* * *
Zapraszam Was dziś na wędrówkę szlakiem karczm i zajazdów Mirmiłowa i okolic. Przy okazji będę się starał ocenić je pod kątem jakości świadczonych usług. Jak wiemy, w samym grodzie dużą popularnością cieszyła się Klubogospoda. Lokal ten pełnił funkcje nie tylko gastronomiczną, ale i rozrywkową, podobnie jak Karczma Frykas z okolic Wojmiłowa oraz stołeczna Grand Karczma kategorii "S".
Klubogospoda w Mirmiłowie |
Grand Karczma w stolicy | Karczma Frykas |
W czasach, gdy do wyjątków należało zatrudnianie "publikatorów", którzy prezentowaliby aktualne informacje z grodu i ze świata (na co mógł pozwolić sobie tylko Rangar i Jaga korzystająca z usług gadającego kruka Gdasia), to właśnie Klubogospoda była miejscem wymiany informacji i towarzyskich spotkań. Wśród klientów lokalu znalazła się także dwójka dobrze znanych świniarzy-dywersantów, wykorzystujących częste wypady kierownika w teren, a także Zbójcerze w cywilu oraz Niesław z kolegami. W tych dwóch ostatnich przypadkach pobyt w gospodzie miał charakter wyłącznie służbowy, w związku z tym trwał bardzo krótko.
Niewątpliwym atutem lokalu była punktualność serwowania potraw oraz gorąca atmosfera, ale nie aż tak gorąca, żeby coś przypalić. Dbał o to sam Kokosz, który bardzo pilnował, by karczmarz przestrzegał pór wydawania posiłków, będąc przy tym bardzo stanowczym.
Niestety, skupiał się wyłącznie na jedzeniu, zaniedbując badania składu chemicznego oraz mocy trunków. Tymczasem, jak wiemy, dłuższe spożywanie w tym lokalu napojów wyskokowych powodowało skutki uboczne w postaci halucynacji, np. wizji króla na białym koniu.
Najsympatyczniejszym lokalem poza murami grodu Mirmiła była bez wątpienia karczma prowadzona przez rodzinę Kokosza - jego wuja i ciotkę Pelagię.
Niech nikogo nie zmyli nazwa "Miody - Piwa - Kwas Chlebowy". Można tam też było całkiem porządnie podjeść. Kokosz (jak to w życiu bywa) przypominał sobie, że ma rodzinę wyłącznie wtedy, gdy doskwierał mu głód, a karczma akurat była po drodze. Wuj patrzył pobłażliwie na jego wady charakteru oraz niepohamowany apetyt, ale po cichu – jak każdy człowiek interesu - liczył też straty. Tym bardziej, że bardzo często po wizycie swojego krewniaka musiał pokrywać koszty naprawy dachu.
Poza jednym wyjątkiem karczmarza, który uczciwie nie zażądał zapłaty od Ofermy posilającego się na rzekomo czarodziejskim obrusie...
... pozostali przedsiębiorcy, u jakich stołowali się nasi bohaterowie, to niestety dusigrosze i oszuści, o czym świadczyła obsługa w Zajeździe Książęcym oraz w karczmie na rozstaju dróg.
Jednak moim osobistym faworytem do tytułu najgorszego karczmarza pozostaje Schabomił, który za namową żony, pomimo uregulowanego rachunku za posiłek, wezwał na pomoc wójta ze strażnikami. Na szczęście prawda szybko wyszła na jaw.
Mając tak wspaniałe wzorce do naśladowania, także Hegemon dwukrotnie zapragnął zostać restauratorem, licząc przy tym na bardzo dobre wyniki finansowe. Stawiając pierwsze kroki w tym biznesie stworzył samoobsługową Gospodę Pod Gruszą. Prosty biznesplan początkowo zakładał brak wkładu własnego, co bezpośrednio korespondowało z ówczesną polityką permanentnego niedoboru.
Musiał on jednak zostać skorygowany już podczas wizyty pierwszych gości, którymi okazali się Kajko i Kokosz. Głodnym i spragnionym konsumentom, nie rozumiejącym idei lokali samoobsługowych, z pomocą przyszedł Miluś. Silnie zmotywowany Hegemon pod przymusem uznał, że klient ma zawsze rację i ostatecznie zdecydował się na przyjmowanie nawet najbardziej wyszukanych zamówień.
Pomimo błyskawicznej obsługi i obowiązkowych gruszek na przystawkę, których rozmiar zaskoczył nawet Kokosza, Zbójcerze musieli zawiesić działalność gospodarczą aż do obchodów setnej rocznicy powstania Mirmiłowa. Wtedy to, tworząc alternatywną bazę noclegową dla gości kasztelana,...
... nie zapomnieli też o atrakcjach kulinarnych.
Niestety, hitem nie okazała się ani ekologiczna żywność bogata głównie w chlorofil, ani krystalicznie czysta woda przeciwpożarowa serwowana w dużych ilościach. Zbójcerze nie przekonali gości Pensjonatu Niespodzianka do nowej diety, porównywalnej jedynie do tej z Sanatorium Rapacholin...
... a wysokie odszkodowania za straty moralne wyegzekwowane przez Kajka i Kokosza skutecznie zniechęciły Hegemona do dalszego inwestowania w branżę gastronomiczną.
Piotr
Jak zwykle świetny materiał.:)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze analizy.
Zychu
Dobre, naprawdę dobre! A Schabomił to od niepamiętnych czasów mój ulubieniec.
OdpowiedzUsuńJeszcze w czasach licealnych, gdy z kolegą z ostatniej ławki (ja siedziałem w drugiej) wymienialiśmy kartkę z cytatami z KiK, to Schabomił zawsze zajmował wysoką pozycję, z kultowym "zamiast latać po nocy" oraz bobasami :]
Marek
Schabomił: Kumie! Wójcie!
OdpowiedzUsuńWójt: Baran ci kumem, nie ja!
Klasyk :D
Usuń