kompletnego komiksowego twórcę. Zawsze lubiłem opowiadać niestworzone historie. Z tego powodu byłem ulubieńcem rodzinnych imprez, z biegiem czasu zacząłem do tych opowiadań dołączać rysunki.

NP!: A jak widzisz przyszłość "Kajka i Kokosza"? Będzie ciąg dalszy?

ZD: Hm... dzisiaj mogę powiedzieć tylko tyle, że "Kajko i Kokosz" kryje w sobie olbrzymi potencjał i choćby z tych względów zasługuje na kontynuację.

NP!: No dobrze, ale czy Ty, Zbigniew Derkacz, podjąłbyś się tego zadania? Myślę, że po tym co pokazałeś w czasie plebiscytu, czytelnicy bardzo chcieliby zobaczyć "Kajka i Kokosza" w Twoim wykonaniu.

ZD: Plan minimum na następny rok to: przedstawienie wszystkich, głównych postaci serii w moim wykonaniu, postacie w kolorach tzw. okładkowych, próbne kadry, może parę stron (dwie?) i... dokończenie pierwszego scenariusza. Jak widać plan minimum jest planem dość rozbudowanym. Mam nadzieję, że się uda. Wszystko będzie można zapewne obserwować na blogu "Na plasterki", jak i na Kajkoszach. Ale jak mawia klasyk: jak to się "ostatecznie skończy" tego nie wie nikt.

NP!: Nieźle! Zwłaszcza "dokończenie scenariusza" zabrzmiało intrygująco. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?

ZD: Na razie jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Sądzę, że koncepcja całości pojawi się do końca przyszłego roku. Janusz Christa stworzył dwie główne serie: "Kajtek i Koko w Kosmosie" i "Kajko i Kokosz". Myślę, że przyszedł czas na trzecią, równie wyrazistą. W każdym razie na pewno chciałbym zburzyć Mirmiłowo i warownię zbójcerzy do fundamentów, a potem razem poprowadzić wojów Mirmiła i zbójcerzy (w tym Hegemona i Kaprala) na Manowce.

NP!: Jak to na manowce?

ZD: Przez duże "M" - Manowce to wymyślona przez mnie miejscowość.

NP!: Poplotkujmy jeszcze o branży. Wiem, że pracowałeś dla "Świata Przygód z Hugo". Przewinął się przez tę gazetkę kwiat polskiego komiksu, choćby Tobiasz Piątkowski, Maciek Mazur i Irek Konior.

ZD: Nie nazwałbym tego "gazetką". Licencja Hugo to całkiem nieźle prosperujący przemysł, w który zaangażowanych jest sporo firm w całej Europie. Produkcja gier, programów telewizyjnych, sformatowanych magazynów dla dzieci i wielu innych rzeczy. Ściągnął mnie tam Joseph Vogt z agencji ELM, ale faktycznym wydawcą "Świata Przygód z Hugo" było wydawnictwo MSZ. Praca była zdalna, redakcja w Warszawie, ja w Gdańsku. Jedyną osobą, którą znałem osobiście był Marek Frankowski, świetny grafik-ilustrator z Gdańska. Z tamtego czasu wspominam też wspaniałe redaktorki: panią Edytę i panią Hanię. Pozdrawiam!

NP!: Praca dla "Hugo" była frajdą, czy raczej pańszczyzną? Czasopismo latało trochę poniżej radarów środowiska komiksowego. Nie żałujesz, że nikt nie zwrócił na nie uwagi?

ZD: Żadnej pracy nie traktuję jak pańszczyzny, raczej jak przygodę. A co do "środowiskowych radarów", to trudno mi się odnieść, ponieważ w środowisku nie funkcjonuję z powodu braku czasu. Wydawcy zapełniają mój plan wydawniczy z dużą przesadą, a to eliminuje życie towarzyskie praktycznie do zera. Poza tym, ja w "Hugo" rysowałem to, co nie było komiksem. Komiksem zajmował się ktoś inny. W tamtym czasie zacząłem na poważnie pracować nad autorskimi grami planszowymi (scenariusze i grafika). Niestety tych dwóch rzeczy nie dało się czasowo pogodzić i dlatego z żalem musiałem z zrezygnować z "Hugo". Planszówkami zajmuję się do dzisiaj.

NP!: Mówi Ci coś tytuł "Rycerstwo"?

