
- Suma cen wywoławczych w obu aukcjach była podobna, za każdym razem wynosiła ok. 127 tys. zł. Tyle tylko, że za tę kwotę w marcu Desa wystawiła 32 obiekty, a w maju 68. Oznacza to, że ceny wywoławcze zostały obniżone o 53% - z 4 do niecałych 2 tys. zł za obiekt. Zwróćmy jednak uwagę, że w marcu średnią nabijały absurdalnie drogie prace Bogusława Polcha, drastycznie przecenione za drugim razem.
- Ceny transakcyjne spadły o 29% - z 4,7 do 3,6 tys. zł za planszę. Najbardziej, bo aż o 60%, obniżyły się ceny prac Christy: z 5,4 do 2,2 tys. zł. Gdyby nawet nie uwzględniać ceny okładki "Zwariowanej wyspy" z pierwszej aukcji, to spadek wyniósł 34%, czyli i tak sporo. Spadły też ceny drogiego Polcha (o 37%, tj. do poziomu 4,6 tys. zł) i taniego Raczkiewicza (o 20%, tj. do ok. 900 zł), a nawet "Klossa" (o 18%, tj. do ok. 3,9 tys. zł, nie licząc okładki).
- Podczas ostatniej aukcji nie udało się sprzedać aż 18 prac (26% oferty), przy czym wcale nie tych najdroższych. W marcu było lepiej, nabywców nie znalazło tylko 6 obiektów (19%), w tym pięć to wspomniane już drożyzny Polcha, a jeden to również przeszacowany rysunek Raczkiewicza.
- O ile w marcu Christa sprzedawał się na pniu za kwoty średnio 4-krotnie wyższe od cen wywoławczych, to w maju na 1/4 jego prac w ogóle nie było chętnych. Nie sprzedały się np. trzy unikalne tła do gry komputerowej "Kajko i Kokosz".
- Całkowitą klapą okazało się wystawienie komiksów Andrzeja O. Nowakowskiego. Z sześciu prac nie "zeszła" ani jedna.
- Umiarkowanym zainteresowaniem cieszyły się plansze Raczkiewicza, Szyszki i Różańskiego - "schodziły" po cenach wywoławczych, a i to nie wszystkie. Debiutująca w maju Szarlota Pawel osiągnęła niezbyt imponujący pułap ok. 1,8 tys. zł za planszę.
- Na niemal niezmienionym, bardzo wysokim poziomie 8 tys. zł utrzymał się Papcio Chmiel. Prace Baranowskiego, po niezbyt udanym marcowym starcie, sprzedawały się średnio po 4,1 tys. zł.
- Wśród majowych debiutantów prawdziwą sensacją był "Good Morning USA" Piotra Drzewieckiego, zakupiony za 3,8 tys. zł. Jednak na podstawie jedynego wystawionego komisu tego autora trudno wyciągać jakieś wnioski.
- W maju nie udało się pobić marcowego rekordu, który wynosił 22 tys. zł za kreskę okładki "Kajtka i Koka". Najwyższa wylicytowana na majowej aukcji cena wyniosła 15 tys. zł za kompletną szwedzką okładkę "Klossa".

Czy na podstawie zaledwie dwóch aukcji można zaobserwować jakieś prawidłowości? Zapewne tak. Na przykładzie Christy widać, że początkowe szaleństwo, podsycane przez kampanię medialną, dość szybko się skończyło. W maju nikt już nie rzucał się na byle co, jak choćby na blaudruki (czego kompletnie nie mogliśmy zrozumieć). Druga oferta Desy była nieco bardziej zróżnicowana od pierwszej, dzięki czemu czytelniejsze stały się kryteria, jakimi kierowali się klienci. A są to raczej kryteria amatorsko-fanowskie, a nie inwestycyjne. Chętniej np. kupowano idące w setki, a nawet w tysiące, plansze z popularnego "Kajka i Kokosza" oraz "Kajtka i Koka", niż prawdziwe rarytasy z programu teatralnego (tylko 70 szt.) i gry komputerowej (24 szt.). Bodajże jedynym komiksem nabywanym z myślą o inwestycji jest niezbyt urodziwy "Kloss", którego ceny są bardzo wysokie i do tego bardzo wyrównane.
Wygląda to trochę tak, jakby zamiast spodziewanego tłumu zamożnych kolekcjonerów i inwestorów, na aukcję rzuciła się garstka słabo zorientowanych w temacie napaleńców, którzy dość szybko zaspokoili potrzeby i równie szybko wyczerpali swoje legendarne wolne środki finansowe. W tej sytuacji nie liczyłbym na przepowiadane po rozmaitych forach i blogach niebotyczne zyski dla rysowników młodszego pokolenia. Na razie w cenie jest sentyment, a nie walory artystyczne. Zainteresowanie komiksami starszymi, ale drugoligowymi także jest mizerne. Żeby drogo sprzedać oryginał, trzeba więc najpierw stworzyć dzieło kultowe, choć niekoniecznie wybitne.