poniedziałek, 30 października 2017

Szukajcie a znajdziecie

Przepraszam, że ostatnio tak tu cicho, ale pracuję nad czymś dużym. Zanim skończę - a jeszcze trochę to potrwa - podzielę się z Wami refleksjami o moich niedawnych lekturach. Okazja jest niezła, bo Egmont wydał aż dwa komiksy o "kuzynach" Kajka i Kokosza: "Oskar i Fabrycy: Straszne smoczysko" oraz "Asteriks w Italii".


Zacznę od "Strasznego smoczyska", czyli pełnometrażowego debiutu Mieczysława Fijała. Czekałem na ten komiks niecierpliwie, jako że od wielu lat kibicuję Mietkowi i z ogromną przyjemnością przyglądam się jak jego styl ewoluuje od Szarloty Pawel ku Januszowi Chriście. Siedem lat temu w plebiscycie "KiK c.d." rysownik zajął 9. miejsce, ale jestem pewien, że dziś stanąłby na podium. Podczas panelu na MFKIG Mietek przyznał zresztą publicznie, że starał się maksymalnie zbliżyć klimatem do "Kajka i Kokosza", dlatego zrezygnował z pierwotnego pomysłu z Bumcykorianami i wysłał bohaterów do średniowiecza. Zabieg zakończył się pełnym sukcesem. Dzisiejsza kreska Fijała, coraz bardziej słowiańsko-disnejowska, jest chyba bliższa Chriście niż styl Kiełbusa, a dobroduszny humor i oldskulowa narracja świetnie oddają ducha komiksów Mistrza. Muszę przyznać, że przez 38 stron bawiłem się prawie jak przy starych albumach KAW-u, a scenka, w której Oskar i Fabrycy znajdują w smoczej jamie hełm woja Wita, wywołała u mnie większy dreszczyk, niż obie części "Nowych przygód" razem wzięte.


Historyjka ma tylko dwie wady. Po pierwsze kilka plansz nosi ślady pośpiechu (deadline). Po drugie nie bardzo wiadomo który z dwóch urwisów jest Oskarem, a który Fabrycym. Dokładnie tak samo było z Kukiem i Rykiem Janusza Christy, co wyłapał jeden z uczestników łódzkiego Festiwalu, stwierdziwszy, iż komiks Mietka spokojnie mógłby być kontynuacją serii z "Przygody". Mam nadzieję, że w drugim tomie autor popracuje nad głównymi postaciami, a tymczasem zobaczcie z jaką łatwością przychodzi mu rysowanie w kajkoszowym stylu (gdyby film nie chciał się odpalić, klikajcie tutaj).



Przejdźmy teraz do "Asteriksa w Italii" - trzeciego albumu zrealizowanego przez duet Jean-Yves Ferri (scen.) & Didier Conrad (rys.). Graficznie komiks ten to absolutny majstersztyk. Kadrowanie jest ultradynamiczne, postacie doskonale zaprojektowane, a drugi plan nareszcie obfituje w detale. Conrad wykonał tym razem 300% normy, ale niestety zawiódł Ferri. Szczerze mówiąc, to w ogóle nie jest komiks o Asteriksie i Obeliksie, tylko o jakimś wyścigu (jak "Michel Vaillant"), z powklejanymi co kilka stron pocztówkami z Włoch. Zawiązanie akcji nie istnieje, bohaterowie służą za "paprotki", a aluzje do mijanych prowincji są tak powierzchowne i stereotypowe, jakby ktoś dostarczył scenarzyście listę od sponsora i kazał odhaczać kolejne punkty. Ale najgorsze, że trudno tu znaleźć coś śmiesznego, chociaż nie wiem czy to wina autora, czy przekładu. Podczas lektury zastrzygłem uszami tylko raz - na widok Sarmatów, przedstawionych jako "lud z Europy Wschodniej". Już myślałem, że chodzi o pra-Polaków, ale zaraz okazało się, że słowiańscy woje mówią pseudocyrylicą (R=Я) i czczą Marxa, więc to raczej pra-Rosjanie. No trudno, może w następnym tomie...


Na koniec prośba - nie bierzcie sobie tych moich opinii zbytnio do serca, bo nie jestem żadnym recenzentem, tylko fanem Christy, który szukał w obu tych komiksach czegoś, co polubił w dzieciństwie. No i w jednym albumie to coś znalazłem, a w drugim nie. Ale jeśli Wy szukacie czegoś innego (np. tzw. profeski), być może znajdziecie to i w najnowszym "Asteriksie", czego serdecznie Wam życzę.