ZD: Owszem, ale to nie ja rysowałem tę planszówkę. Natomiast dostałem od Trefla propozycję zrobienia do niej nowej grafiki, właśnie w stylistyce Janusza Christy. Nigdy jednak nie doszło do realizacji tego projektu.

NP!: Widać co dla jednych jest wadą, inni postrzegają jako Twój atut. Na koniec zadam tradycyjne pytanie o plany, te przewidywalne.

ZD: Zawodowo nadal zamierzam pracować dla moich wydawców. Mamy ustalony plan wydawniczy i tego się trzymam. Moja specjalizacja to mainstreamowa grafika dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym.

NP!: Dziękujemy za wywiad i nowego Kajkosza. Czekamy na następne!

ZD: Dzięki za pytania i pozdrawiam wszystkich fanów "Kajka i Kokosza".

środa, 8 grudnia 2010

Christa w IPN-ie

Na stronach Gildii Komiksu pojawiła się fotorelacja z wystawy "Komiks w PRL, PRL w komiksie", zorganizowanej przez rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Wśród kilkudziesięciu zdjęć wykonanych przez Mirosława Sobieckiego, wypatrzyliśmy komiksowe plansze i blaudruki Janusza Christy oraz unikalną drukarską blachę z paskiem "Kajka i Kokosza". Eksponaty pochodzą z kolekcji Wojciecha Jamy (Muzeum Dobranocek PRL-u), który niedawno przygotował również zestaw komiksowych pocztówek. Wystawa, mieszcząca się w siedzibie rzeszowskiego IPN-u przy ul. Słowackiego 18, czynna będzie do 22 grudnia 2010.

Zdjęcia 1-4: Mirosław Sobiecki, Gildia.pl

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Srebrny denar

W Świecie Młodych można było znaleźć artykuły o technice, nauce, motoryzacji, przyrodzie, a nawet o muzyce. Ale dzieciarnia kupowała go głównie dla komiksów, które wycinało się z ostatniej strony i wklejało do brulionów. W ten sposób powstawały "albumy", obiekt zazdrości kolegów z klasy. Redakcja musiała zdawać sobie z tego sprawę, bo jubileuszowy numer na 35-lecie czasopisma (#16, 7.II.1984) zdominował komiks, a nie nudnawe wspominki. Każdy z czołowych rysowników współpracujących z gazetą przygotował krótką historyjkę ze swoimi bohaterami. Był więc "Binio Bill" Jerzego Wróblewskiego, "Kleks" Szarloty Pawel, "Tytus" Papcia Chmiela, kryminalny "Inspektor Monk" Tadeusza Raczkiewicza i oczywiście jednoplanszowy "Kajko i Kokosz".


"Srebrny denar" był ostatnim komiksem Christy dla Świata Młodych, rysownik współpracował już wtedy z Krajową Agencją Wydawniczą. Nietypowy układ planszy, złożonej z pięciu pasków, nie pasuje ani do wcześniejszych 4-paskowych "Kajków i Kokoszy", ani do późniejszych 3-paskowych. Komiks ukazał się w czerni i bieli, podobnie jak "Inspektor Monk" Raczkiewicza, choć dziś wiadomo, że ten ostatni został wysłany do Świata Młodych razem z blaudrukiem. Czy również w przypadku "Kajka i Kokosza" redakcja zrezygnowała z koloru? Wydaje się, że nie. Christa tak szczelnie wypełnił kreską każde wolne miejsce planszy, jakby celowo przygotowywał komiks czarno-biały, w stylu Wieczoru Wybrzeża.

Kolor w "Srebrnym denarze" pojawił się dopiero w roku 1997, w siódmej antologii "Czas Komiksu". Na ostatniej stronie ukazała się, oczywiście za zgodą Christy, wersja zeskanowana ze Świata Młodych i pokolorowana przez Tomasza Piorunowskiego. I tę właśnie wersję przedrukował Egmont w albumie "Urodziny Milusia".

poniedziałek, 29 listopada 2010

Na początku był Jazz

Omawiając "Hair po polsku" wspomnieliśmy o jazzowych fascynacjach Janusza Christy. Dziś cofniemy się do czasów, gdy przyszły twórca "Kajka i Kokosza" nie wybrał jeszcze między perkusją i rysunkiem. Miał wtedy 22 lata i szczęście, że mieszkał w Trójmieście. To tamtędy, w marynarskich workach docierały do PRL-u najfajniejsze produkty zza żelaznej kurtyny: jazz, komiksy, guma do żucia, a potem rock.

