A my pozostajemy w kręgu "Kajtka i Koka w kosmosie". Historyjka ta nigdy nie miała szczęścia do wydawców. Pierwsza edycja (gdański zeszyt, 1974) zawierała zaledwie 15% pasków, druga - 22% (trzy albumy z planowanych dwunastu, 1991-1992), trzecia - 88% (Egmont 2001) plus 3% w Giełdzie Komiksów (2002-2003). Na szczęście obok kulawego obiegu oficjalnego, zawsze można było liczyć na nieoficjalny obieg fanowski. Kiedy celem jest skompletowanie pełnej wersji komiksu, takie rzeczy jak "ilość stron w składce drukarskiej", "nieopłacalność", czy mityczny egmontowski "brak dostępu do materiałów" nie są dla kolekcjonerów żadną wymówką.
W latach 80-tych, wraz z pierwszymi kserokopiarkami, przyszła moda na tzw. wydania klubowe. Wystarczyło napisać "do użytku wewnętrznego" albo "publikacja na prawach rękopisu", zadeklarować nakład nie większy niż 100 egz. i pod szyldem klubu fantastyki można było wydawać co dusza zapragnie. Wszystko zgodnie z przepisami, choć z pominięciem cenzury i praw autorskich. Królowały "klubówki" z Conanem i MacLeanem, ale czasem na bazarach i stolikach trafiało się na któryś tom pełnego "Kajtka i Koka w kosmosie".
Wydanie to było wzorowane na KAW-owskich żółtych albumach, czyli po trzy paski na stronę w układzie poziomym. Liczba tomów zazwyczaj wynosiła sześć, ale niekoniecznie, zależnie od fantazji kserującego handlarza. Co najciekawsze, była to wersja niekompletna i nadkompletna zarazem, w której oryginalny materiał z Wieczoru Wybrzeża uzupełniony został fragmentami gdańskiego albumu i przerysowanymi paskami "Robota BX-27" z łódzkiego Expressu Ilustrowanego. Efekty tej kompilacji miejscami wyglądały dość paskudnie.
Album gdański / Wieczór Wybrz. | Wieczór Wybrz. / Express Ilustr. |
Potem przyszedł rok 1991, a wraz z nim "Zabłąkana rakieta" - pierwszy tom oficjalnej edycji zeszytowej. Niestety, z zapowiadanych 12 albumów ukazały się tylko trzy i fani znów zaczęli wymieniać się kserówkami. W rezultacie powstała zupełnie nowa pełna wersja, skompletowana przez kolekcjonerów w drugiej połowie lat 90-tych. Jak poinformował nas Arkadiusz Florek (autor monografii "Kajko i Kokosz, czyli Świat dzielnych wojów", któremu serdecznie dziękujemy za opis i skany), w jej skład weszły wyłącznie paski z Wieczoru Wybrzeża - wszystkie 1270, wliczając te z błędną numeracją. Zastosowany został układ pionowy, typowy dla albumów Adarexu i Wojtek-Press. Ksero można było wydębić (oczywiście analogowo, za pośrednictwem poczty) od zaprzyjaźnionego fana, najlepiej w zamian za inne białe kruki. Wadą był brak obwoluty.
W roku 1999 Marek Misiora, niestrudzony badacz polskiego komiksu i ubiegłoroczny laureat nagrody im. Papcia Chmiela, zaprojektował komplet okładek do tej fanowskiej edycji. Pomysł był taki, żeby cały kserowany materiał (rozmiarów książki telefonicznej) podzielić na 13 tomów po około 48 stron i w ten sposób stworzyć namiastki prawdziwych albumów, które można byłoby postawić na półce i w ten sposób dokończyć serię rozgrzebaną na początku lat 90-tych.
Okładki trzech pierwszych tomów zostały skopiowane z wersji oficjalnej, natomiast te do części 4. i 5. powiększone z zajawek na odwrocie "Kosmicznych piratów" (patrz: kolorowy skan poniżej). Ale jak miały wyglądać kolejne, albo choćby jakie miały nosić tytuły? Tego nie wiedział nikt, być może nawet sam Janusz Christa. Trzeba było wykazać się inwencją.
Dla kolekcjonerów, którzy koniecznie chcieli postawić trzy oficjalne albumy (1-3) obok dziesięciu nieoficjalnych (4-13), Misiora opracował też projekt dodatkowej 14. części, pomyślanej jako uzupełnienie braków w pierwszych tomach. W oparciu o dołączoną listę usuniętych pasków (na ilustracji poniżej), każdy mógł samemu sklecić sobie taki suplement. Nam się to rozwiązanie średnio podoba - rzecz gustu.
Gdybyśmy mieli jakieś ordery do rozdania, Marek Misiora z pewnością zgarnąłby jeden z nich. Niezależnie od tego, czy jego okładki Wam się podobają, czy też nie, trzeba na nie spojrzeć po pierwsze jako na hołd dla Janusza Christy, a po drugie - próbę powrotu do wydawniczej normalności, której tak brakowało w czasach komiksowej smuty lat 90-tych. I choć pozornie sprawa stała się nieaktualna w roku 2001, kiedy Egmont wydał zbiorcze tomisko "Kajtka i Koka w kosmosie", to dla prawdziwych wielbicieli Christy i kolekcjonerów nic się nie zmieniło. Póki w oficjalnych wydaniach choć jeden kadr będzie się różnił od oryginalnego (nie licząc braków, ponad setka pasków jest przerysowana), kserokopie z Wieczoru Wybrzeża będą krążyć po kraju.