W lipcu 1956, na fali postalinowskiej odwilży, powstał w Gdańsku miesięcznik Jazz, pierwszy magazyn o muzyce uznawanej dotąd za obcą ideologicznie i ośmieszanej jako bikiniarska (bikiniarze to polska wersja subkultury teddy boys). Miesięcznik wydawany był przez Związek Zawodowy Pracowników Kultury. Koledzy-jazzfani powierzyli Chriście stanowisko sekretarza redakcji, zapewne dlatego, że liznął ekonomię w szkole handlowej, umiał grać na perkusji i... zapewniał oprawę graficzną. Jego pierwsze rysunki ukazały się w numerze listopadowym, poniżej prezentujemy trzy z nich.

Debiut prasowy Janusza Christy, Jazz nr 5, listopad 1956

W sumie Jazz wydrukował kilkanaście ilustracji i dowcipów Christy. Już w "swoim" drugim numerze (grudzień 1956) rysownik spróbował odpowiedzieć na nurtujące go od zawsze pytanie "co było dalej?" i narysował żart złożony z dwóch kadrów. W numerze z lutego 1957 narysował tych kadrów jeszcze więcej, publikując w ten sposób swoją pierwszą, mikroskopijną (9,5 x 2 cm) historyjkę obrazkową pt. "Rock and Roll".

Pierwsze historyjki obrazkowe Christy, Jazz nr 6 (grudzień 1956) i 8 (luty 1957)

Na numerze lutowym kończą się drobne rysunki Christy. W marcu 1957 zastąpiła je seria "Opowieść o Armstrongu", czyli ilustrowana historia życia wielkiego Satchmo, z tekstem M. Wójcikiewicza (według Christy za pseudonimem krył się Józef Balcerak, ówczesny redaktor naczelny Jazzu). To również nie był stuprocentowy komiks, ale tzw. prakomiks, forma już wówczas bardzo archaiczna, bez dymków, z podpisami poniżej obrazków - jak w "Koziołku-Matołku". Do października 1957 ukazało się osiem odcinków, każdy złożony z pięciu kadrów, raz w układzie poziomym, a raz pionowym. Podtytuł "Nowy Orlean" sugerował, że planowano kontynuację, jednak dalsze epizody już się nie pojawiły.


"Opowieść o Armstrongu" nie miała dotychczas przedruku, a szkoda, bo to jeden z nielicznych komisów realistycznych Christy, w stylu "Skarbów starego zamczyska". Jedyną szansą zapoznania się z nim jest dotarcie do Jazzu z lat 1956/57. Zdobycie czasopisma z pewnością nie będzie łatwe, bo nakład wynosił zaledwie 5000 egzemplarzy, ale na szczęście można je znaleźć prawie w każdej większej bibliotece.

W momencie startu "Opowieści o Armstrongu" kariera Christy zaczęła już nabierać rozpędu. Dokładnie w tym samym miesiącu, w marcu 1957 ukazał się również one-shot "Kichaś" w Wieczorze Wybrzeża, a w tygodniku Przygoda pierwszy odcinek serii "Kuku-Ryku". Ten ostatni komiks miał już wszystko to, za co kochamy Janusza Christę: duże plansze, dymki, parę sympatycznych bohaterów i mnóstwo humoru.

Robert Trojanowski i Piotr Kasiński kapitalnie podsumowali ten etap życia jazzmana-rysownika słowami: "dziękujemy mu bardzo, że zamiast pałeczek perkusyjnych wolał ołówki i piórka" (tekst pochodzi z szorta "J.azz Christ.", Zeszyty Komiksowe #9, "Antologia memoria Janusza Christy"). Nic dodać, nic ująć.

czwartek, 25 listopada 2010

(FANART) KiK c.d. suplement: Anty-Christy

Kilka dni temu natknęliśmy się na taki oto wpis na fanowskim profilu Przemka Truścińskiego:
Ze wszech miar godzien uwagi blog "Na plasterki!" zapowiada w kolejnej odsłonie cyklu "Kajko i Kokosz - ciąg dalszy" zaprezentowanie jednej z czterech umieszczonych w "Świecie Komiksu" parodii, której autorem jest Przemek.
Fakt, zapowiadaliśmy. Przygotowaliśmy nawet specjalny post z zawodnikami wagi ciężkiej. Jednak lista kandydatów tak nam się rozrosła, że musieliśmy robić cięcia i nie wystawiliśmy autorów kilku parodii. Nie dlatego, że są kiepscy - wręcz przeciwnie, to twórcy "kultowi", komiksowi celebryci. I nie dlatego, że ich parodie nam się nie podobają. Po prostu ci panowie jako kontynuatorzy nie rokują najlepiej. Ani myślą naginać swojego stylu do Kajka i Kokosza. To raczej Kajko i Kokosz musieliby nagiąć się do nich. Oto nasze anty-Christy:

Przemysław TruścińskiFilip MyszkowskiJakub Rebelka

PRZEMYSŁAW "TRUST" TRUŚCIŃSKI
Autor czwartego szorta z ŚK #8 (grudzień 1998), w którym podstarzali Kajko i Kokosz nie mogą ustalić kto jest główną gwiazdą tego komiksu. Przecież widać, że główną gwiazdą tego komiksu jest Przemek Truściński.

FILIP MYSZKOWSKI
Myszkowski tak się oburzył na poziom konkursu Egmontu, że postanowił pokazać jak się rysuje Łamignata. Nam się obrazek bardzo podoba, ale boimy się pomyśleć jak wyglądałaby reszta postaci w stylu Conana Barbarzyńcy.

JAKUB REBELKA
U Rebelki jak to u Rebelki, jest upiornie i bardzo kolorowo, wręcz fowistycznie. A może to tylko my nie potrafiliśmy zamienić CMYK-a na RGB? Rysunek pochodzi z Zeszytów Komiksowych nr 9, u nas po raz pierwszy w kolorze, dzięki uprzejmości Błażeja i autora.

Hubert RonekRobert AdlerRyszard Dąbrowski

HUBERT RONEK
Ronek, obecnie autor grzecznych komiksików dla dzieci w miesięczniku "Kumpel", miał dość chmurne i undergroundowe początki. W trzyplanszowym komiksie "The Truth is Out There" (KGB #10, maj 1999) Kajko i Kokosz są sfrustrowanymi alkoholikami na emigracji.

ROBERT ADLER
Dwuplanszówka z serii "48 stron" (Virus #7, grudzień 2003), a w niej Karko i Rokosz jako wcielenia Górsky'ego & Butcha. Obaj w dresach, a Kajko czarny. Chodzą słuchy, że Adler potrafi też rysować groteskowo, ale tylko chudzielców, więc z Kokoszem byłby kłopot.

RYSZARD DĄBROWSKI
Rysunek pochodzi z łódzkiej "Antologii memoria Janusza Christy". Kreskę Dąbrowskiego od biedy dałoby się dostosować do "Kajka i Kokosza", ale kto odważyłby się oddać bohaterów Christy w ręce faceta, który w "Likwidatorze" przelewa hektolitry niewinnej krwi?

Andrzej JanickiJanusz WyrzykowskiRafał Tomczak

ANDRZEJ JANICKI
Christa na kanciasto. Janicki rysował Kajka i Kokosza dwa razy, dla Zeszytów Komiksowych #7 i 9. Obie prace znajdziecie na blogu rysownika. Tu prezentujemy "Epitafium" w kolorze, czyli w wersji z łódzkiej antologii (Andrzeju, dzięki za planszę).

JANUSZ WYRZYKOWSKI
Kajko i Kokosz odrażający, brudni i źli. Pierwszy rysownik "Pierwszej brygady" jest ponoć wielkim miłośnikiem Christy, widziano go nawet na pogrzebie Mistrza. Ale patrząc na jego rysunkowy hołd (Zeszyty Komiksowe #9) trudno się tego domyślić.

RAFAŁ "OTOCZAK" TOMCZAK
Na koniec coś ekstra. Psychodeliczne wizje Otoczaka w zderzeniu z Kajkiem i Kokoszem, Batmanem, oraz nie wiadomo czym. Cała praca miała trzy strony i ukazała się w Zeszytach Komiksowych #9 pod tytułem "Bajka dla dorosłych". My aż tacy dorośli nie jesteśmy.