Ale o brakach i różnicach w kolejnych wydaniach oficjalnych, a przede wszystkim o przyczynach tych zmian, opowie nam już Radgier, który właśnie przygotowuje gigantyczny artykuł na ten temat. Zostańcie z nami!
W nowej edycji 'Zwariowanej wyspy' dopatrzyłem się chyba z 4 nowych pasków lub epizodów. A 'Londyńskim kryminale' jednego lub dwóch (już w tej chwili nie pamiętam). Czyli jak się chce, to jednak można...
OdpowiedzUsuńPewnie, że można. Pełną listę zmian znajdziesz na stronie Egmontu.
OdpowiedzUsuńJestem zatem ciekaw, ile brakuje kadrów w 'Na Tropach Pitekantropa', 'W krainie baśni' i 'Wśród piratów'. A może 'Śladami Białego Wilka' kiedyś wydany przez MAW, a potem przez Egmont też jest niekompletny??
OdpowiedzUsuńAleż proszę uprzejmie, wszystko to znajdziesz w bibliografii.
OdpowiedzUsuńAleż znamy okładkę planowanego tomu V KiK w kosmosie!(Przynajmniej od 2000 r.) Nie znamy tytułu. To ten sam rysunek, który wykorzystano na okładce wydania egmontowskiego. Bo nie sadze, by Christa nasrysował specjalnie dla Egmontu nową okładke. Wtedy już nie rysowal, a poza tym tresc domniemanego tomu V pokrywa sie z trescia okladki.(wizyta na Orionie).
OdpowiedzUsuńBardzo słuszna uwaga. Swoją drogą, ciekawe ile takich okładek Egmont ma jeszcze w zanadrzu? Bo ja na przykład bardzo chciałbym mieć kompletne wydanie zeszytowe, zamiast tej zbiorczej cegły, którą po prostu źle mi się czyta.
OdpowiedzUsuńJa dlatego nigdy całościowo nie przebrnąłem przez 'KiK w kosmosie'. Muszę też uczciwie przyznać, że nie jestem zagorzałym miłośnikiem tego akurat komiksu.
OdpowiedzUsuńJa uważam, że najlepszą dotychczas wersją, jest wersja z 1974 roku. Też uważam, że całość czyta się kiepsko. Komiks powinien być przynajmniej podzielony na rozdziały, tak jak to wymyślił sam autor. Pomysł, żeby podzielić komiks na części był bardzo słuszny i Christa zrobił to świadomie według pewnych zasad, o których już niebawem ;)
OdpowiedzUsuńWojtek Obremski: poprawiajac moja wczesniejsza wypowiedz: - chodzi oczywiscie o okladke tomu VI, a nie V, jak podalem we wczesnejszym poscie.
OdpowiedzUsuńRadgier, masz absolutną rację.
OdpowiedzUsuńTen pomysł z podziałem na części (lub rozdziały) byłby najlepszy. Jakoś ciekawiej mi się czytało te trzy częściowe kolorowe wznowienia z lat 90 niż wydanie Egmontu. Jak dla mnie tam jest za dużo wątków co - to moje zdanie - osłabia fabułę, narrację. Lepiej jak wszystkie przygody stanowiły odrębną całość.
To jest jedyny zarzut pod adresem Christy jaki jestem w stanie wysunąć, bo tak ogólnie to raczej jestem bezkrytyczny ;)
To nie jest zarzut do Christy. Czytelnik Wieczoru Wybrzeża dostawał 1 pasek i czekał cały dzień na c.d. W albumach Adarexu było po ok. 90 pasków, czyli naraz dostawaliśmy tyle materiału, co czytelnicy WW przez 3,5 miesiąca. To jest olbrzymia różnica, ale jeszcze do przełknięcia.
OdpowiedzUsuńNatomiast Egmont w jednym tomie wydał to, co w gazecie szło przez ponad 4 lata! No po prostu nie da się przebrnąć w tej formie.
Wojtku O: Trzy niewydane albumy "KiK w kosmosie" pozwoliłem sobie wrzucić do działu Okładki. Bardzo ładnie wyglądają :)
Z okładami jest dokładnie tak jak napisał powyżej Wojtek Obremski. Zwróćcie uwagę, że Christa do ich tworzenia wykorzystywał kadry z komiksu (co jest oczywiście zrozumiałe).
OdpowiedzUsuńOkładka Fatalnego rozkazu to kompilacja kadrów ze stron 208-210. Rysunek na okładce wydania Egmontu powstał zaś na podstawie kadru ze strony 241. Tak więc na bank była to okładka do kolejnego albumu.
Swoją drogą to w dobie druku cyfrowego takie albumy można zrobić samemu:) Wystarczy zeskanować paski z wydania Egmont, uporządkować i uzupełnić o brakujące paski,które należałoby oczywiście poddać obróbce, podzielić na tomy, zatytułować (bardzo podobają mi się propozycje Marka Misiory z jednym wyjątkiem: tomy 7 i 8 brzmią podobnie i jeden przydałoby się zmienić) i można drukować środek. Zostaje kwestia okładek - można zrobić tak jak Marek i wykorzystać kadry z komiksu, ale najlepszym rozwiązaniem byłaby zrzuta kasy i zamówienie u Derkacza, Ciaciucha, Fijała czy Yalovego kolorowych okładek.Et voila ! :)