* * *
Wracając do plebiscytu, to wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia. Fani głosowali raczej konserwatywnie i "kultowość" kandydatów nie była atutem. Dało się wręcz zaobserwować odwrotną zależność, tzn. im rysownik bardziej rozpoznawalny, a jego kreska bardziej specyficzna, tym niższa pozycja w rankingu. I choć widoczne było premiowanie za aktywność, czyli za własne wersje Kajka i Kokosza, największym gwiazdom wcale to nie pomogło. Tak więc nie będziemy udawać, że mamy wyrzuty sumienia wobec anty-Christów (może troszkę). Wolimy myśleć, że oszczędziliśmy im rozczarowania. I tej wersji będziemy się trzymać.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Piotr Kulikiewicz o przygodówce

Zgodnie z obietnicą wracamy do gry komputerowej "Kajko i Kokosz". Okres, w którym się ukazała, czyli połowa lat 90-tych, nazywany jest "komiksową smutą". Albumy, tak popularne w czasie boomu lat 80-tych, praktycznie zniknęły wówczas z rynku, wyparte przez zeszyty TM-Semic. Dawni polscy mistrzowie milczeli (Christa przestał rysować w 1989), a młodzi twórcy nie mogli się przebić. Fani z tęsknotą wypatrywali choćby namiastki polskiego pełnometrażowego komiksu. Lukę tę próbowały wypełnić ziny i półprofesjonalne magazyny, jednak publikowały one głównie krótkie historyjki.

W tę atmosferę wyczekiwania idealnie wstrzeliła się firma Seven Stars ze swym pionierskim projektem. Amigowa przygodówka o borostworach, choć nieco przestarzała już w chwili premiery, stała się ogromnym przebojem. Pisały o niej wszystkie magazyny komputerowe, przez rok nie schodziła z pierwszych miejsc rankingów. Nikomu nie przeszkadzało, że gry nie dawało się przejść bez solucji – liczyła się kultowość "Kajka i Kokosza" oraz znakomicie oddana atmosfera komiksu. Tych, którzy jeszcze w nią nie grali, zachęcamy do poklikania lub choćby obejrzenia filmiku znalezionego na YouTubie. Sprawdźcie sami, czy było się czym zachwycać. Naszym zdaniem było.


Warto też pogrzebać w plikach z kodem źródłowym (ściągniecie je legalnie z Polskiego Portalu Amigowego), bo można z nich wydłubać niepublikowane ilustracje Janusza Christy. Sam twórca "Kajka i Kokosza" w wywiadach dystansował się nieco od gry, narzekał na animację. Czy zatem funkcja "dyrektora artystycznego projektu" była tylko chwytem reklamowym, a chodziło o narysowanie okładki, reklamówki i 23 lokacji? O szczegóły produkcji zapytaliśmy autora gry, Piotra Kulikiewicza, którego odpowiedzi rzucają trochę światła na rolę Christy w projekcie.

Nasz rozmówca, w środowisku komputerowym lepiej znany jako "Presley", sam o sobie mówi, że jest programistą od dziecka. W ciągu ponad 20 lat kariery wydał wiele gier na Atari (Robal, Monstrum, Magia Kryształu, Dwie Wieże, Incydent), KiK na Amigę oraz kilka tytułów na PC, już pod szyldem Seven Stars. Obecnie oprogramowuje duże projekty typu V10.pl.

Na plasterki!!!: Kto był pomysłodawcą gry?
Piotr Kulikiewicz: Ktoś z firmy ASF - wcześniej pisałem dla nich gry na Atari. Prawdopodobnie Jarek Łojewski, choć mogę się mylić.

NP!: Czemu Kajko i Kokosz a nie np. Tytus czy Kleks?
PK: Wszyscy z nas czytali i uwielbiali "Kajka i Kokosza" i taki temat na grę wydał nam się fajny. Na przykład ja, chociaż raczej nie jestem fanem komiksów, ale akurat "Kajka i Kokosza" bardzo lubię. Zaczytywałem się ich przygodami w szkole podstawowej i urzekł mnie świat wykreowany przez pana Janusza.

NP!: Jak wyglądała współpraca z Christą?
PK: W scenariusz praktycznie nie ingerował. Miał pewne zastrzeżenia, np. żeby bohaterowie nie byli brutalni, albo żeby gra nie była bijatyką. I żeby klimat był podobny do historyjek z komiksu. Za to obróbka kolejnych plansz była już naszą wspólną, mozolną pracą. Najpierw ja skanowałem rysunki na PC, potem przenosiłem je na Amigę do Delux Painta, a na końcu razem korygowaliśmy barwy i wypełnienia. Amiga w rozdzielczości 320x200 operowała zaledwie kilkudziesięcioma kolorami i trzeba było dobrze przekonwertować palety 24b na amigowe. Trwało to kilka miesięcy, co parę dni spędzałem trochę czasu u pana Janusza, pracując z moimi plikami na jego Amidze.

NP!: Jak długo w takim razie powstawała cała gra?
PK: Z tego co pamiętam, około półtora roku.

NP! A co się stało z okładką czeskiego wydania? Dlaczego została zmieniona?
PK: Nie pamiętam już, czy to my ją zrobiliśmy, czy Czesi. Pośrednikiem między Czechami a nami była firma Mirage i to oni dogadywali się z panem Januszem. Myśmy tylko udostępnili kod, źródła oraz grafikę i skontaktowaliśmy z Christą odpowiednich ludzi.

NP!: Czy myśleliście o ciągu dalszym, o drugiej przygodówce z Kajkiem i Kokoszem?
PK: Były takie plany. Może gdyby Seven Stars istniało dłużej...

NP!: Dziękujemy bardzo za rozmowę i  fantastyczne zdjęcia.
PK: I ja dziękuję i pozdrawiam wszystkich fanów Janusza Christy.

czwartek, 18 listopada 2010

Historie z galijskiej ziemi

Mamy dla Was dwie wiadomości - dobrą i złą.

Najpierw dobra. Dotąd myśleliśmy, że w Czechach tylko polscy harcerze znają dorobek Christy, a okazało się, że "Kajko i Kokosz" ukazał się też po czesku. Nie był to komiks, ale gra komputerowa - pierwsza przygodówka z roku 1994, ta na podstawie albumu "W krainie borostworów".

A teraz wiadomość zła. Szukaliśmy jej w sieci pod jakimś śmiesznym czeskim tytułem w stylu "Kajtula i Kokolka", a znaleźliśmy jako "Příhody z Galské země". Nie przywidziało Wam się, tytuł naprawdę oznacza... "Historie z galijskiej ziemi". No cóż, widocznie Czesi uznali, że nasi narodowi bohaterowie lepiej się sprzedadzą jako klony Asteriksa.


Grę wydała w roku 1996 firma Vochozka Trading z Brna, przekształcona potem w Illusion Softworks, a ostatecznie w 2K Czech. W tym miejscu serdecznie pozdrawiamy pana Petra Vochazkę w imieniu polskich fanów "Kajka i Kokosza". Dziękujemy za podniesienie nam ciśnienia w ten smutny jesienny poranek. A jeśli ktoś kręci nosem na tytułową ilustrację, zapewne przerysowaną (pierwowzór) i pokolorowaną czeskimi kredkami Koh-I-Noor, może sobie jeszcze bardziej podnieść ciśnienie, zerkając na to, co zrobili Niemcy ze zręcznościówką Play'a.

Podobno była też wersja CD-ROM

Dla porównania przypominamy znakomite okładki oryginalne. W Polsce gra ukazała się aż w trzech wersjach, wszystkie wydane przez gdańską firmę Seven Stars: na Amigę (1994, 3 dyskietki), na PC (1995, 2 dyskietki) oraz na PC CD-ROM (1996), już ze zmienionym interfejsem i z multimedialnym komiksem na deser. Za jedyne 350 tys. zł z VAT otrzymywało się spore pudełko, a w nim nośniki, instrukcję (w wersji amigowej z kolorową okładką) i czasami składany plakat, przedrukowany potem przez Świat Gier Komputerowych #12/1995.

Wersja na Amigę
Wersja PC CD-ROM

W połowie lat 90-tych o przygodówce pisały wszystkie magazyny komputerowe, przez rok nie schodziła z pierwszych miejsc prasowych rankingów, wielokrotnie wznawiano ją w różnych kompilacjach. Dzisiejszym postem udało nam się zaledwie musnąć ten fenomen. Do tematu będziemy jeszcze wracać, m.in. w rozmowie z twórcą gry, Piotrem "Presleyem" Kulikiewiczem - posiadaczem jedynego chyba w Polsce egzemplarza czeskiej edycji (to od niego dostaliśmy zdjęcia). A zatem do zobaczenia.